Znany i wielokrotnie nagradzany
reżyser kina niezależnego opowiada o swoich wrażeniach z 2. American Film Festival oraz poleca
filmy, które uznał za szczególnie interesujące.
Dominik Matwiejczyk, z archiwum reżysera |
Barbara Lekarczyk-Cisek – Czy sądzisz,
że powołanie do życia kolejnego po Nowych Horyzontach festiwalu filmowego ma
sens?
Dominik Matwiejczyk – Zdecydowanie tak! Dzięki American
Film Festival można zobaczyć filmy twórców, o których w Polsce nikt nie
słyszał. Jest to właściwie przekrój tego, co się dzieje w niezależnym kinie
amerykańskim, kinie artystycznym. I
to jest bardzo ciekawe. Można, oczywiście, czerpać informacje z Internetu o
festiwalach filmów niezależnych, jak Sundance
Film Festival, ale mimo wszystko do filmów tych dotrzeć trudno.
Która z festiwalowych sekcji jest,
Twoim zdaniem, najistotniejsza dla wrocławskiego festiwalu?
Sądzę, że
najistotniejszy na AFF jest konkurs filmów, ponieważ jest to wybór
oryginalnych, często mocno kontrowersyjnych pozycji. Sądząc po ilości ludzi
wychodzących podczas seansów, widzowie często nie są przygotowani na takie
kino. Mnie również nie wszystkie filmy się podobają, ale jestem ich ciekaw.
Zauważam też pewną ich cechę charakterystyczną, a mianowicie nietypową narrację
i tematykę. Ich twórcy wchodzą na amerykańskie przedmieścia, na obszary Stanów
dotąd w kinie nieobecne. Na tych wyludnionych, pustych przestrzeniach żyją
samotni bohaterowie, pozostawieni samym sobie. I to jest najbardziej
poruszające.
Można
zauważyć taką prawidłowość, że to kino będące na marginesie głównego nurtu
opowiada również historie, których nie znajdziemy w powszechnym obiegu.
Który z obejrzanych filmów zrobił na
Tobie największe wrażenie?
Wśród
dotychczas obejrzanych – na pewno „Druga
Ziemia” Mike’a Cahilla. Film ten kojarzy mi
się z „Melancholią” Larsa von Triera. Główna
bohaterka także cierpi na pewien rodzaj melancholii, choć z zupełnie innych
przyczyn. Dla mnie jest to klasyczna opowieść o odkupieniu, ubrana w formę
przypowieści. Choć pomysł na istnienie drugiej Ziemi uważam za niezbyt
wiarygodnie rozwinięty, wyróżnia on jednak ten film od innych o podobnej
tematyce.
Drugim
filmem, który zrobił na mnie szczególne wrażenie jest „Jess + Moss” Clay`a Jetera. Według
mnie jest on kwintesencją amerykańskiego kina niezależnego. Pokazuje dwoje
dziecięcych bohaterów mieszkających na pustkowiach amerykańskiego Południa,
przyjaźniących się ze sobą, jak niegdyś ich rodzice. Filmowany krajobraz:
zniszczone stare traktory, puste silosy, bezruch – przypomina opustoszałą planetę
po jakiejś katastrofie. Jednocześnie film jest bardzo dobrze, wiarygodnie zagrany, ma świetne dialogi i bardzo dobrze
się go ogląda.
Co polecałbyś nieco zagubionym w
gąszczu filmów widzowi?
Jestem
wielkim fanem Solondza i polecałbym
obejrzenie wszystkich jego filmów, ponieważ jest po temu szczególna okazja.
Jego historie pokazują „drugie dno” Ameryki: patologiczne rodziny, problemy
dorastania itd. Warto je zobaczyć dla świetnie wyreżyserowanych scen,
kapitalnych, dowcipnych dialogów. Moim faworytem jest „Opowiadanie”. Retrospektywę
Solondza uważam za najjaśniejszy punkt festiwalu.
Dziękuję za rozmowę
Dominik Matwiejczyk (1979), polski reżyser, scenarzysta i
producent kina niezależnego. Twórca ok. 40 filmów krótko- i pełnometrażowych. Nagrody:
Grand Prix Kina Niezależnego w Gdyni za „Ugór”(2005), Nagroda Polskiego Kina
Niezależnego im. Jana Machulskiego za „Krew z nosa” (2004), Nagroda Specjalna w
konkursie kina niezależnego w Gdyni za „Czarnego” (2009)
Wywiad ukazał się na portalu PIK Wrocław 21 listopada 2011 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz