piątek, 3 listopada 2017

"Pan Turner" Mike`a Leigh. Gbur i geniusz /recenzja filmu/

Już od pierwszych kadrów możemy się przekonać, że nie będzie to banalna biografia, lecz raczej twórcza wariacja, w której pieczołowicie i ze smakiem odtworzono realia epoki, ale również zadbano o to, abyśmy choć trochę zrozumieli, jak rodzi się sztuka i jak niekonwencjonalnym człowiekiem był ten artysta, który wyprzedzał swoją epokę, stając się prekursorem impresjonistów.



"Pan Turner" to kolejny wspaniały fresk Mike`a Leigh, którego twórczość kojarzy się przede wszystkim z satyrycznymi, lecz nie pozbawionymi lirycznego uroku portretami angielskiej prowincji i jej mieszkańców. Coś z atmosfery tamtych filmów przeniknęło także do "Pana Turnera". Przede wszystkim za sprawą ulubionych aktorów angielskiego reżysera, w tym nieocenionego Timothy Spalla, który wcielił się tym razem w postać znanego malarza. 
     Już od pierwszych kadrów możemy się przekonać, że nie będzie to banalna biografia, lecz raczej twórcza wariacja, w której pieczołowicie i ze smakiem odtworzono realia epoki (przełom XVIII i XIX wieku), ale również zadbano o to, abyśmy choć trochę zrozumieli, jak rodzi się sztuka i jak niekonwencjonalnym człowiekiem był ten artysta, który wyprzedzał swoją epokę, stając się prekursorem impresjonistów. 
      Turner Mile`a Leigh to niemłody już, samotny mężczyzna, który mieszka z uwielbiającym go ojcem i opędza się od swojej byłej żony, jak od uprzykrzonej muchy. Malarz wcześnie utracił matkę, która - jak się dowiadujemy - była psychicznie chora, więc to ojciec - balwierz i perukarz - zajmował się jego wychowaniem. Stąd zapewne nieumiejętność wyrażania uczuć, ale - jak wiemy z innych filmów Leigha - to przecież jego ulubiony temat. 

kadr z filmu

    Pasją Turnera jest malarstwo. Wielokrotnie widzimy go wędrującego samotnie morskim brzegiem i nieustannie coś szkicującego. Ludzie go męczą i rozpraszają. Turnera - mruka i samotnika - kochają jednak kobiety, bo jest w nim coś z małego chłopca, którym trzeba się zaopiekować. Dla niego zaś świat istnieje po to, aby go malować - uchwycić ten jeden szczególny moment, w którym światło staje się głównym tematem, bo ono jest dla Turnera najważniejsze. 

    Malarz jest dla reżysera jakąś tajemnicą, zagadką. Odpychająca twarz człowieka, o którym można bez przesady powiedzieć, że jest gburem, idzie w parze z ignorowaniem uczuć żony i córek, a także licznymi dziwactwami. A jednak im dłużej z nim obcujemy, odkrywamy w nim wrażliwość, poczucie piękna, bezinteresowność, subtelną inteligencję, a nawet uczuciowość. Wszystkie te cechy, skrywane pod postacią odpychającego gbura, wydobywa Leigh, traktując swego bohatera z humorem, ale też z sympatią, i szacunkiem. Pod koniec filmu patrzymy już na malarza jego oczami. I tak już zapewne pozostanie. Pozostanie także pięknie, malarsko skomponowany kadr, nieśpieszny rytm obrazów i muzyka...

zwiastun filmu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

XXXIII Festiwal „Maj z Muzyką Dawną” /zapowiedź, program/

Międzynarodowy Festiwal „Maj z Muzyką Dawną” to jedyne wydarzenie kulturalne w zachodniej Polsce, którego głównym celem jest promocja muzyki...

Popularne posty