sobota, 25 sierpnia 2018

Międzynarodowy Dzień Teatru z Edmundem Wiercińskim /relacja/

27 marca 2015 r. we Wrocławskim Teatrze Współczesnym odbyło się spotkanie poświęcone patronowi tej placówki: Edmundowi Wiercińskiemu. Przypomniano życiorys artysty i jego żony Marii, czytano listy, odbyła się rozmowa  prof. Janusza Deglera z wnukiem Wiercińskiego – Krzysztofem Smołką.



Eksperymentator i artysta niepokorny

Na początku spotkania głos zabrał Rafał Węgrzyniak – historyk teatru, krytyk teatralny, autor Encyklopedii „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Przedstawił pokrótce drogę artystyczną Edmunda Wiercińskiego.

Wywodził się z kresowego ziemiaństwa. Swój światopogląd ukształtował pod wpływem literatury romantycznej, a także współczesnej: St. Brzozowskiego czy Stefana Żeromskiego. Wychowany w kręgu niepokornej, radykalnej inteligencji polskiej, miał idealistyczne podejście do polskości, typowe dla swego pokolenia.

Studiując w Tomsku, doświadczył rewolucji bolszewickiej. Wstąpił do polskiej armii, a w konsekwencji znalazł się na Syberii jako jeniec, po czym uciekł z obozu. W 1921 roku przyjechał do Warszawy, gdzie rozpoczął studia prawnicze, potem filozoficzne. W tym czasie zainteresował go Teatr Reduta Juliusza Osterwy - teatr studyjny, wzorowany na rosyjskim MCHAT-cie. Miał spełniać misję społeczną w niepodległej Polsce. W 1926 roku Teatr Reduty przeniósł się do Wilna. Znalazłszy się tam, uznano, że należy docierać do widzów spoza wielkich miast i zaczęto organizować teatr objazdowy. Wystawiono m.in. "Księcia Niezłomnego" Calderona w parafrazie Juliusza Słowackiego. Wierciński organizował ten spektakl w różnych sceneriach, np. w pobliżu kościołów. Tak też nauczył się reżyserować i adaptować utwory do zmieniających się warunków.

Sam grał charakterystyczne role, np. Ewangelisty, natomiast w "Księciu Niezłomnym" grał na zmianę z Osterwą Don Fernanda. W wyniku konfliktu na tle artystycznym Wierciński, który pragnął w teatrze przemawiać nieco innym językiem i zaczął sięgać po sztuki ekspresjonistyczne, wraz z żoną Marią opuścili Teatr Reduty i przenieśli się do Poznania. Tam wystawił m.in. "Metafizykę dwugłowego cielęcia" Witkacego. Wystawiał także w Łodzi, gdzie nadal eksperymentował ze sztukami ekspresjonistycznymi, m.in. sztukę Ernsta Tollera. Zawędrował następnie do Lwowa, gdzie zetknął się z Leonem Schillerem. Tam z kolei powstawał teatr monumentalny, którego ambicją było wystawianie wielkich inscenizacji dramatów romantycznych: "Dziadów", "Kordiana"... Po powrocie do Warszawy - na przekór swoim możliwościom - reżyserował sztuki kameralne, m.in. "Lato w Nohant" i "Maskaradę" Jarosława Iwaszkiewicza.

W czasie wojny tworzył wraz z Schillerem Tajną Radę Teatralną, która miała stymulować życie teatralne w Polsce po wojnie. Zamówił wówczas przekład "Elektry" Jeana Giraudoux, a u Czesława Miłosza - "Jak wam się podoba" Shakespeare`a.

Po wojnie Edmund Wierciński wraz z Bohdanem Korzeniewskim założył Scenę Poetycką. Jego inscenizacja  "Elektry" Jeana Giraudoux była apologią Powstania Warszawskiego, na co władze komunistyczne bardzo źle zareagowały.  W rezultacie sztukę zdjęto z afisza, a Scenę Poetycką zlikwidowano. Ponieważ jednak Wierciński był zbyt wybitnym twórcą, aby władze z niego zrezygnowały, toteż zaproszono go do współpracy w Teatrze Polskim w Warszawie. Kiedy jednak dyrekcję objął Leon Schiller, który przyczynił się do likwidacji Sceny Poetyckiej, a ponadto wstąpił do partii komunistycznej, Wierciński odszedł z teatru., mając świadomość ku czemu zmierza.  Przyjął wówczas propozycję przyjazdu do Wrocławia - do Dolnośląskich Teatrów Dramatycznych.
Był to czas wprowadzania socrealizmu i sztuki, które musiał wystawiać, zupełnie mu nie odpowiadały. Zgłaszał różne propozycje, które jednak władze odrzucały. W końcu udało mu się zrealizować "Jak wam się podoba". Przedstawienie miało podtekst polityczny, jest to bowiem rzecz o księciu wygnanym przez tyrana i uzurpatora. Był to spektakl olśniewający, ze scenografią Teresy Roszkowskiej. Potem udało się Wiercińskiemu zrealizować jeszcze jedno przedstawienie - sztukę "Sprawa" Aleksandra Suchowo-Kobylina, w której najbardziej plugawa postać podejmuje współpracę z policją carską, co także się władzom nie podobało. Po wyrzuceniu Schillera z Teatru Polskiego Wierciński postanowił wrócić do Warszawy. Na odchodnym miał powiedzieć:

Nadchodzi czas Dzieduszyckich i Szurmiejów - pora się zbierać. 

Stawiał sobie i innym twórcom teatru, a także współrodakom niezwykle surowe wymagania. Odszedł niebawem w pełni sił twórczych, niespełniony. Udało mu się jednak przejść przez trudny czas powojennej, komunistycznej Polski bez moralnych kompromisów. Od lat zmagał się z gruźlicą, a później także z nowotworem.

Inscenizacja  listów Marii i Edmunda Wiercińskich 

Ewelina Paszke-Lowitzsch i Krzysztof Kuliński foto B. Lekarczyk-Cisek

Ewelina Paszke-Lowitzsch i Krzysztof Kuliński odczytali fragmenty listów Marii i Edmunda Wiercińskich, które zostały wydane przez Instytut Teatralny w Warszawie. Zachowane przez córkę - Ewę i wnuka Krzysztofa Smolkę, zawierają nie tylko wzruszający zapis miłości i zażyłości dwojga artystów, ale są także zapisem refleksji i kroniką życia teatralnego tamtych lat.

W spotkaniu wziął także udział wnuk artysty - Krzysztof Smołka, który opowiedział o swojej przygodzie z pamiątkami po dziadkach, które przetrwały pieczołowicie przechowywane. Mimo sugestii Wiercińskiego, jego rękopisy i listy nie zostały spalone, lecz wydane drukiem. Dzięki temu ocalono także pamięć o ważnym fragmencie historii teatru polskiego, a także człowieka, który był jej istotną częścią.

Krzysztof Kuliński, fot. B. Lekarczyk-Cisek

Wierciński i Witkacy - historia pewnej inscenizacji

W spotkaniu poświęconym Wiercińskiemu wziął także udział prof. Janusz Degler - historyk literatury i teatru, wybitny witkacolog. Uczestnik i obserwator wrocławskiego życia teatralnego, rozpoczął swoje wystąpienie od osobistego wspomnienia, którego intencją było uświadomienie licznie zgromadzonej na widowni młodzieży, czym jest w istocie prawdziwy teatr i jaką rolę może spełnić w życiu człowieka. Wspomniał mianowicie swoje pierwsze przedstawienie, które odbyło się właśnie na deskach Teatru Współczesnego - wówczas sceny lalkowej. 3 maja 1949 roku obejrzał przedstawienie lalkowe "Wilk i koźlęta".

prof. Janusz Degler foto B. Lekarczyk-Cisek
To jest najcudowniejszy moment w teatrze, kiedy ulegamy temu, co nazywa się iluzją - skomentował swoją opowieść o wielkich emocjach, które towarzyszyły dzieciom podczas oglądania sztuki. Teatr ma swoją magię, która - mam nadzieję - będzie trwać wiecznie - dodał Profesor.
Opowiedział także o okolicznościach, w których doszło do realizacji spektaklu na podstawie dramatu Witkacego. Otóż Edmund Wierciński pragnął początkowo, po rozstaniu z Schillerem, zainstalować się w Zakopanem, gdzie Stanisław Ignacy Witkiewicz prowadził własny teatr. Okazało się jednak, że znajduje się on w stanie upadku, toteż przyjazd do Zakopanego spalił na panewce. W efekcie Wierciński znalazł się w Poznaniu i tam wystawił w manierze ekspresjonistycznej "Sen" Kruszewskiej, a następnie "Metafizykę dwugłowego cielęcia", również w konwencji ekspresjonistycznej. Autor przyjechał na premierę, ale wyszedł po II akcie. Następnie wrócił i wziął udział w bankiecie, gdzie się kompletnie upił. Napisał potem do Wiercińskiego:

prof. J. Degler i K. Smołka foto B. Lekarczyk-Cisek

Szanowny Panie! W tej chwili przypomniałem sobie, że piliśmy na "ty". Z kim jeszcze - zupełnie nie pamiętam... A więc: kochany Mundziu, przykro mi, że ostatnie chwile przeżyłem w nirwanie. Przesoliłem dawkę. I w ogóle ostatni raz. (...) Miałem wizję potem: trzy dywizje samych Nobelsdorfów [nazwisko aktora], potem była ich nieskończoność. Wyparły ich jakieś garnkowate stwory. Napisz mi, czy się zespół na mnie nie obraził za krytykę, ale lepsza chyba otwartość... Tylko było przesolone. Proszę więc bardzo, abyś całemu zespołowi wyraził serdeczne podziękowanie za waszą pracę. Może gdzieś jeszcze się spotkamy.  

Podobno Witkacy tak przeżył tę inscenizację, że pił przez pięć dni. Pisze o tym w "Narkotykach i niemytych duszach", wspominając również, że zdarzyło mu się to po raz pierwszy, ponieważ nie rozpoznał swojej sztuki na scenie.

Emocje, które wywołuje przedstawienie teatralne mogą być - jak się okazuje - nie tylko pozytywne...

Relacja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto otrzyma Nos Chopina podczas Millennium Docs Against Gravity Film Festival?

 12 wspaniałych filmów dokumentalnych o ludziach całkowicie oddanych sztuce, która zmienia nie tylko ich życie, ale fascynuje i porusza takż...

Popularne posty