piątek, 29 grudnia 2017

Bogusław Klimsa: Jestem wielozawodowcem /wywiad/

Z Bogusławem Klimsą – muzykiem, kompozytorem, reżyserem, autorem widowisk muzycznych – o jego fascynacji jazzem, różnorodnych doświadczeniach zawodowych  oraz o najnowszej książce poświęconej jazzowi we Wrocławiu.

Bogusław Klimsa, prasowe


Barbara Lekarczyk-Cisek:  Ukazała się właśnie unikatowa książka Pańskiego autorstwa – ”Jazz we Wrocławiu 1945 – 2000”. Jakie były początki Pańskiej fascynacji muzyką jazzową?

Bogusław Klimsa: Jako dziecko zostałem w ramach kindersztuby posłany do szkoły muzycznej. Tam spotkałem podobnych jak ja młodych „wariatów” zafascynowanych synkopowaną muzyką. Jazz był wówczas owocem zakazanym, a taki smakuje najlepiej, więc szybko zainteresowałem się nim. W domu był gramofon i do niego mnóstwo szelakowych płyt, głównie z przedwojennymi szlagierami. Były też płyty, moje ulubione, z nagraniami orkiestry Glenna Millera. Słuchałem ich aż do zdarcia.

Początkowo uczył się Pan grać na pianinie, ale potem zamienił instrument na trąbkę. Czy marzyło się Panu, aby być takim muzykiem jak Louis Armstrong?

Armstrong był wtedy nie tylko moim idolem, był dla mojego pokolenia kwintesencją jazzu. Dla mnie i moich kolegów granie jego muzyki stało się bardziej atrakcyjne niż obowiązkowa w szkole nauka muzyki poważnej. A zamiana fortepianu na trąbkę… Może przytoczę znaną anegdotę. Geniusz saksofonu altowego Charlie Parker zaczynał karierę jazzmana jako perkusista. Szybko jednak porzucił perkusję dla saksofonu. Dlaczego? Otóż zanim po koncercie złożył i powkładał w futerały „baniaki”, to koledzy z zespołu już mu wszystkie dziewczyny ”wyjęli”, …. więc zaczął grać na saksofonie.

Czyli zależało Panu na dziewczynach?

A mogło być inaczej ? Wtedy jazzman to był ktoś, a  pozycja frontmana, (mówiąc współczesnym młodzieżowym językiem), zdecydowanie w tym pomagała. Dlatego szybko załapałem się na trąbkę. Może to i dzięki Armstrongowi? Jego śpiew nas fascynował! Był inny: ochrypły, swobodny…wesoły… Słuchając go człowiek czuł się wolnym. Dorosłych przywykłych do „foggowego belcanta”, ten śpiew szokował.

Kiedy znalazł się Pan we Wrocławiu?

Przyjechałem tutaj na studia. Początkowo ”kierowałem się” w stronę Krakowa.  Później jednak wybrałem Wrocław, bo Kraków wydawał mi się miastem ospałym, drobnomieszczańskim. Wrocław natomiast stanowił ludzką zbieraniną z całej Polski, pozbawiony był zapyziałej mieszczańskiej klasy, był miastem młodych, więc znalazłem tu bliski mi klimat. Klimat awangardy. Prawie natychmiast założyłem zespół, a granie i komponowanie stało się dla mnie częścią życia.

A kiedy zajął się Pan dziennikarstwem muzycznym?

Kabaret Ojców; zdjęcie z archiwum Bogusława Klimsy
Jestem wielozawodowcem i lubię pracować. Kiedy brakowało pracy czy też pomysłów w danym obszarze moich zainteresowań, brałem się za coś nowego, innego. Zaczynałem w kabaretach i teatrach studenckich. Jak wielu moich przyjaciół artystów, jestem ”dzieckiem Pałacyku”. Pracowałem w różnych estradach,  akompaniując z własnym zespołem rozmaitym artystom i piosenkarzom. Komponowałem i nagrywałem muzykę do sztuk teatralnych. Byłem kierownikiem muzycznym w Teatrze Lalek. Pisałem muzykę do teatrów pantomimy. We wrocławskiej telewizji etatowo zacząłem pracować pod koniec lat osiemdziesiątych, aż, z czteroletnią przerwą, dotarłem do emerytury, na którą poszedłem w 2004 roku. Stworzyłem ze swoim wspaniałym zespołem imponującą ilość programów, koncertów, filmów – głównie muzycznych. Dziennikarstwo wciągnęło mnie tak bardzo, że zostałem współtwórcą związku zawodowego dziennikarzy. Czy to wszystko miało sens, czas pokaże.

Znalazł Pan jednak inną formę realizacji swoich pasji. Najpierw – z Wojciechem Siwkiem – napisał historię festiwali Jazz nad Odrą. Obecnie zaś ukazała się publikacja – pierwsza z trzech poświęconych muzyce rozrywkowej: ”Jazz we Wrocławiu 1945 – 2000”. Jak powstawała ta prekursorska książka?

okładka książki, Wydawnictwo C2


Banałem jest stwierdzenie, że to lata tworzenia fotograficznej dokumentacji, gromadzenia wycinków prasowych, zapisków i godziny pracy dokumentalisty.  Cieszy mnie, że monografia  "50 lat JnO" została niedawno uhonorowana nagrodą wydawniczą SILESIANA, przyznawaną za publikację, która treścią, osobą autora lub formą edytorską najlepiej promuje Dolny Śląsk i stanowi wizytówkę regionu. 
Ukazujący się właśnie, wydany tak jak poprzednia książka  przez specjalizujące się w tego typu muzycznych pozycjach  wrocławskie wydawnictwo C2 -  ”Jazz we Wrocławiu  1945-2000” - to kolejna praca poświęcona wrocławskiej muzyce, jej historii, ludziom i środowisku. Jest to zarazem tom pierwszy trzytomowego opracowania mojego autorstwa: ”Muzyka  rozrywkowa we Wrocławiu  1945- 2000”. Następny tom, który ukaże się w przyszłym roku, poświęcony będzie muzyce rockowej. Kolejny - piosence estradowej, kabaretom, a także wrocławskim klezmerom  grającym w lokalach gastronomicznych.
”Jazz we Wrocławiu 1945-2000”, w odróżnieniu od wielu  pozycji poświęconych  historii jazzu w Polsce, a także w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku,  jest pierwszym takim opracowaniem dotyczącym Wrocławia. Książka zawiera zapis muzycznych dziejów mojego miasta, które stanowią znaczącą część polskiej kultury.

Dziękuję za rozmowę.


Mój egzemplarz książki z dedykacją Autora.


Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w maju 2015 roku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty