sobota, 10 lutego 2018

Konrad Imiela: Teatr, o którym czasami śnię /wywiad/

Z Konradem Imielą - dyrektorem Teatru Muzycznego Capitol - o planach, marzeniach, podsumowaniach, a także o tym, jak w dzieciństwie wchodził do... fortepianu.

Konrad Imiela, prasowe

Barbara Lekarczyk-Cisek: W kwietniu tego roku ukończył Pan czterdzieści lat i wszedł – by posłużyć się terminem J. Conrada – w „smugę cienia”. Sądzę, że to dobry moment na refleksję dotyczącą Pańskiego życia prywatnego i artystycznego. Co myśli dojrzały artysta, który odniósł sukces?

Konrad Imiela: Być może takie symboliczne daty rzeczywiście skłaniają do refleksji, nad tym, po co tu jesteśmy.  Raz wszedłem wprawdzie w smugę cienia na ulicy Kościuszki, kiedy spotkałem się z brutalną agresją, ale dość szybko starałem się z tego wyjść[i]. Po tym zdarzeniu jeszcze bardziej potrafię cieszyć się życiem.
Szukając „dziury w całym”, patrząc na moje życie z pewnej perspektywy, czasem myślę, ze może powinienem trochę ograniczyć ilość moich różnych aktywności. Jestem dyrektorem teatru, aktorem, autorem piosenek, reżyserem, autorem scenariuszy, zajmuję się tłumaczeniem, jestem też pedagogiem – pracuję w PWST… I bardzo bym nie chciał, aby gdzieś dopiero po tym, na końcu, był odnotowany fakt, że jestem również mężem i ojcem. Pragnąłbym, aby lista od tego się zaczynała, ale jest to bardzo trudne. Trzeba sobie uzmysłowić, że praca służy temu, aby utrzymać siebie i rodzinę. Tymczasem dzisiaj życie rodzinne stało się dodatkiem do pracy, która pochłania naszą energię, zajmuje myśli… Chciałbym więc przewartościować moje priorytety i bardziej skupić się na życiu rodzinnym. Jednocześnie mam świadomość, że to, co mówię, jest absurdalne i przewrotne, ponieważ będąc dyrektorem tak wielkiej instytucji, jaką jest Teatr Muzyczny Capitol, pełniąc jednocześnie funkcję dyrektora artystycznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej, deklaruję rzeczy niemożliwe, ale będę starania takie podejmował.
Pewnie byłbym dziś w innym miejscu, gdybym skupił się na jednej dziedzinie. Takie jednak mam usposobienie, że ciągle szukam nowych wyzwań i nowych dziedzin sztuki, ona bowiem jest przede wszystkim moją pasją.

Ukończył Pan szkołę aktorską, a jednak poświęcił się muzyce. Własny repertuar piosenkarski, spektakle muzyczne… Jaka to była droga?

Wychowałem się w wielkim starym rodzinnym modrzewiowym domu w Starachowicach, otoczonym wielkim ogrodem. W największym pokoju tego domu stał ogromny fortepian, na którym grała kiedyś moja babcia, zaś w czasach mojego dzieciństwa grywał na nim stryj. Moim ulubionym zajęciem było siadywanie pod fortepianem podczas jego gry. A kiedy stryj grał na organach w kościele, w którym był organistą, lubiłem wchodzić do szafy tego instrumentu. Słuchanie muzyki wewnątrz instrumentu było nieprawdopodobnie silnym przeżyciem. Znajdowałem się jakby w środku muzyki… Te doznania muzyczne z dzieciństwa zapadły mi najbardziej w pamięć i zawsze jakoś instynktownie podążałem w tę stronę. Niestety, nie ukończyłem szkoły muzycznej, ponieważ poszedłem wcześniej do szkoły podstawowej  i mama uznała, że przytłoczy mnie nadmiar obowiązków. Być może rekompensuję teraz ten brak, kształcąc w tym kierunku obie moje córki.  Zosia i Janka grają na fortepianie, co zresztą ma związek z tamtą historią z dzieciństwa.  Otóż niedawno zmarł mój stryj i tamten fortepian otrzymałem w spadku. Teraz grają na nim moje córki. Czasami, jak kiedyś, w dzieciństwie, wchodzę pod fortepian…

Wracając jednak do czasów szkolnych, miałem wówczas kolegę Pawła – Cygana (w moich żyłach także płynie  trochę cygańskiej krwi). Otóż kolega ten bardzo dobrze śpiewał i staliśmy się obaj ozdobą wszystkich szkolnych akademii. Naszym hitem była piosenka „Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”, którą śpiewaliśmy zawsze na 8 marca w domach kultury. Jeździliśmy także do domu starców w Starachowicach, gdzie dostawaliśmy zawsze wielkie brawa.

Podczas nauki w liceum trafiłem do wyjątkowej drużyny harcerskiej, z tradycjami artystycznymi – do 111 Artystycznej Drużyny Harcerskiej im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, z której wyszło wielu wybitnych aktorów i muzyków. Drużynowa, nieżyjąca już  Ludmiła Mazurkiewicz, zaraziła mnie miłością do teatru. Tam też zacząłem pisać piosenki. Poza tym nauczyłem się grać na gitarze.  Przede wszystkim po to, aby robić wrażenie na koleżankach. Wtedy też zdałem sobie sprawę, że tym, co mi przynosi największą satysfakcję, jest tworzenie i występy przed publicznością. Na początku studiów w szkole teatralnej we Wrocławiu nie byłem jednak przekonany do aktorstwa. Dopiero, gdzieś tak na III roku zacząłem odczuwać satysfakcję z tego, co robię. Szczęśliwie dla mnie, we Wrocławiu są tradycje śpiewania piosenki aktorskiej, co nie pozostało bez wpływu na moje artystyczne wybory. Już jako student brałem udział w Przeglądach Piosenki Aktorskiej, na III roku dostałem wyróżnienie, a w następnym przygotowałem recital z piosenkami Toma Waitsa. Poza tym na II roku studiów dostałem się z castingu do TV Wrocław, gdzie prowadziłem audycję „Truskawkowe studio”.

Jak to się stało, że związał się Pan z Teatrem Muzycznym Capitol?

Skracając opowieść, w 2002 roku Wojciech Kościelniak zaprosił mnie do tworzonego przez siebie zespołu tego teatru, a w 2006 roku Prezydent Rafał Dutkiewicz zaproponował mi stanowisko dyrektora naczelnego i artystycznego. Dość długo się wahałem, ponieważ w tym czasie bardzo dobrze rozwijał się nasz zespół Formacja Chłopięca „Legitymacje”, którą tworzymy z Cezarym Studniakiem i Samborem Dudzińskim i właśnie postanowiliśmy rzucić teatr i zająć się tylko koncertami…  Ostatecznie zdecydowałem się na poprowadzenie teatru, ponieważ poczułem w tym nowe wyzwanie. Mogłem teraz stworzyć repertuar oraz kreować miejsce, które byłoby magnetycznym centrum sztuki i które wzbogaci kulturę o ważne wydarzenia artystyczne.

Będąc dyrektorem Teatru Capitol ma Pan z pewnością większą swobodę artystyczną jako twórca przedstawień. W tym sezonie artystycznym przygotowuje Pan „Trzy wesołe krasnoludki” Jana Brzechwy – tekst, który ma szczególne miejsce w Pańskiej rodzinie od pokoleń. Jednocześnie zaprasza Pan interesujących artystów, którzy realizują na scenie muzycznej sztuki nie bardzo kojarzące się z repertuarem tego rodzaju sceny: Agatę Dudę-Gracz („Ja, Piotr Riviére, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego…”) czy Piotra Dziubka („Idiota”)… Jak Pan tworzy repertuar teatru?

Zależy mi bardzo na tym, aby teatr muzyczny stał się platformą, która może służyć do powiedzenia ważnych rzeczy, a także do artystycznych poszukiwań. Podejmuję współpracę z twórcami, którzy dysponują talentem reżyserskim i dużym wyczuciem muzyki w teatrze. Tak było z Michałem Zadarą, który zrealizował „Operetkę” Witolda Gombrowicza, z Agatą Dudą-Gracz, która wyreżyserowała Galę Rewolucyjną na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, z Pawłem Passinim, którego zaprosiłem do realizacji spektaklu „Anioły w kolorze” podczas gali PPA, tak wreszcie było z Janem Klatą, którego „Jerry Springer – The Opera” zostało uznane za najlepsze przedstawienie sezonu muzycznego.

Jednocześnie jestem głęboko przekonany, że repertuar nie może być realizowany w jednej stylistyce. Poza bardzo ważnym dla mnie nurtem poszukiwań, w Capitolu pojawia się również klasyka – czy to brodwayowska, czy też pisane specjalnie dla nas spektakle czerpiące inspirację z literatury, np. „Dzieje grzechu” według powieści Stefana Żeromskiego, z muzyką Krzesimira Dębskiego. Oczywiście wystawiamy broadwayowskie musicale takie jak „Hair” czy „A Chorus Line”.


Kolejnym nurtem repertuarowym jest rozrywka, której przykładem może być rewia sensacyjna „Ścigając zło”, z piosenkami z filmów z Jamesem Bondem.  W swoim repertuarze mamy także przedstawienia dla dzieci.  Aktualnie jest to „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” oraz „Zaczarowane podwórko”.



Osobną gałęzią repertuarową jest Scena Tańca Capitol, realizująca artystyczny, oryginalny program w nietypowych przestrzeniach, np. naszej sali baletowej czy w Synagodze pod Białym Bocianem. Widać stąd, jak różnorodny jest repertuar, który prezentujemy naszym widzom. Można wręcz powiedzieć, że świadomie przygotowujemy spektakle z myślą o nich  i ku ich uciesze. Zawsze staramy się, aby wszystko co robimy było na najwyższym poziomie wykonawczym.


Stał się Pan również dyrektorem Przeglądu Piosenki Aktorskiej, imprezy o wielkich tradycjach we Wrocławiu. Czy Pan te tradycje kontynuuje, czy wniósł coś nowego, autorskiego?

Można powiedzieć, że wychowałem się na tym festiwalu. Koncerty festiwalowe nagrywałem na kasety magnetofonowe, później stałem się widzem, aktorem i uczestnikiem wielu przedsięwzięć festiwalowych we wszystkich możliwych rolach: uczestnika konkursu, jurora, członka rady artystycznej, reżysera, w końcu dyrektora artystycznego. Postanowiłem rozszerzyć formułę festiwalu, nie ograniczając się do śpiewających aktorów, ale objąć nią szerokie spektrum interpretacji piosenki w teatrze. Zapraszam na festiwal nie tylko aktorów, ale także piosenkarzy, którzy twórczo interpretują teksty, a często są ich autorami. Wciąż wielkie emocje budzi konkurs aktorskiej interpretacji piosenki. Mój poprzednik na tym stanowisku W. Kościelniak wprowadził do festiwalu nurt off, który także kontynuuję, bo owocuje wieloma wydarzeniami artystycznymi, jak choćby „Stolik” grupy Karbido, który od sześciu lat cieszy się niezmiennym powodzeniem na całym świecie.

Kilkadziesiąt lat temu Przegląd Piosenki Aktorskiej był kilkudniową imprezą, na której prezentujący swój repertuar aktorzy mogli zamanifestować odważne poglądy polityczne. Tego kontekstu już nie ma. Zajmujemy się sztuką i jesteśmy dużo bardziej otwarci na świat.

Pracując tyle lat łatwo popaść w rutynę. Tymczasem Pan jest ciągle artystą poszukującym, grającym na wielu strunach. Skąd czerpie Pan do tego inspiracje?

Otaczam się młodymi, twórczymi  artystami, w gronie których nie można po prostu zacząć odcinać kupony. Żeby być uczciwym wobec zespołu i publiczności, muszę szukać nowych wyzwań. Staram się też być na bieżąco z tym, co się dzieje w teatrze, w muzyce… Czasem jednak wyjście do lasu może się okazać bardziej inspirujące niż wyjazd na wielki festiwal teatralny.

Czy tak spełniony artysta jak Pan miewa jeszcze niespełnione marzenia?

Mam wiele marzeń odnoszących się do artystycznych planów: chciałbym poświęcić się pisaniu piosenek, nagrać nową płytę, mam też pomysły na spektakle, które chciałbym wyreżyserować. Marzę też, aby nowy teatr – to, na razie puste, betonowe monstrum – wypełnić bez reszty sztuką, by było to centrum, które przyciągnie widzów spragnionych kontaktu z szeroko pojętą kulturą.  To jest teatr, który sobie wyobrażam i o którym czasami śnię.

Życząc, aby sen się ziścił, dziękuję za rozmowę.




[1.] Mowa o napadzie chuligańskim, którego dopuścili się 21 czerwca 2010 roku wobec Konrada Imieli i jego znajomego dwaj mężczyźni

Konrad Imiela (ur. 23 kwietnia 1972 roku w Starachowicach) – polski aktor teatralny, telewizyjny i filmowy, także kompozytor, autor tekstów piosenek i reżyser teatralny. W 1994 roku ukończył Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie – Filia we Wrocławiu. W latach 1992-1995 prowadził program dla młodzieży TV3 Truskawkowe studio.
Występował w teatrach wrocławskich: T. Polskim (1993-2004), K2 (1997-2001), Teatr Nr 12 (1997-1998) oraz Muzycznym "Roma" w Warszawie (2002). Od roku 2003 związał się z Teatrem Muzycznym "Capitol" we Wrocławiu, gdzie od 5 maja 2006 roku pełni funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego. Od 2007 roku sprawuje artystyczną pieczę nad Przeglądem Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Ma na koncie kilka ról filmowych, m.in. Quo vadis (2001), W pustyni i w puszczy (2001) jako Arab Chamis, sługa Tarkowskiego, Dublerzy (2005), oraz telewizyjnych, m.in. w serialach: Życie jak poker (1999), Na dobre i na złe (2004), Pierwsza miłość (2005).
Współtwórca Formacji Chłopięcej "Legitymacje", a także autor piosenek i gitarzysta. W 2006 roku ukazała się jego debiutancka płyta solowa pt. Garderoba męska. W 2005 roku wraz z Cezarym Studniakiem i Samborem Dudzińskim wyreżyserował galę Przeglądu Piosenki Aktorskiej "Wiatry z Mózgu". W 2011 wyreżyserował imprezę "Sylwester z Dwójką" na wrocławskim Rynku.

W 2012 roku Konrad Imiela otrzymał Wrocławską Nagrodę Teatralną - za oryginalną koncepcję sezonu zmieniającą kanoniczny wizerunek teatru muzycznego.

Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w grudniu 2012 roku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty