wtorek, 20 marca 2018

"Niewidzialny chłopiec"T. Karpowicza: Utkany ze słów /recenzja teatralna/

Najważniejsze w spektaklu Tymoteusza Karpowicza: "Niewidzialny chłopiec" jest słowo mówione, śpiewane, a także wyjąkane, wykrzyczane, zniekształcone. Aktor zaś jest niczym instrument w jazzowej orkiestrze.


Niewidzialny chłopiec w reż. Weroniki Szczawińskiej, fot. Elżbieta Kozak
Był cudownym chodzącym mitem. Postacią niezwykle enigmatyczną - możemy przeczytać w książce Joanny Roszak "W cztery strony naraz... Portrety Karpowicza". Mówił, że zasadzenie jednej rośliny jest warte więcej niż tysiąc słów. Dla niego ogród był rzeczywiście wart tysięcy słów [...]. Panowała w nim obfitość, rośliny przerastały dom, wchodziły do wnętrza oknami. W ogrodzie było jego amerykańskie Wilno, jego wiersze, jego wszystko.

"Portrety" to czwarta publikacja dotycząca Tymoteusza Karpowicza we wrocławskim wydawnictwie Biuro Literackie (po książkach "Małe cienie wielkich czarnoksiężników", "Mówi Karpowicz" i "Podziemnie wniebowstąpienie"). Biuro Literackie opublikowało ponadto czterotomowe wydanie "Dzieł zebranych" pisarza.  



Niewidzialny chlopiec, foto Bartek Warzecha
Od paru lat również Wrocławski Teatr Współczesny przywraca pamięć o twórczości Tymoteusza Karpowicza - poety, prozaika i dramaturga przez wiele lat związanego z Wrocławiem.  W ramach rozłożonego na lata projektu w 2013 roku swoją prapremierę miało słuchowisko "Dźwiękowy zapis doliny",  transmitowane przez Radio Wrocław oraz zdarzenie teatralne według poematu "Odwrócone światło" - obydwa w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. Ona też jest autorką adaptacji i reżyserką najnowszego spektaklu na podstawie nigdy niepublikowanego i niewystawianego utworu Tymoteusza Karpowicza -"Niewidzialny chłopiec". Tekst powstał w 1968 roku, ale - zatrzymany przez cenzurę - dopiero teraz ujrzał światło dzienne. To w istocie bardzo ryzykowne, ale i pociągające sięgnąć po dramat, który został napisany w innych okolicznościach, w rzeczywistości tak odległej. A jednak dostrzegamy konsekwencję reżyserki, która w wywiadzie dla "Didaskaliów" w 2010 roku powiedziała coś, co dotyczy również tego spektaklu:

Tekst jest zawsze pretekstem, figurą, do której trzeba podchodzić anarchistycznie. Słowo ma przede  wszystkim swój wymiar fizyczny, performatywny. Intrygują mnie formy dane, rozpoznawane, zderzone z żywym ciałem aktora, spoconym, zmęczonym, sapiącym.

Niewidzialny Chłopiec jako projekcja ukrytych pragnień 

Spektakl fabułę ma konwencjonalną. Przy rodzinnym stole zbiera się wielopokoleniowa rodzina i jej gość - Doktor. Do stołu usługuje Służąca. "Rozmowy przy stole" są banalne, co podkreślić ma "rozbijanie" słów, ich przeciąganie, przeinaczanie i zderzanie. Spotkanie jest bowiem pustą konwencją, konwencją w pewnym sensie teatralną, sztuczną. Nikt nie wyraża siebie "naprawdę", rozmowa i jedzenie również są "na niby". Podobnie jak pozowanie do "rodzinnych fotografii".

Sceniczni: Ojciec (Jerzy Senator) i Matka (Ewelina Paszke- Lowitzsch)

Ową sztuczność przerywa pojawienie się Niewidzialnego Chłopca. Odtąd postacie pojawiają się na scenie pojedynczo, wygłaszając/wyśpiewując swoje monologi niejako "w relacji" z owym niewidzialnym. Jak w "Iwonie" Gombrowicza, odsłaniają swoje intymne myśli, pozostając zawsze "wobec" tajemniczej postaci. Jednocześnie są śledzone przez pozostałych. Płynący stąd przekaz brzmi zupełnie współcześnie: rodzina, relacje międzyludzkie, słowo - zostały pozbawione tradycyjnych znaczeń. Stały się pustosłowiem, formą bez treści, ograniczającą ludzi i odbierającą im wolność, możność bycia sobą. 

 Spektakl jak jam session


Spektakl Weroniki Szczawińskiej ma oszczędną, a zarazem interesującą formę. Funkcjonalna scenografia i jednobarwne kostiumy Natalii Mleczak przypominają sztukę minimalistyczną. W tej zaznaczonej zmiennym oświetleniem przestrzeni można bez trudu przywołać w wyobraźni rodzinne przyjęcie, niebo z gwiazdami, drzwi, kanapkę lekarską.... Czerwone kostiumy Państwa i żółty Służącej dopełniają się i komponują na różne sposoby. 


Niewidzialny chłopiec/fot. B. Warzecha, WTW

Ale najważniejsze w tym spektaklu jest słowo mówione, słowo śpiewane, a także wyjąkane, wykrzyczane, zniekształcone. Skojarzenie spektaklu z jam session nie jest wcale pozbawione racji. Oto najpierw pojawia się "temat", który podejmują wszyscy, tworząc wokół stołu rodzaj grającej jakiś standard orkiestry jazzowej. Poszczególni aktorzy wykonują najpierw krótkie solówki, a potem następuje szereg improwizacji, które są długimi indywidualnymi występami przed publicznością. Aktor w tym przedstawieniu jest jak instrument. Wydaje z siebie różne dźwięki, posługując się m.in. mikrofonem, który służy nie tylko wzmocnieniu głosu, ale przede wszystkim jego deformacji. Jedyną osobą, która milczy, jest Służąca. Wszyscy jednak nieustannie się do niej zwracają i czegoś od niej chcą. Jest poniekąd ośrodkiem tej kompozycji.

Brawa należą się aktorom, którzy nie tylko grają, ale także śpiewają bluesy (Matka – Ewelina Paszke-Lowitzsch, Córka – Anna Kieca), brzmiące egzotycznie pieśni (znakomity, jak zawsze, Zdzisław Kuźniar - co za głos!), znakomicie interpretując ten trudny, lingwistyczny tekst. 

Przedstawienie "Niewidzialny Chłopiec" w reżyserii Weroniki Szczawińskiej miało prapremierę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym 14 lutego 2015 roku.

Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline 25 lutego 2015 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 25-28.04.2024

 Integracyjne spotkanie w pokoju zagadek dla dzieci głuchych i słyszących oraz spacer tematyczny szlakiem polskich malarek i malarzy - to wy...

Popularne posty