18
października 2015 roku - Galą Angelusa - zakończył się tegoroczny, czwarty już
Bruno Schulz. Festiwal. Poświęcony postaci i twórczości Rafała Wojaczka,
dotykał różnych sfer pisarstwa, nie tylko autora "Którego nie
było". Spotkania z pisarzami, dyskusje o literaturze, koncerty, projekcje
filmowe - znacznie wzbogacały program.
Krzysztof Siwczyk i Lech Majewski, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek |
Umierając
w wieku dwudziestu sześciu lat, Rafał Wojaczek dołączył do legend XX
wieku: Jimi Hendrixa, Janis Joplin, Jima Morrisona, Jean-Michela Basquiata
czy Jamesa Deana. W tym roku skończyłby siedemdziesiąt lat, ale
trudno go sobie wyobrazić jako statecznego starszego pana. Jemu też
poświęcono tegoroczną konferencję naukową - "Wojaczka
przeczytanego”, by podjąć próbę odczytania tej twórczości na nowo i
sprawdzenia, co z niej pozostało istotnego, poza legendą samego twórcy.
Nawiasem, Wojaczek uśmiałby się zapewne, gdyby usłyszał, że poświęcono mu
poważne rozważania naukowe... Żyje przede wszystkim jako legenda i tak już
zapewne pozostanie.
Dla mnie
największym atutem festiwalu były spotkania z twórcami - i to wybitnymi, jako
że powiązano go z Nagrodą Angelusa. Na początku gościła we Wrocławiu Agata
Tuszyńska, która napisała książkę dla Festiwalu Bruno Schulza szczególnie
znaczącą, a mianowicie "Narzeczoną Schulza". Jej rozmowa ze
Stanisławem Beresiem toczyła się nie tylko wokół tej biografii, ale także
biografistyki jako takiej.
Wojaczek wykreowany - film Lecha
Majewskiego
Rozważania
na temat biografii powróciły również po seansie filmu Lecha Majewskiego
"Wojaczek".
Prowadzący
spotkanie Jacek Ziemek zaryzykował wręcz stwierdzenie, że nie jest to film
biograficzny, lecz refleksyjna medytacja na kanwie pewnej biografii.
Niezupełnie zgodził się z takim stanowiskiem reżyser filmu, który stwierdził,
że jego film jest biografią - w znaczeniu mitu, legendy, którą pozostawił po
sobie poeta.
Większość
moich filmów to filmy o artystach - dowodził Lech
Majewski podczas spotkania w kinie. To spotkania z ludźmi,
którzy wykreowali coś, co mnie poruszyło. Wykorzystuję kino do swego rodzaju
seansu spirytystycznego, aby przywołać czyjąś postać. Kino jest
uruchomieniem pewnych spectrów, które za pomocą światła i cienia działają
na naszą podświadomość. Podobnie jak legenda czy
mit. "Wojaczka" zrobiłem dlatego, że bardzo przeżyłem jego poezję
i do dziś uważam, że był wielkim poetą, o niesamowicie dynamicznej, barokowej
frazie. Jego wiersze są jak pociski pełne wyobraźni i bólu, które
rozsadzają czytelnika od wewnątrz. Biografię Wojaczka sprowadziłem do kilku
rudymentarnych tematów: samotność, poezja, literaci, kochanka, matka, dom
rodzinny, szpital, cmentarz, śmierć. Podstawowym celem było dla mnie
wygenerowanie ekwiwalentu poezji w formie graficznej.
Film jest
w przeważającej mierze zbudowany na prozie "Sanatoryjnej" i
w większej części jest kreacją - uzupełnił tę wypowiedź reżysera odtwórca
roli tytułowej - poeta Krzysztof Siwczyk. Bo człowiek tak
młody jak Wojaczek nie zdążył mieć gęstej biografii.
Spotkania z pisarzami i anegdoty
Kazimierz Orlos , fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Bardzo
interesujące było także spotkanie z pisarzem Kazimierzem Orłosiem (poprowadził
je Mieczysław Orski - red. naczelny "Odry"), podczas którego autor
"Cudownej meliny" nie tylko czytał fragmenty swoich książek, ale
także mówił o związku między pisarstwem a wydarzeniami z własnej biografii.
Opowiadania, których akcja rozgrywa się na Mazurach, są tego najlepszym
przykładem. Autor przywołał m.in. "Pięć małych jeży" i
"Zimorodka". Odczytał także fragmenty swojej najnowszej prozy -
biograficznej w ścisłym tego słowa znaczeniu, dotyczy ona bowiem dziejów matki
oraz ojca i ich rodzin, a także wspomnień samego pisarza:
Miałem to
szczęście, że moi rodzice pozostawili wspomnienia z okresu swojego dzieciństwa
i młodości. Są tam także fragmenty moich wspomnień jako 7-, 8-letniego
chłopca.
W Salonie
Angelusa natomiast mogliśmy spotkać się z pisarzami nominowanymi do tej nagrody
oraz jej laureatami. Odbyło się zatem spotkanie z Pavolem Rankovem -
słowackim pisarzem, który w ubiegłym roku otrzymał Nagrodę Literacką
Europy Środkowej "Angelus” za powieść "Zdarzyło się pierwszego
września (albo kiedy indziej)", w przekładzie Tomasza Grabińskiego.
Otrzymał także przyznaną po raz pierwszy Nagrodę Czytelników im. Natalii
Gorbaniewskiej. Pisarz opowiedział o tym, jak to już
cztery dni po odebraniu Nagrody otrzymał propozycję wydania książki na
Ukrainie, a w kolejnym tygodniu podpisał umowę na włoski
przekład.
Bardzo
interesujące okazało się spotkanie z pisarzami nominowanymi do Nagrody
Angelusa. Prowadzący je: Wojciech Bonowicz i Szymon Kloska zadawali
uczestnikom rozmaite pytania, a ponadto pisarze mieli okazję przeczytać
fragmenty swoich utworów. Najlepszym interpretatorem własnej twórczości okazał
się, jak sądzę, Jacek Dehnel, który znakomicie
zaprezentował swoją powieść o "Matce Makrynie".
Pisarze
byli także pytani, m.in. o to, jak są odbierani przez czytelników. Odpowiadali
na ogół żartobliwie.
Lucian De
Teodorovici przytoczył anegdotę, jak to jeden z czytelników zapytał go na
Facebooku, dlaczego "zamordował" głównego bohatera, co dowodziło, że
niezbyt uważnie przeczytał powieść. Z kolei Jacek Dehnel przekonywał,
że czytelnicy są bardzo różnorodni i stanowią osobne uniwersum. Na dowód tego,
że czasami pisarze "mijają się" z czytelnikami, przytoczył również
anegdotę, jak to jedna z jego czytelniczek, rozpoznawszy go, bardzo się
rozpromieniła i oznajmiła, że ma dwie szczególnie ukochane książki, które
trzyma zawsze w zasięgu ręki: "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława
Myśliwskiego i "Lalę" Dehnela. I kiedy nie może zasnąć, otwiera jedną
z nich i po chwili natychmiast zasypia...
Olga
Tokarczuk próbowała
nawet usystematyzować czytelników i podzieliła ich na cztery kategorie:
czytelnik-gąbka, który z pełną ufnością czyta książkę i po lekturze czuje się
spełniony, czytelnik-maruda, któremu nigdy nic się nie podoba (przegadane
opisy, słaba konstrukcja, kiepskie dialogi), czytelnik-besserwisser (który wie
lepiej), a także czytelnik, który zadaje pytanie, czy to, co się
napisało, jest prawdą. Autorce "Ksiąg Jakubowych" najbardziej podoba
się, oczywiście, pierwszy rodzaj czytelnika.
Drago Jančar zdradził, że marzy o mądrych i
wrażliwych czytelnikach, którzy rozumieliby literaturę. Tymczasem wszyscy
rozmówcy pytają go o politykę. Mój
idealny czytelnik to kobieta, która płacze podczas lektury mojej książki - dodał.
Pozostaje nam zatem mieć nadzieję, że czasami nie tylko
rozumiemy, co autor chciał nam powiedzieć, ale także wzruszamy się sposobem, w
jaki nam tę historię przekazał.
Relacja ukazała się na portalu Kulturaonline w październiku 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz