Cytat z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego w tytule
monodramu Olgierda Łukaszewicza wskazuje na jego problematykę.
W istocie spektakl jest inteligentną kompilacją kilku tekstów autora
„Wyzwolenia”. Mimo upływu lat, brzmią one niezwykle współcześnie. Dodajmy, że
jest to monodram w pełni autorski – Olgierd Łukaszewicz jest autorem
scenariusza, reżyserem, odtwórcą głównej roli: Komedianta Narodowej Sceny.
Może należałoby przypomnieć, że „Wyzwolenie” jest – podobnie jak
wcześniejsze o rok „Wesele” – diagnozą Polski, brzmiącą nad wyraz aktualnie…
Spektakl ukazuje rozpaczliwą sytuację narodu rozdartego, podzielonego na skłócone
warstwy, klasy, stronnictwa, ideologie, które zwalczają się nawzajem, lecz nie
posiadają żadnego konkretnego programu przemian. Prawda, że brzmi współcześnie?
Olgierd Łukaszewicz jako Komediant Narodowej Sceny, ubrany w błazeńską czapkę z
gazet, którymi usłany jest także stół, sugeruje w ten sposób, jak istotną, a
zarazem destrukcyjną rolę odgrywa w życiu Polaków prasa, która „mąci narodową
kadź”. Wiersz Wyspiańskiego płynie ze sceny jak potężna fala, która wobec
zalewu atakującej nas zewsząd mowy potocznej, często prymitywnej i wulgarnej,
działa na widza elektryzująco. Trwający ponad godzinę monodram Olgierda
Łukaszewicza, którym artysta uczcił 45-lecie swojej obecności na scenie,
widzowie obejrzeli w jakimś niezwykłym skupieniu. Myślę, że wszyscy tęsknimy za
takim teatrem, który przemawia do nas dobrym i mądrym ojczystym językiem i mówi
o sprawach ważnych dla każdego. Takiego teatru brakuje obecnie na tzw.
zawodowych scenach dotkliwie, toteż oklaskom nie było końca.
„Ja, Feuerbach” – dramat starego aktora
Zdzisław Kuźniar w monodramie Ja, Feuerbach, fot. M. Szwed
Monodram w wykonaniu 82-letniego artysty – Zdzisława
Kuźniara – zdaje się być sztuką napisaną właśnie dla starego aktora,
zarazem jednak to spektakl wymagający od wykonawcy bardzo wiele, szczególnie
jeśli pamiętamy znakomitego poprzednika, Tadeusza Łomnickiego (znacznie wówczas
młodszego), który również sięgnął po ten dramat. „Ja, Feuerbach” Tankreda
Dorsta jest sztuką, której akcja rozgrywa się na pustej teatralnej scenie:
sławny aktor – Feuerbach – chce wrócić do zawodu po latach przerwy spowodowanej
załamaniem nerwowym. Przychodzi więc na przesłuchanie, ale zamiast znajomego
reżysera, pana Lettau, spotyka jego asystenta, który należy już do innego
pokolenia i który zdaje się nie rozumieć problemów naszego bohatera. Stary
wrażliwy aktor, pragnący za wszelką cenę powrócić na scenę i obojętny, żeby nie
powiedzieć: cyniczny asystent reżysera, będący de facto przedstawicielem
„nowego świata”, którego stary człowiek nie jest częścią, lecz raczej
przeciwieństwem. Zdzisław Kuźniar zagrał tę rolę wspaniale, ponieważ był
prawdziwy – był sobą. Świadczą o tym m.in. cytaty z jego własnych ról, jak
choćby rola Kantora ze „Sztukmistrza z Lublina”. Tamten Kuźniar, sprzed wielu
lat, śpiewał „Chwalmy Pana” wspaniałym, potężnym barytonem, obecny – nie ma już
siły tamtego. Ta konfrontacja z samym sobą jest doświadczeniem bardzo
przejmującym, bo dotyczy w gruncie rzeczy każdego z nas… Sam aktor zdaje się
tak właśnie traktować tę rolę:
"Ja Feuerbach" to nie jest sztuka o
aktorze-dziwaku - powiada. To jest sztuka o Nas. Granice szaleństwa są płynne i
trudno określić, czyja nadwrażliwość jest kontrolowana. I nie słowa są tu
najważniejsze, ale to, czy widz uczestniczy w tym, co dzieje się w człowieku –
aktorze po drugiej stronie sceny”.
"Kolega Mela Gibsona”, czyli wieczny aktor
Jerzy Pal w monodramie Kolega Mela Gibsoba, fot. M. Szwed
Monodram Jerzego Pala również ma
charakter autotematyczny, tym razem jednak mamy do czynienia z komedią, miast
dramatu. Znakomicie zinterpretowany tekst Tomasza Jachimka żartobliwie, a niekiedy
satyrycznie, przedstawia kondycję aktora, który nie może przestać grać, nawet
gdy jego jedynym widzem jest … komisarz policji. Przez ponad dwadzieścia lat
bohater grał Cyrana de Bergeraca, zażywając przy tym sławy prowincjonalnego
aktora (udzielanie wywiadów lokalnym gazetom, rozdawanie autografów, chałtury
dla Polonii itd). Ostatecznie dyrektor teatru pozbywa się tego „aktora jednej
roli” i wtedy okazuje się, że nasz bohater bez grania żyć nie umie i nie może.
Postanawia więc zrealizować samodzielny i dający pieniężne profity „projekt”
(jakbyśmy to dziś określili), a mianowicie… postanawia zagrać napaść na kantor.
Układa (z trudem) scenariusz swojej roli, ćwiczy regularnie i do bólu, wreszcie
– pełen tremy (jak każdy aktor przed wyjściem na scenę) wchodzi do kantoru i
wypowiada sakramentalne „To jest napad”. I cóż się okazuje? Kiedy zwątpił, czy
ktoś go jeszcze pamięta z teatralnych ról, kasjerka w kantorze wyznaje mu, że
kochała się w nim będąc podlotkiem, gdy grał rolę de Bergeraca. Na takie dictum
nasz wzruszony artysta obdarza ją obszerną dedykacją na swoim zdjęciu, podczas
gdy ona pakuje walutę do jego kufra. Reszty można się domyślić. Jerzy Pal –
aktor o emploi Szwejka – fantastycznie i jak kameleon przedzierzgał się w
rozmaite role, zabawnie je przy tym komentując. I mimo iż publiczność, w tym
niżej podpisana, śmiała się do rozpuku, przez cały czas trwania sztuki
pozostaliśmy w przeświadczeniu, iż jej komediowa powierzchnia skrywa wiele
mądrych obserwacji dotyczących zawodu aktora.
Pozostaje wyrazić wdzięczność Organizatorom WROSTJA
oraz ich Gościom za te chwile refleksji i radości, które nam podarowali po raz
kolejny. Pozostawili też poczucie niedosytu oraz nadzieję, że za rok aktorzy i
prezentowane przez nich monodramy pozwolą na nowo uwierzyć, że teatr nadal jest
sztuką, w której chodzi o coś ważnego dla aktora i dla widza.
Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu PIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz