„Weź
mnie, jakim jestem – uczyń mnie, jakim chcesz”
św. Ignacy Loyola
O potrzebie ćwiczeń duchowych
św. Ignacy Loyola |
A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura
rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w
wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi.
Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu -
szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz
płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos
mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?» (1 Ks. Krl 19, 11-13)
Bóg
przychodzi w ciszy...
Przytoczony
fragment Księgi Królewskiej obrazowo opisuje spotkanie proroka Eliasza z
Bogiem, zarazem jednak jest niezwykle
trafnym i dramatycznym opisem każdego Spotkania, ukazującym warunki i
okoliczności, które muszą zaistnieć, aby do niego w ogóle doszło. Bóg przychodzi do człowieka w ciszy. Nie oznacza
to wszakże biernego milczenia człowieka, lecz jest jego postawą, otwarciem się
na Boga: słuchaniem i zjednoczeniem z Nim.
Są też inne istotne sprzyjające
okoliczności, Oto zanim Eliasz uda się na gorę Horeb, cierpi prześladowania,
chroni na pustynię i nawet pragnie tu umrzeć. Bóg jednakże zsyła swojego anioła, aby nakarmił proroka, zanim ten uda
się w daleką podróż – „przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej
góry Horeb” (1 Ks. Krl 19, 8).
Oto następna
okoliczność: zwykle podążamy do Boga, gdy świat nas mocno zrani, wówczas
też okazuje się, że On na nas czeka i podtrzymuje na duchu, gdy udajemy
się na pustynię. Musi bowiem umrzeć stary człowiek w nas, aby mógł narodzić się
nowy. Zostawiamy więc wszystko, czym dotąd żyliśmy i co wydawało nam się ważne
i ... podążamy na Spotkanie. Ku naszej górze Horeb. Kiedy wreszcie do niej dotrzemy, Bóg zapyta
nas – jak Eliasza:
„Co ty tu robisz?”
Rzecz w tym
bowiem, że nasze spotkanie nie może być ucieczką „od”, ale trzeba sobie odpowiedzieć
na tak postawione pytanie. Toteż należy także wyciszyć negatywne emocje:
strach, złość, poczucie krzywdy, może
gniew... To są nasze burze i trzęsienia ziemi, po których – oczyszczeni
ogniem Ducha św. – możemy wejść w kontakt z Bogiem. Stanąć w pokornym i pełnym
tęsknoty oczekiwaniu, by usłyszeć: „Czy
to ty, Eliaszu (Barbaro, Janie...)?”
Wszystkie góry świata
są tą jedną...
Moją górą
Horeb jest Jasna Góra i przycupnięte u jej podnóża Centrum Duchowości, które
prowadzą ojcowie jezuici.
Jest to
miejsce niezwykłe nie tylko ze względu na położenie: gościnny dom rekolekcyjny
otwiera swoje podwoje wszystkim, którzy tu pielgrzymują. Poczucie, że opodal,
na Jasnej Górze, czuwa nad nami Matka, że można wieczorem przyjść do sanktuarium
i usłyszeć starą pieśń „Bogurodzicę”, przyłączyć się do chóru głosów
śpiewających Apel Jasnogórski - to wszystko daje człowiekowi pewność,
że „Bóg jest z nami”.
Sam dom
rekolekcyjny ojców jezuitów wprawdzie nie jest aż tak wiekowy i obrosły
tradycją jak jasnogórski klasztor, ale będąc tam, gdzie jest, staje się tego
szczególnego miejsca częścią. Został
założony w 1936 r. (otwarcia dokonał bp Teodor Kubina w Uroczystość Chrystusa
Króla, a więc 70 lat temu). Sama jednak idea rekolekcji ignacjańskich jest o
wiele starsza, ma bowiem prawie 500 lat. Zanim powstało Towarzystwo Jezusowe, a
„Ćwiczenia Duchowne” otrzymały imprimatur, św. Ignacy – ich natchniony autor –
„pomagał duszom” (jak to sam często określał) odnaleźć drogę do Boga.
We wstępie do
„Ćwiczeń duchownych” św. Ignacy pisze:
„... jak
przechadzka marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak podobnie ćwiczeniami
duchownymi nazywa się wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy do
usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania
i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla
dobra i zbawienia duszy.”
Niewielka,
ale niezwykle cenna książeczka, którą dziś nazwalibyśmy „Ćwiczeniami
duchowymi”, powstała w swojej zasadniczej postaci w Manresie, gdzie jej autor w
latach 1522-1523 doświadczył głębokiego
nawrócenia. W konsekwencji owych przeżyć wyłoniła się metoda nazwana później
Ćwiczeniami Duchownymi.
Pierwsza strona pierwszego wydania Ćwiczeń duchownych z 1548 r. |
Jeśli
przyjrzeć się życiorysowi świętego, można zaryzykować twierdzenie, że gdyby nie
choroba i kalectwo (kula armatnia roztrzaskała mu nogę, a „chirurdzy” jeszcze
bardziej mu ją popsuli), Ignacy nie poszedłby do Manresy. To właśnie była jego góra Horeb, poprzedzona
pustynią – pustką, która się wytworzyła wokół kalekiego rycerza. Po
objawieniach Ignacy nie miał już
wątpliwości, ku czemu powinien zmierzać, jakie jest jego powołanie. Dokonywał
odtąd rzeczy po ludzku niemożliwych: pielgrzymował po całej Europie pieszo i
bez grosza, a mimo biedy i choroby udał się nawet do Jerozolimy... Należy
dodać, że ów niedostatek był efektem
świadomego wyboru. Poza tym – będąc po trzydziestce! – udał się na studia do
Paryża i ukończył filozofię na Sorbonie stopniem magistra, co nie jest znów
takie oczywiste, jeśli się wie, jak skromne wykształcenie otrzymał Ignacy
(wówczas jeszcze Iñigo) w młodości.. Studiując czy wędrując ciągle się kimś
opiekował, wreszcie założył zakon i został jego przełożonym... Był człowiekiem
niezwykle aktywnym i wielkiej dobroci. Uporządkowawszy własne życie, pomagał
innym uczynić to samo. Nie był jakimś
„sterylnym” świętym, znał życie i rozumiał człowieka. Jego Ćwiczenia przywodzą
na myśl metody psychoanalizy, tylko że Ignacy był głęboko wierzący i „pomagał duszom” odnaleźć drogę do Boga. To
właśnie je uzdrawiało, nie zaś egocentryczne dłubanie w przeszłości, aby się od
niej „uwolnić”.
Miejsce spotkania – miejsce medytacji
Dom rekolekcyjny ojców jezuitów w Częstochowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Centrum Duchowości w Częstochowie to
obszerny trzykondygnacyjny budynek, otoczony niedużym parkiem, który
przypomina (zwłaszcza latem) rajski
ogród. W stawie, pośród subtelnych lilii
wodnych pluskają ryby, słychać ptasie trele, cieszą oko kolorowe kwiaty. Stare
brzozy wokół niedużego sanktuarium maryjnego (na wzór Fatimy) w centrum parku bieleją wśród intensywnej
zieleni wiosną i latem, harmonizują ze śniegiem zimą i kontrastują z brunatną
ziemią, którą wypłukuje spod liści późna jesień. Kamienne kolumny wokół maryjnego sanktuarium
tworzą sakralny krąg, w którym można przystanąć i polecić opiece Maryi, jak to
czynił św. Ignacy, nazywając Ją z wielką atencją Naszą Panią.
Do drzew przy głównej alei przytwierdzono
płaskorzeźby przedstawiające Drogę Krzyżową, którą można tu również odbyć.
Można też posiedzieć na uciętym pniu drzewa i mając za oparcie pień brzozowy,
podziwiać kunszt ogrodnika i chłonąć panującą tu ciszę i harmonię.
Park koło Centrum Duchowości w Częstochowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Miejscem medytacji jest przede wszystkim
piękna kaplica, której centralnym punktem jest krzyż z podobizną Jezusa
Miłosiernego z wizji św. Faustyny.
Niektórym łatwiej się skupić w odosobnieniu, we własnym pokoju i w
dogodnej dla siebie pozycji, aby – jak to zaleca św. Ignacy – „wejść [w
rekolekcje] wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy”.
Stacja Drogi Krzyżowej w CD Jezuitów w Częstochowie, fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Znajdę
to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, dopóki się tu nie nasycę... –
o metodzie ćwiczeń ignacjańskich
Chociaż św. Ignacy Loyola precyzyjnie
opisuje metodę ćwiczeń duchowych, to jednak najważniejsza jest dla niego
postawa serca. Przeczytamy zatem precyzyjne uwagi co do miejsca i czasu
medytacji czy rachunku sumienia, aby na koniec, trafić na taką uwagę:
„... nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (ĆD 2). Czyż nie odnosi się to także do każdej innej dziedziny życia?
„... nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (ĆD 2). Czyż nie odnosi się to także do każdej innej dziedziny życia?
Dla
natchnionego autora nawet tzw. Tydzień jest sprawą subiektywną:
„Nie trzeba
tego tak rozumieć, jakoby każdy tydzień musiał koniecznie trwać 7 lub 8 dni” –
powiada rozumiejąc doskonale, że praca wewnętrzna ma swój indywidualny rytm.
Każe jednak zamknąć rekolekcje w 30 dniach, jak również zachować konsekwencję co do wyboru miejsca i
pozycji do modlitwy.
Widok przy grocie Najświętszej Marii Panny, fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Stały rytm
dnia oraz szczególnie sprzyjające warunki zewnętrzne sprawiają, że ucichają
również nasze wewnętrzne „wichry” i coraz lepiej zaczynamy słyszeć, co Bóg ma
nam do powiedzenia.
Medytację lub
kontemplację ewangeliczną zawsze poprzedza przygotowanie – z pomocą ojców
prowadzących rekolekcje. Każdego dnia mamy także wyznaczony czas na rozmowę
indywidualną ze swoim kierownikiem duchowym. Mówimy mu o problemach, które się
pojawiają w trakcie odprawiania rekolekcji, o tym, co może być przeszkodą w
Spotkaniu. „Kierownik duchowy” to nazwa,
która może się niewłaściwie kojarzyć. Tymczasem jest on w istocie lustrem, w którym przyglądamy się sobie, nie
po to jednak, aby - jak w Liście św.
Jakuba Apostoła: „odejść i zaraz zapomnieć, jakim się było”, ale żeby zobaczyć
siebie w Prawdzie, to znaczy pozbyć się masek, barier, szminek... I tak
dyskretnie prowadzeni, kroczymy na Spotkanie. Poprzedza je zazwyczaj Sakrament
Pojednania, bywa nierzadko, że staje się on spowiedzią z całego życia.
Staw koło domu rekolekcyjnego, fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Towarzyszą mi
w czasie rekolekcji zawsze wielkie emocje: żal, wzruszenie, radość, nawet
euforia. Zapisuję strona po stronie gruby zeszyt, który jest świadkiem moich
olśnień, dramatycznych powrotów do przeszłości i w głąb siebie samej, wreszcie
– kojącej refleksji, a nawet twórczości, kiedy to nieudolnie próbuję naśladować
Dawida i piszę swój psalm pochwalny.
Koniec
rekolekcji wygląda trochę tak, jak scena z filmu Agnieszki Holland o
Beethovenie („Kopia mistrza”). Na zakończenie koncertu głuchy kompozytor i
dyrygent zostaje przez czyjeś dobre ręce odwrócony w stronę publiczności i
dopiero wtedy zaczyna słyszeć przejmujący aplauz poruszonych pięknem muzyki słuchaczy. Nam również nagle zostaje
przywrócony taki wewnętrzny słuch i otwarte serce...
Drzewa ku niebu, park CD, fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Powrót
Z góry wracam już odmieniona: bardziej
kochająca, życzliwa, cierpliwa, a także wyciszona i skoncentrowana na sprawach
istotnych. Kontynuuję Ćwiczenia w codzienności. Kiedy jednak po upływie
jakiegoś czasu czuję, że wewnętrzna radość przygasa, że „głuchnę”, jest to
znak, że znowu powinnam się udać „na pustynię”.
Mamy
skłonność dostrzegania przede wszystkim tego, co wielkie i co imponuje swoją
potęgą. Tymczasem powinniśmy uczyć się od Eliasza rozpoznawać Boga w „głosie
delikatnej ciszy” Aby jednak usłyszeć tę ciszę w zgiełku dnia, trzeba nie lada słuchu.
I przede wszystkim łaski, która nas odwróci, byśmy znowu
słyszeli.
Wypowiedź o. Kazimierza Kucharskiego SJ:
„Spotkanie z
Bogiem jest zawsze owocne, ale nie dzieje się to bez zmagań, bez naszego
współdziałania i naszych odpowiedzi. Jest to trudny proces duchowy.
Zasadniczym
warunkiem rekolekcji jest cisza, wyciszenie, aby usłyszeć Boży głos.
Rekolekcje to
szczególna droga poszukiwania, czego Pan od nas chce. To jest przecież
najważniejsze pytanie w naszym życiu.
Jeżeli w
czasie rekolekcji toczy się zmaganie, duchowa walka, może nawet pokusa
ucieczki, to jest objaw bardzo pozytywny, niczym burza z silnymi wyładowaniami,
po której przyjdą mocne duchowe doznania, światło i pociecha. Niedobrze jest,
gdy w duszy rekolektanta nic się nie dzieje.
Ważna, choć
dyskretna, jest rola kierownika duchowego. Podaje on treść i objaśnia Boże
prawdy, pozostawiając znaczne pole do osobistej inicjatywy. Liczy się własna
praca, jest ona o wiele cenniejsza, niż bierne przyjmowanie pouczeń i wskazań.
O czym na
rekolekcjach rozmawiamy z prowadzącym? O tym głównie, co się dzieje w naszej
duszy, o wszystkim, co nam przeszkadza, zamyka drogę.
Rzeczą
istotną jest medytacja, kontemplacja i refleksja. Ważny jest wieczorny rachunek
sumienia, trwający kwadrans, traktowany jako ważna forma modlitwy dziękczynnej
za wszystko, ale też jako czas na refleksję nad sobą, nad tym, co nas od Boga w
mijającym dniu oddaliło.
Z moich
doświadczeń wynika, że nie należy mnożyć modlitw, ale raczej luźno medytować
zawarte w nich treści. Jeżeli ktoś nie potrafi medytować, niech powoli odmawia
brewiarz, różaniec czy stałe części mszalne. Ważne, abyśmy starali się w
modlitwie odkrywać, czego Bóg chce.
Początkującym
radziłbym:
- Nie spieszyć się w czasie
medytacji z materiałem. Ważne jest dobre, głębokie przeżycie choćby
jednego zdania.
- W czasie posiłków i czasu wolnego
zachowujemy ciszę, która jest warunkiem korzystnego odprawiania ćwiczeń
duchowych.
- Ważny podczas rekolekcji jest
wypoczynek. Staramy się kończyć dzień przed godz. 22.00, a w ciągu dnia
staramy się wprowadzać wysiłek fizyczny: pracę, ruch na wolnym powietrzu
itp.”
Artykuł ukazał się pierwotnie w "Gościu Niedzielnym" 4/591, 28 stycznia 2007 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz