Z Arturem Liebhartem, dyrektorem festiwalu Docs Against Gravity – o idei
prezentacji filmów dokumentalnych oraz o programie 14. edycji Millennium Docs Against Film Festival.
Artur Liebhart, fot. prasowa |
Barbara
Lekarczyk-Cisek: W tym roku odbędzie się 14. już edycja festiwalu filmów
dokumentalnych Docs Against Gravity, a od kilku lat odbywa się on równolegle w
kilku miastach Polski, m.in. we Wrocławiu. Działacie konsekwentnie i z
rozmachem. Jak zrodził się ten pomysł i jak ewoluował?
Artur
Liebhart: Od początku przyświecają nam dwa cele. Po pierwsze,
od początku zajęliśmy się nie tylko prezentacją, ale także dystrybucją filmów
dokumentalnych. Nie chcieliśmy, aby była to krótkotrwała impreza, pragnęliśmy
być dłużej z naszą widownią i powiększać
ją – oferować jej kino dokumentalne przez cały rok. Natomiast drugim naszym
istotnym założeniem była idea, w myśl której postanowiliśmy nie robić festiwalu
dla przemysłu filmowego. Chcieliśmy być festiwalem dla widzów. W związku z tym
nie walczyliśmy o to, aby prezentować filmy premierowe z różnych festiwali, jak
to zazwyczaj bywa, ale postanowiliśmy dokonywać selekcji najlepszych filmów
dokumentalnych, które zostały zrealizowane z myślą o widzu wymagającym, który nadal potrzebuje w kinie czegoś więcej
niż rozrywki.
Na rozwój naszego festiwalu miał duży wpływ rozkwit
kina dokumentalnego na świecie, kina ukazującego, że w ludzkich życiorysach i opowiadanych
przez życie historiach jest bardzo dużo filmowości i mogą być o wiele ciekawsze
niż fabuły. Rozwój festiwalu był błyskawiczny, zważywszy, że pierwsza edycja
miała miejsce na zaledwie jednej sali KINOTEKI warszawskiej. Wówczas to
pokazaliśmy 19 filmów, które obejrzało cztery tysiące osób, co na tamte czasy
było bardzo dobrym wynikiem. To nam dało asumpt do rozwoju, także do
pozyskiwania partnerów finansowych. W ubiegłym roku festiwal odbył się już w
czterech miastach Polski: Warszawie, Gdyni, Wrocławiu i Bydgoszczy i obejrzało
go ok. pięćdziesiąt tysięcy osób. To daje do myślenia.
Poza tym nie tylko oglądano filmy. Część z nich była
przyczynkiem do spotkania i dyskusji, nie tylko z twórcami, ale także
ekspertami. Pogłębiona dyskusja po filmie stała się z czasem naszym znakiem
rozpoznawczym. Dzięki temu widz wychodzi z seansu nie tylko wzbogacony o różne
przeżycia, ale także intelektualnie – w rezultacie wymiany poglądów.
Dla
mnie takim niepowtarzalnym przeżyciem był film Sama Greena: „Miara wszechrzeczy”,
który był o tyle niezwykły, że reżyser występował na żywo jako jego narrator, z
towarzyszeniem swoich muzyków…
Taki film dokumentalny na żywo ma w sobie coś z
teatru – staje się wyjątkowym spotkaniem z publicznością tu i teraz. Trzeba być
naprawdę wybitnym twórcą, aby robić takie rzeczy. Mogę jednak zdradzić, że już
w przyszłym roku zobaczymy kolejny film Sama Greena.
To
wspaniała wiadomość! A z kim będzie można porozmawiać w tym roku?
Odbędzie się, jak zawsze, kilka spotkań. Pokażemy we
Wrocławiu m.in. głośny film dokumentalny, nominowany do Nagrody Oskara: ”Nie
jestem twoim murzynem” Raula Pecka. Film
prezentuje sylwetkę Jamesa Baldwina
– wybitnego amerykańskiego pisarza, który nie dokończył swojego literackiego
dzieła o wykluczeniu i rasizmie, toteż wyznaczył swego przyjaciela – Raula Pecka – do
ukończenia dzieła, ale w innej, filmowej formie. Jest to z pewnością film
wybitny i przybliża postać Baldwina, którego książki są przetłumaczone na język
polski i być może widzowie znowu po nie sięgną.
Odbędzie się także
spotkanie z twórcą filmu „Kaseta”, opowiadającym o ... kasecie magnetofonowej ,
która przeżywa obecnie swój renesans. To film o tym, jak nośnik może się stać
kultowy. Dawniej można było na niej nagrywać różne rzeczy i dzielić się tym z innymi. I to właśnie
jest kluczowe. Dzielenie należy do tych wartości, które okazują się ważniejsze
od spraw technicznych.
Przyznać
muszę, że właściwie każdy z dotychczasowych festiwali – a oglądam je od 2012
roku – podziwiam za starannie dobrany, interesujący program. Proszę przy okazji
tej rozmowy zdradzić, jak Pan selekcjonuje filmy i jakie czynniki decydują o
tym, że właśnie te, a nie inne trafiają do widzów.
Selekcję na kolejny festiwal rozpoczynam tuż po jego
zakończeniu, począwszy od wyjazdu w maju na festiwal w Cannes, a następnie
odwiedzam kilka innych ważnych festiwali filmowych, m.in. w Wenecji, w Lipsku,
Amsterdamie oraz w Kopenhadze. Na koniec, w lutym – Berlinale, na którym
również selekcjonujemy filmy. Nasz festiwal jest w 95 procentach kuratorski.
Wybrane filmy łączymy w sekcje tematyczne. Ponadto mamy dziesięć konkursów, w
tym główny – o Nagrodę Banku Millenium
i Grand Prix Dolnego Śląska, który
gromadzi najwybitniejsze filmy. Ale jest także Konkurs Filmów o Sztuce, którego nagrodą jest statuetka Nos Chopina. Jedynie u nas można
zobaczyć filmy na tematy ekologiczne – Green
Warsaw Award jest ciągle jedynym tego rodzaju konkursem w Polsce. Innym
wyjątkowym konkursem jest Amnesty
International, która przyznaje nagrody dla filmów o tematyce praw
człowieka.
Ciężką pracą i właściwą selekcją zdobyliśmy renomę w
świecie, co skutkuje tym, że co roku przyjeżdża do nas ok. osiemdziesięciu
twórców z całego świata.
Bywając
regularnie na festiwalu zauważyłam też, że jest Pan otwarty na młodych
reżyserów, którzy nie mają jeszcze wielkiego dorobku, ale są oryginalni, jak
choćby Patryk Rębisz, którego film „Na barkach lwa” zrobił także duże wrażenie.
Zarówno Patryka
Rębisza, jak i Jewgieniję Montayya
Ibanyes spotkałem na festiwalu w Lipsku i bardzo spodobały mi się ich
autorskie filmy, choć dotyczyły bardzo różnych tematów. Wybrane przez nas filmy
próbują pokazać różnorodność świata i odczarować stereotypy, jakimi się
niejednokrotnie posługujemy. Dobry film dokumentalny próbuje tę uproszczoną
dychotomię odrzucić i pokazać prawdziwych ludzi w autentycznych sytuacjach. Stąd
też nasze hasło: ”Oderwij się!”. Odrywamy się od stereotypów, od podziału na
”my i obcy”, ”czarne i białe”. Staramy się, poprzez nasze filmy, wejść w dialog
z publicznością, która chce zobaczyć coś więcej niż to, co pokazują media.
Oprócz
tego, że filmy podejmują ważkie tematy, mają także wysokie walory artystyczne.
Pamiętam, jak po obejrzeniu ”Perłowego guzika” Patricio Guzmána byłam
oczarowana jego pięknem, choć tematy, które podejmował były bardzo trudne…
Okazuje się, że film dokumentalny może również otworzyć człowieka na piękno.
Nas interesuje kino dokumentalne, a nie reportaże,
które prezentuje np. telewizja. Chcemy prezentować piękne filmy, które w sposób
niestandardowy pokazują świat.
Oprócz
festiwali organizuje Pan także projekty edukacyjne, m.in. Akademię Dokumentalną.
Czy w ten sposób chce Pan niejako wychować publiczność, która kocha i rozumie
dokument?
Można tak powiedzieć w odniesieniu do młodego widza,
u którego chcielibyśmy kształtować wrażliwość na świat wokół nas, spowodować
odrzucenie stereotypów. Chcemy także pokazać mu, że film dokumentalny dobrze
się ogląda w kinie, gdzie można coś naprawdę ważnego przeżyć. Pragniemy
przywrócić rangę kinu dla pokolenia, które ogląda przede wszystkim komercjalne
widowiska, nie mające nic wspólnego z prawdziwym życiem.
Festiwalom
towarzyszą także retrospektywy wybitnych dokumentalistów, co daje możliwość
obejrzenia ich dorobku niemal w całości, a także spotkania z nimi i rozmowy. Co
nas czeka w tym roku?
W tegorocznym programie mamy dwie wspaniałe
reżyserki: Helenę Třeštíkovą, którą
można by określić jako ”sumienie filmowe” Czech, stworzyła bowiem w kilkunastu
projektach portret Czechów w okresie transformacji ustrojowej. Ma niezwykłe
podejście do swoich bohaterów oraz do materii upływającego czasu. Drugą
twórczynią jest Austriaczka Bady Minck,
której film ”Na początku było oko” był pierwszym seansem na pierwszym festiwalu
Docs Against Gravity. Reżyserka tworzy bardzo interesujące filmy, z pogranicza
kina dokumentalnego, animowanego i eksperymentalnego. Każdy z tych najczęściej
czterdziestominutowych filmów powstaje około pięć lat. Tworzenie animacji
poklatkowej jest niezwykle żmudną i czasochłonną pracą. Pokażemy cztery spośród
jej filmów.
A
co ciekawego zobaczymy poza tym w programie tegorocznego festiwalu?
We Wrocławiu zaprezentujemy najlepsze filmy w
konkursie o Grand Prix Dolnego Śląska. Będzie to wspaniała podróż dookoła
świata, a także w kosmos, ponieważ pokażemy film ”Amatorzy w kosmosie” Maxa
Kestnera – o pierwszej w dziejach ludzkości rakiecie kosmicznej zbudowanej przez
amatorów – dwóch dzielnych Duńczyków. To jest wspaniała opowieść o pasji oraz o
tym, jak energia dwóch zapaleńców pociąga także innych. Ale film pokazuje również,
jak ambicja może przerodzić się w coś negatywnego.
Z kolei Bill
Morrison, prawdopodobnie najwybitniejszy amerykański twórca pracujący a
archiwaliami i "found footage", zrobił film o małym miasteczku Dowson
na Alasce ("Dawson City: czas zatrzymany"), które powstało podczas
trwania gorączki złota. W historii tego miasteczka, pokazywanej przez archiwalia,
jak i przez filmy nieme, jak w soczewce widzimy całą ludzkość. Ten film jest
bardzo aktualny, chociaż dotyka historii, która działa się na początku XX
wieku.
Pokażemy też nowy film,
nieukończony przez Michaela Glawoggera,
który umarł podczas jego realizacji. Dokończyła go za niego jego wieloletnia
współpracowniczka: Monika Willi.
Film został opatrzony nazwą ”Bez tytułu”
i opowiada o świecie, którego nie oglądamy na co dzień. Notatki z podróży Glawoggera będzie czytała Magdalena Cielecka, co znacznie
przybliży tę historię polskiemu widzowi.
Na festiwalu pojawi się
także duńska reżyserka Phi Ambo,
której filmy pokazujemy od początku swojego istnienia. W tym roku wzięła na
warsztat coś, czego właściwie pokazać się nie da. W swoim filmie, zatytułowanym
”Kiedy odwracasz wzrok”, chciała skłonić nas do refleksji pokazując pewne
zjawisko z dziedziny fizyki kwantowej. Jej film zaczyna się od fenomenu, z którego
nie zdajemy sobie sprawy: jak to jest, że kiedy cząsteczki są obserwowane,
zachowują się inaczej? Czym wobec tego są: Boską materią, a może czymś, czego w
ogóle nie jesteśmy w stanie zrozumieć?
Chcemy też w tym roku
zainteresować naszą publiczność kinem virtual
reality – krótkimi filmami, które ogląda się przez gogle. Będą to filmy,
które pozwolą lepiej zrozumieć osoby, które cierpią na różne schorzenia, np. na
Altzheimera. Ta technologia pozwoli nam wejść w ich sytuacje, ich ciało. Chcemy
wywołać w ten sposób u widzów empatię.
Tak więc znów
zapraszamy na podróż w czasie i w przestrzeni do miejsc nieodkrytych i do
tematów pozornie niefilmowych.
Dziękuję
za rozmowę.
14. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity
odbędzie się w dniach 12-21 maja w Warszawie i Wrocławiu, w dniach 11-14 maja w
Lublinie, zaś w Gdyni 17-26 maja. Lokalna edycje festiwalu będzie miała miejsce
także w Bydgoszczy (15-21 maja).
Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w maju 2017 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz