poniedziałek, 19 lutego 2018

Nowe Horyzonty 2015: Widziane z dystansu

Malarstwo, poezja i jedwabne opowieści Dalekiego Wschodu - o wybranych filmach wrocławskiego święta kinomanów.





15. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty dobiegł wprawdzie końca, ale pod powieką pozostały różne obrazy, a spotęgowane wielogodzinnymi seansami emocje i refleksje ciągle się jeszcze kołaczą. Kolejny raz doświadczyłam, iż każdy uczestnik tego filmowego maratonu posiada swój własny festiwal, na który składają się projekcje wybrane spośród kilkuset możliwych. Nie jest zatem możliwe żadne "podsumowanie". Z pewnością na tle 340 filmów błyszczą w jakimś sensie te nagrodzone, ale nie znaczy to wcale, że w naszych oczach były rzeczywiście najlepsze. De gustibus non est disputandum

kadr z filmu Lucyfer
Otóż w tym roku Grand Prix otrzymał piękny, wysmakowany film belgijskiego reżysera Gusta Van den Berghe: "Lucyfer".  Prawdziwie nowohoryzontowy, eksperymentujący z obrazem, niezwykły. Opowieść o upadłych aniele, który w drodze z Nieba do Piekła pojawia się w meksykańskiej wiosce, przypominającej nieco Raj, staje się przypowieścią o dobru i złu, o ludzkiej wolności i nie zawsze właściwych wyborach.

Całość została zainspirowana sztuką siedemnastowiecznego autora Joosta van den Vondela i przypomina malarstwo holenderskie tamtego okresu, przede wszystkim obrazy Hieronima Boscha. Aby opowiedzieć tę historię tak, jak mogli snuć ją XVII-wieczni mistrzowie pędzla, reżyser oraz operator Hans Bruch Jr skonstruowali zbliżony do "rybiego oka” tondoskop. Po raz pierwszy oglądałam film, w którym każdy kadr był okrągły. Zapewniam też, że tak pięknych i malarsko skomponowanych kadrów nie widziałam w kinie od czasów "Ogrodu rozkoszy ziemskich" oraz "Młyna i krzyża" Lecha Majewskiego. Nie powstydziłby się ich sam mistrz Hieronim. Mnie się kojarzyły głównie ze znajdującym się w Prado obrazem (właściwie blatem stołu) "Siedem grzechów głównych i cztery rzeczy ostateczne".

Nagrodę Publiczności otrzymał film "Widzę, widzę" w reżyserii austriackiej pary dokumentalistów: Severina Fiali i Veroniki Franz. Wyznam, że było to dla mnie największe zaskoczenie tego festiwalu. Film ma cechy horroru psychologicznego i generalnie niczego nowego do tego gatunku nie wnosi.

Bohaterami są chłopcy - bliźniacy, w wieku około dziesięciu lat. Bawią się samopas w pobliżu samotnej willi, w której przebywają wraz z matką. Zabawy te stają się dla autorów filmu pretekstem do postraszenia widzów od czasu do czasu, ale to jeszcze nic. Główna oś fabuły dotyczy relacji dzieci z matką, która wraca ze szpitala, gdzie przebywała i była operowana po groźnym wypadku drogowym. Otóż chłopcy dochodzą do wniosku, że ta chłodna i zdystansowana kobieta nie jest ich prawdziwą matką. Tu zaczyna się dziać prawdziwy horror, który w moim odczuciu przekracza granice dobrego smaku.

Przyznam, że w pewnym momencie wyszłam z seansu, bo nie mogłam już tego znieść, podobnie jak rozlegających się co i rusz to na sali śmiechów w momentach szczególnie drastycznych. Reszta jest milczeniem, nie będę bowiem snuła refleksji natury socjologicznej, bo nie czuję się do tego powołana.  Tak czy owak dla mnie był to horror niejako podwójny.

Z kolei prestiżową Nagrodę FIPRESCI otrzymała trylogia Miguela Gomesa "Tysiąc i jedna noc", ale ponad sześciogodzinny seans odłożyłam sobie na lepsze czasy, bo z całą pewnością warto poświęcić mu swój czas. Film otrzymał także Nagrodę Best Film na Sydney  Film  Festival. Chciałabym natomiast wspomnieć jeszcze przynajmniej dwa filmy, z których pierwszy przeszedł nieco niezauważony, a mianowicie "W objęciach węża" kolumbijskiego reżysera Ciro Guerra oraz "Zabójczynię" tajwańskiego twórcy urodzonego w Chinach - Hou Hsiao-hsien. 

W objęciach węża

Pierwszy jest poetycką przypowieścią o cywilizacji niszczącej naturę i człowieka. Akcja rozgrywa się w czasach kolonizacji, kiedy dziewicze dotąd tereny puszczy amazońskiej, zamieszkałe przez żyjącą w harmonii z naturą ludność, zostały poddane bezwzględnemu wyzyskowi oraz agresywnej chrystianizacji. Fabuła rozwidla się na dwa paralelne wątki. Tereny te przemierza wraz z jednym z tubylców niemiecki naukowiec. Ciężko chory, zmierza do ostatniego szamana, by go uzdrowił dzięki roślinie, o której istnieniu wie tylko on.

Drugi wątek rozgrywa się kilkadziesiąt lat później. W to samo miejsce przybywa kolejny naukowiec, tym razem zaopatrzony w księgę napisaną przez swego poprzednika, On również poszukuje tajemniczej rośliny, aby uleczyć raczej swoją duszę niż ciało. Czarno-białe zdjęcia, sprawiające wrażenie, że oto mamy do czynienia z zapisem dokumentalnym, podkreślają związek z faktami historycznymi. Surowa ocena cywilizacji białych miesza się z obrazami ginącej kultury, wraz z jej wierzeniami i prawdziwą mądrością, która każe zachować człowiekowi szacunek do tego, co go otacza - żyć w harmonii z naturą i drugim człowiekiem. Piękny, poruszający, a zarazem poetycki film, operujący przede wszystkim obrazem.

kadr z filmu Zabójczyni

Drugi z przywołanych tutaj filmów - "Zabójczyni" - był dla niektórych kinomanów sporym wyzwaniem, któremu nie wszyscy sprostali. Bo też jest to film wymagający. Operujący przede wszystkim obrazem, który - każdy z osobna - tworzy rodzaj malarskiego sztychu lub - może bardziej: malarstwa na jedwabiu - niezwykle pięknego, które domaga się wyłącznej uwagi i nie znosi pośpiechu. Toteż narracja filmu Hou Hsiao-hsien ma zupełnie inny rytm - taki, który sprzyja kontemplacji, a opowieść jest tylko pretekstem, aby oczarować słuchacza i widza. Trochę to przypomina tradycję teatru kabuki, pomieszaną z filmami sztuk walki. Ale walka to w tym przypadku oszałamiający kolorami i precyzją gestu balet. Darmo oczekiwalibyśmy tradycyjnej akcji z jej dramatyzmem i przyczynowo-skutkową fabułą. Owszem, jest mowa o rodzinnych tajemnicach, które kładą się cieniem na życiu bohaterów, o niespełnionej miłości, a także o honorze i zemście, ale to tylko pretekst, żeby opowiadać o tym pięknie. Oczywiście, w kategoriach estetyki Dalekiego Wschodu. 

Przywołałam tutaj wybrane obrazy tegorocznego MFF T-Mobile Nowe Horyzonty, takie, które mimo upływającego czasu pozostawiły w mojej pamięci i wyobraźni jakiś ślad. Widzowie będą mieli okazję skonfrontować te refleksje z filmami, które już niebawem trafią na nasze ekrany.

Artykuł ukazał się na portalu Kulturaonline w sierpniu 2015 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty