wtorek, 2 stycznia 2018

MFF Nowe Horyzonty 2011 – ujęcie piąte, plan (aż nadto) pełny

W piątym dniu Festiwalu będzie wyłącznie o kinie polskim: „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego, „Z daleka widok jest piękny” Anny i Wilhelma Sasnalów.

„Młyn i krzyż” – metafora ludzkiego losu

Młyn i krzyż w reż. Lecha Majewskiego
Najnowszy film Lecha Majewskiego zasługuje na obszerną i wnikliwą interpretację. Ponieważ jednak jest to niemożliwe, gdy żyje się w tempie festiwalowych obrazów, ograniczę się do krótkiej refleksji. 

Przede wszystkim trzeba przypomnieć, że jest to twórca wielostronnie uzdolniony: reżyser filmowy, teatralny i operowy, poeta, prozaik, malarz, a także - czego można było doświadczyć na spotkaniu z artystą – wspaniały gawędziarz. Wypada żałować, że tak rzadko można obejrzeć go w kraju, gdy tymczasem Museum of Modern Arts zorganizowało retrospektywę jego filmów, a w Luwrze, gdzie odbyła się premiera najnowszego - „Młyn i krzyż”, cały luty wystawiane były jego wideoarty. 

„Młyn i krzyż” jest jego drugą – po „Ogrodzie rozkoszy ziemskich” – próbą zmierzenia się z malarstwem dawnych mistrzów. Tym razem artysta ożywił obraz Pietera Bruegela Starszego „Procesja na Kalwarię” (1564). 

To sztuka historyczna, która opowiada Pasji Chrystusa i pasji Flandrii ciemiężonej przez Hiszpanów. Chrystus i dwaj złodzieje stają się tu ucieleśnieniem losu wielu kobiet i mężczyzn torturowanych i straconych w drugiej połowie XVI wieku, w czasach hiszpańskiej inkwizycji – wyjaśnił artysta podczas spotkania z publicznością.

Pejzaż filmu wypełnia ogromna liczbą postaci, wśród których znajdziemy samego Breugela oraz bankiera, który zakupił jego obraz. Większość z przestawionych tam osób jest zajęta swoimi sprawami i nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia mającego nastąpić Ukrzyżowania. Tłum przygląda się scenie, w której żołnierze rozkazują Szymonowi Cynerejczykowi pomóc dźwigać krzyż. Na pierwszym planie siedzi wędrowny kramarz, podczas gdy Chrystusa w ogóle nie widać. Tylko jedna grupa postaci kojarzy się z tematyką obrazu, a mianowicie na pierwszym planie, po prawej stronie widzimy grupę kobiet, którym św. Jan dodaje otuchy. Z płaskiej równiny wyrasta w głębi obrazu ogromna skała, na której stoi młyn. 

Zarówno w obrazie, jak i w filmie pełni on rolę metafory: młyńskie koła mielą ziarno, symbolizujące ludzkie życie, a Młynarz staje się figurą zastępczą samego Boga. Obraz istotnie przypomina filmowy kadr, który zaprasza do tego, aby go ożywić za pomocą wyobraźni. I Lech Majewski podejmuje się tego zadania z wielkim sukcesem. A było to zadanie niełatwe, o czym dowiedzieliśmy się podczas spotkania po projekcji. Nie wystarczyło ustawić statystów i aktorów na równinie i włączyć kamerę. 

Przestrzeń filmowa składa się z siedmiu połączonych ze sobą części i jest przestrzenią wykreowaną, podobnie jak na obrazie. Majewski stworzył ją z fragmentów Jury Krakowsko-Częstochowskiej, odpowiednio dla potrzeb filmu przetworzonej, a niebo pochodzi ze zdjęć zrobionych podczas pobytu w Nowej Zelandii. Nawet pająk i jego sieć zostali wykreowani w efekcie bezpośrednich obserwacji i prób. Będąc wiernym odtworzeniem obrazu, film zawiera jednocześnie przesłanie uniwersalne – opowiada o ludzkim losie, pełnym niezawinionego cierpienia, okrucieństwa, a także o roli artysty, który towarzyszy człowiekowi i potrafi zatrzymać czas utrwalając to, co przemijające.

I z daleka i z bliska nie było pięknie...

Z daleka widok jest piękny
Debiut fabularny Anny i Wilhelma Sasnalów – malarzy, grafików, którzy osiągnęli komercyjny sukces sprzedając swoje prace do znanych galerii (m.in. Tate Modern w Londynie, Museum of Modern Art. W Nowym Jorku). Podobnie jak Janusz Majewski, wychodzą więc od malarstwa. Sądzić by zatem można, że naturalna dla artystów, wizualna wrażliwość zaowocuje interesującym obrazem filmowym. Przyznam jednak, że wyszłam z pokazu i spotkania mocno rozczarowana.

Film zatytułowany „Z daleka widok jest piękny” pretenduje do metafory, która ma nam uświadomić swoisty paradoks: że piękno krajobrazu, w którym żyją ludzie jest odwrotnie proporcjonalne do ich moralnej i fizycznej brzydoty.

Główny bohater Paweł (grany przez Marcina Czarnika), o twarzy i manierach typa, którego nie chciałoby się spotkać w ciemnym zaułku, pozbywa się starej chorej matki. Jej miejsce miałaby zająć młoda kobieta, z którą się spotyka. Jednak nie proponuje jej tego, ale znika na czas jakiś. Rodzina dziewczyny ogałaca pod jego nieobecność mieszkanie z tego, co uzna za godne uwagi, po czym wraz ze sąsiadami demolują dom i palą sprzęty. Kiedy bohater wraca, nie zastaje nic.

Tyle fabuła. Dramaturgia filmu i sylwetki bohaterów - płaskie jak równina mazowiecka. Sasnalom wyraźnie brakuje umiejętności tworzenia scenariusza filmowego, zaś o ładunku intelektualnym filmu już nie wspomnę. Sylwetki, twarze, język bohaterów – skrajnie prymitywne. Jeśli to ma być metafora mówiąca o tym, do czego zdolny i jak brzydki pod każdym względem jest człowiek, to może niechby artyści zachowali taką wizję świata dla siebie i nie dzielili się nią z widzami. A tytułowy widok wcale nie był piękny – ot, kawałek natury, płasko i brzydko sfotografowanej. Czy naprawdę, wszyscy muszą robić filmy..?

Artykuł ukazał się na portalu PIK Wrocław 26 lipca 2011 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty