Jadwiga Stańczakowa, Dziennik we dwoje, Wydawnictwo Warstwy |
4. grudnia 2015 roku, w ramach cyklu "Zaczytani w kinie" odbyło się w Kinie Nowe Horyzonty spotkanie z Jarosławem Borowcem - wydawcą "Dziennika we dwoje" Jadwigi Stańczakowej oraz rodziną autorki - Anną i Tadeuszem Sobolewskimi. W spotkaniu uczestniczył także Adam Poprawa - autor posłowia, a poprowadził je Jan Pelczar, dziennikarz filmowy i absolwent Polskiej Szkoły Reportaży przy Instytucie Reportażu.
Zwyczajowo po rozmowie zaprezentowano film. Tym razem był to powstały na podstawie dziennika Jadwigi Stańczakowej obraz Andrzeja Barańskiego: "Parę osób, mały czas" (2005), w którym rolę bohaterki zagrała Krystyna Janda, zaś w postać Mirona Białoszewskiego wcielił się Andrzej Hudziak. Mogliśmy także obejrzeć wywiad z aktorką, która opowiedziała, w jaki sposób przygotowywała się do roli Jadwigi Stańczakowej.
Jarosław Borowiec o publikacjach Jadwigi Stańczakowej
"Dla nas książka jest za każdym razem osobną opowieścią. Zawsze staramy się odpowiedzieć sobie na pytanie, dla kogo i o czym jest ta opowieść. Mamy świadomość, że zmienił się rynek książki i że powinna być taką publikacją, którą przyjemnie jest wziąć do ręki. Zrobiona ze szlachetnych surowców, powinna mieć jakiś koncept. "Dziennik we dwoje" wpisuje się w ten rodzaj literatury, który można by określić jako multimedialny, zawiera bowiem także film Andrzeja Barańskiego "Parę osób, mały czas". Ważna jest dla nas książka artystyczna. Jesteśmy szczęśliwi i dumni, że wydaliśmy dwie książki Jadwigi Stańczakowej, bo w ten sposób możemy przywracać pamięć o niej, aby zajęła należne jej miejsce w literaturze.
Zaczęliśmy od "Haiku" zawierającego dwa tomy jej wierszy oraz niepublikowany, pochodzący z archiwum autorki, ostatni tom zapisów "Kalejdoskop. Haiku europejskie". Publikacji towarzyszy zestaw wybranych tekstów zapisanych alfabetem Braille’a. Obecnie ukazuje się "Dziennik we dwoje", znakomicie zaprojektowany. Książka jest nie tylko pasjonującą lekturą, ale również pięknym projektem graficznym, którego autorem jest Łukasz Paluch.
Z "Dziennika we dwoje"
Chcę zapisywać. Miałam ochotę, żeby to były listy do Mirona. Ale Miron powiedział, że nie lubi takich listów. Są sztuczne. On nie znosi niczego sztucznego. Żadnych nylonowości. List musi być prawdziwy. Z innej miejscowości. Przejść przez pocztę. Listy są zbyt ulotne i jest w nich bałagan. Lepiej dziennik.
Tadeusz Sobolewski o stwarzaniu siebie poprzez literaturę
"Miron nauczył ją jak przełamać dramat niewidzenia - tę jakąś mieszaninę lęku i wstydu, rodzaj napiętnowania. Powiedział jej brutalnie: Swój pierwszy tomik wydany po latach nazwij "Niewidoma", a kolejny - "Ślepa". Mówił: Pan Bóg ci to dał, więc musisz to wykorzystać. To była afirmacja życia. Jadwiga zaś miała skłonność do melancholii. Białoszewski był jej redaktorem, czasami cenzorem, bo "przesiewał" te wiersze. W filmie Andrzeja Barańskiego Miron jest ukazany jako człowiek neurotyczny, czasami próżny, kiedy uważa, że kontakt z nim jest dla innych poetów zbawienny. W pewnym momencie jednak Jadwiga się przeciw temu buntuje i stawia na swoim mówiąc: Mam to w d... Chcę pisać i będę pisać.
Wszyscy prowadziliśmy dzienniki i pamiętamy siebie poprzez te zapisy. Myślę, że fenomen Stańczakowej polega na stwarzaniu siebie - istnieje w "Dzienniku we dwoje", a także w wierszach i prozie, istnieje w dziennikach i twórczości Mirona, a także w filmie Barańskiego, który powstał na tej podstawie. Jest to nieskończona ilość różnych luster, dzięki którym ciągle się istnieje. Tu chodzi o to, jak człowiek stwarza siebie przez literaturę i jak przez to ocala swoje życie. Literatura staje się też terapią przeciwko depresji. Dzięki niej można opisywać nie widząc.
Miron Białoszewski nie tylko uratował Jadwigę, ale także nas jako rodzinę. Jadwiga była we władzy swojego ojca, który miał ponad dziewięćdziesiąt lat. Przyjście Mirona jest dla niej rodzajem wyzwolenia - w literackim, duchowym i życiowym tego słowa znaczeniu. Wychodzi ze świata osoby kalekiej, nad której losem trzęsie się ów stary człowiek i przeżywa swoją przygodę życiową, której rezultatem są książki. W latach 70. i 80. Jadwiga wydała co najmniej sześć tomów prozy i wiele tomików wierszy, a nawet kabarety. "Dziennik...", choć pisany przez niewidomą, jest realistyczny i fascynujący w lekturze".
Ta publikacja jest niezwykłym świadectwem spotkania się dwojga ludzi, którzy byli sobie nawzajem bardzo potrzebni. Prawdziwość i wiarygodność "Dziennika..." jest jego dużym walorem artystycznym. Mamy też zaplanowane wydanie dużego wyboru wierszy Jadwigi Stańczakowej, a także miniatury prozatorskie opowiadające o jej relacjach ze znanymi pisarzami, m.in. z Władysławem Broniewskim".
Z "Dziennika we dwoje"
W piątek awantura z Dziadkiem (mój ojciec, lat dziewięćdziesiąt pięć). Głuchy. A ja niewidoma. Po wyjściu za mąż Ani, mojej córki, zostaliśmy sami. (...) Miron mówi, że starość jest dramatem potwornym. Potwornym. Czuję czasem niechęć do swojego ojca. To paskudne. Ale tak jest, kiedy mnie męczy psychicznie. A jak kuśtyka z laską, to mi go żal. Pewnie. Jestem do niego przywiązana. I samej będzie mi gorzej. Jeżeli go przeżyję. Nie wiadomo.
Anna Sobolewska o wyrzucaniu wierszy do kosza
"Mama pisała także wiersze dla dzieci - dla mnie, potem dla wnuczki. Natomiast swoje skamandryckie wiersze w pewnym momencie wyrzuciła do kosza, czego bardzo żałowałam, ponieważ uważałam, że jest to dokument osobisty. Po czym stworzyła zupełnie inną, nową formę, różną od wierszy Mirona.
Z "Dziennika we dwoje"
Pięknie. Otwieram okno i stoję w słońcu. Pogańska chwila radości. (...) Stacha wyczuła, że nie lubię gadać na skwerku. Posłucham więc sobie spokojnie ptaków.
Tadeusz Sobolewski o silnej indywidualności Jadwigi
"Można by właściwie pokazać Jadwigę nie jako osobę z kręgu Mirona Białoszewskiego. Zaczęła pisać poezję już przed II wojną, a po jej zakończeniu - również powieści w odcinkach. Pisała też wiersze przypominające stylem poezję Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. W tym czasie traciła wzrok, w jakimś sensie heroicznie, ponieważ nasiliło się to po przyjściu na świat córki, którą bardzo pragnęła urodzić, choć wiedziała, jakie będą tego konsekwencje. Powoli przechodziła na tę drugą stronę niewidzenia, będąc jednocześnie osobą bardzo dzielną i aktywną. Przeniosła się do Warszawy, gdzie została redaktorką naczelną pisma dla niewidomych "Pochodnia". Jej bliskim przyjacielem był Władysław Broniewski, który nawet poświęcił jej wiersz zatytułowany "Niewidomy". Kiedy myśmy poznali Białoszewskiego, ona także chciała dołączyć do tego kręgu. Mieliśmy obawy co do tego, jak będzie się czuła w gronie młodych ludzi, przeważnie studentów. Otóż okazało się, że doskonale się tam odnalazła. Fakt, że była niewidoma w jakimś sensie spowodował, że zachowała swoją młodzieńczość. W opublikowanych w Wydawnictwie Warstwy jej zbiorze haiku - ona widzi i jest młoda. A poza tym nie ma tam żadnego wpływu Mirona, który odegrał w jej życiu bardzo ważną rolę. Była silną indywidualnością".
Z "Dziennika we dwoje"
Dziś deszczykowato. Miron w euforii, przyleciał z różami. Ale mnie smutno. Pomyślałam, że się starzeję. Powiedziałam o tym Mironowi. A on:
-A co ty przypuszczałaś, moja Jadziu, że będziesz żyć wiecznie? Aha, przyniosłem ci fortepianowiec Mozarta. Taki, którym moglibyśmy porozumiewać się z tymi z innych planet.
- Ale, Miron, może po śmierci coś istnieje. Jak myślisz?
- E - machnął ręką - chyba nic. Wolałbym, żeby nic. Znowu wdawanie się w te byty, nie wiadomo jakie. To mocno podejrzane.
Być może w byty nie wiadomo jakie wdawać się nie warto, ale lektura "Dziennika we dwoje" - obowiązkowo.
Z "Dziennika we dwoje"
Miron przemienia najzwyklejsze rzeczy w niezwykłe - pisze Jadwiga, a Miron dodaje: Z początku uważał, że to każdemu się świat uciekawia, przemienia, ale po zdaniach wielu osób stwierdził, że po prostu ma więcej uwagi ... Może to jest łaska przemienienia.
"Dziennik we dwoje" Jadwigi Stańczakowej ukazał się w Wydawnictwie Warstwy. Do książki dołączono film Andrzeja Barańskiego: "Parę osób, mały czas" - o przyjaźni Mirona Białoszewskiego z Jadwigą Stańczakową.
Zaproszenie na promocję książki/Wydawnictwo Warsrwy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz