sobota, 13 stycznia 2018

„Czarny koń” Todda Solondza: Amerykański koszmar

Film Todda Solondza pokazuje zupełnie inną Amerykę. Amerykański sen wygląda w niej jak senny koszmar. Na szczęście, łagodzony poczuciem humoru reżysera.

plakat filmu
Film jest opowieścią o życiu niedojrzałego, ponad trzydziestoletniego mężczyzny. Abe (Jordan Gelber) mieszka z rodzicami (Mia Farrow, Christopher Walken), pracuje (choć właściwiej byłoby powiedzieć: przesiaduje) w firmie ojca i żyje w swoim urojonym światku, snując fantazje na różne tematy. Jego tusza służy podkreśleniu, że ciągle jest „bobasem”, który budzi u kobiet uczucia macierzyńskie, ale nikt nie traktuje go jak dorosłego mężczyzny.

Pokazując swego bohatera w relacjach z innymi ludźmi, Solondz obnaża jednocześnie wiele amerykańskich mitów i stereotypów. Czyni to z właściwym sobie sardonicznym humorem. Widzimy zatem portret amerykańskiej rodziny – tatę, który osiągnął sukces w interesach, ale zajmując się wyłącznie statystykami stał się robotem, który nie umie rozmawiać i nie potrzebuje kontaktu z nikim. Siedzi obok żony przed telewizorem i z kamienną twarzą ogląda nagrane przez syna filmy.

Mia Farrow, Christopher Walken w Czarnym koniu, Gutek Film

Matka nie musi pracować zawodowo, a jedyną jej rozrywką jest troska o syna i o gry towarzyskie z nim, ponieważ z mężem nie ma właściwie żadnego kontaktu. Podobnie jak on, ma zastygłą twarz, która nie wyraża już żadnych emocji. Starszy syn wprawdzie dorósł i wyprowadził się z domu, ale – będąc „skazany na sukces” jak jego ojciec – skończy zapewne tak samo.

Abe spędza w pracy czas przed ekranem komputera, interesują go wyłącznie gry i zabawki, ale – paradoksalnie – on jeden zachował wyobraźnię, snuje marzenia (cóż, że infantylne), ma potrzebę rozmowy z ludźmi. Nie będąc jak inni, nie popadł też w schemat. Abe manipuluje uczuciami rodziców, by jak najdłużej zachować swoje status quo, a oni są wobec niego bezradni. Tymczasem bohater snuje  opowieści o „trudnym dorastaniu”, o piętnie, który wywarł na nim starszy brat i o surowym ojcu. Wszystko to jest kpiną z modnej w Ameryce psychoanalizy, która w gruncie rzeczy służy spychaniu problemów na innych, np. na „toksycznych rodziców”.

Selma Blair (Miranda) i Jordan Gelber (Abe), Czarny Koń

Reżyser pokazuje także inną rodzinę – rodzinę dziewczyny, w której „zakochuje się” bohater. Są może mniej zasobni, ale schemat jest ten sam: sfrustrowana dziewczyna, która nie umie funkcjonować bez leków antydepresyjnych i schowani za gazetami rodzice o „martwych” twarzach. Dziewczyna imieniem Miranda również boi się autentycznego (czytaj: nie pozbawionego cierpienia i problemów) życia). Z Abe gotowa jest się związać po to, aby przejął on rolę opiekuna. W dialogach, a właściwie monologach, które toczą ze sobą bohaterowie, ona gotowa jest zrezygnować ze wszystkich feministycznych uroszczeń („nie będę pisarką’, „nie będę się realizowała…”), by „poświęcić się” rodzeniu dzieci. On snuje w tym czasie marzenia o wspólnym zamieszkaniu w jego domu rodzinnym, skąd „wyprowadza” rodziców i marzy o wielopokoleniowej rodzinie, której będzie protoplastą.

Film Solondza pokazuje zupełnie inną Amerykę. Amerykański sen wygląda w niej jak senny koszmar. Na szczęście, łagodzony poczuciem humoru reżysera. Tytułowy "czarny koń" zdaje się mówić: „miałem wygrać ten bieg, ale się nie udało”. Jest to jednak zaledwie przebłysk refleksji, po której wszystko „wraca do normy”.

trailer filmu

Recenzja ukazała się na portalu PIK Wrocław w listopadzie 2011 roku.


Czytelników proszę o polubienie mojej strony na Facebooku :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty