piątek, 24 stycznia 2020

Grażyna Biernacka śladami katastrofy w Czarnobylu /wywiad/

Bartek Biernacki rozmawia ze swoją Mamą Grażyną o jej pobycie w Czarnobylu - o motywach wyjazdu, wrażeniach i przemyśleniach.


Grażyna Biernacka, fot. z archiwum pani Grażyny



Bartek Biernacki: Czym się kierowałaś decydując się na wyjazd do Czarnobyla?

Grażyna Biernacka: Kiedy nastąpił wybuch elektrowni w Czarnobylu, miałam 13 lat. Będąc już dorosłą osobą uznałam, że to miało na mnie istotny wpływ i że jeśli nie pojadę właśnie teraz, to drugiej okazji może nie być. Chciałam się z tym zmierzyć.

Jakie najważniejsze informacje  o tym zdarzeniu możesz nam przekazać?

Reaktor w Czarnobylu od początku stanowił zagrożenie. Do katastrofy doszło 26 kwietnia 1986 roku. Interesowało mnie, jak poradzili sobie z tym ludzie i zwierzęta. Chciałam zobaczyć na własne oczy, nie tylko w oparciu o powstałe filmy dokumentalne oraz książki, jak wygląda środowisko po katastrofie. Sama energetyka jądrowa mnie aż tak nie interesowała.

Ile dni spędziłaś w strefie wykluczenia i jakie obiekty zwiedziłaś?

W strefie wykluczenia spędzlismy trzy dni. Jest to miejsce, w którym obowiązują dość specyficzne zasady, poruszaliśmy się tylko z przewodnikiem. Zobaczyłam wiele miejsc, ale opowiem o tych najciekawszych. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie w Prypeci wesołe miasteczko, którego nie zdążyli otworzyć. Karuzela ciągle jakby czekała na śmiejące się dzieci... Świeciło słońce, niebo było pogodne, jak gdyby nic się tu nigdy nie wydarzyło. A przecież wydarzyło się tak wiele...


Karuzela, fot. z archiwum pani Grażyny Biernackiej

Niedaleko Czarnobyla zobaczyliśmy dwa potężne radary: 90-metrowy i 150-metrowy, których ogrom wywarł na mnie wielkie wrażenie. Zobaczyłam bezpośrednio słynne radary Duda, które tkwią tam od czasów tzw. zimnej wojny. To były kiedyś wojskowe obiekty, których zadaniem było zagłuszanie programów telewizyjnych i radiowych, a także ostrzeganie przed atakiem nuklearnym Teraz niczemu, na szczęście, nie służą - są symbolem minionej epoki, pozostałością groźnej cywilizacji i wyglądają niegroźnie w otoczeniu bujnej zieleni - jak rzymskie ruiny.

Radar Duga, fot. z archiwum Grażyny Biernackiej

Widziałam również miejsca całkowicie opuszczone. Znać było, że nieomal z godziny na godzinę ludzie opuszczali mieszkania, szkoły, place zabaw... Wszystko zostało pozostawione w nieładzie, chaosie, charakterystycznym dla sytuacji nagłego i niespodziewanego zagrożenia. Zobaczyliśmy również miejsce, dokąd dzieci wyjeżdżały na weekend poza miasto - pełne było zniszczonych domków letniskowych. W jednym z nich znalazłam gazetę wydaną na tydzień przed wybuchem. Szukałam też drobiazgów, które świadczyłyby o tym, że kiedyś kwitło tu życie, chciałam to jakoś poczuć.


Które miejsce wywarło na Tobie największe wrażenie i dlaczego?

Chyba najbardziej poruszającym miejscem były te dwa radary, o których mówiłam wcześniej. Poczułam nawet wyzwanie, by o własnych siłach wejść po jednym z nich na samą górę. Zabrakło mi jednak do końca czterech kondygnacji, ale i tak było to dla mnie bardzo szczególne przeżycie.

Czy spotkałaś ludzi, którzy pozostali w swoich domach albo też do nich wrócili?

Bardzo dziękuję za to pytanie, bo uświadomiło mi ono, że jednym z kluczowych celów wyjazdu było odwiedzenie i pomoc samosiołom, czyli ludziom, którzy pozostali w strefie zagrożenia, nigdy jej nie opuścili. Obecnie są to osoby w podeszłym wieku. Byliśmy u jednej babuszki, dla której wcześniej zrobiliśmy zakupy, ale przede wszystkim bardzo chcieliśmy z nią porozmawiać. Ludzie ci są bardzo samotni, a ta samotność jest przerażająca przez to, że żyją w takim miejscu. Każdy kontakt z przyjezdnymi daje im wiele radości i trochę osładza ich życie. Dla nas również było to niezwykłe doświadczenie - jakbyśmy odwiedzili Robinsona Cruzoe na samotnej wyspie. Poza tym spotkanie z ludźmi, którzy przeżyli katastrofę i są jej żyjącymi świadkami, dała nam pewność, że nie powinniśmy nigdy o nich zapomnieć.

Pani Grażyna z babuszką, fot. z archiwum rodzinnego

Jak po 34 latach wygląda opuszczona Prypeć ?

Byłam zaskoczona tym, że Prypeć aż tak zarosła bujną roślinnością i na pierwszy rzut oka nie widać, że to miasto, w którym doszło do katastrofy. Jest tam bardzo dużo drzew, a drogi i alejki były przez to prawie nieprzechodnie. Oczywiście, wszystkie budynki są bardzo zniszczone, w wielu nie ma szyb, ale to zrozumiane, bo takie jest działanie czasu. My byliśmy tam podczas wakacji, ale dowiedzieliśmy się, że na wiosnę lub jesienią, kiedy nie ma liści, wrażenie jest jeszcze bardziej przygnębiające. Widać jednak, że przyroda się odrodziła i to jest pocieszające.

 W samym Czarnobylu są dwa sklepy dosyć nieźle zaopatrzone, choć wyglądają jak za czasów PRL-u. Mieszkaliśmy w hotelu, który aż tak nie raził swoim wyglądem, choć pokoje były skromnie wyposażone, lecz my tylko tam spaliśmy. Mile zaskoczona byłam jedzeniem, bo było wyjątkowo smaczne. U samosiołów poznaliśmy prawdziwą kuchnię ukraińską. Babuszka, która nas przywitała, usmażyła bliny, podała malinowe konfitury, piliśmy samogon, a ja nawet zjadłam śliwki z jej drzewa.

Wjazd do Prypeci, fot. z archiwum Grażyny Biernackiej


Jaki wpływ miała awaria w Czarnobylu na faunę i florę ? Czy widziałaś jakieś zwierzęta ?

W samej Prypeci żyją koty, psy, na pewno jest też dzika zwierzyna i podobno można spotkać lokalnego charakterystycznego lisa. Psów była cała masa. Kiedy tam byliśmy, biegały bezpańsko, miały zabawne długie ogony, jakby pochodziły od jednej matki. Po obejrzeniu programów telewizyjnych wiem, że można spotkać genetyczne zmodyfikowane osobniki, ale fauna i flora w kolejnych pokoleniach została odbudowana, choć wybuch wywarł na nie różne skutki.

Czy myślisz, że strefa wykluczenia będzie kiedyś się nadawała do zamieszkania ?

Raczej nie, powinna pozostać jako rodzaj pomnika przeszłych wydarzeń. Niestety, szerzy się tam wandalizm. Te pamiątki, które powinniśmy zostawić ku przestrodze, są dewastowane. Sądzę, że nie powinien tam nikt zamieszkać, nawet gdyby ktoś miał takie plany. Podobnie jak my mamy Auschwitz i inne szczególne miejsca upamiętniające tragiczne wydarzenia, będące obiektami muzealnymi, tak i tam powinno powstać miejsce upamiętniające wybuch, który pociągnął za sobą wiele ludzkich istnień, a życie innych zupełnie przewrócił.

Czy toczą się jakieś prace na terenie elektrowni po zakończeniu montażu nowego sarkofagu ?

W sarkofagu robią się obecnie szczeliny. Konstrukcje wystawione w dalszym ciągu na promieniowanie nie są w stanie przetrwać. W Czarnobylu przy sarkofagu pracują robotnicy, ale naprawa pewnie potrwa wiele lat. Zostaną poniesione dalsze ogromne koszty rocznego utrzymania elektrowni.

Widok ogólny na elektrownię i Prypeć, fot. z archiwum Grażyny Biernackiej

Czy nie bałaś się o swoje zdrowie ? Czy nie obawiałaś się promieniowania ?

Każdy z nas zastanawiał się, czy to bezpieczne, lecz zgłębiając temat nie natrafiliśmy na żadne miejsce, gdzie byłoby bardzo wysokie i niebezpieczne promieniowanie. Oczywiście są takie, ale nie są dostępne, ludzie po prostu tam nie chodzą. Promieniowanie jest ogólnie porównywalne z odczytami w wielkich miastach, z promieniowaniem kosmicznym itp. Jestem osobą odpowiedzialną - nie pojechałabym tam, gdyby moje zdrowie miało być narażone.

Czy są tam miejsca, których nie widziałaś, a chciałabyś zobaczyć?

Na pewno są takie miejsca, bo nie sposób zobaczyć wszystko w przeciągu trzech dni. Widziałam ładne zdjęcia na poczcie w Prypeci, a że fotografia to moja pasja, zapragnęłam zobaczyć te miejsca na żywo. Zawsze, kiedy podróżuję, lubię zwiedzać kościoły, cerkwie, cmentarze, ale tym razem nie zdążyliśmy żadnego odwiedzić, więc gdybym kiedyś była tam ponownie, to chciałabym zobaczyć takie właśnie miejsca. Jeżeli nadarzy się okazja, to może pojadę, ale na razie tego nie planuję.

Dziękuję, że zechciałaś podzielić się ze mną swoimi przeżyciami z tak szczególnego miejsca, jakim jest Czarnobyl.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sakura. III Wrocławskie Dni Japońskich Inspiracji

 Z przyjemnością ogłaszamy nadchodzącą III edycję festiwalu Sakura. Wrocławskie Dni Japońskich Inspiracji, która odbędzie się w dniach 9-19 ...

Popularne posty