poniedziałek, 5 marca 2018

Kamila Bojarczak-Obara: Pamiętamy o Tobie, Kamilko!

29 grudnia 2009 roku o godzinie 14.30 odeszła Kamila - Osoba niezwykłej szlachetności i dobroci. Gromadzimy tutaj wspomnienia o Niej. Zapraszamy, podzielcie się nimi!

Kamila Bojarczak w czasach nauki w liceum
Mimo upływu lat, twarz Kamili wyraziście pozostaje w mojej pamięci: Jej delikatny, nieśmiały uśmiech, spojrzenie życzliwe i dobre. W klasie o profilu filmowym (1990-1994), pierwszej takiej, pozornie pozostawała w cieniu, ale widocznie nie do końca, skoro w którymś roku została wybrana przewodniczącą klasy. Myślę, że właśnie ze względu na cechy charakteru – rzetelność, na której można było polegać, kulturę osobistą i całkiem zwyczajnie: dobroć. Bo Kamila z nikim nie była skonfliktowana, akceptowała i lubiła ludzi – każdy to czuł.

Jako pracę dyplomową wybrała twórczość Ingmara Bergmana, co na pierwszy rzut oka jakoś do niej nie pasowało. A jednak! Potem próbowała dostać się wraz z Małgosią Kruaze na filmoznawstwo na Uniwersytet Jagielloński. Byłam pewna, że się dostanie, a jednak nie wyszło… Może tak miało być. Ostatecznie ukończyła bohemistykę, o czym dowiedziałam się, gdy wpadłyśmy na siebie na ulicy, gdzieś w pobliżu Dworca Głównego. Była z tego najwyraźniej rada.

Spotkałyśmy się ponownie po latach w … Duszpasterstwie Akademickim Wawrzyny na Bujwida. Ja udzielałam się wtedy w redakcji „Wawrzyna”, a poza tym chodziłam na spotkania bliblijne. Weszłyśmy wprost na siebie, obie tym zaskoczone, i okazało się, że Kamila chodzi do Orzecha na przygotowanie do małżeństwa. Ślub miała wziąć w parafii na Pawłowicach, tam też odbyli z narzeczonym kurs przedmałżeński, ale uznali, że jeśli to nie ma być tylko formalność, trzeba go odbyć u ks. Orzechowskiego – charyzmatycznego człowieka i kapłana. Tym też sposobem zostałam przy okazji zaproszona na ślub J  Nie były to jeszcze czasy Facebooka czy Naszej klasy – ludzie kontaktowali się wówczas bezpośrednio.

Kamila z Grzegorzem w dniu ślubu, 4 czerwca 2005 r., własność Rodziny

Pamiętam ten ślub, bo był nietypowy. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, wokół kościoła na Pawłowicach zobaczyliśmy mnóstwo kultowych motocykli, przy których stali ich właściciele, ubrani w charakterystyczne czarne skóry, z długimi, często już siwymi włosami. Wyglądało to jak scena z „Easy Rider”. Rodzimi harlejowcy nie wchodzili do kościoła – to najwyraźniej nie były ich klimaty J Czekali aż rzecz cała się skończy i młodzi wyjdą do nich. Okazało się, że świeżo poślubiony mąż Kamilki, Grzegorz, należy do tej drużyny supermenów. Ale z Kamilą grzecznie chodził na te wszystkie rekolekcje J Taka to była z Niej delikatna, a przecież wymagająca osoba.

Po jakimś czasie miałam zabawne wydarzenie, gdy wysiadłam z tramwaju na pętli na Tarnogaju. Otóż zaczął za mną biec jakiś mężczyzna. Kiedy mnie dogonił, co nie było trudne, bo damy nie biegają J, okazało się, że jest to Grzegorz z dobrą nowiną: Kamila urodziła synka, Milanka. Bardzo byli oboje szczęśliwi!

Kolejne spotkanie miało miejsce w kaplicy na Bujwida. Jakiś malec podczas Mszy św. dawał rodzicom do wiwatu. Potem okazało się, że to Milanek. Szczerze mówiąc, w pierwszej chwili nie poznałam wtedy Kamili – miała twarz zmienioną pod wpływem sterydów… Długo rozmawialiśmy. Okazało się, że ma guza mózgu, że jest pod kontrolą jakiegoś poznańskiego profesora, ale dobrze nie jest. Zdarzały się ataki padaczki i stan Kamili znacznie się pogorszył. To było jak bomba z przedłużonym zapłonem. W tym wszystkim jej dobry, kochający mąż, który opiekował się Nią bez przerwy, na którego zawsze mogła liczyć… To było budujące. 

I tak płynął czas, aż dostałam od jednego z uczniów telefon, że Kamila nie żyje… To mimo wszystko był cios. Jakoś udało się skrzyknąć i żegnaliśmy Ją na Cmentarzu Osobowickim sporą grupą. Pamiętam: był początek stycznia, mroźno, wszędzie pełno śniegu. W cmentarnej kaplicy rozbrzmiewała muzyka, a potem staliśmy wokół grobu, stłoczeni, współczujący, poruszeni…

Jakoś długo nie umiałam się z tym pogodzić: taka kochana, dobra Kamila – dlaczego właśnie Ona..? Współczułam przy tym bardzo mężowi, maleńkiemu synkowi, rodzicom, siostrom… Musiało im być bardzo ciężko. Upłynęło trochę czasu, gdy otrzymałam niespodziewanie rodzaj pociechy. Napisała do mnie Irenka Leszkiewicz (obecnie Gwiazda), koleżanka Kamili z tej samej klasy. Nie mogła być na pogrzebie, ale tak się złożyło, że spotkała się z Kamilą tydzień przed Jej śmiercią. Napisała:

Kamila zmarła 29 grudnia 2009 roku o 14.30, we wtorek. Zostawiła 3-letniego Milanka i całą swoją Rodzinę, pogrążonych w żalu. Odeszła spokojnie, bez większego cierpienia, w szpitalu na Weigla, gdzie trafiła w niedzielę po świętach. Gorączkowała i była bardzo słaba. A jeszcze w środę, tydzień przed śmiercią, byłyśmy na spacerze w Rynku... Wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Przesłała także wiersz:
nie potrafię jeszcze o tym pisać...
Ciężko ubrać myśli w słowa.
Jeszcze dzisiaj
widziałam Cie taką spokojną, a taką odległą na zimnej płycie kamienia,
w jasnej trumnie w ciszy łkania otuloną naszymi wspomnieniami, które nie zdołały Cie ogrzać na powrót do życia.
Spłonęłaś w tych wspomnieniach, w żarze naszych uczuć i gniewu na śmierć, spopielałaś, odeszłaś na zawsze...
Jeszcze dziś brakuje mi słów...

To już ponad osiem lat, a słów ciągle brakuje… Wierzę, Kamilko, że spacerujesz teraz po zielonych pastwiskach i spoglądasz czułym okiem na swoich bliskich i na nas…
- zawsze serdecznie o Tobie pamiętająca, także w modlitwie – Barbara Lekarczyk-Cisek

………………………………………………………………………………………….


Kamila (chyba) w lewym, górnym rogu, Przesieka, "zielona szkoła", 1992 (?)
.......................................................................................................................................

Wspomina Cię także Agata Cioch:

A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy

Spłyną przeze mnie dni na przestrzał
Zgasną podłogi i powietrza
Na wszystko jeszcze raz popatrzę
I pójdę nie wiem gdzie - na zawsze.

 „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka przyszedł do mnie niespodziewanie pewnego cichego popołudnia na Cyprze. Zaczęłam nagle nucić, przypomniał mi się tekst. A chwilę później dostałam wiadomość, że Kamilla nie żyje.
Pomyślałam, że to było pożegnanie. Moje z Kamillą, Kamilli ze mną. Kamilla lubiła muzykę z lat 70-tych. Uwielbiała „Hair” Miloša Formana.
Była bratnią duszą. Wodnikiem tak jak ja.
Trochę nieśmiała, może czasem niepewna siebie. Wybory, których dokonywała, wydawały mi się kiedyś mało spektakularne. Myślałam, że powinna sięgać wyżej, dalej. Po latach zrozumiałam, że Kamilla miała coś czego mi zabrakło - odwagę by iść swoją drogą.

Jak to jest, że nie ma już tego spojrzenia,
tych oczu – szaro-zielonych, brązowych,
tych rzęs wytuszowanych,
że zgasły podłogi i powietrza,
 a my tu.
 Ciągle jesteśmy.


Dla Kamillki - Agata

.........................................................................................................................................



od lewej: Sebastian Ligarski, Paweł (?), Agata Cioch, Ania Skiba, Dagmara Rojewska, Zuza Śnieżek, Przesieka

Anna Skiba (Żabińska):


Oczy symbolizują duszę, światło, Boga... są odważne, kochają i trwają ...
Każdy z nas zna oczy Kamili niezwykłe, nad wyraz niezwykłe...
I choć, tak zwyczajnie, po ludzku, do dziś, dźwięk piosenki "Time to say goodbye" przeszywa mnie dreszczem bólu, zimnym jak styczniowe powietrze w dniu jej pogrzebu, to wspomnienie o jej radosnym spojrzeniu powoduje, że topnieję.
Wciąż zasmuca mnie wspomnienie dnia, gdy załatwiając zwykłe sprawy w Urzędzie Marszałkowskim, zobaczyłam łzy w oczach urzędniczki rozmawiającej przez telefon...
- Przepraszam panią, ale właśnie odebrałam smutną wiadomość...nasza koleżanka odeszła...
- Jak miała na imię pani koleżanka? - zapytałam sparaliżowana nadzieją... Wiedziałam, że była poważnie chora, spotkałyśmy się niedawno, ale tylko kolorowa chustka na głowie Kamili przypominała o tym. Kamila, jej miłość do życia, radość, cudowna pozytywna energia, zaraźliwe poczucie humoru - były bez uszczerbku. Także odwaga...wystarczyło spojrzeć w jej oczy, aby to poczuć ...Spoglądam więc, bo przecież wszyscy wiemy, że wciąż możemy w nie spoglądać, trzeba tylko lekko przymknąć powieki ...

Ania

......................................................................................................................................

Dorota Damm-Paradysz

Zabierałam się parę razy, żeby napisać, nawet ze Skibą gadałyśmy wspomnieniowo. Spotkałyśmy się z Kamilą i dziewczynami z klasy na kolacji w knajpie. Paszcze nam się nie zamykały. Było o wszystkim, o dzieciach i o porodach też. Przy sąsiednich stolikach co jakiś czas milkli i bledli, bo śmiałyśmy się potwornie. Kamila w ramach wspomnień o cudzie narodzin, opowiadała jak wyrwała uchwyty z łóżka podczas porodu i została z nimi w ręce. Nie wiedziała czy je wyrzucić, czy trzymać. Zgadnijcie co robiła przez cały poród..?

Potem Kamila w kolorowej chustce na głowie, powiedziała że jak zemdleje, to żebyśmy nie panikowały, ale choruje na glejaka. Wszystkie zbladłyśmy. Padło pytanie: ale jak?! I śmiech Kamili. I te oczy... Powiedziałam, ze skoro już jesteśmy przy temacie chorób, to łażę jak kaczka nie z powodu kontuzji w skałach, tylko mam SM. Nie oznacza to wcale spółdzielni mieszkaniowej i nie sado/maso. I metaliczny głos Ewy: Dziewczyny! Jak którejś coś jest, to proszę innym razem...

Kamila to był dobry człowiek. Lubiła ludzi. Była uparta. Gadałyśmy przed jej śmiercią. Umówiłyśmy się, że jak poczuje się lepiej, a ja będę na chodzie, to się spotykamy na gadanie. I mnie wysterowała...Do zobaczenia Kamilo, kiedyś, obiecałaś ploty. Dorota


...............................................................................................................................................

Sławomir Dykier


Kamila w latach szkolnych, zdjęcie to znalazł i nadesłał Sławek Dykier.
Pamiętam Kamilę jako zawsze ciepłą, życzliwą i pogodną osobę. Miała w sobie pewien element nieśmiałości, a jednocześnie tę odwagę, by ową nieśmiałość przekraczać. Potrafiła z pasją angażować się w różne działania, niezależnie, czy dotyczyły szkoły, czy też spraw prywatnych. Przyjazna, otwarta pomocna. 
Dziś w klasie już nie wszyscy utrzymujemy z sobą regularny kontakt. 
Ja czasem trafiam na jej zdjęcie wśród klasowych pamiątek i nie chce mi się wierzyć, że nie można do Kamili napisać czy zadzwonić...  Ale wierzę, że tam, gdzie wędruje teraz, wszystkie drogi jej sprzyjają.


Sławek Dykier

.......................................................................................................................................

Ewa Borkowska (Cieniawska)

Wspomnienie Kamili to wspomnienie energii, emocji i ... życia, paradoksalnie. Cieszyła się energetycznie, śmiała zaraźliwe i złościła żywiołowo.  Kamila to emocje i uczucia, zawsze maksymalne, bardzo się udzielające. Może to wszystko było takie ekstremalne, bo miało zgasnąć tak szybko...

Widzę ją żywo gestykulującą, mówiącą z przejęciem, śmiejącą się głośno. Zawsze pozytywna, przez wszystkich w klasie lubiana.


Pamiętam spotkanie „po latach", o którym pisała Dorota. Pamiętam, że mówiła wtedy o swojej chorobie. A przede wszystkim o walce i sile w niej. Siła, walka, energia - tak! Dla męża i synka przede wszystkim. W tym scenariuszu nie było miejsca na taki finał. To po prostu nie pasuje do Kamili, jej odwagi i temperamentu, wewnętrznego buntu...

.............................................................................................................................................




1 komentarz:

  1. Pamiętam Kamilę jako zawsze ciepłą ,życzliwą i pogodną osobę. Miała w sobie pewien element nieśmiałości a jednocześnie tą odwagę by ową nieśmiałość przekraczać. Potrafiła z pasją angażować się w różne działąnia niezależnie czy dotyczyły szkoły czy też spraw prywatnych. Przyjazna ,otwarta pomocna.
    Dziś w klasie już nie wszyscy utrzymujemy z sobą regularny kontakt.
    Ja czasem trafiam na jej zdjęcie wśród klasowych pamiątek i nie chce mi się wierzyć,że nie można do Kamili napisać czy zadzwonić.. ale wierzę ,że tam gdzie wędruje teraz wszystkie drogi jej sprzyjają.

    Sławek Dykier

    OdpowiedzUsuń

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty