piątek, 31 lipca 2020

Nagrody Polish Days 2020 rozdane

Zakończyło się Polish Days 2020 – najważniejsze wydarzenie branżowe MFF Nowe Horyzonty, współorganizowane przez Polski Instytut Sztuki Filmowej i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Fot. Film balkonowy. Wejdź w mój kadr, reż. Pawła Łozińskiego

Ponad 170 przedstawicieli branży filmowej z całego świata obejrzało gotowe filmy i fragmenty filmów w fazie postprodukcji oraz uczestniczyło w prezentacjach projektów w developmencie. Jak co roku najlepsze projekty zostały nagrodzone przez partnerów Polish Days.

Nagrodę Screen International otrzymał w tym roku film Prime Time w reżyserii Jakuba Piątka (produkcja Watchout Studio). Nagrodą dla wybranego projektu z sekcji Works in Progress jest promocja przez współpracę redakcyjną na kolejnych etapach produkcji.

Nagrodę ufundowaną przez Coloroffon, jaką są usługi postprodukcyjne (pokrycie 50% kosztów postprodukcji obrazu wartość do kwoty 30 tys. złotych, z wyłączeniem VFX), otrzymuje Film balkonowy. Wejdź w mój kadr w reżyserii Pawła Łozińskiego (Łoziński Production).

Nagroda No Problemo Music, w postaci swobodnego dostępu do banku muzyki, trafia do Pawła Łozińskiego reżysera Filmu balkonowego oraz do filmu Wszystkie nasze strachy Łukasza Rondudy (produkcja: Serce).

Stypendium Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej o wartości 35 000 złotych dla producenta otrzymała Anna Stylińska z Harine Films. Nagrodą jest dofinansowanie udziału w warsztatach EAVE 2021 - rocznego programu, podczas którego producenci pracują nad rozwojem filmu fabularnego, dokumentalnego lub serialu.

Polish Days współorganizowane są przez: Polski Instytut Sztuki Filmowej oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Partnerami wydarzenia są: EAVE, Screen International, Coloroffon, No Problemo Music, Wrocław Film Commission, Mazovia Warsaw Film Commission, Łodź Film Commission, Podkarpackie Film Commission, DI Factory.

Patronami medialnymi są Film Pro, Film New Europe i Film & TV Kamera.

informacja prasowa

Przedstawiamy wszystkie tytuły zakwalifikowane do Konkursu Głównego 17. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity

Filmy, które będą walczyły o Nagrodę Banku Millennium (Grand Prix) podczas Millennium Docs Against Gravity, zabiorą widzów w podroż, która pozwala otworzyć się na innych ludzi zgodnie z tegorocznym hasłem festiwalu - „z czułości do świata”. W tym roku w Konkursie Głównym zostanie zaprezentowanych 13 wyjątkowych filmów, wyreżyserowanych przez siedmiu reżyserów i osiem reżyserek. 



Festiwal w formule hybrydowej odbędzie się od 4 do 18 września w siedmiu miastach: Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Katowicach, po raz pierwszy w Poznaniu, Lublinie oraz Bydgoszczy. Od 19 września do 4 października potrwa część online festiwalu. Sponsorem tytularnym wydarzenia jest Bank Millennium, związany z festiwalem nieprzerwanie już od okrągłych 15 lat!


Bohaterki codzienności


W tym roku w Konkursie Głównym znalazło się kilka tytułów pokazujących silne kobiety i ich próby zmierzenia się z często nieprzychylnym oraz pełnym przemocy środowiskiem życia. Od „La Mami” Laury Herrero Garvin, pokazującego życie tancerek z Barba Azul Cabaret w Meksyku, przez film „Dla Samy” („For Sama”, reż. Waad Al-Khateab i Edward Watts), który przedstawia bohaterkę walczącą o życie swoje oraz swojej córki w oblężonym syryjskim Aleppo, aż po „Lekcję miłości” („Lessons of Love”, reż. Małgorzata Goliszewska, Katarzyna Mateja) - historię 69-letniej Joli, która wyrwała się z toksycznego związku i rozpoczyna życie na nowo.

Kadr z filmu Malarka i złodziej

Spojrzeniem na ciekawą relację, która tworzy się między bohaterką i złodziejem, który ukradł obrazy jej autorstwa, jest film „Malarka i złodziej” („The Painter and the Thief”). Barbora Kysilkova dowiaduje się, że jej dwa obrazy zostały skradzione z galerii. Stawia się na rozprawie i proponuje skazanemu spotkanie. Ma w planach namalowanie jego portretu, bo jest zafascynowana osobowością złodzieja. Z kolei „Blizny” Agnieszki Zwiefki opowiadają o losach Vetrichelvi, która miała zaledwie 17 lat, gdy wstąpiła do terrorystycznej organizacji Tamilskich Tygrysów na Sri Lance, a teraz chce odnaleźć się na powrót w rzeczywistości po jej opuszczeniu.



Kręte ścieżki dorastania


Vetrichelvi dorastała w ekstremalnych warunkach wojny domowej na Sri Lance, ale to nie jedyna opowieść o trudnym wchodzeniu w dorosłość w tegorocznym Konkursie Głównym Millennium Docs Against Gravity. W cieniu konfliktu i wojny dorasta też bohaterka filmu „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza” („The Earth is Blue as an Orange”) Iryny Tsilyk. Pochodzi z rodziny mieszkającej na pierwszej linii frontu w Donbasie na Ukrainie. Gdy na zewnątrz panuje chaos i słychać bombardowania, dziewczyna kręci film inspirowany własnym codziennym życiem w trakcie trwającej wojny, żeby dostać się do szkoły filmowej.


Kadr z filmu Nastolatki

Z kolei bohaterami „Wyrzutków” („Punks”, reż. Maasja Ooms) jest grupa nastolatków, z którymi nie mogą poradzić sobie ani szkoła, ani rodzice. Jedyną nadzieją dla tych dojrzewających chłopców okazuje się izolacja na jednej z farm we Francji. Tymczasowe zamknięcie i nadzór mają im pomóc powrócić na łono społeczeństwa. Sébastien Lifshitz w filmie „Nastolatki” („Adolescentes”) podąża dla odmiany za dwoma dziewczynami, nastoletnimi Francuzkami Emmą i Anaïs, które są najlepszymi przyjaciółkami od dziecka, a jednak wszystko w ich życiu wydaje się je od siebie różnić: pochodzenie społeczne oraz osobowość. Jedna wywodzi się z zamożnej rodziny, a druga dorasta w trudnych warunkach i środowisku. W filmie pokazana jest ich ich radykalna przemiana z trzynastolatek w osiemnastoletnie dziewczyny.


W zderzeniu z żywiołem


W dorosłość wchodzi także syn pewnego nepalskiego Szerpa Nady. W celu zapewnienia edukacji swojemu dziecku, ojciec łamie tabu i wraz z wybitnymi europejskimi alpinistami bierze udział w himalajskiej wyprawie na Kumbhakarnę, świętą górę Szerpów. Czy pomimo ciężkich warunków pogodowych uda się im zdobyć szczyt? Widzowie festiwalu zobaczą dramatyczny finał tej historii w filmie „Ściana cieni” („The Wall od Shadows”) Elizy Kubarskiej. Zderzenie z innymi potężnymi siłami przyrody przeżyli mieszkańcy miasteczka Paradise. W 2018 roku wybuchł tam najtragiczniejszy pożar w historii Kalifornii, który doszczętnie je zdewastował. Zdobywca Oskara Ron Howard postanowił pojechać na miejsce katastrofy i tak powstał film „Odbudować Paradise” („Rebuilding Paradise”), opowiadający o walce o swój dom, ale także o niszczycielskiej działalności człowieka, która prowadzi do ekologicznej tragedii. 


Kadr z filmu Ściana cieni

Ciemna strona polityki


O ciemnej stronie działalności polityków, która potrafi niszczyć ludzkie życie tak skutecznie, jak ogień zniszczył domu w Paradise, opowiadają trzy filmy w Konkursie Głównym festiwalu. „Witamy w Czeczenii” („Welcome to Chechenya”) Davida France'a pokazuje, jak dokładnie wyglądało regularne polowanie na osoby LGBT+ urządzone przez przywódcę Czeczenii – Ramzana Kadyrowa. Świat pierwszy raz usłyszał o tej niewyobrażalnej akcji eksterminacji części społeczeństwa w 2017 roku. Twórcy filmu, narażając własne życie, towarzyszyli ludziom, którzy natychmiast musieli uciekać z własnego kraju w obawie przed śmiercią. 


Kadr z filmu Witamy w Czeczenii

Siergiej Łoźnica cofa się z kolei do roku 1953 i pokazuje przebieg „Pogrzebu Stalina” („State Funeral”). Dzięki odnalezionym przez reżysera archiwom widzowie mogą przyjrzeć się z niezwykłej perspektywy pogrzebowi jednego z największych zbrodniarzy w historii ludzkości. Nigdy wcześniej niepokazywane, w dużej mierze kolorowe zdjęcia, zapierają dech w piersiach i przenoszą w samo centrum kultu jednostki. O propagandzie i jej wpływie na społeczeństwo opowiada też Hubert Sauper w filmie „Epicentrum” („Epicentro”). Na ulicach Hawany mieszkańcy w każdym wieku dzielą się z nim przed kamerą swoimi opiniami na temat życia w skolonizowanym kraju, a także wewnętrznej wolności, jakiej doświadczają pomimo surowych sankcji. Reżyser tworzy wciągający i metaforyczny portret postkolonialnej, „utopijnej” Kuby.

informacja prasowa

Nowości, wyjątkowe przeglądy i pokazy specjalne | sierpień w Kinie Nowe Horyzonty

Pokazy najnowszych i najciekawszych produkcji prosto z Włoch, przegląd filmów przeciw dyskryminacji, seanse przebojów w reżyserii Christophera Nolana, kultowa "Psychoza" Alfreda Hitchcocka i wizyta tureckiego Tarzana na deser: sierpniowe menu Kina Nowe Horyzonty tradycyjnie jest bogate w zestaw wyjątkowych wydarzeń specjalnych.


Kadr z filmu A. Hitchcocka Psychoza


Nowe Horyzonty tournée | 1 sierpnia, od 16:00


Filmową ucztę zaczniemy już w sobotę, 1 sierpnia, pokazami festiwalowych hitów w ramach Nowe Horyzonty tournée. Choć sam Festiwal Nowe Horyzonty został przeniesiony na listopad, w najbliższą sobotę będzie można poczuć nowohoryzontową atmosferę oglądając trzy znakomite produkcje: Przynętę, reż. Mark Jenkin – zwycięzcę 19. edycji Nowych Horyzontów, Emę, reż. Pablo Larraín – energetyczną propozycję na upalne lato oraz Liberté, reż. Albert Serra – najbardziej ekscentryczny tytuł z ostatniej odsłony NH.


Kadr z filmu Eme w reż. Pablo Larraína

Mistrzowie Kina: Christopher Nolan | 3-6 sierpnia


Oto twórca, który każdy filmowy materiał potrafi zamienić w prawdziwe złoto. Od 3 do 6 sierpnia zapraszamy do Nowych Horyzontów na wakacyjną odsłonę cyklu Mistrzowie Kina, w ramach której zaprezentujemy cztery filmy Christophera Nolana: Mroczny Rycerz, Mroczny Rycerz powstaje, Interstellar, Dunkierka. Z kolei od 12 sierpnia zapraszamy na pokazy specjalne Incepcji – w ramach rozgrzewki przed premierą Tenet.

Kadr z filmu Mroczny rycerz w reż. Ch. Nolana


Kino vs. rasizm | sierpniowe wtorki i czwartki, 19:00


W pierwszy wtorek miesiąca (4 sierpnia) rozpocznie się przegląd Kino vs. rasizm, podczas którego zaprezentujemy 8 filmów wyrastających ze sprzeciwu wobec wszelkich form dyskryminacji rasowej. W programie znalazły się zarówno głośne hollywoodzkie tytuły (Django czy Zniewolony), jak i mniejsze filmy europejskie (Raj: miłość, Fuocoammare). Wydarzeniem specjalnym przeglądu będzie pokaz arcydzieła Spike’a Lee – Rób, co należy – połączony z dyskusją, w której udział wezmą Katarzyna Surmiak-Domańska, autorka głośnej książki Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość oraz dr Margaret Ohia-Nowak, językoznawczyni i medioznawczyni.

Kultowe NoHo: Psychoza | 7 sierpnia (piątek), 20:00


Film, który w momencie premiery znacząco uszczuplił dochody właścicieli moteli i producentów akcesoriów prysznicowych. Psychoza to jedno z opus magnum (tak, w przypadku Hitchcocka można używać „opus magnum” w liczbie mnogiej) mistrza kinowego suspensu. Seans tego kultowego filmu na wielkim ekranie to obowiązek każdego kinomana i przede wszystkim – fantastyczne kinowe doświadczenie.

Cinema Italia Oggi | 14-21 sierpnia


Przegląd najnowszych produkcji ze słonecznej Italii. W programie znalazło się 8 wyjątkowych filmów, które zdobyły uznanie krytyków na światowych festiwalach i cieszyły się wielką popularnością wśród włoskich widzów. Na ekranach KNH zobaczmy m.in. wyróżnioną Nagrodą FIPRESCI na Berlinale 2019 Dafne, trzymający w napięciu thriller Efekt domina i szaloną komedię o niezwykłej super-agentce Praca jak każda.


Kadr z filmu Fajnie by bylo


Najlepsze z Najgorszych: Turecki Tarzan | 26 sierpnia (środa), 20:00


W ramach sierpniowego spotkania z kinem tak potwornie złym, że aż pięknym zapraszamy na wyprawę do świata tureckich VHS-ów, w którym rządzą siła, przemoc, naoliwione mięśnie, cudna amatorszczyzna i rozbuchane męskie ego. Turecki Tarzan to doskonały przykład mało znanego w Polsce fenomenu „tureckiej fabryki snów” (lub bardziej koszmarów).

Zapraszamy także na inne wydarzenia specjalne i pokazy w ramach stałych cykli w Kinie Nowe Horyzonty:


  •  Letnie powtórki transmisji oper, baletów, spektakli teatralnych i wystaw na ekranie 
  • Wielcy Kompozytorzy: historie wybitnych twórców muzyki poważnej 
  • Retransmisje spektakli z legendarnego National Theatre w Londynie 
  • Ella: Just One of Those Things – dokument prezentujący niezwykłą historię Elli Fitzgerald 
  • Nowe Horyzonty dla Seniora 
  • Wydarzenia i atrakcje dla dzieci i rodziców


informacja prasowa

środa, 29 lipca 2020

Dürer i inni. Grafika niemiecka XV i XVI w. ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu

Od 19 lipca do 13 września 2020 roku Muzeum Narodowe w Poznaniu zaprasza na wystawę "Dürer i inni", prezentującą ok. 40 grafik  Dürera oraz dzieła tak wyjątkowe, jak Ścięcie Jakuba Wita Stwosza oraz Wjazd Henryka Walezego do Frankfurtu nad Odrą Mathiasa Zűndta.

Albrecht Dürer (1471–1528), Madonna z Dzieciątkiem i małpką, ok. 1498, miedzioryt

Zbiory poznańskiego Gabinetu Rycin, ze względów reżimów konserwatorskich, prezentowane są nieczęsto. Kuratorka wystawy Danuta Rościszewska  opracowała zbiór grafiki niemieckiej XV i XVI w. W 2014 Muzeum Narodowe wydało katalog tego zbioru a tego lata prezentuje najbardziej wartościowe prace ze zbioru grafiki niemieckiej Gabinetu Rycin Muzeum Narodowego w Poznaniu – 90 obiektów, 20 twórców z kolekcji liczącej blisko 170 dzieł.

Albrecht Dürer (1471–1528), Niesienie krzyża, 1512, miedzioryt z Pasji miedziorytniczej

Centralny punkt wystawy stanowią ryciny Albrechta Dürera, grafika wszech czasów, którego twórczość miała przełomowe znaczenie dla rozwoju tej dziedziny sztuki. Ona też jest punktem odniesienia dla dzieł pozostałych artystów. Niektórzy z nich jak Martin Schongauer czy Michael Wolgemut byli mistrzami Dürera, inni jak Hans Beham, Georg Pencz, Hans Schäufelein czy Heinrich Aldegrever byli jego uczniami. Artyści ci wykorzystywali różne techniki graficzne, głównie miedzioryt i drzeworyt, choć niektórzy próbowali swych sił w nowej wówczas technice akwaforty.

Wit Stwosz (ok. 1447–1533), Ścięcie św. Jakuba, miedzioryt, ze zbiorów TPN

Większość prezentowanych prac ukazuje sceny religijne, ale będą też przedstawienia alegoryczne, mitologiczne, rodzajowe i historyczne. Wśród nich, poza ok. 40 wspaniałymi rycinami Dürera, znajdą się tak wyjątkowe dzieła, jak Ścięcie Jakuba Wita Stwosza oraz Wjazd Henryka Walezego do Frankfurtu nad Odrą Mathiasa Zűndta. Celem wystawy będzie zatem zapoznanie widzów z nie pokazywanymi arcydziełami z kolekcji Gabinetu Rycin MNP, wprowadzenie w problematykę ikonograficzną sztuki nowożytnej, a także zapoznanie odwiedzających z technikami sztuk graficznych.

Israel van Meckenem (ok. 1450–1503), Chrystus w Emaus, miedzioryt z Największej Pasji

Wystawa nadto  jest pierwszą z cyklu prezentacji kolekcji własnych, nieeksponowanych na
wystawach stałych: zbiorów Gabinetu Rycin, Galerii Plakatu i Designu i Gabinetu Numizmatycznego.

Wystawie towarzyszą dwa wydawnictwa – katalog kolekcji w edycji polsko-angielskiej z roku 2014 oraz przygotowany z myślą o ekspozycji folder.

ZAPRASZAMY NA WIRTUALNY SPACER PO WYSTAWIE 


Albrecht Dürer (1471–1528), Wypędzenie przekupniów ze świątyni, ok. 1508/1509, drzeworyt z Małej Pasji

Wystawie towarzyszy program edukacyjny:

Oprowadzania kuratorskie – niedziela w południe – 12.00 Danuta Rościszewska

26.07
29.08  (sobota)
13.09

Oprowadzania tematyczne – Kinga Sibilska

14.08 – Hity wystawy (piątek g. 16:30)
16.08 Pasja mistrza (niedziela g. 12.00)
21.08 – Hity wystawy (piątek g. 16:30)
12.09 – (ostatni weekend z wystawą) – Pasja mistrza (sobota g. 12:00)

Oprowadzania dla seniorów – czwartki w południe, g. 12.00:

13.08 – Hity wystawy
10.09 – Pasja mistrza

informacja prasowa

Triumf muzyki na żywo, czyli 16. Festiwal Muzyki Polskiej w Krakowie

Wielkie dzieła Krzysztofa Pendereckiego i Józefa Kozłowskiego, psalmy Mikołaja Gomółki, muzyka fortepianowa czasów Chopina oraz pierwsze wykonanie źródłowej wersji opery „Jadwiga, królowa polska” Karola Kurpińskiego – tak w skrócie zapowiada się 16. edycja Festiwalu Muzyki Polskiej. 




Od 6 do 9 sierpnia w czasie koncertów na żywo usłyszymy w Krakowie m.in. Chór i Orkiestrę Filharmonii Śląskiej pod batutą Macieja Tworka, Chór Mieszany Katedry Wawelskiej i Krakowską Orkiestrę Festiwalową pod kierunkiem Rafała Jacka Delekty, a także wybitnych solistów: m.in. sopranistkę Edytę Piasecką, mezzosopranistkę Roksanę Wardengę, tenora Wojciecha Parchema, bas-barytona Krzysztofa Szumańskiego, kontratenora Sławomira Bronka i grającego na fortepianie historycznym Tobiasa Kocha. 

Na inaugurację 16. edycji festiwalu (6 sierpnia, Kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej) w hołdzie śp. Krzysztofowi Pendereckiemu zabrzmi wyjątkowy utwór Mistrza - Chaconne per archi. To niezwykle osobiste dzieło powstało w reakcji na śmierć Jana Pawła II, blisko dwadzieścia lat po ukończeniu pierwotnej wersji Polskiego Requiem, do którego zostało dołączone w 2005 roku. Chaconne nawiązuje do gatunku XVII-wiecznego lamentu, którego formę, bliską passacaglii, stanowiły wariacje oparte na wspólnej i prostej formule basowej. Utwór Pendereckiego tworzy dziewięć wariacji, a finałowa wariacja jest marszem żałobnym. Drugim dziełem, które usłyszymy będzie Requiem autorstwa polskiego kompozytora działającego na przełomie XVIII i XIX wieku w Rosji – Józefa (Osipa) Kozłowskiego. Postać niezwykle barwna i wyjątkowa – Kozłowski był m.in. nauczycielem muzyki Michała Kleofasa Ogińskiego, służył w wojsku rosyjskim i brał udział w wojnie z Turcją. Od 1790 roku działał na dworze księcia Grzegorza Potiomkina, od 1791 roku przebywał w Petersburgu, gdzie zyskał sławę. Jego dorobek obejmuje kilkaset kompozycji. Jedno z największych dzieł wokalno-instrumentalnych Kozłowskiego - Requiem es-moll napisane zostało na śmierć króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w lutym 1798 roku. Kompozycję usłyszymy w wykonaniu znakomitych solistów: Ewy Tracz (sopran), Sylwii Ziółkowskiej (sopran), Roksany Wardengi (mezzosopran), Stanisława Napierały (tenor) oraz Jakuba Szmidta (bas). Orkiestrę i Chór Filharmonii Śląskiej poprowadzi Maciej Tworek.

7 sierpnia w Kościele ewangelicko-augsburskim św. Marcina w wyjątkowym wykonaniu zabrzmią Melodie na Psałterz Polski Mikołaja Gomółki. Wyjątkowym, ponieważ słynne psalmy w przekładzie Jana Kochanowskiego zaprezentuje kontratenor Sławomir Bronk, któremu towarzyszyć będzie na pozytywie szkatulnym i wirginale Marcin Armański. Dzieło, na które składa się 150 czterogłosowych psalmów, wydano drukiem w krakowskiej oficynie w 1580 roku. Wybrane psalmy przeplatane będą improwizacjami instrumentalnymi oraz tańcami z polskich tabulatur.

Polscy romantycy. Tempo di Polacca – Tempo di Mazourka to tytuł koncertu, który odbędzie się 8 sierpnia w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach. Za tym tytułem kryją się miniatury fortepianowe nie tylko Fryderyka Chopina, ale całej plejady polskich kompozytorów preromantycznych i romantycznych takich jak Michał Kleofas Ogiński, Karol Kurpiński, Maria Szymanowska, Józef Elsner, Ignacy Feliks Dobrzyński czy Karol Mikuli. Z recitalem wystąpi jeden z najwszechstronniejszych pianistów swojej generacji, pochodzący z Niemiec Tobias Koch. W 2018 roku pianista był jednym z jurorów I Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina na Instrumentach Historycznych w Warszawie.

Na zakończenie festiwalu (9 sierpnia, kościół św. Katarzyny) zaprezentowana zostanie zapomniana opera historyczna Karola Kurpińskiego Jadwiga, królowa polska. Dzieło powstało w czasach Kongresu Wiedeńskiego do słów Juliana Ursyna Niemcewicza. Opera przedstawia historię Jadwigi Andegaweńskiej, której los każe wybierać między szczęściem własnym a szczęściem narodu. Obok królowej w dziele występuje troje kandydatów do jej ręki – arcyksiążę Wilhelm, wielki książę Litewski Jagiełło i książę Ziemowit oraz wielki mistrz krzyżacki – Konrad. Jadwiga doczekała się w I połowie XIX w. ponad trzydziestu przedstawień, po II wojnie światowej operę wystawiono w Teatrze Wielkim w Warszawie w 1985 roku. Na festiwalu operę Kurpińskiego usłyszymy w wersji koncertowej, będzie to jednocześnie pierwsze wykonanie w oryginalnej wersji źródłowej. Chór Mieszany Katedry Wawelskiej i Krakowską Orkiestrę Festiwalową poprowadzi Rafał Jacek Delekta. W roli tytułowej usłyszymy cenioną sopranistkę Edytę Piasecką (Jadwiga), a w pozostałych rolach m.in. Wojciecha Parchema (Wilhelm), Sylwestra Smulczyńskiego (Ziemowit), Wojciecha Rasiaka (Spytko z Melsztyna) i Krzysztofa Szumańskiego (Konrad, wielki mistrz krzyżacki).

Bilety w cenie 1 zł na wszystkie koncerty 16. Festiwalu Muzyki Polskiej są do nabycia stacjonarnie w punktach InfoKraków – Sieć Informacji Miejskiej w Krakowie: w Pawilonie Wyspiańskiego, Sukiennicach, przy ul. św. Jana 2, ul. Szpitalnej 25, ul. Powiśle 11 i Józefa 7. Bilety można rezerwować także pod adresem promocja@fmp.org.pl.

informacja prasowa

14. wakacyjny festiwal filmowy LETNIE TANIE KINOBRANIE Tydzień 5.: D jak Droga

D jak dzieciństwo oczami Richarda Linklatera i Nadine Labaki. D jak dziewczyny - żeglarki. D jak dziennikarz z filmu Agnieszki Holland. D jak drugi najwyższy szczyt Ziemi - K2. D jak dokument. 
D jak deskorolki. Po prostu: D - jak droga.


W piątek, 31 lipca, w Kinie Pod Baranami rozpocznie się piąty tydzień wakacyjnego festiwalu filmowego Letnie Tanie Kinobranie. Tym razem, prezentowane filmy zabiorą widzów w drogę – zarówno dosłowną, jak i bardziej metaforyczną. Na ekranie m.in.: Patricia Arquette, Ethan Hawke, Mahershala Ali (w dwóch filmach!), Viggo Mortensen, Naomie Harris, Christian Bale, Shia LaBeouf, Dakota Johnson.

Filmowa droga nigdy nie jest tylko przemieszczaniem się z punktu A do punktu B. To okazja do konfrontacji z lękami i słabościami, spojrzenia w głąb siebie oraz nawiązania głębokiej relacji z drugim człowiekiem. Choć prezentowane w kinobraniowych filmach podróże mogą nie prowadzić do konkretnego miejsca na mapie, ani nawet nie mieć wyraźnego celu i kierunku, to zawsze są gwarantami znakomitych historii.

Pokonywanie drogi wiąże się z wysiłkiem fizycznym – doskonale zdają sobie z tego sprawę bohaterowie dokumentów przedstawiających losy walczącej z falami i szowinizmem załogi żeglarek (Maiden); polskich himalaistów chcących dokonać niemożliwego (Ostatnia góra) oraz ryzykującego życie wspinacza (Free Solo). Choć w przypadku bohaterów filmu Le Mans ’66 Jamesa Mangolda większość trudów biorą na siebie mechaniczne części superszybkich samochodów, również obsługujący je fachowcy – tacy jak genialny kierowca Ken Miles (Christian Bale) i konstruktor Carroll Shelby (Matt Damon) – muszą się mocno wysilić by pokonać trasę słynnego, 24-godzinnego wyścigu, w jak najkrótszym czasie.

Przemiana bohatera, jego droga do dojrzałości, a nawet dosłowne dorastanie przed kamerą – to motywy silnie obecne w takich filmach jak: oscarowy Moonlight, który snuje subtelną opowieść o niebezpiecznym świecie pełnym narkotyków i przestępczości oraz w zanurzonym w świecie deskorolkarzy dokumencie Jutro albo pojutrze, w którym Bing Liu na przestrzeni lat rejestrował losy swoich przyjaciół – amerykańskich nastolatków z niesławnego „pasa rdzy”. Upływ czasu ciekawie ujmuje Boyhood Richarda Linklatera. Choć same zdjęcia do filmu trwały tylko 39 dni, projekt realizowany był łącznie przez 11 lat, a biorący w nim udział aktorzy (Ethan Hawke, Patricia Arquette i Ellar Coltrane) dojrzewali i starzeli się wraz ze swoimi postaciami.

Do klasycznego „kina drogi” nawiązuje oscarowy Green Book – emanujący przyjemnym ciepłem komediodramat, rozgrywający się w pełnej dyskryminacji i nierówności Ameryce lat 60. Jego głównych bohaterów (doskonały duet: Mahershala Ali i Viggo Mortensen) dzieli niemal wszystko, jednak wspólna podróż daje im możliwość poznania się od zupełnie innej strony oraz zrewidowania jakże mylnego „pierwszego wrażenia”. Zmiana podejścia do siebie nawzajem cechuje także protagonistów filmu pod ekscentrycznym tytułem Sokół z masłem orzechowym. Żyjący na granicy społeczeństwa Tyler (Shia LaBeouf) początkowo patrzy z niechęcią na narzucającego się mu Zaka (Zack Gottsagen), będącego młodym mężczyzną z zespołem Downa, któremu marzy się kariera profesjonalnego zapaśnika.

Jak przekonuje Nadine Labaki, reżyserka Kafarnaum, nie każdy wyrusza w drogę z własnej, nieprzymuszonej woli. W centrum jej filmowej opowieści znajduje się dwunastoletni Zejn, mieszkaniec bejruckich slumsów, który tuła się po ulicach bezlitosnego miasta desperacko walcząc o przetrwanie. W podobnym duchu wypowiada się Denis Villeneuve w Pogorzelisku – przejmującym dramacie z wojną w tle, w którym młoda kobieta mieszkająca w Kanadzie, poznaje po latach tragiczne losy swojej matki, emigrantki z Bliskiego Wschodu.

Przeciwne kierunki mają wyprawy, w jakie wyruszają bohaterowie Obywatela Jonesa i Dunkierki. Pierwszy z filmów, wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland, jest zapisem podróży do jądra ciemności – tym razem nie kryjącego się w tropikalnej dżungli, lecz na ukraińskich bezdrożach, nękanych przez katastrofalny w skutkach głód. Tymczasem żołnierze przedstawieni w Dunkierce – widowiskowym dziele Christophera Nolana – za wszelką cenę pragną wydostać się z piekła, jakie otacza ich w okupowanej przez nazistów Francji. Manipulując czasem i rozpraszając uwagę widza, reżyser sugestywnie oddaje pełne napięcia oczekiwanie i wojenny chaos – a także rozbudza apetyt na swoje oczekujące na premierę, najnowsze dzieło: enigmatyczny Tenet. 

D jak Droga” to także tytuł specjalnej kolekcji, dostępnej od 31 lipca w wirtualnej sali Kina Pod Baranami, na www.e-kinopodbaranami.pl. Zestaw składa się z siedmiu filmów zawierających rozmaite ujęcia ludzkich wędrówek.

Ich bohaterowie nie boją się ani odmętów oceanu pokonywanych w całkowitej samotności (Na głęboką wodę), ani wysokich gór, gdzie pełnię władzy dzierży tajemna siła wyższa (Turysta). Potrafią nawet dotrzeć do odciętych od świata rejonów słynnej „korony ziemi”, by dostarczyć tam upragnione przez mieszkańców pianino (Stroiciel Himalajów).

Choć nie jest to łatwe, bywa że całkowicie zmieniają swoje życie. Wracają po latach w rodzinne strony, które nie witają ich wcale z otwartymi ramionami (Dzika grusza) oraz wyruszają w nieznane, by spełnić sklepowe marzenie i odnaleźć zaginionego rodzica (Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie).

Wędrują nie tylko przez przestrzeń, ale także czas. Ich życiorysy obejmują 25 lat przemian, które doprowadziły do powstania współczesnych Chin (Nawet góry przeminą) oraz wielopokoleniowe rodzinne konflikty – możliwe do załagodzenia poprzez kulinarne eksperymenty (Ramen. Smak wspomnień).

Wakacyjny festiwal Letnie Tanie Kinobranie to nie tylko tradycyjne projekcje kinowe, ale również seanse pod gwiazdami w przestrzeni renesansowego Pałacu pod Baranami oraz akcja Zbieraj KINO (osiem obejrzanych filmów to jeden bilet gratis). Po emocjonujących pokazach filmowych, na widzów czekać będzie strefa relaksu z wygodnymi leżakami na tarasie Kina.

Seanse w kinie odbędą się z zachowaniem wszystkich zaleceń sanitarnych. Na terenie Kina rozmieszczone są punkty odkażania rąk, a w salach kinowych dostępne jest co drugie miejsce. Podczas wizyty w kinie nosimy maseczki zakrywające usta i nos.

Oficjalny hasztag festiwalu: #Kinobranie2020
 
Bilet na każdy film w cenie 9 złotych.
(Z wyjątkiem “Pięciu strzałów w dziesiątkę”, czyli 5 filmowych hitów po 10 zł.)
 
 

PROGRAM

 
TYDZIEŃ 5. (31 lipca – 6 sierpnia) D jak Droga
 
BOYHOOD | BOYHOOD (Richard Linklater) US 2014, 163’ EN     
DUNKIERKA | DUNKIRK (Christopher Nolan) US/UK/FR/NL 2017, 107' EN/FR/DE
FREE SOLO | FREE SOLO (Jimmy Chin, Elizabeth Chai Vasarhelyi) US 2018, 100’ EN
GREEN BOOK | GREEN BOOK (Peter Farrelly) US 2018, 133’ EN 
JUTRO ALBO POJUTRZE | MINDING THE GAP (Bing Liu) US 2018, 93’ EN         
KAFARNAUM | CAPHARNAÜM (Nadine Labaki) LB/US 2018, 126' AR/AM  
LE MANS '66 | FORD V FERRARI (James Mangold) US 2019, 152' EN/IT/FR/JP   
MAIDEN | MAIDEN (Alex Holmes) GB 2018, 97' EN
MOONLIGHT | MOONLIGHT (Barry Jenkins) US 2016, 112’ EN             
OBYWATEL JONES | MR. JONES (Agnieszka Holland) PL/GB/UK 2019, 119’ EN/UK/WEL OSTATNIA GÓRA | THE LAST MOUNTAIN (Dariusz Załuski) PL 2019, 83’ PL POGORZELISKO | INCENDIES (Denis Villeneuve) CA/FR 2010, 130' FR/ARA/EN
SOKÓŁ Z MASŁEM ORZECHOWYM | THE PEANUT BUTTER FALCON (T. Nilson, M. Schwartz) US 2019, 96’ EN     
 
E-KINOBRANIE - FILMY DO ZOBACZENIA ONLINE
od 31 lipca na e-kinopodbaranami.pl
  
DZIKA GRUSZA | AHLAT AĞACI (Nuri Bilge Ceylan) TR/MK/FR/DE/BA/BG/SE 2018, 188’ TR
NA GŁĘBOKĄ WODĘ | THE MERCY (James Marsh) GB 2018, 101’ EN/ES
NAWET GÓRY PRZEMINĄ | SHAN HE GU REN (Jia Zhang-ke) CN/JP/FR 2015, 131’ CN/EN
NIEZWYKŁA PODRÓŻ FAKIRA, KTÓRY UTKNĄŁ W SZAFIE | THE EXTRAORDINARY JOURNEY OF THE FAKIR (Ken Scott) FR/US/BE/SG/IN 2018, 92 EN
RAMEN. SMAK WSPOMNIEŃ | RAMEN TEH (Eric Khoo) JP/SG/FR 2018 JP/EN
STROICIEL HIMALAJÓW | PIANO TO ZANSKAR (Michał Sulima) GB 2019, 86’ EN
TURYSTA | FORCE MAJEURE (Ruben Östlund) DK/FR/NO/SE 2014, 118’ SE/EN
  
Pełen wykaz tytułów oraz harmonogram projekcji dostępny na stronie www.kinopodbaranami.pl.
 
Filmy w oryginalnych wersjach językowych z polskimi napisami.
Wybrane polskie i zagraniczne filmy również z angielskimi napisami. 
 
W Pizzerii Vicenti (wszystkie lokalizacje) - dla widzów Kinobrania (za okazaniem biletu kinowego) - 15% zniżki.
 
informacja prasowa

wtorek, 28 lipca 2020

Rycembel, Boberek, Zieliński odwiedzą Wrocław z okazji literackiego święta

Poznaliśmy pierwszych czytających 9. edycji Europejskiej Nocy Literatury: wiemy już, że w literacką podróż (bo takie właśnie hasło przyświeca w tym roku ENL) zabiorą nas Eliza Rycembel, Jarosław Boberek i Andrzej Zieliński.  Nadchodząca odsłona wydarzenia odbędzie się 29 sierpnia na osiedlu Powstańców Śląskich.



Jak co roku, fragmenty dzieł europejskiej literatury usłyszeć będzie można we Wrocławiu w wykonaniu wybitnych polskich aktorek i aktorów. Eliza Rycembel to jedna z najciekawszych aktorek młodego pokolenia – choć na ekranie debiutowała zaledwie 6 lat temu, to na koncie ma już tak głośnie role, jak te w nominowanym do Oscara „Bożym CieleJana Komasy czy „Ninie” Olgi Hajdas, a już niedługo będzie można zobaczyć ją w tytułowej roli w biograficznym serialu „Osiecka”.

Eliza Rycembel, fot. Philip Skraba

Boberka i Zielińskiego znają zarówno widzowie kinowi, jak i telewizyjni, a ich wokale rozpoznać można z licznych występów dubbingowych. Z tą ostatnią działalnością kojarzony może być szczególnie Jarosław Boberek, który jest nie tylko lektorem i aktorem dubbingowym (wystąpił m.in. w takich animowanych hitach jak „Shrek”, „Madagaskar” i „Epoka lodowcowa”), ale i reżyserem dubbingu. Andrzeja Zielińskiego pamiętać możemy z dziesiątek ról teatralnych czy filmowych, choćby w tytułach takich jak „Chłopaki nie płaczą” (reż. O. Lubaszenko), „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” (reż. M. Koterski) czy „Ziarno prawdy” (reż. B. Lankosz).

Andrzej Zieliński, fot. dzięki uprzejmości Gudejko Agencja

Kuratorem 9. odsłony wrocławskiego wydarzenia jest dziennikarz literacki i pisarz Max Cegielski. To właśnie on jest autorem koncepcji tematycznej Europejskiej Nocy Literatury 2020,  która odbędzie się pod hasłem „Podróż”. Kluczem doboru tekstów nie będzie ani ich gatunek, ani data wydania - zamiast tego wybrane książki połączy motyw szeroko pojętej podróży, przemieszczania się, spaceru i wyprawy, zmiany miejsca pobytu, emigracji, ucieczki, turystyki, komunikacji. Jak co roku, 10 wybranych przez kuratora fragmentów dzieł europejskiej literatury zinterpretowane zostanie na żywo przez 10 aktorek i aktorów w 10 wyjątkowych, na co dzień trudno dostępnych lokalizacjach. Miejsca czytań rozsiane będą na osiedlu Powstańców Śląskich. Wydarzenie będzie odbywało się w tradycyjnej formule, jednak by zapewnić słuchaczom i słuchaczkom bezpieczne warunki uczestnictwa, czytania zorganizowane zostaną z uwzględnieniem wynikających z sytuacji epidemicznej wymogów sanitarnych.

Więcej informacji na temat nadchodzącej edycji Europejskiej Nocy Literatury dostępne jest na stronie Stefy Kultury Wrocław pod adresem: StrefaKultury.pl/EuropejskaNocLiteratury oraz na Facebooku: facebook.com/ENLWroclaw.

informacja prasowa


poniedziałek, 27 lipca 2020

Król komedii i cesarz muzyki filmowej, czyli Adolf Dymsza i Ennio Morricone w sierpniu w kinie Iluzjon

Na wyjątkowe filmowe spotkania zaprasza w sierpniu warszawskie kino Iluzjon! Miłośnicy komedii i przedwojennego kina będą mogli obejrzeć ulubione, ale także mniej znane filmy z Adolfem Dymszą. Melomanów i kinomanów z pewnością zainteresuje  przegląd kultowych filmów z muzyką zmarłego niedawno Ennio Morricone.  Wisienką na torcie będzie pokaz filmu "Książę student" Ernsta Lubitscha z muzyką na żywo.

Bolek i Lolek, reż Michał Waszyński (1936), fot. Fototeka FINA


Adolf Dymsza – król komedii


20 sierpnia mija 45 lat od śmierci Adolfa Dymszy, najwszechstronniejszego z polskich komików. Od połowy lat 20. aktor bił rekordy popularności na scenach warszawskich teatrów rewiowych, a wkrótce potem także na ekranach kin. Na prawdę nazywał się Adolf Bagiński, ale przez znajomych, a także wielbicieli nazywany był Dodkiem i to przezwisko przylgnęło go niego na całe życie. Na początku kariery specjalizował się w humorze groteskowym (specjalnie dla niego teksty pisał sam Julian Tuwim), później z wielkim powodzeniem odtwarzał postać warszawskiego cwaniaka Dodka. Zagrał w 30 filmach, nierzadko grając główne i tytułowe role. Był przede wszystkich niezrównanym komikiem, choć w późniejszych latach dał się poznać także jako wspaniały aktor dramatyczny.

Od 7 do 29 sierpnia kino Iluzjon przypomni jego najpopularniejsze filmy z lat trzydziestych: ABC miłości (1935) Michała Waszyńskiego, Paweł i Gaweł (1938) i Sportowiec mimo woli (1940) Mieczysława Krawicza oraz niepublikowane od kilkudziesięciu lat fragmenty filmów Parada rezerwistów (1934) i Bolek i Lolek (1936) czy Robert i Bertrand (1938). W Iluzjonie będzie można także zobaczyć rzadko pokazywany dokument Mój teatr (1960) Ludwika Perskiego, w którym Dodek wykonuje najpopularniejsze monologi i piosenki ze swego repertuaru. Pokazom towarzyszyć będzie wirtualna wystawa fotografii króla komików, którą będzie można obejrzeć we foyer kina.

Legenda kina i muzyki – Ennio Morricone


Ennio Morricone, CC BY-SA 3.0

Kompozytor – legenda. Twórca muzyki do takich dzieł jak Wiek XX (1977) Bernardo Bertolucciego, Nietykalni (1987) Briana De Palmy, czy słynnej Misji (1985) Rolanda Joffé. To tylko niektóre tytuły, które będzie można obejrzeć podczas sierpniowego przeglądu.

Pierwsze kompozycje filmowe Morricone podpisywał na początku lat 60. pseudonimami Dan Savio, Leo Nichols albo Nicole Piovani. Zadebiutował muzyką do filmu Il federale (1961). Dopiero po serii spaghetti-westernów, zrealizowanych przez jego szkolnego kolegę – Sergio Leone, nazwisko Ennio Morricone zaczęło być znane w świecie filmowym.

Absolutnie mistrzowski przegląd filmów z muzyką zmarłego niedawno kompozytora potrwa od 2 do 28 sierpnia, a w programie także:  jeszcze m.in. Cinema Paradiso (1988) Giuseppe Tornatore, Dawno temu w Ameryce (1984) Sergio Leone czy Lolita (1997) Adriana Lyne’a.

Książę student | seans z muzyką na żywo


Melomanów ucieszy także pokaz ostatniego niemego filmu w dorobku Ernsta LubitschaKsięcia studenta, na który Iluzjon zaprasza 27 sierpnia. Niemy dramat produkcji Metro-Goldwyn-Mayer z 1927 roku oparty został na sztuce Old Heidelberg z 1901 roku autorstwa Wilhelma Meyera-Förstera.

To historia młodego księcia, następcy tronu Karlsurga, który podczas studiów zakochuje się w pięknej karczmarce. Wkrótce jednak musi wybrać pomiędzy sercem, a powinnością wobec rodziny królewskiej i kraju. W rolach głównych wystąpiły gwiazdy kina przedwojennego: Ramón Novarro, Norma Shearer i Philippe De Lacy. Muzykę do filmu na żywo wykona Aleksandra Chmielewska – kompozytorka, aranżerka i improwizatorka.

Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny
ul. Wałbrzyska 3/5 02-739 Warszawa

informacja prsowa

Agata Stasińska o nowych zabytkach z 500-letnią historią /wywiad/

Agata Stasińska, kurator Galerii Sztuki XII-XV wieku zaprasza na oprowadzanie po bezcennych zabytkach sztuki średniowiecznej, o które wzbogaciła się ostatnio wystawa sztuki średniowiecznej we wrocławskim Muzeum Narodowym.

Agata Stasińska przy rzeźbie św. Katarzyny Aleksandryjskiej,
fot. Magdalena Wyłupek

Barbara Lekarczyk-Cisek: Od momentu ponownego otwarcia Muzeum Narodowego dla zwiedzających można podziwiać trzy bezcenne depozyty: nastawę ołtarzową z XV wieku, Poliptyk Pięciu Boleści Maryi oraz figurę św. Katarzyny Aleksandryjskiej. W jakich okolicznościach trafiły do muzeum i jaka jest ich historia?

Agata Stasińska: Przede wszystkim chciałabym podkreślić naszą radość z powodu zaufania, jakim obdarzyły nas muzea powierzając nam w depozyt te trzy wspaniałe obiekty. Pierwszym z nich jest nastawa ołtarzowa, która trafiła do nas z Muzeum Narodowego w Warszawie, ale pierwotnie znajdowała się w Bazylice św. Elżbiety we Wrocławiu. Jej skrzydła są od dwudziestu lat prezentowane na wystawie stałej naszego muzeum. Kwatera środkowa pojawiła się natomiast na wystawie "Migracje". Dopiero całość daje pojęcie, jak taka nastawa funkcjonowała i robi na zwiedzających odpowiednie wrażenie. Stąd też wziął się pomysł wykonania całej obudowy, inspirowanej wyglądem pierwotnej, która nie przetrwała do naszych czasów. Jest to nastawa baldachimowa i pełniła funkcję czegoś w rodzaju ozdobnej kasety, dzięki której Najświętszy Wizerunek można było zamykać i odsłaniać. Zwiedzający mijają pozostałości ołtarza złotników - drugiej takiej ogromnej baldachimowej nastawy, która do naszych czasów przetrwała we fragmentach, bez obudowy, a dzięki temu sąsiedztwu mogą sobie wyobrazić, jak to pierwotnie wyglądało.

Nastawa ołtarzowa, depozyt Muzeum Narodowego w Warszawie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Tym, co się szczególnie rzuca w oczy, jest pustka pośrodku nastawy ołtarzowej. Ten brak jest symboliczny i niezwykle dojmujący... Podczas oprowadzania po wystawie "Migracje" jej kuratorka, Agnieszka Patała, opowiadała, że dzieło to powstało wręcz jako oprawa kamiennej Piety z XIV wieku, znajdującej się w centrum tej nastawy, a więc zginęło to, co było najistotniejsze...

Istotnie, bardzo brakuje tej Piety, która się znajdowała w centrum. Prezentujemy obok jej zdjęcie, aby dać zwiedzającym wyobrażenie całości. Skrzydła nastawy, które eksponujemy wraz z kwaterą środkową pochodzą z lat 1470-1480, natomiast Pieta powstała wcześniej, w 1384 roku. Była prawdopodobnie otoczona wielkim kultem, skoro dobudowaną dla niej nastawę ołtarzową. Do dzisiejszych czasów przetrwała tylko ta oprawa, choć możliwe, że były wcześniejsze, które nie zachowały się. Każda nowa oprawa jest także polem popisu dla fundatorów - przedstawicieli możnych rodów albo bogatego kleru.

Ołtarz baldachimowy w figurą Piety

Czasami jednak dzieją się rzeczy tak niezwykłe, jak to było ze srebrnym ołtarzem biskupa Jerina, który został dzięki panu Witeckiemu odkryty na nowo, zrekonstruowany i wrócił na pierwotne miejsce do Katedry Jana Chrzciciela...

W tym przypadku udało się osiągnąć zamierzony efekt i ołtarz wrócił na swoje miejsce. Chcielibyśmy, aby każde przedsięwzięcie kończyło się takim sukcesem, jednak nie zdarza się to często. Tego rodzaju zabytki mają jednak w muzeach odpowiednie warunki oraz opiekę konserwatorską.

Galeria sztuki śląskiej, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Towarzysząc Pani w wędrówce po obiektach sztuki śląskiej, widzę nie tylko układ chronologiczny, ale i harmonię oraz wspaniałą perspektywę. Od najstarszych zabytków, zresztą bardzo pięknych, zmierzamy do sztuki wczesnego renesansu...

Istotnie, prowadzimy zwiedzających od najstarszych obiektów do zapowiedzi renesansu. Na koniec zwiedzający ma okazję zachwycić się tą fantastyczną nastawą, czyli Penaptykiem Pięciu Boleści Maryi. Skrzydła trafiły do naszej kolekcji po wojnie, natomiast pozostała część należy do Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu, skąd została przekazana. Dopiero w zestawieniu obiekt ten robi właściwy efekt. W takiej formie pojawiła się już na wystawie "Migracje": z pierwszą parą skrzydeł ruchomych, zdobionych malowidłami po obu stronach, oraz drugą parą skrzydeł nieruchomych w tej samej linii, co kwatera główna. Nie bez przyczyny mówi się o tej nastawie jako o wyjątkowej na Śląsku, bo różniącej się od twórczości artystycznej tego okresu. Widoczne jest to w kolorystyce, w zdobieniach... Penaptyk należy do późnego gotyku i możemy w nim także dostrzec zapowiedź renesansu, o czym świadczy ornament, który mógł dotrzeć z Italii. Jeśli chodzi o samą nastawę, pochodzi ona z warsztatów południowo-niemieckich, pozostających pod wpływem warsztatów niderlandzkich.

Penaptyk Pięciu Boleści Maryi. 1507, Katedra św. Jana Chrzciciela,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

W tym przypadku mamy do czynienia z bardzo ważnym fundatorem - biskupem Janem Turzonem, nie tylko mecenasem, ale i kolekcjonerem sztuki. Został sportretowany na tej nastawie, jak się uważa, dwukrotnie: w centralnym obrazie oraz w osobie św. Stanisława, na górnej kwaterze. Fundatora rozpoznajemy także po inskrypcji na puszce św. Marii Magdaleny, zawierającej inicjał, przypisywany biskupowi oraz datę 1507.

Donator biskup J. Turzon (po prawej), fot. B. Lekarczyk-Cisek

Ciekawa jest również historia tej nastawy. Uważa się, że pierwotnie stanowiła element wyposażenia Katedry wrocławskiej, natomiast w okresie jej barokizacji, gdy przestała pasować do wnętrza, przeniesiono ją do Minkowic Oławskich, gdzie stanowiła nastawę ołtarzową tamtejszej świątyni. Dopiero w okresie przedwojennym trafiła do zbiorów dawnego Muzeum Diecezjalnego. Nie przetrwała w całości na skutek działań wojennych, po czym trafiła do Muzeum Archidiecezjalnego, a skrzydła znalazły się w naszej kolekcji.

Trzecim obiektem, który można podziwiać, jest piękna figura św. Katarzyny Aleksandryjskiej...

Tak, w odniesieniu do tej rzeźby, jesteśmy wdzięczni za zaufanie Muzeum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. To także obiekt o niezwykłej historii. Od czasu swego powstania, czyli od XVI wieku do początków XIX znajdowała się na fasadzie kamienicy należącej pierwotnie do zespołu klasztornego Dominikanek we Wrocławiu. Kamienica, znajdująca się u zbiegu ulic św. Katarzyny i Purkyniego, niestety, nie przetrwała. Zachował się natomiast XVIII-wieczny rysunek Wernera, na którym widać zabudowę tego klasztoru, narożną kamienicę, w której swego czasu znajdowała się karczma Pod Złotą Katarzyną, a nad głównym wejściem widoczna jest nisza, w której majaczy niewielka figurka, jak się sądzi, świętej Katarzyny.

Katarzyna Aleksandryjska, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

W tych okolicznościach fakt zachowania się owej figury do naszych czasów jest czymś wyjątkowym. Cieszymy się także, że figura znalazła się u nas w nowej odsłonie. W XIX wieku przeszła bardzo radykalną konserwację, na skutek której bardzo się zmieniła. Zakryto uszkodzenia powstałe podczas jej ekspozycji na fasadzie. Obecnie widzimy pozostałości po tych przemalowaniach. Podczas ostatniej konserwacji zdecydowano, aby część poprzedniej rekonstrukcji zachować, dzięki czemu widzimy, jak gruba warstwa farby była położona i jak ukryto naturalne piękno rzeźby. Obecnie figura św. Katarzyny, najprawdopodobniej dzieło warsztatu Jacoba Beinharta, odzyskała swoją barwę. Figura ma piękne loki, które przetrwały do dziś w idealnym stanie. Cała rzeźba została pokryta złotem, dzięki czemu połysk fałd płaszcza został po konserwacji ponownie uwypuklony. Pokazujemy ją w sąsiedztwie innej rzeźby Beinharta, przedstawiającej Madonnę z Dzieciątkiem. Można dzięki temu odkryć także bogactwo tego warsztatu. Zapraszamy do oglądania i kontemplowania!

Katarzyna Aleksandryjska, zbliżenie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Dziękuję za interesującą opowieść.

Christian Danowicz: Najważniejsze jest być sobą /wywiad/

Rozmawiam z Christianem Danowiczem, znakomitym skrzypkiem, koncertmistrzem NFM Orkiestry Leopoldinum, laureatem wielu nagród, m. in. nagrody Radia Wrocław Kultura Emocje” oraz  Wrocławskiej Nagrody Muzycznej. Artysta opowiada o swojej drodze muzycznej, polskich korzeniach, podejściu do edukacji muzycznej oraz o ... twórczym nic-nie-robieniu.

Christian Danowicz, fot. ze strony internetowej artysty

Barbara Lekarczyk-Cisek: Wyznać muszę, że kocham koncerty na żywo w Narodowym Forum Muzyki i kiedy na skutek pandemii zostałam od nich nagle odcięta, czułam się głęboko nieszczęśliwa. Toteż kiedy zapowiedziano pierwszy koncert 12 czerwca, pognałam do NFM jak na skrzydłach i nie przeszkadzały mi nawet rozmaite obostrzenia. Koncert ten jakoś szczególnie przeżyłam nie tylko dlatego, że wszyscy byliśmy poruszeni ponownym otwarciem Forum, ale również z tej przyczyny, że był on pierwszy po długim okresie zamknięcia NFM dla publiczności. Dodatkowo wniósł Pan do tego koncertu tyle radości i energii, że publiczność spontanicznie wyrywała się do braw pomiędzy częściami "Czterech pór roku" Vivaldiego, a potem wielokrotnie bisowaliście. Miałam nawet odczucie, że muzycy tego potrzebują - aby czuć publiczność. A jak to wyglądało ze sceny?

Christian Danowicz: To był rzeczywiście szczególny koncert. Jeden z moich kolegów - muzyków dobrze określił to, co wtedy wszyscy czuliśmy. Początek koncertu był pełen napięcia, które towarzyszyło naszemu powrotowi do sztuki.  Byliśmy jak bohaterowie, którzy muszą stanąć na wysokości zadania, a nie było to łatwe, bo sala wydawała się być pusta. Nikt się jednak nie poddał, czułem wielkie zaangażowanie i wsparcie muzyków. Prawdziwy powrót poczułem jednak dopiero pomiędzy bisami.

My, z widowni, czuliśmy przede wszystkim dobrą energię - graliście świetnym tempie, nawet tupali. Miało się przekonanie, że to szczególny koncert, w którym każda kolejna część przynosiła coś nowego. Dla mnie to były najlepsze, najbardziej pamiętne "Cztery pory roku", choć słyszałam je wiele razy w bardzo dobrych wykonaniach.

Akurat jeśli chodzi o tupanie, to Vivaldi je przewidział, pisząc wiersze do każdej pory roku. Zimą trzeba biegać i tupać, aby się rozgrzać (śmiech). Osobiście bardzo sobie cenię członków Orkiestry Leopoldinum nie tylko za to, że są znakomitymi muzykami, ale także dlatego, że są otwarci, skłonni do eksperymentowania, twórczy.

Vivaldiego grał Pan nie po raz pierwszy, w dodatku utrwalił na płycie "Vivaldi & Piazzola". Intryguje mnie, w jaki sposób artysta poszukuje własnej interpretacji utworu wprawdzie pięknego, ale jednocześnie tak "ogranego".

Aby to wyjaśnić, odwołam się do anegdoty. Byłem kiedyś na próbie generalnej wybitnego skrzypka, jednego z moich ulubionych - Ivry Gitlisa z orkiestrą Capitole w Tuluzie. Grał koncert skrzypcowy Brahmsa i wykonywał go wbrew tradycji wykonawczej - grał cały utwór odwrotnymi smyczkami (pierwszy dźwięk i akordy do góry), czego nikt do tej pory nie wymyślił. Orkiestra była zbulwersowana i odebrała to jako brak szacunku. Kiedy koncertmistrz zapytał skrzypka, dlaczego grał wszystko na odwrót, Gitlis odparł, że nie mógłby sobie wyobrazić innego brzmienia utworu, skoro gra go zawsze tak samo. Musi zatem doświadczyć nowego brzmienia, aby doznać nowych inspiracji. Dla mnie stało się to doświadczenie kluczem do twórczego wykonawstwa. I nie chodzi tylko o to, że każdy gra w swoim stylu, inaczej niż pozostali, ale przede wszystkim o to, że każdy próbuje pokonać własne schematy, grać twórczo. Powtarzam także swoim studentom, że nie po to ćwiczymy godzinami, aby grać czysto i perfekcyjnie technicznie, choć to też jest ważne. Należy przede wszystkim dążyć do osiągnięcia takiej swobody w graniu, aby móc za pomocą muzyki "opowiadać" za każdym razem w inny sposób. To trochę tak, jak z opowiadaniem dziecku bajki na dobranoc: schemat pozostaje ten sam, ale za każdym razem coś się jednak dodaje od siebie, dzięki czemu istnieje element niespodzianki i opowiadana historia nie znudzi się. Podobnie rzecz ma się z nagraniami. Zdecydowanie nie jestem ich fanem. Ta praca nad interpretacją utworu jest czasami procesem intelektualnym, a niekiedy dzieje się spontanicznie na scenie, podczas koncertu. Oba te podejścia mogą zresztą współistnieć. Najważniejsze jest być sobą.

Nie docenia Pan nawet tych najlepszych nagrań?

Nie, bo to dążenie do bycia doskonałym jest śmiercią prawdziwej sztuki. Sztuka służy temu, aby było tak, jak na tym koncercie 12 czerwca - wyzwalają się emocje i dzieje się coś więcej niż zwykły koncert. Jeśli natomiast przychodzi się na koncert po to, aby zwracać uwagę na jego techniczne walory, to coś ważnego się traci. Poza tym zapominamy, że muzyka była dawniej dla wszystkich, a nie tylko dla elit. Opera była miejscem rozrywki, jak dziś festiwal rockowy. Ludzie gromadzili się także, aby pomuzykować dla przyjemności, dla zabawy. Barokowe concertare było po prostu rozmową, a nie poważnym koncertem w dzisiejszym znaczeniu. Muzyka nie może być tylko dla muzyki, sztuką dla sztuki.

Christian Danowicz, fot. Bogusław Beszlej

Być może o podejściu do muzyki decydują nasze wczesne doświadczenia oraz ci, którzy nas wprowadzają w świat dźwięków... Pańskim pierwszym nauczycielem muzyki był ojciec. Jak wyglądały Wasze lekcje i czy przenosi Pan coś z tej praktyki na własne dzieci i na studentów?

Będąc dzieckiem nie marzyłem bynajmniej, aby grać na skrzypcach. Wszystko przebiegało w sposób naturalny: ojciec był skrzypkiem, więc czasami grywał w domu dla gości i do dziś miło to wspominam jako spotkania muzyczne. Ojciec był wędrownym muzykiem - ciągle gdzieś wychodził w futerałem i czasami nie było go tygodniami. Mnie nie zmuszał do ćwiczeń, ale próbował motywować, płacąc mi np. kieszonkowe za godzinę grania. Nawet wówczas, kiedy był w domu, uczył innych, więc nie miał zbyt wiele czasu dla mnie.Toteż kiedy miał ze mną lekcje, pragnąłem mieć wreszcie tatę tylko dla siebie i chciałem, aby to trwało jak najdłużej. Czasami wracał tak zmęczony, że odpoczywał w innym pokoju, podczas gdy ja ćwiczyłem, aby mnie słyszał i był zadowolony z tego, że się staram. Czasami jednak spędzaliśmy ze skrzypcami cały dzień, grając i słuchając skrzypków ze starej szkoły wykonawstwa, których dzięki ojcu pokochałem. A słuchaliśmy Yehudi Menuhina, Ivry Gitlisa, Jaschę Heifetza, Fritza Kreislera. Ojciec wszystkich ich kochał i uczył mnie, jak odróżnić ich styl wykonawczy, musiałem zgadywać, kto gra. Uczyłem się więc poza systemem, zupełnie bez presji, w atmosferze zabawy.

Ale w końcu trafił Pan do konserwatorium - trudne były początki?

Kiedy miałem 14-15 lat, ojciec wysłał mnie na kurs i wtedy zobaczyłem innych skrzypków w moim wieku albo i młodszych, którzy grają lepiej ode mnie. Wtedy dopiero zrozumiałem, że istnieje coś takiego jak konkurencja. Miałem wprawdzie braki techniczne, ale także i to, co najważniejsze: miłość do tego, co robię.

Czy te doświadczenia zaważyły jakoś na Pana podejściu do systemu kształcenia muzyków?

Uważam, że nie można stworzyć 100-procentowego artysty. Utalentowane dziecko samo odnajdzie swoją drogę. Nie chciałbym przy tym deprecjonować roli pedagoga. Ci najwięksi nie byli w stanie wszystkiego przekazać. Słynny amerykański skrzypek Nathan Milstein zawsze powtarzał, że skrzypek musi mieć inwencję w pokonywaniu problemów technicznych. "Czy myślicie, że mój mistrz Leopold Auer mi wszystko tłumaczył? - pytał swoich uczniów. Lekcje były czasami bardzo krótkie i musiałem sam rozwiązywać pewne problemy w domu". Podzielam taką postawę i myślę, że nawet bardzo dobry pedagog może stworzyć świetnego skrzypka, ale nie artystę.

Młodemu człowiekowi trzeba dać po prostu przestrzeń do tego, aby nie był tylko odtwórczy.

Właśnie tak! I co ciekawe, wspomniany Leopold Auer miał wielu uczniów, m. in. Milsteina, Heifetza, Mischę Elmana i każdy z nich grał zupełnie inaczej. Współcześnie trudno znaleźć dwóch tak wybitnych, a jednocześnie różnie grających skrzypków, a tym bardziej takich, którzy by byli kształceni przez tego samego pedagoga. To ostatnie jest prawie niemożliwe. Myślę, że na tę indywidualną grę mają wpływ także instrumenty. Dawniej lutnictwo rozwijało się bardzo dynamicznie, a poza tym istniały różne warsztaty tworzące instrumenty według własnych zasad. A w pewnym momencie pojawił się Stradivari i od tego czasu kopiujemy jego skrzypce, w dodatku z myślą, aby to brzmiało jak Stradivari. A to nie sprzyja rozwojowi sztuki.

Przyznam, że intryguje mnie Pańska droga życiowa, bo w jakimś sensie Pańskie życie zatoczyło krąg. Dziadek wyjechał z Polski do Argentyny, a Pan do niej w trzecim pokoleniu powrócił i tu się zakorzenił. Czy pamięta Pan swojego dziadka i czy zna okoliczności jego wyjazdu?

Niestety, urodziłem się po śmierci dziadka, ale z rodzinnej opowieści wiem, że bardzo wcześnie trafił do wojska i walczył o Polskę. Dowiedziałem się niedawno, że opuścił ojczyznę w 1919 roku, w dramatycznych okolicznościach. Dziadek był Żydem. Jako młody, ale doświadczony na wojnie mężczyzna, został wcielony do wojska. Trafił tam w nowych skórzanych oficerkach, które dostał od swego ojca i te buty stały się przedmiotem zazdrości jego przełożonego, który zażądał, by mu je oddał. Dziadek zaprotestował, wywiązała się szarpanina i przełożony dostał karabinem w głowę. Dziadek trafił do więzienia, skąd koledzy pomogli mu uciec. Udał się pieszo do Francji, gdzie próbował zarobić na podróż do Nowego Jorku, w którym mieszkała część rodziny. Niestety, na statku wybuchła epidemia  i żaden port nie chciał ich przyjąć. Ogłoszono kwarantannę i po jej upływie statek wylądował w Buenos Aires. Podobnie przypadkowo trafiła tam także pochodząca z włoskiej rodziny moja babcia.

I tam się Pan urodził...

Tak, ale rodzice wyemigrowali do Francji, kiedy miałem trzy lata. Oboje byli artystami i sądzili, że w Europie znajdą więcej przestrzeni dla sztuki.

Christian Danowicz, fot. Joanna Stoga, ze strony FB


Bardziej więc przynależy Pan do kultury francuskiej. Co w takim razie sprawiło, że zdecydował się Pan studiować w Polsce, u państwa Jakowiczów? Tak po prostu przyjechał Pan z wielkiego świata do Warszawy, w dodatku nie znając języka polskiego?

(śmiech) Ależ właśnie przyjeżdżając do Warszawy sądziłem, że przyjeżdżam do świata! Języka rzeczywiście kompletnie nie znałem. Z francuskiej perspektywy każdy dobry muzyk powinien mieć nazwisko, które kończy się na -ski albo na -wicz, bo wielcy muzycy w powszechnym mniemaniu pochodzą ze Wschodu. Osobiście miałem także przekonanie, że w Warszawie zastanę wielu grających Cyganów, podobnie jak w Budapeszcie. Wyobrażałem sobie, że w Polsce nauka gry na instrumencie jest bardziej intuicyjna, jak w przypadku górali. Tymczasem elitarna tradycja muzyczna jest na wielkim poziomie, o czym wiadomo z perspektywy Francji.

Jednak nie od razu zdecydował się Pan na Warszawę.

Rzeczywiście, początkowo jeździłem to tym rejonie Europy, zwiedzając Budapeszt, Pragę, Warszawę, gdzie brałem prywatne lekcje u różnych pedagogów. Ostatecznie zadecydowała miłość do dziewczyny, obecnie mojej żony, dzięki której poznałem panią profesor Julię Jakowicz. I to ona zrobiła ze mnie prawdziwego skrzypka.

Od dziesięciu lat pracuje Pan we Wrocławiu, - jako koncertmistrz i pedagog, mówi już dobrze po polsku. Czy to wystarczy, aby poczuć się wrocławianinem? Czy gdyby ktoś zaproponował Panu coś równie interesującego, to czy zdecydowałby się Pan wyjechać?

Oboje z żoną znaleźliśmy bardzo dobre warunki pracy, dzięki którym możemy się spełniać zawodowo. Narodowe Forum Muzyki jest czymś absolutnie wyjątkowym. Tęsknię trochę za Francją, bo tam się wychowałem i ukształtowałem. Czytam nadal głównie po francusku, choć sięgam także po polskie książki, aby doskonalić język. Trochę mi brakuje tej francuskiej lekkości - radości życia, cieszenia się byle czym, kontaktów towarzyskich. Co prawda, jest to taki etap w moim życiu, że wychowuję dzieci, dużo pracuję, podobnie jak wszyscy, moi rówieśnicy, więc mam niewiele wolnego czasu  Przy tym chciałbym, aby moje dzieci nie utraciły francuskich korzeni. Rozmawiamy tylko po francusku, jeździmy często do Francji. Ale to właśnie we Wrocławiu mieszkam, pracuję, mam znajomych - czuję się wrocławianinem. Lubię być tu zakorzeniony, ale jednocześnie jestem drugą nogą we Francji.

Christian Danowicz z żoną i synami, fot. ze strony FB

Pracuje Pan także na wrocławskiej i warszawskiej Akademii Muzycznej. Lubi Pan uczyć?

Tak, bardzo! Sprawia mi to wielką radość. Choć zabrzmi to paradoksalnie, najbardziej lubię uczyć w szkole średniej, bo dzieci wszystko chłoną, są bardziej otwarte. Ze studentami jest interesująco, kiedy mają własne zdanie, bo taka sytuacja jest najciekawsza dla młodego artysty. Staram się traktować swoich studentów jak artystów - poważnie. Zawdzięczam to moim własnym pedagogom, którzy tak właśnie mnie traktowali.

Na koniec naszej rozmowy proszę zdradzić, czy ma Pan jakieś hobby i co robi w wolnym czasie, o ile go ma.

Jestem na takim etapie życia, że brakuje mi wolnego czasu, no, może poza okresem izolacji z powodu pandemii. W całości poświęciłem go rodzinie. Powiem coś, co zabrzmi paradoksalnie: lubię się nudzić - czuję wtedy, że jestem wolny, że mam czas. Owszem, dobrze jest poczytać książkę, rozwijać się, a ja lubię czasami się nie rozwijać, tylko siedzieć i myśleć (śmiech). Rzadko mi się to zdarza, najczęściej, kiedy jadę pociągiem.

Sądzę, że to jest pozorne lenistwo, takie chwile są potrzebne, bo w przeciwnym razie staniemy się robotami. Dziękuję za rozmowę.



Schubert, Rondo in A, Christian Danowicz-violin, Hartmut Rohde- dyr., NFM Orkiestra Leopoldinum,  Hamburg, marzec 2015







sobota, 25 lipca 2020

„Debussy – Tchaikovsky” – premiera nowego albumu wydanego przez Narodowe Forum Muzyki

24 lipca 2020 roku swoją premierę miał nowy album Narodowego Forum Muzyki, nagrany przez NFM Orkiestrę Leopoldinum. Na najnowszej płycie zespołu, która jest pierwszą zrealizowaną pod batutą jego szefa artystycznego Josepha Swensena, znalazły się "Kwartet smyczkowy g-moll op. 10" Claude’a Debussy’ego oraz "Serenada na smyczki C-dur op. 48" Piotra Czajkowskiego. Nagrania dokonano w doskonałej akustycznie Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki. 


Debussy i Czajkowski
są jak dwie strony tej samej monety. Mają wspólny rdzeń, ale zwróceni są w przeciwnych kierunkach. Czajkowski pozostaje wierny Mozartowi i europejskim tradycjom klasycznym, podczas gdy Debussy, ze swoją miłością do muzyki Bali, kieruje nas w stronę szeroko pojętego braterstwa ludzkości. Podstawowy język muzyczny, jakim się posługują, jest jednak bardzo podobny. To język melodii. Być może właśnie ich magiczna zdolność do tworzenia pięknych i niezapomnianych melodii najbardziej zachwyciła madame Nadieżdę von Meck, bogatą rosyjską mecenaskę obu kompozytorów.

            Moją rolą, tak to widzę, jest nie tylko odtworzenie, wyeksponowanie i ożywienie kompozytorskich intencji, ale także w pewnym sensie sięgnięcie do umysłu i świadomości samego kompozytora. Podobnie jak wielki aktor musi w jakiś sposób „stać się” postacią, którą przedstawia, tak ja, kiedy prowadzę dzieła Debussy’ego, czuję się zupełnie inną osobą niż wtedy, gdy dyryguję utworami Czajkowskiego.

            Wykonanie przełomowego Kwartetu Debussy’ego w wersji na orkiestrę smyczkową jest prawdopodobnie czymś, co sam Debussy uważałby za niemożliwe. (Większość współczesnych muzyków orkiestrowych pewnie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem). Ale według mnie ten nieco radykalny pomysł wydaje się odpowiedni dla dzieła tego kompozytora rewolucjonisty i jestem przekonany, że jemu też by się bardzo spodobał! W porównaniu z brzmieniem czterech instrumentów paleta kolorów, zakres dynamiki i emocjonalna ekspresja orkiestry smyczkowej są znacząco szersze i głębsze, mimo że orkiestra gra oryginalne partie instrumentalne Kwartetu Debussy’ego, z najwyższym szacunkiem dla każdego szczegółu zawartego w partyturze.

            Serenada na smyczki to kwintesencja muzycznej inspiracji. Miłość Czajkowskiego do dawnych form i jego uwielbienie dla Mozarta są tutaj oczywiste. Ucieleśnienie idei Czajkowskiego, integrującej transcendentny klasycyzm ze zmysłowymi i emocjonalnymi aspektami jego temperamentu, stanowi mój cel podczas prowadzenia wszystkich dzieł tego kompozytora, zwłaszcza Serenady na smyczki.

Joseph Swensen, tekst zamieszczony w booklecie albumu


Płytę można kupić w Kasie NFM, w księgarni Niskie Łąki oraz online w NFM Shop.

Tytuł: Debussy – Tchaikovsky                           

Wykonawcy:
Joseph Swensen – dyrygent
NFM Orkiestra Leopoldinum

Program:
Claude Debussy (1862–1918)

Kwartet smyczkowy g-moll op. 10 (1893)

(opracowanie na smyczki Joseph Swensen)                               [25'00]

1. Animé et très décidé                                                6'25

2. Assez vif et bien rythmé                                           3'37

3. Andantino, doucement expressif                               7'22

4. Très modéré – Très mouvementé                              7'23

Piotr Czajkowski (1840–1893)

Serenada na smyczki C-dur op. 48 (1880)                                [29'48]

5. Pezzo in forma di Sonatina: Andante non troppo
– Allegro moderato                                                     9'46

6. Valse: Moderato                                                      3'44

7. Élégie: Larghetto elegiaco                                        8'52

8. Finale (Tema russo): Andante. Allegro con spirito     7'11

czas całkowity:                                                                       [54'56]

 
Nagrano w Sali Głównej Narodowego Forum Muzyki im. Witolda Lutosławskiego we Wrocławiu w dniach 9–10 stycznia 2019 roku.
Reżyseria nagrania, montaż, mastering: Antoni Grzymała, Agnieszka Szczepańczyk (CD Acord)
NFM 65, ACD 271-2

Premiera płyty: 24 lipca 2020

Patronat medialny: Program II Polskiego Radia

informacja prasowa

Recenzja płyty - pod tym linkiem

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty