czwartek, 4 stycznia 2018

„Żelazna Dama” Phyllidy Lloyd : interesujący portret Margaret Thatcher /recenzja filmu/

Na początek można by zadać pytanie, po co robić film o Margaret Thatcher i czy biografia żyjącej jeszcze byłej pani premier kogoś zainteresuje. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, po seansie z pewnością wyjdzie usatysfakcjonowany. Przede wszystkim wirtuozerią gry wspaniałej amerykańskiej aktorki Meryl Streep, która właściwie niesie ten film. 

polski plakat filmu


W światowej opinii Margaret Thatcher uchodziła za osobę co najmniej kontrowersyjną, a w gorszym razie zimną i bezwzględną. Autorka scenariusza Abi Morgan i reżyserka Phyllida Lloyd przyjęły interesującą perspektywę, pokazując swoją bohaterkę nie tyle jako osobę publiczną, ale jako kobietę pozostającą w silnych relacjach z mężem, czyniąc ją ponadto narratorką opowieści, żyjącą właściwie w swoim świecie i toczącą niekończące się i zabawne dialogi z nieżyjącym małżonkiem. 
Akcja toczy się właściwie w ciągu doby, kiedy to bohaterka podejmuje decyzję oddania rzeczy męża do instytucji charytatywnej, a przy okazji – dzięki różnym przedmiotom – przywołuje najistotniejsze momenty swego życia, dokonując ich oceny.

Meryl Streep jako Żelazna dama, reż. Phyllida Lloyd

Oglądając młodą Margaret, nagle zdajemy sobie sprawę, że udział kobiet w polityce w czasach, kiedy Thatcher rozpoczynała swoją karierę, był właściwie żaden. Jest w filmie kapitalna scena (niejedna zresztą), kiedy to młoda bohaterka wkracza po raz pierwszy do parlamentu, który jest wyłącznym światem mężczyzn i jej obecność budzi absolutne zdumienie. Idąca pod prąd młoda i elegancka kobieta jest jakby zjawiskiem z innej rzeczywistości. Narracja toczy się bez komentarza, a kolejne kadry przypominają swoją poetyką komedię slapstickową: kamera panoramuje niekończący się rząd męskich nóg w eleganckim obuwiu i nagle wśród nich „kręcą się” niespokojnie niebieskie szpileczki… 

Żelazna dama
Pierwsze wystąpienia, kiedy młoda posłanka, a później minister edukacji, upomina swoich przeciwników wysokim, piskliwym głosem, są nie mniej zabawne. Podobnie jak sceny „nauki mówienia”, kiedy głos Margaret Thatcher nabiera niskich stanowczych tonów i znanej nam, nieco namaszczonej barwy… Tak przeistacza się w Żelazną Damę.  Zaczynamy rozumieć, że musiała być taka w gronie mężczyzn, którzy obawiali się podjąć stanowcze i niepopularne decyzje. Konsekwentna aż do bólu, znienawidzona za radykalne reformy, wzbudza jednak entuzjazm i poczucie narodowej dumy, kiedy podejmuje decyzję w sprawie Falklandów. Imponuje tym, że niczego nie kombinuje, nie pragnie za wszelką cenę sprawować władzy, ale swoją rolę traktuje jako misję i trzyma się tradycyjnych wartości. Takich wyrazistych polityków już dzisiaj nie ma…

Żelazna dama

Oczywiście, są tego koszty własne: zawsze nieobecna w domu, którego duszą jest pan Thatcher, wystawiona na ryzyko zamachu i agresję tłumów, a także własnych kolegów - polityków…
Czy było warto? Takie pytania musi sobie zadać nasza bohaterka, ale także my, widzowie. Bo błyskotliwa, apodyktyczna starsza pani ma chyba poczucie wypełnienia misji.

Film Phyllidy Lloyd nie jest może dziełem wybitnym, ale niewątpliwie bardzo dobrze zrealizowanym, nienudnym i znakomitym aktorsko. Jeśli dodamy do tego specyficzny angielski humor… Tak, zdecydowanie warto go zobaczyć.


Recenzja została opublikowana na portalu PIK Wrocław w lutym 2012 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty