piątek, 16 marca 2018

„Maria Callas”: Między Marią a Callas /recenzja filmu/

W filmie o Marii Callas możemy posłuchać wspaniałych arii z jej ulubionych oper i poczuć to „coś”, co musieli odczuwać jej wielbiciele. To film, który można oglądać wielokrotnie i nigdy nas nie znuży, bo Callas śpiewa nie tylko o sobie, ale także o naszych dramatach, klęskach, zawiedzionych uczuciach. I czyni to tak prawdziwie i doskonale, że w końcu nawet słowa stają się zbędne.

polski plakat filmu
Na początku filmu słynna Diva mówi: Chciałabym być Marią, ale muszę dorównać Callas. Na końcu zaś stwierdza: Myślę, że się dogadają, bo Callas była niegdyś Marią. Pomiędzy tymi frazami rozgrywa się całe jej życie, pełne sprzeczności, dramatów i sukcesów.

Naprawdę nazywała się Cecilia Sophia Anna Maria Kalogeropoulou i była Greczynką urodzoną w … Ameryce. Kiedy jednak miała kilkanaście lat, matka zabrała ją i siostrę do Grecji, uciekając w ten sposób przed wielkim kryzysem, który i tak dopadł w końcu jej rodzinę.
Film dokumentalny Toma Volfa opowiada o jej drodze do kariery w dużym skrócie, przywołując jedynie postać jej nauczycielki, Marii Trivella, która na moment pojawia się w filmie, wspominając przyszłą Callas jako osobę niezwykle utalentowaną i pracowitą. Sama Maria mówi w wywiadzie, że zawdzięcza swojej nauczycielce coś więcej – uczucie, którego nie dała jej oschła i ambitna matka. Wiele nauczyła się także od hiszpańskiej śpiewaczki Elviry de Hidalgo w Konserwatorium Ateńskim. W tym czasie (1939 rok) była gruba, pryszczata i zakompleksiona – przy wzroście 165 cm ważyła prawie dziewięćdziesiąt kilogramów!

Maria Callas, kadr z filmu
Natomiast w filmie oglądamy Marię skończenie doskonałą – piękną, mądrą, a przy tym niezwykle skromną. Całkowicie oddaną muzyce. Jeśli ktoś nie zna jej życiorysu lub zna go pobieżnie, nie zrozumie, dlaczego wiązała się z nieatrakcyjnymi, dużo starszymi od siebie mężczyznami, którzy nad nią dominowali. Maria długo sądziła, że została odrzucona przez ojca i chyba poszukiwała go w kolejnych partnerach.
Film Volfa pokazuje ją przede wszystkim jako śpiewaczkę będącą w kulminacyjnym punkcie kariery, a także opisuje jej romans z Aristotelisem Onasisem, który był miłością jej życia, bardzo jednak trudną i skomplikowaną.

kadr z filmu, występ
Oglądamy Marię Callas, którą uwielbiają tłumy, koczujące dniami i nocami, aby dostać bilet na jej koncert. Widzimy też koronowane głowy, które oklaskują ją z równym entuzjazmem. Tę samą Callas wygwizduje i „hejtuje”, jak byśmy dziś powiedzieli, publiczność La Scali, kiedy – złożona chorobą – nie jest w stanie śpiewać dalej. Jest to także Callas, którą „wyrzuca z pracy” dyrektor Matropolitan Opera, tłumacząc swą absurdalną decyzję tym, że nie zgodziła się na jego warunki. Dowiadujemy się przy okazji, jakie to są „warunki” od samej śpiewaczki, która tłumaczy dziennikarzom, że nie może już dłużej śpiewać tych samych ramot z nieustannie zmieniającymi się partnerami, z którymi nie ma nawet kilku prób…

kadr z filmu Maria Callas
Wizerunek kapryśnej i kłótliwej gwiazdy nijak się ma do rzeczywistości. Callas jest niezwykle cierpliwa, kulturalna i miła. Potrafi nawet tłumaczyć decyzję dyrektora Met, mówiąc, że przeżywał frustracje i ona była tą, na której się to wszystko skrupiło. O swoim byłym mężu i zarazem impresario, mówi, że sława uderzyła mu do głowy i że traktował ją bezwzględnie i instrumentalnie, jak kurę znoszącą złote jajka. 
Kiedy za niego wychodziłam, zajął się mną. Było mi to potrzebne, bo nie dogadywałam się z matką. Myślałam, że jest dobrym człowiekiem – mówi w wywiadzie. I dodaje: Mnie sława nigdy nie uderzyła do głowy, a jemu tak. Z natury jestem nieśmiała…

Ani przez moment nie wątpimy, że mówi prawdę, że nie jest to kokieteria. Callas w dokumencie Volfa nie wstydzi się mówić przed kamerą o swojej wierze w Boga, o tym, że się modli i że to daje jej siłę w trudnych chwilach. A jest ich niemało. W pięknych cytowanym w filmie liście miłosnym do Onasisa pisze o swojej wielkiej miłości i oddaniu, a wkrótce potem dowiaduje się … z gazet, że ożenił się z Jackie Kennedy. Jednak nawet i wtedy pisze w liście do przyjaciółki: Nie martw się o mnie zbytnio – jakoś sobie, z Bożą pomocą, poradzę.

Maria Callas z Aristotelisem Onasisem
Najciekawsze – obok muzyki – są w filmie wywiady z Marią Callas. Jawi się w nich jako osoba, która szanuje rozmówcę i nawet na banalne pytania albo pytania zbyt obcesowe, potrafi odpowiedzieć mądrze i szczerze. Prawdziwie piękna postać! Nie tylko fizycznie, ale i duchowo.

Listy Marii, czytane przez Krystynę Jandę, niczego specjalnie nowego nie wnoszą. Przekonujemy się jedynie, że nie ma rozziewu między tym, co mówi publicznie, a tym, o czym pisze prywatnie.

Wielką zaletą filmu dokumentalnego o Marii Callas są obszerne fragmenty jej występów. Możemy posłuchać wspaniałych arii z jej ulubionych oper i poczuć to „coś”, co musieli odczuwać jej wielbiciele, którzy mieli szczęście uczestniczyć w występach.


Maria Callas w roli Normy, opera V. Belliniego, Paryż 1958

W końcowej (powtórzonej) arii Normy z opery Belliniego Maria stoi nieruchomo, a mimo to ekspresja jej śpiewu, tak zniuansowanego, tak doskonałego, że lepiej już być nie może, przykuwa uwagę do tego stopnia, że nie chce się wychodzić z kina... To film, który można oglądać wiele razy i nigdy nas nie znuży, bo Callas śpiewa nie tylko o sobie, ale także o naszych dramatach, klęskach, zawiedzionych uczuciach. I czyni to tak prawdziwie i doskonale, że w końcu nawet słowa stają się zbędne.

polski zwiastun filmu Maria Callas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty