Andrzej J. Jaroszewicz – członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich, znakomity operator i pedagog, bliski współpracownik Andrzeja Żuławskiego (ten fantastyczny duet został uhonorowany w 2002 roku na 10. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych „Camerimage” w Łodzi prestiżową nagrodą Złotej Żaby), 12 maja obchodzi swoje 80. urodziny.
Andrzej J. Jaroszewicz, fot. SFP |
Na Wydział Operatorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi dostał się już w 1955 roku, by po roku edukację przerwać, a właściwie przenieść się do… Studium Nauczycielskiego (1956-1959), gdzie uczył się rysunku. Do Szkoły Filmowej powrócił w 1963 roku, przyjęto go wówczas od razu na drugi rok studiów. Spośród etiud studenckich z jego zdjęciami warto wymienić fabułę Krzysztofa Wierzbiańskiego „Tancerz pana kelnera” (1964) i dokument Andrzeja Jurgi „Przy egzemplarzu” (1965). Po ukończeniu studiów (1966) robił głównie zdjęcia do krótkich filmów dokumentalnych, oświatowych i reklamowych. Jeden z nich – „Stosowanie pigmentów” (1969) Piotra Studzińskiego – przyniósł mu nagrodę na Ogólnopolskim Przeglądzie Filmów Reklamowych w Warszawie (1972).
W krótkiej fabule zadebiutował jako autor zdjęć do – skierowanych do młodych widzów – „Odbić” (1968) Janusza Kubika, cztery lata później zrobił zdjęcia do „Noclegu” (1972) Feliksa Falka, a w 1975 roku do pierwszego pełnometrażowego filmu tego reżysera – „W środku lata” (1975). Wcześniej jako operator kamery pracował m.in. przy realizacji: „Uciec jak najbliżej” (1972) Janusza Zaorskiego, „Motyli” (1972) i „Nie będę cię kochać” (1973) Janusza Nasfetera, „Anatomii miłości” (1972) Romana Załuskiego, „Zazdrości i medycyny” (1973) Janusza Majewskiego oraz „Diabła” (1972) Andrzeja Żuławskiego.
To od „Diabła” zaczęła się przyjaźń i bliska współpraca Żuławskiego i Jaroszewicza. Ta niezwykła wizja chylącego się ku upadkowi świata, rozgrywająca się w 1793 roku, gdy na mocy traktatów rozbiorowych do Wielkopolski wkroczyły wojska pruskie, trafiła na półki (do premiery doszło dopiero w 1988 roku), a realizacja ich kolejnego filmu – „Na srebrnym globie” (tu Jaroszewicz był już nie tylko operatorem kamery, ale i autorem zdjęć) , utrzymanej w modernistycznej manierze ekranizacji – pochodzącej z początku wieku – „Trylogii księżycowej” Jerzego Żuławskiego, pierwszej rodzimej superprodukcji science fiction, tuż przed zakończeniem zdjęć została przez władze przerwana. Dziewięć lat później z ocalałych materiałów reżyser zmontował „kaleki" film, który jest dobitnym dowodem na to, że gdyby został ukończony w 1978 roku, byłby prekursorski w stosunku do podobnych obrazów amerykańskich.
Zdegustowany taką sytuacją reżyser wyjechał z kraju, by kontynuować karierę na rynku międzynarodowym, głównie francuskim. Szybko zdobył sobie trwałe, rozpoznawalne miejsce na mapie światowego kina, w czym sekundował mu Jaroszewicz – jako operator kamery w „Najważniejsze to kochać” (1975) i „Opętaniu” oraz jako autor zdjęć do „Borysa Godunowa” (w 1989; wspólnie z Pierre-Laurentem Chenieux) i „Błękitnej nuty” (1990). W 1996 roku Żuławski nakręcił w Polsce – na podstawie scenariusza Manueli Gretkowskiej – „Szamankę”, mocną opowieść o erotycznej fascynacji. Oczywiście w tej realizacji towarzyszył mu jako autor zdjęć Jaroszewicz.
Spośród filmów innych reżyserów ze zdjęciami Jaroszewicza warto wspomnieć o „Spokojnych latach” (1981) Andrzeja Kotkowskiego, „Grze w ślepca” (1985) Dominika Rettingera Wieczorkowskiego (nagroda dla operatora na Lubuskim Lecie Filmowym w Łagowie, 1986), „Łabędzim śpiewie” (1988) Roberta Glińskiego, ósmej części „Dekalogu” (1988) Krzysztofa Kieślowskiego, „Enaku” (1992) Sławomira Idziaka, „Uprowadzeniu Agaty” (1993) Marka Piwowskiego, „Młodych wilkach” (1995) i „Młodych wilkach ½” (1997) Jarosława Żamojdy, „Fuksie” (1999) Maciej Dutkiewicza, „Nie ma zmiłuj” (2000) Waldemara Krzystka, „Quo vadis” (2001) Jerzego Kawalerowicza czy animacjach – zrealizowanych w technice lalkowej – Marka Skrobeckiego: „Marchenbilder” (1998) i „Danny Boy” (2010).
Andrzej J. Jaroszewicz jest autorem wielu wynalazków, które ułatwiają pracę operatora i powodują, że niemożliwe staje się możliwe. Stosując techniki komputerowe, często idzie się na łatwiznę. Wykonanie trudnych i na pierwszy rzut oka niemożliwych do zrobienia w tradycyjny sposób „z kamerą w ręku” zdjęć daje większą osobistą satysfakcję i ciekawsze walory artystyczne. Jego bogaty i wszechstronny dorobek jest na to najlepszym dowodem.
informacja prasowa SFP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz