wtorek, 13 lutego 2018

„Café Panique”: Cały ten jazz... /recenzja teatralna/

9 stycznia 2018 r. Wrocławski Teatr Pantomimy zaprezentował nowy spektakl według scenariusza i w reżyserii Joanny Gerigk. Café Panique” to tytuł zbioru opowiadań Rolanda Topora, z którego prozy powstała tragikomiczna, pantomimiczna opowieść o różnych obliczach samotności w rytmie jazzu i bluesa.


Świat jest teatrem


Na spektakl składa się kilka etiud, połączonych w całość miejscem akcji – tytułową Café Panique, będącą czymś w rodzaju teatrum mundi. Stoliki z lampkami i pojawiający się w tej przestrzeni ludzie są w istocie znakami pewnych sytuacji egzystencjalnych i wynikających z nich wewnętrznych problemów. To odrealnienie podkreśla dodatkowo panujący półmrok.

fot. Natalia Kabanow/Wrocławski Teatr Pantomimy

Od początku siedzącemu przy stoliku samotnemu Mężczyźnie, opróżniającemu kolejne kieliszki, towarzyszy jazzowy band, grający najpierw smętnego bluesa, a potem utwory jazzowe. Na podeście Piosenkarka Cleo śpiewa bezsłowne wokalizy. Ubrana w długą, połyskliwą czerwoną suknię, miewa problemy z nagabującymi ją mężczyznami, głównie ze względu na imponujących rozmiarów biust, co ją wyraźnie deprymuje.
Przez kawiarenkę przewijają się także inni goście. 


Samotny Mężczyzna (Mariusz Sikorski), fot. Natalia Kabanow
Wszyscy oni z jakichś powodów są samotni: porzucony przez ukochaną narzeczony, który nagle wydał się jej zbyt pospolity, bezręki mężczyzna – z powodu swego kalectwa. Bywają też ludzie samotni z wyboru, jak Poeta Coco Paco, którego prześladuje Muza negatywna. Jakby tego było mało, na dalszym planie miotają się wdzięcznie Łososie, stanowiąc dla niektórych bohaterów zabawny kontrapunkt, ale przede wszystkim wprowadzające do opowieści surrealistyczny ton. Akcja rozwija się dynamicznie: smutny Mężczyzna pragnie zbliżyć się do Piosenkarki, ale przeszkadza mu w tym nieśmiałość oraz … inni mężczyźni. W końcu jednak, z pomocą opłaconego Kelnera, udaje mu się przeżyć z nią (wbrew jej woli) krótki romans, którego pointa jest dość zaskakująca i osobliwa, mieści się jednak w groteskowej poetyce opowieści.

Julien - meloman (Krzysztof Szczepańczyk) oraz  
Orkiestra jazzowa, fot. B. Sowa/WTP

Gdy marzenia się spełniają


Pozostali bohaterowie, także z lepszym lub gorszym skutkiem, radzą sobie ze swoimi problemami i kompleksami. Dość zaskakujący finał okazuje się być tylko grą znaczeń, bo w tym lekkim jak pianka spektaklu wszystko jest tragikomiczne, groteskowe, a niekiedy wręcz absurdalne. Możemy ponadto snuć rozważania, co by było, gdyby spełniały się skryte ludzkie pragnienia, skoro bezręki człowiek po otrzymaniu protez tak skutecznie dyryguje nie tylko orkiestrą, ale i całym otoczeniem, że z ulgą pozbywa się tej władzy, gdy tylko nadarzy się okazja. Strach pomyśleć, co by było, gdyby marzenia literalnie się spełniały, zdaje się mówić Topor. I nie można odmówić mu racji. Skazani na brak albo nadmiar, na tragizm albo  śmieszność, na siebie albo na innych – musimy się chyba z tym pogodzić…

Jan Kochanowski (Poeta) i Anna Nabiałkowska (Muza negatywna),
fot. Bartek Sowa/WTP

Postać jako stan umysłu

Spektakl prezentuje nie tyle postaci, co raczej stan umysłu. Mnie widocznie najbliżej było do Poety, bo kompletnie zawojował mnie tą rolą  Jan Kochanowski. Poeta stworzył sobie samotnię, aby móc bez przeszkód pisać. Dodam, że ja takiej samotni nie mam i tylko o niej czasem marzę J, a dzięki spektaklowi mogłam doświadczenie „samotni spełnionej” dogłębnie zbadać J Otóż na początku pisarz doznaje radości tworzenia, ale ta nie trwa długo. Przerywa ją osobliwa Muza negatywna, która robi wszystko, aby mu tę „osobność” zakłócić i ostatecznie doprowadza go do... szaleństwa. Anna Nabiałkowska w roli owej anty-muzy sugestywnie towarzyszyła w tej historii fantastycznemu Janowi Kochanowskiemu, co i rusz wyjmując zza obfitego stanika różne akcesoria, ostentacyjnie pożerając pieczywo i z premedytacją pastwiąc się nad Poetą. Okazuje się, że samotnia może się okazać pułapką, a przed muzą można uciec tylko w szaleństwo. Z prawdziwą przyjemnością i szczerze rozbawiona przyglądałam się, jak Poeta stopniowo się przepoczwarza, coraz bardziej rozpaczliwe są jego gesty i próby pozbycia się nieznośnej Muzy, na koniec - z uśmiechem szczęśliwego idioty poddaje się zabiegom Lekarza (Artur Borkowski, cudownie grający również bezrękiego Dyrygenta). Na koniec, zawinięty w kaftan bezpieczeństwa udaje się w siną dal z Łososiami... Taką rolę długo się pamięta!


Poeta i Łosoś, fot. Natalia Kabanow

Muszę przy tym podkreślić, że wszyscy mimowie grający (przeważnie podwójne) role byli fantastyczni. Monika Rostecka stworzyła dwie tak skrajnie różne postaci, jak seksowna Piosenkarka i dziewczęca, drobna dziewczyna, pewna siebie i swoich walorów, że przez jakiś czas sądziłam, że to dwie różne aktorki. Co za mimika, jaka mowa ciała! Tej pierwszej nie powstydziłaby się Giulietta Masina, drugiej - wczesna Ewa Bem.


Monika Rostecka jako Piosenkarka, fot. Natalia Kabanow

Na uwagę zasługuje także postać Mężczyzny, którego znakomicie zagrał Mariusz Sikorski: nieruchoma twarz, ekspresja „tępego” spojrzenia, wyrazisty gest… Wzrusza, odpycha, bawi – to rola, którą także długo się pamięta. Podobnie jak dwuznaczny – uprzejmy i bezwzględny zarazem Kelner Zbigniewa Szymczyka, sprzyjający zwłaszcza tym, którzy mają pieniądze. A także cudownie wprawiający w ruch stare analogowe płyty
Pozostaną także w pamięci sceny zbiorowe – Orkiestra jazzowa, ubrana w peleryny, jakby rodem z „Deszczowej piosenki”, tworząca rozmaite układy muzyczno-taneczne, służąca jako „przerywnik” i „leitmotiv”, a także tło dla przeżyć bohaterów i ich obsesja (uciekający bezskutecznie Meloman). Łososie w wykonaniu Agnieszki Dziewy, Pauliny Jóźwin i Mateusza Kowalskiego wprowadzały do spektaklu niezbędną szczyptę surrealizmu i subtelny humor.

Dyrygent (Artur Borkowski) i Orkiestra jazzowa, fot. Natalia Kabanow
Słowa uznania należą się autorce scenariusza i reżyserce spektaklu – Joannie Gerigk, która znakomicie poradziła sobie z materią pantomimy, a nawet wprowadziła do niej nowy, ożywczy ton – atmosferę groteski i niedopowiedzenia z ducha prozy Rolanda Topora, który okazał się dobrym materiałem na spektakl bez słów, co nie jest takie oczywiste ani też proste, jeśli się zważy, jaki to język.

Na koniec trzeba dodać, że spektakl niosła świetna muzyka, składająca się nie tylko z jazzowych standardów, ale również oryginalnych kompozycji Sebastiana Ładyżyńskiego i jego zespołu. Dzięki temu był to spektakl o samotności, z jej wadami i zaletami, w rytmie jazzu i bluesa – w atmosferze retro jazzowych klubów lat 30.(?). Interesująca scenografia Michała Dracza dopełnia całości obrazu.
„Café Panique” to spektakl, którego nie można przeoczyć!

materiał filmowy Radia Wrocław/YouTube

„Café Panique”, premiera 9 lutego 2018 r.
scenariusz i reżyseria: JOANNA GERIGK
scenografia: MICHAŁ DRACZ
wykonanie rekwizytów: ALEKSANDRA STAWIK
muzyka: SEBASTIAN ŁADYŻYŃSKI


OBSADA:
Mężczyzna I – MARIUSZ SIKORSKI
Piosenkarka, Cleo – MONIKA ROSTECKA
Muza negatywna, Kobieta – ANNA NABIAŁKOWSKA
Julien – KRZYSZTOF SZCZEPAŃCZYK
Dyrygent, Lekarz – ARTUR BORKOWSKI
Poeta Coco Paco – JAN KOCHANOWSKI
Mężczyzna II, Artysta malarz – MATEUSZ KOWALSKI
Kelner – ZBIGNIEW SZYMCZYK
Orkiestra jazzowa – ARTUR BORKOWSKI, PAULINA JÓŹWIN, JAN KOCHANOWSKI, ANNA NABIAŁOWSKA, KRZYSZTOF SZCZEPAŃCZYK
Goście z nosami – ARTUR BOROWSKI, AGNIESZKA DZIEWA, JAN KOCHANOWSKI,
ANNA NABIAŁKOWSKA
Celebryci – ARTUR BORKOWSKI, JAN KOCHANOWSKI, MATEUSZ KOWALSKI,
ANNA NABIAŁOWSKA, MONIA ROSTECKA, KRZYSZTOF SZCZEPAŃCZYK


Łososie – AGNIESZKA DZIEWA, PAULINA JÓŹWIN, MATEUSZ KOWALSKI
Nagrań dokonał zespół pod kierownictwem kompozytorem w następującym składzie:
trąbka, flugelhorn: Jan Chojnacki
saksofony: Adam Bławicki
saksofony: Jan Kantner
puzon: Szymon Rybitw
perkusja: Michał Malina Malińska
fortepian: Filip Miguła
kontrabas: Bartłomiej Chojnacki
skrzypce: Wojciech Bolsewicz
skrzypce: Krystyna Wasik
altówka: Małgorzata Szczepanowska
wiolonczela: Ania Rodak
wokaliści: Natalia Szczypuła, Aleksandra Wysocka
programowanie, instrumenty wirtualne: Sebastian Ładyżyński
światła: Bartłomiej Jan Sowa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto otrzyma Nos Chopina podczas Millennium Docs Against Gravity Film Festival?

 12 wspaniałych filmów dokumentalnych o ludziach całkowicie oddanych sztuce, która zmienia nie tylko ich życie, ale fascynuje i porusza takż...

Popularne posty