niedziela, 18 marca 2018

Wratislavia Cantans: Piękna pięćdziesięcioletnia /relacja z festiwalu/

Stare utwory na historycznych instrumentach, nowe, pogłębione interpretacje, znakomici wykonawcy, szczególna atmosfera - jaka była jubileuszowa edycja wrocławskiego festiwalu?


Pamiętacie słynnych "Szpetnych czterdziestoletnich" Agnieszki Osieckiej? Wiek nie zawsze musi iść w parze ze szpetotą. Takie refleksje nasunęły mi się mnie podczas trwania 50. festiwalu Wratislavia Cantans. Doszłam bowiem do wniosku, że po 50. pięknieje się i to bardzo. Taka bowiem była tegoroczna Wratislavia. Upływ czasu jej nie szkodzi, wręcz przeciwnie! Stare utwory, grane na historycznych instrumentach, nowe, pogłębione interpretacje, znakomici wykonawcy, a wreszcie - sama atmosfera festiwalu - wszystko to sprawiło, że był on w tym roku szczególny.

fot. Łukasz Rajchert
Na tę niepowtarzalność wpłynął m.in. pomysł ponownego wykonania koncertów, które zaprezentowano na pierwszym festiwalu, który odbył się w 1966 roku. Mogliśmy posłuchać ich znowu - w innym wykonaniu, a jednocześnie w tych samych wnętrzach, zaś co  poniektórzy mogli przeżyć swoiste déjà vu. Przede wszystkim zaś prowokowało to refleksje na temat samej muzyki - jej wykonawstwa dziś, po upływie 50 lat.

fot. Ł. Rajchert
 14 sierpnia 1966 roku na koncercie inaugurującym festiwal zaprezentowano m.in. "Magnificat" Mikołaja Zielińskiego na trzy chóry raz "Psalmy Dawida" Krzysztofa Pendereckiego. Ale najgoręcej oklaskiwano "Poemes de Jean Tardieu" Konstantego Regameya, jak się możemy dowiedzieć z recenzji tego koncertu Ewy Kofin w "Słowie Polskim". Dyrygował wówczas twórca festiwalu - Andrzej Markowski. Zagrano także Mszę i Nieszpory XVII-wiecznego kompozytowa polskiego baroku: Marcina Mielczewskiego. Dziś trudno to pojąć, ale w tamtych czasach, wykonanie takich utworów, w dodatku w kościele, było czymś doprawdy rewolucyjnym... Po 50 latach znowu mogliśmy ich wysłuchać w zupełnie innym kontekście. Koncert zatytułowano 
Wratislavia pulcherrima

czyli "Piękna Wratislavia". W istocie, koncert był niezwykły, przepięknie zaśpiewany. W części pierwszej śpiewacy wykonywali utwory a capella. Pierwszy utwór: "Confitermini Domino et invocate nomen eius" ("Sławcie Pana i wzywajcie imię Jego", podobnie jak następne, wyrasta z tekstu psalmicznego. Wykonany na pięć głosów (sopran, alt, dwa tenory i bas), swoim kształtem przypomina motet. Teksty wcale niełatwe do zaśpiewania, wymagające dużej skali głosu i dobrej techniki, zabrzmiały wspaniale w klimatycznej, pogrążonej w ciemnościach, Katedrze pw. św. Marii Magdaleny, w której - jak sięgam pamięcią - wysłuchaliśmy w przeszłości wielu pięknych koncertów. Część druga - nieszpory: "Vesperae Dominicales", również oparta na psalmach,  została dodatkowo wzbogacona o  instrumentarium. Śpiewakom towarzyszyła Wrocławska Orkiestra Barokowa pod batutą Andrzeja Kosendiaka. To harmonijne, zespołowe brzmienie głosów i instrumentów wydobyło z kompozycji Mielczewskiego całe jej polifoniczne piękno. 

Jubileusz Tadeusza Strugały

Jubileusz festiwalu splótł się w tym roku z 80-leciem urodzin jego wieloletniego dyrektora - Tadeusza Strugały. Z tej okazji Maestro zaprezentował "Symfonię pieśni żałosnych" Henryka Mikołaja Góreckiego oraz I Symfonię c-moll Johannesa Brahmsa. Na początku jednak zabrzmiała inna kompozycja autora III Symfonii, fanfara "Wratislaviae gloria", która powstała na zamówienie Andrzeja Markowskiego i miała pełnić rolę sygnału Festiwalu Polskiej Muzyki Współczesnej we Wrocławiu.

Orkiestra Symfoniczna NFM pod batutą T. Strugały i sopranistka Ewa Vesin,
fot. Ł. Rajchert

III Symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego to utwór szczególny, porażająco piękny... Skomponowana w 1976 roku, miała swoją polską prapremierę na Warszawskiej Jesieni w 1977 r. i wywołała skrajne opinie. Dopiero kiedy nagrała ją ponownie London Sinfonietta pod batutą Davida Zinmana, stała się swoistym przebojem, o ile można tak powiedzieć o utworze muzyki poważnej. 
Nie ma nowojorczyka, który by nie wiedział o tym, że powinien sobie kupić III Symfonię Henryka Mikołaja Góreckiego na kompakcie - pisał w jednym ze swoich esejów Andrzej Chłopecki. (...) Popularność powoduje, że nagranie, które nie zostało uhonorowane którąś z prestiżowych artystycznych nagród fonograficznych, zostało uznane w Londynie za nagranie roku 1993. 

Symfonia składa się z trzech części, które zaczynają i kończą mroczne dźwięki kontrabasów. Ale największe wrażenie robi partia wokalna - sopran śpiewający tekst "Lamentu świętokrzyskiego", w drugiej części - autentyczny zapis słów wyrytych na ścianie więziennej celi przez uwięzioną tam Helenę Błażusiak: "Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario". Dziewczyna została schwytana 25 września 1944 przez Niemców w Schronisku na Lubaniu i więziona w zakopiańskim Palace. W trzeciej części wykorzystano śląską piosenkę ludową o matce szukającej syna poległego w powstaniach śląskich.
Utwór niezwykle przejmujący, nieomal mistyczny - bardzo polski, a zarazem uniwersalny (motyw Stabat Mater), oszczędny melodycznie... W wykonaniu Orkiestry Symfonicznej NFMpod batutą Tadeusza Strugały zabrzmiała przejmująco, ale szczególnego blasku nadała mu wykonująca partie sopranu Ewa Vesin. Śpiewała znakomicie interpretując tekst, ale to było coś więcej niż tylko dobra interpretacja. Śpiewała w takim uniesieniu, że udzielało się ono słuchaczom. 

Wariacje Goldbergowskie Pierre`a Hantaï 

Wariacje Golbergowskie J.S. Bacha i Pierre Hantaï 
Równie niezwykły, jak III Symfonia Henryka Mikołaja Góreckiego, był także kameralny koncert Pierre Hantaï. Dla dwóch powodów. Pierwszym jest fakt, że chodzi o mojego ukochanego kompozytora Jana Sebastiana Bacha, drugim - mistrzostwo interpretacji. Chodzi, rzecz jasna, o "Wariacje Goldbergowskie".

Albert Schweitzer podaje, że utwory klawesynowe zwane "Wariacjami..." powstały na prośbę hr. Kayserlingka, który cierpiał na bezsenność i kazał niejakiemu Goldbergowi umilać sobie bezsenne noce graniem. Hrabiemu tak się spodobały owe wariacje, że niestraszne były mu odtąd bezsenne noce. Czy Golberg był temu rad, nie wiemy. Wiemy natomiast, że kompozytor otrzymał za nie sute wynagrodzenie. 
Niepodobna polubić tego utworu przy pierwszym słuchaniu - pisze Schweitzer. Trzeba się z nim oswoić i wraz z Bachem z ostatniego okresu wznieść na te wyżyny, gdzie nie żąda się już od prowadzenia głosów naturalnego piękna brzmienia, lecz znajduje zadowolenie i radość w wyżywaniu się w absolutnej swobodzie ruchu. Z chwilą zaś, gdy do tego dochodzimy, pojmujemy też ową łagodną i pocieszającą pogodę, przezierającą z uśmiechem z tych pozornie tak sztucznych kompozycji.

Słowa te doskonale odnoszą się do dwóch interpretatorów "Wariacji..." - Glenna Goulda (ale jemu było łatwiej wydobyć niuanse, bo grał na fortepianie) i - właśnie - Pierre Hantaï . Moje obawy, że "będzie nudno", rozwiał natychmiast i na zawsze. Słuchacze mogli jedynie podziwiać, jak ten skromny i opanowany muzyk wydobywa z klawesynu dźwięki, dzięki którym można by się zgodzić nawet na bezsenne noce. Po prostu wirtuoz! No, ale Hantaï z miłości do muzyki Jana Sebastiana nauczył się grać na klawesynie i gra tę muzykę od tylu lat, że zdążył zgłębić wszystkiej jej tajniki. Jednak to co więcej niż tylko wspaniała technika...

 Symfonia Mahlera na finał

Jacek Kaspszyk, Orkiestra Symfoniczna NFM, fot. B. Beszlej
Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć koncert finałowy, bo był wprost oszałamiający. Stanowczo wolę kameralistykę, ale mimo to Maestro Jacek Kaspszyk porwał mnie, podobnie jak resztę wypełnionej po brzegi dużej sali NFM.
Gustaw Mahler pisał ten utwór w prawdziwym natchnieniu:
Pochwycił mnie Spiritus Creator i potrząsał mną, i prowadził mnie przez następne osiem tygodni, aż moje największe dzieło było gotowe - zanotował.
Utwór jest rzeczywiście napisany z niesłychanym rozmachem, potężny, co na początku może wprawić, że człowiek czuje się mały i bezradny wobec jego ogromu. Jednak tylko tak potężny kształt dźwiękowy mógł ewokować w słuchaczach wizję Kosmosu i Nieba, uprzystępnić i zobrazować poruszaną problematykę.Ale kiedy wybrzmi hymn "Veni Creator", orkiestra, chóry i arie zaczynają nas urzekać swoim pięknem i harmonią.
Wydaje się, że Uniwersum zaczyna brzmieć. Już nie są to ludzkie głosy, lecz krążące planety i słońca - pisał Mahler po zakończeniu prac nad swoim dziełem, które miało swoją prapremierę 12 września 1910 roku.  Kosmiczny wymiar treściowy realizuje też sfera tonalna utworu. Zasadnicza tonacja symfonii, Es-dur, od czasów Mozarta i Beethovena była zarezerwowana dla kategorii najważniejszych – takich jak Bóg, Kosmos, duchowość, wiara i modlitwa. Mahlerowski hymn do Ducha Świętego nawiązuje więc do tych tradycji. 
Maestro Kaspszyk - wieloletni dyrektor artystyczny wrocławskiej Orkiestry Symfonicznej - jak prawdziwy Demiurg zapanował nad wykonaniem "Symfonii Tysiąca", która stała się prawdziwym ukoronowaniem jubileuszu Wratislavii Cantans.

Artykuł ukazał się na portalu Kulturaonline 25 września 2015 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty