środa, 6 grudnia 2017

4. Bruno Schulz Festiwal: Od Schulza do Wojaczka

18 października 2015 roku - Galą Angelusa - zakończył się tegoroczny, czwarty już Bruno Schulz. Festiwal. Poświęcony postaci i twórczości Rafała Wojaczka, dotykał różnych sfer pisarstwa, nie tylko autora "Którego nie było". Spotkania z pisarzami, dyskusje o literaturze, koncerty, projekcje filmowe - znacznie wzbogacały program.

Krzysztof Siwczyk i Lech Majewski, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Umierając w wieku dwudziestu sześciu lat, Rafał Wojaczek dołączył do legend XX wieku: Jimi Hendrixa, Janis Joplin, Jima Morrisona, Jean-Michela Basquiata czy Jamesa Deana. W tym roku skończyłby siedemdziesiąt lat, ale trudno go sobie wyobrazić jako statecznego starszego pana. Jemu też poświęcono tegoroczną konferencję naukową - "Wojaczka przeczytanego”, by podjąć próbę odczytania tej twórczości na nowo i sprawdzenia, co z niej pozostało istotnego, poza legendą samego twórcy. Nawiasem, Wojaczek uśmiałby się zapewne, gdyby usłyszał, że poświęcono mu poważne rozważania naukowe... Żyje przede wszystkim jako legenda i tak już zapewne pozostanie.

Dla mnie największym atutem festiwalu były spotkania z twórcami - i to wybitnymi, jako że powiązano go z Nagrodą Angelusa. Na początku gościła we Wrocławiu Agata Tuszyńska, która napisała książkę dla Festiwalu Bruno Schulza szczególnie znaczącą, a mianowicie "Narzeczoną Schulza". Jej rozmowa ze Stanisławem Beresiem toczyła się nie tylko wokół tej biografii, ale także biografistyki jako takiej. 

Wojaczek wykreowany - film Lecha Majewskiego
 
Kadr z filmu Wojaczek w reż. Lecha Majewskiego
Rozważania na temat biografii powróciły również po seansie filmu Lecha Majewskiego "Wojaczek".
Prowadzący spotkanie Jacek Ziemek zaryzykował wręcz stwierdzenie, że nie jest to film biograficzny, lecz refleksyjna medytacja na kanwie pewnej biografii. Niezupełnie zgodził się z takim stanowiskiem reżyser filmu, który stwierdził, że jego film jest biografią - w znaczeniu mitu, legendy, którą pozostawił po sobie poeta. 
Większość moich filmów to filmy o artystach - dowodził Lech Majewski podczas spotkania w kinie. To spotkania z ludźmi, którzy wykreowali coś, co mnie poruszyło. Wykorzystuję kino do swego rodzaju seansu spirytystycznego, aby przywołać czyjąś postać. Kino jest uruchomieniem pewnych spectrów, które za pomocą światła i cienia działają na naszą podświadomość. Podobnie jak legenda czy mit. "Wojaczka" zrobiłem dlatego, że bardzo przeżyłem jego poezję i do dziś uważam, że był wielkim poetą, o niesamowicie dynamicznej, barokowej frazie. Jego wiersze są jak pociski pełne wyobraźni i bólu, które rozsadzają czytelnika od wewnątrz. Biografię Wojaczka sprowadziłem do kilku rudymentarnych tematów: samotność, poezja, literaci, kochanka, matka, dom rodzinny, szpital, cmentarz, śmierć. Podstawowym celem było dla mnie wygenerowanie ekwiwalentu poezji w formie graficznej. 
Film jest w przeważającej mierze zbudowany na prozie "Sanatoryjnej" i w większej części jest kreacją - uzupełnił tę wypowiedź reżysera odtwórca roli tytułowej - poeta Krzysztof SiwczykBo człowiek tak młody jak Wojaczek nie zdążył mieć gęstej biografii.


Spotkania z pisarzami i anegdoty


Kazimierz Orlos ,  fot. B. Lekarczyk-Cisek
Bardzo interesujące było także spotkanie z pisarzem Kazimierzem Orłosiem (poprowadził je Mieczysław Orski - red. naczelny "Odry"), podczas którego autor "Cudownej meliny" nie tylko czytał fragmenty swoich książek, ale także mówił o związku między pisarstwem a wydarzeniami z własnej biografii. Opowiadania, których akcja rozgrywa się na Mazurach, są tego najlepszym przykładem. Autor przywołał m.in. "Pięć małych jeży" i "Zimorodka". Odczytał także fragmenty swojej najnowszej prozy - biograficznej w ścisłym tego słowa znaczeniu, dotyczy ona bowiem dziejów matki oraz ojca i ich rodzin, a także wspomnień samego pisarza:
Miałem to szczęście, że moi rodzice pozostawili wspomnienia z okresu swojego dzieciństwa i młodości. Są tam także fragmenty moich wspomnień jako 7-, 8-letniego chłopca. 

W Salonie Angelusa natomiast mogliśmy spotkać się z pisarzami nominowanymi do tej nagrody oraz jej laureatami. Odbyło się zatem spotkanie z  Pavolem Rankovem - słowackim pisarzem, który w ubiegłym roku otrzymał Nagrodę Literacką Europy Środkowej "Angelus” za powieść "Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)",  w przekładzie Tomasza Grabińskiego. Otrzymał także przyznaną po raz pierwszy Nagrodę Czytelników im. Natalii Gorbaniewskiej.  Pisarz opowiedział o tym, jak to już cztery dni po odebraniu Nagrody otrzymał propozycję wydania książki na Ukrainie, a w kolejnym tygodniu podpisał umowę na włoski przekład. 
 
Lucian Dan Teodorovici, foto B. Lekarczyk-Cisek
Bardzo interesujące okazało się spotkanie z pisarzami nominowanymi do Nagrody Angelusa. Prowadzący je: Wojciech Bonowicz i Szymon Kloska zadawali uczestnikom rozmaite pytania, a ponadto pisarze mieli okazję przeczytać fragmenty swoich utworów. Najlepszym interpretatorem własnej twórczości okazał się, jak sądzę, Jacek Dehnel, który znakomicie zaprezentował swoją powieść o "Matce Makrynie".  

Pisarze byli także pytani, m.in. o to, jak są odbierani przez czytelników. Odpowiadali na ogół żartobliwie. 
Lucian De Teodorovici przytoczył anegdotę, jak to jeden z czytelników zapytał go na Facebooku, dlaczego "zamordował" głównego bohatera, co dowodziło, że niezbyt uważnie przeczytał powieść. Z kolei Jacek Dehnel przekonywał, że czytelnicy są bardzo różnorodni i stanowią osobne uniwersum. Na dowód tego, że czasami pisarze "mijają się" z czytelnikami, przytoczył również anegdotę, jak to jedna z jego czytelniczek, rozpoznawszy go, bardzo się rozpromieniła i oznajmiła, że ma dwie szczególnie ukochane książki, które trzyma zawsze w zasięgu ręki: "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego i "Lalę" Dehnela. I kiedy nie może zasnąć, otwiera jedną z nich i po chwili natychmiast zasypia...
 
Olga Tokarczuk i Drago Jančar, foto B. Lekarczyk-Cisek
Olga Tokarczuk próbowała nawet usystematyzować czytelników i podzieliła ich na cztery kategorie: czytelnik-gąbka, który z pełną ufnością czyta książkę i po lekturze czuje się spełniony, czytelnik-maruda, któremu nigdy nic się nie podoba (przegadane opisy, słaba konstrukcja, kiepskie dialogi), czytelnik-besserwisser (który wie lepiej), a także czytelnik, który zadaje pytanie, czy to, co się napisało, jest prawdą. Autorce "Ksiąg Jakubowych" najbardziej podoba się, oczywiście, pierwszy rodzaj czytelnika. 

Drago Jančar zdradził, że marzy o mądrych i wrażliwych czytelnikach, którzy rozumieliby literaturę. Tymczasem wszyscy rozmówcy pytają go o politykę. Mój idealny czytelnik to kobieta, która płacze podczas lektury mojej książki - dodał. 

Pozostaje nam zatem mieć nadzieję, że czasami nie tylko rozumiemy, co autor chciał nam powiedzieć, ale także wzruszamy się sposobem, w jaki nam tę historię przekazał.

 Relacja ukazała się na portalu Kulturaonline w październiku 2015 roku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty