Agnieszka Glińska, prasowe
Barbara Lekarczyk-Cisek: Pani nazwisko kojarzone jest przede wszystkim z teatrem. Reżyserowała Pani z wielkim powodzeniem spektakle na najważniejszych polskich scenach, a także pełniła funkcję dyrektora artystycznego Teatru Studio w Warszawie. Skąd więc film i dlaczego akurat musical?
Agnieszka Glińska: To był splot okoliczności, który sprawił, że marzenie mogło się spełnić. Myślałam o filmie od bardzo dawna, ale jakoś specjalnie o to nie zabiegałam. Kiedy otrzymałam tę propozycję, przystałam na nią z radością i poczuciem szczęścia, że jednak mi się to przydarzyło.
Kiedy przystąpiła Pani wraz z Martą Konarzewską do pisania scenariusza, czy miały już Panie gotowy ten właśnie pomysł?
My nie zaczynałyśmy od początku, ale przystąpiłyśmy do tworzenia kolejnej wersji scenariusza. Podstawowa historia trzech kobiet: młodej dziewczynie, jej matce i babci, które mieszkają w starym domu, gdzie ich byt jest zagrożony, już istniała. Wiedziałyśmy także, że w filmie znajdą się piosenki.
Czy miała Pani wpływ na ich dobór?
Tak, to była wspaniała emocjonalna i intelektualna przygoda: otwieranie szuflad pamięci i wyjmowanie z nich starych piosenek, a także oglądanie starych opolskich festiwali. Teksty piosenek, które wybrałyśmy, są piękne poetycko i wnoszą jakąś wartość dodatkową. "Tych lat nie odda nikt" brzmi niezwykle w swojej wymowie.
W filmie piosenki w nowych aranżacjach wykonują wspaniałe aktorki: Stanisława Celińska, Kinga Preis, ale także młodziutka Eliza Rycembel. Co zdecydowało o wyborze tych właśnie aktorek?
Przed trzema laty pracowałam wspólnie ze Stanisławą Celińską i Kingą Preis nad serialem "Bez tajemnic" i była to wspaniała współpraca. O tym, że mamę Zosi ma zagrać Kinga, nie miałam wątpliwości. Miałam też marzenie, aby Babcię zagrała Stasia i udało mi się je spełnić. Natomiast Eliza została wyłoniona z wieloetapowego castingu.
Gdyby porównać "#WszystkoGra" do znanych musicali, to bliżej by mu było do filmów Boba Fosse`a niż do klasycznego amerykańskiego musicalu. Jednakże sama historia opowiedziana w Pani filmie jest bardzo polska...
Ta historia jest lokalna, nasza, tutejsza. To, że bohaterki mają problem z domem, bo w zawierusze wojennej zginęły dokumenty, jest historią typowo warszawską. W dodatku miejscem akcji jest Żoliborz - specyficzna dzielnica Warszawy. Mam jednak nadzieję, że film tak bardzo związany ze stolicą, będzie równocześnie uniwersalny w swojej warstwie fabularnej. Chciałam także opowiedzieć o młodych ludziach, którzy bardzo się angażują w rozwój miasta, bo mają świadomość, że tworzą miejsce, w którym żyją.
Film zwraca uwagę nie tylko interesującą tematyką i świetnymi interpretacjami piosenek, ale również znakomitymi zdjęciami Pawła Edelmana. Domyślam się, że wybór operatora także był przemyślany...
Spotkaliśmy się już w pracy nad "Katyniem" Andrzeja Wajdy. Pełniłam funkcję drugiego reżysera, a także zagrałam rolę siostry porucznika pilota. Okazało się, że z Pawłem podobnie patrzymy na świat, mamy podobną wrażliwość i już wówczas myśleliśmy o tym, żeby zrobić wspólnie film. I tak się stało. Uważam, że zdjęcia we "#WszystkoGra" są po prostu piękne - magiczne.
Jakie to było uczucie zobaczyć gotowy swój pierwszy film?
Niezwykłe. Co prawda miałam możliwość oglądania wielu scen jeszcze przed ostatecznym montażem, bo świetny montażysta - Jarek Kamiński, robił wstępne układki jeszcze podczas zdjęć, abyśmy wraz z operatorem mogli się przekonać czy o taki kształt artystyczny nam chodzi. Praca nad filmem wciąga i wsysa. Każdy proces twórczy jest wspaniały, ale po moich wieloletnich doświadczeniach teatralnych film okazał się czymś ożywczym - otwarciem na nowe możliwości.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się 25 maja 2016 roku na Kulturaonline.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz