Film Macieja
J. Drygasa o sudańskiej wiosce Abu Haraz tylko pozornie wydaje się być
egzotyczną i odległą historią. Kiedy go oglądałam we Wrocławiu, tym szczególnym
mieście, do którego po II wojnie przeniesiono mieszkańców Kresów, nie mogłam
pozbyć się uczucia, że to jest także historia mojej rodziny…
plakat filmu Abu Haraz w reż. Macieja J. Drygasa/fot. Against Gravity |
Reżyser
wiedział, że wioska będzie zatopiona i miał niepowtarzalną okazję utrwalić ją w
kadrze, zanim to się stanie. Mógł także towarzyszyć jej mieszkańcom, gdy
jeszcze w niej mieszkali, kiedy protestowali, a wreszcie kiedy z niej
wyjeżdżali. Widzimy ich także w obcym, pozbawionym zieleni krajobrazie, w
którym czują się wyobcowani i nieszczęśliwi.
Twórczość
Macieja J. Drygasa fascynuje mnie począwszy od filmu Usłyszcie mój krzyk. Artysta z wielkim szacunkiem i niebywałą
cierpliwością wydobywa z niepamięci ludzkie historie, dramaty wydawałoby się bezpowrotnie
zapomniane. Nie tylko przywraca pamięć o takich nietuzinkowych bohaterach jak
Ryszard Siwiec, odnajduje także fragmenty biografii zwyczajnych ludzi, którym
je kiedyś skradziono (Cudze listy), ba,
sięga znacznie dalej w głąb czasu, towarzysząc archeologom podczas wykopalisk w
Sudanie (Usłysz nas wszystkich).
W tym
kontekście nie dziwi, że reżyser znowu sięga po taki temat. Charakterystyczne
jest, że każdy z jego filmów ma inną poetykę, starannie dobraną do tematu. Abu Haraz, ma momentami realistyczny
charakter, jednak ujęcia ludzkich twarzy i krajobrazów służą przede wszystkim
refleksji i mają impresyjny
charakter. Rozpoczyna go i kończy wyrazisty bohater – Sulejman, który opowiada
swój sen:
„Często mi się śni, że jestem u siebie w Abu Haraz i prowadzę normalne życie. Śni mi się, że koszę trawę, że jestem wśród palm. Nieraz mówię do kogoś, kogo już nie ma, o rzeczach, które już nie istnieją. Czuję, że jestem martwy, chociaż jeszcze żyję”.
Abu Haraz w reż. Macieja J. Drygasa/fot. Against Gravity |
Również na końcu filmu bohater opowiada o tym, że śnili mu się zmarli rodzice. Pomiędzy tymi opowieściami o snach z przeszłości obserwujemy życie w wiosce. Narodziny dziecka są traktowane jako doniosłe wydarzenie, o którym powinni wiedzieć wszyscy. Obserwujemy pracujących w polu rolników, bardzo precyzyjnie nawadniających swoje uprawy, opiekujących się nowo narodzonymi zwierzętami, dzieci uczące się w szkole (kapitalna scena, w której nauczyciel pyta je o to, kim jest biedak), rodziny jedzące wspólne posiłki. Czasami dochodzi do kłótni, ale mimo wszystko jest to bardzo dobrze zintegrowana mała społeczność.
Abu Haraz w reż. Macieja J. Drygasa/fot. Against Gravity |
Jednak – jak się okazuje – poza nią mielą się żarna Historii i wystarczy czyjaś decyzja, aby całkowicie zmienić los tych ludzi. Protesty na nic się zdadzą… Trzeba sprzedać część zwierząt, spakować skromny dobytek i ruszyć w nieznane. Ci, których na to stać, zamierzają ekshumować i zabrać z sobą prochy swoich bliskich, ale dla większości jest to niewykonalne. Widzimy ich następnie w podobnych barakach, ale krajobraz wokół nim – obcy, jałowy… Smutek i przygnębienie z powodu oderwania od korzeni drążą nie tylko głównego bohatera, widać je na twarzach wszystkich mieszkańców wioski.
Można by powiedzieć, że i tak mieli szczęście, bo ich nie rozłączono, bo dano im czas na spakowanie się i wyprowadzkę, bo mogą jeszcze popłynąć łodzią i na skrawku lądu wystającego z wody pomodlić się za swoich przodków… A jednak oglądając film czuje się bezbrzeżny smutek i tęsknotę za tym, co bezpowrotnie minęło. To tak jak w wierszu Zbigniewa Herberta:
Gdybym tam wrócił
Pewnie bym nie zastał
Ani jednego cienia z domu mego
Ani drzew dzieciństwa
Ani krzyża z żelazną tabliczką
Ławki na której szeptałem zaklęcia
Kasztany i krew
Ani też żadnej rzeczy która nasza jest
("Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta")
Można by powiedzieć, że i tak mieli szczęście, bo ich nie rozłączono, bo dano im czas na spakowanie się i wyprowadzkę, bo mogą jeszcze popłynąć łodzią i na skrawku lądu wystającego z wody pomodlić się za swoich przodków… A jednak oglądając film czuje się bezbrzeżny smutek i tęsknotę za tym, co bezpowrotnie minęło. To tak jak w wierszu Zbigniewa Herberta:
Gdybym tam wrócił
Pewnie bym nie zastał
Ani jednego cienia z domu mego
Ani drzew dzieciństwa
Ani krzyża z żelazną tabliczką
Ławki na której szeptałem zaklęcia
Kasztany i krew
Ani też żadnej rzeczy która nasza jest
("Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta")
Maciej J. Drygas podczas realizacji filmu
Recenzja ukazała się na portalu WYWROTA w maju 2013 roku.
trailer filmu
|
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Usuń