wtorek, 1 maja 2018

Módl się, pracuj i ... nie bądź smutny /D.A. Wawrzyny/

Bezczynność jest wrogiem duszy.
Dlatego też bracia muszą się zajmować
 w określonych godzinach pracą fizyczną
i również w określonych godzinach
 czytaniem duchownym
(RB 48,1)

Św. Benedykt Fot. Archiwum Opactwa Tynieckieg
Ta myśl św. Benedykta nie zdezaktualizowała się ani na jotę. Kto trwoni czas, jałowieje. Współczesny człowiek niezmiernie rzadko ma szczęście pracować w radosnym przekonaniu, że to, co robi, ma głęboki sens i służy innym. Bywa i tak, że praca może stać się udręką, kiedy wykonujemy ją w duchowej pustce: dla jakiejś „orwellowskiej” Firmy, która nas osacza i zniewala. Tymczasem powinna być dobrem, ponieważ sam Bóg wezwał człowieka do pracy: „umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (Rdz 2, 15). Tym ogrodem jesteśmy także my sami. Zachwaszczony – może stać się obrazem naszej zaniedbanej duszy.

Przytoczony przeze mnie w charakterze motta fragment Reguły św. Benedykta przypomina ponadto, jak istotny jest wewnętrzny ład, odpowiednie proporcje między pracą fizyczną a duchową, wskazując jednocześnie na to, że wykonywane obowiązki należy przemieniać modlitwą i medytacją.

Owa benedyktyńska zasada „ora et labora” („módl się i pracuj”) poucza także, że żyjąc w rytmie pracy i modlitwy (z prymatem tej ostatniej), stajemy się wolni, a także bardziej otwarci na Boga i ludzi.

 Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że Reguła św. Benedykta wydaje się być ponadczasowa i uniwersalna, to przecież nikt nas takiego stosunku do pracy nie uczy. W powszechnej świadomości praca jest środkiem do zdobywania pieniędzy na utrzymanie oraz drogą do tzw. kariery. Zalecenie Benedykta, aby traktować pracę jako służbę dla innych, wywołałoby zapewne u większości ironiczną reakcję – jako nierealne w najlepszym razie.   Na szczęście tak dziś, jak i w czasach Benedykta, zdarzają się nieliczni szczęśliwcy, ci „nawiedzeni”, którzy zyskali wewnętrzne przekonanie, że praca może stać się źródłem radości i drogą do Boga. Można tego doświadczyć niekoniecznie wtedy, gdy zdecydowaliśmy się na życie mnisze . Wystarczy, że pojedziemy na rekolekcje do klasztoru benedyktynów w Tyńcu albo do... Morzęcina Wielkiego.

    „Orzechowe” ora et labora


Morzęcin Wielki to nieduża wieś w pobliżu Obornik Śląskich. Nie widać jej na mapie, ale każdy zagadnięty po drodze człowiek wskaże właściwą drogę do „gospodarstwa Orzecha”, czyli ks. Stanisława Orzechowskiego, duszpasterza DA „Wawrzyny” we Wrocławiu, a także – nie bez pokrycia – Diecezjalnego Duszpasterza Ludzi Pracy. Dodajmy: jedynego chyba w Polsce księdza, który oprócz dusz pasie również owce i barany :-)

dom w Morzęcinie Wielkim, fot. B. Lekarczyk-Cisek

Rekolekcje „ora et labora” odbywają się w Morzęcinie na początku lipca od  około ośmiu lat. Dom rekolekcyjny, odziedziczony po pomysłodawcy – dominikaninie o. Ludwiku Wiśniewskim, jest ciągle „w budowie”. Latem nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ centralnym miejscem rekolekcji jest czworokątny placyk pod drewnianą góralską wiatą. Miejsce to niezwykłe: ogromny surowy pień dębowy stanowi ołtarz, a proste drewniane stoły i ławy służą ludziom przy modlitwie, posiłkach i konferencjach. A niekiedy także jako miejsce pracy. Gospodarstwo wokół domu stanowi naturalne otoczenie. Siedząc tak w pobliżu ołtarza – pnia, sycąc wszystkie zmysły widokiem i odgłosami natury, nabieram wewnętrznego przeświadczenia, że stanowią one jedną harmonijną całość. Znowu jestem w ogrodzie dzieciństwa, a Orzech mówi równie obrazowo, jak mój dziadek, o rzeczywistości bosko-ludzkiej. Na przykład o tym, że człowiek powinien – jak rosnące wzdłuż drogi słoneczniki – „obracać się” za Panem Bogiem...

Ks. Stanisław Orzechowski "Orzech" z kotem podczas konferencji
o egzorcyzmach 😀, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek




„... muszą się zajmować w określonych godzinach pracą fizyczną..”

 – czyli o rytmie dnia



Każdy dzień rekolekcji ma tutaj swój stały rytm. O 7.00 Jutrznia, w czasie której śpiewamy psalmy i prowadzimy modlitwę chórową, po niej – Msza św. z homilią, która wprowadza nas w czekające zadania, usposabia refleksyjnie. Po niej – w tym samym miejscu, gdzie się przed chwilą modliliśmy - spożywamy śniadanie. Przygotowujemy je wspólnie i chętnie sobie usługujemy. Po śniadaniu rozdzielane są zadania. Wykonujemy różne prace fizyczne, współpracując najczęściej w małych grupkach. Ponieważ z nieba leje się żar, trzeba sobie także i z tym poradzić. Wybieram pracę w zachwaszczonym ogrodzie. Pokrzywy trochę parzą, ale w nagrodę znajduję nieoczekiwanie samotnie wędrującą gałąź dzikiego wina, którą upinam we właściwym miejscu. Z wybujałych rumianków sporządzam wielki bukiet – ozdobi potem stół albo ołtarz. Okazuje się, że sąsiad pozwala nam zebrać pozostałe na plantacji truskawki. Trzeba zostawić zaciszny, zacieniony ogród i ruszyć na rozgrzane upałem pole. Nie mam zbytnio ochoty, ale tłumię to w sobie i idę. Tymczasem radzę sobie całkiem nieźle i nawet tak bardzo nie odczuwam ani spiekoty,  ani kilkugodzinnego pochylenia się. Zbieramy aż do skutku, a potem ... wcale nie odpoczywamy, bo truskawki należy szybko oczyścić i zamrozić, aby się nie zepsuły. Trochę podjadamy – są pyszne. 


Ksiądz Stanisław Orzechowski i ks. Wojciech Zięba w Morzęcinie Wielkim,
zdjęcie z okolicznościowego numeru "Wawrzyna"

Po posiłku sjesta. Nareszcie można schronić się gdzieś przed palącym słońcem i oddać lekturze. Kto nie czyta, może dalej pracować, zwłaszcza gdy jest to niezbędne (sprawy „na wczoraj”, karmienie i pojenie zwierząt). W wolnym czasie czytam A. Grüna i słucham muzyki Bacha („W muzyce religijnej Bóg jest zawsze obecny ze swoją łaską”, jak napisał mój ukochany lipski Kantor),  od której jestem – szczęśliwie! -  uzależniona. W Morzęcinie, siłą rzeczy, dawkuję ją sobie.


O 17.30 – konferencje. Poprzedza je lectio divina – głośne czytanie Pisma Świętego. W tym roku tematem były... egzorcyzmy. A mówiąc ściślej, rozważano myśli kardynała Leona J. Suenensa, dotyczące wskazań, co to znaczy być chrześcijaninem, wierzyć, modlić się i żyć po chrześcijańsku u progu trzeciego tysiąclecia. Zazwyczaj też po konferencji następowało dzielenie  się refleksją, rozważania własne. Ponieważ temat był „gorący”,  nie mogło więc w trakcie jego przedstawiania zabraknąć... czarnego kota (w ikonografii oznacza on złego ducha). Na szczęście, i tym razem ks. Orzechowski opanował sytuację...  Podobnie czynił w przypadku młodych animatorów, którzy w Morzęcinie  ćwiczą się w prowadzeniu konferencji - gdy sumował ich wystąpienia własną refleksją.  To próba także dla nas, słuchaczy. I wszyscy – mówiący i słuchający - wychodzimy z niej zwycięsko.

19.30 – modlitwa wieczorna i kolacja. Ale to bynajmniej nie koniec dnia, bo ludzie grają jeszcze w siatkówkę albo organizują ognisko ze śpiewem. Idę na spacer w kierunku wielkiej gruszy. Każdy tutaj zna ją jako „gruszę Orzecha”. Kiedy pasie owce, zwykle siaduje oparty o jej pień i czyta lub robi notatki do kazań. Grusza jest rzeczywiście imponująca i daje upragniony cień. Wokół wzgórza, jak okiem sięgnąć, rozciągają się łąki. Słychać granie koników polnych, a wieczorne powietrze pachnie ciepłą trawą. Jest radośnie...

Dodam, że na rekolekcje pojechałam z mężem (który był tylko kilka dni) oraz z synem Michałem. Ten ostatni pomagał dziewczynom paść owce (jak się okazało, nie było to łatwe, bo zwierzęta płochliwe i wcale ich nie słuchały), przy selekcji starych ziemniaków... Może to prozaiczne czynności, ale w grupie było wesoło, ciągle ktoś żartował. \
Po gospodarstwie snuły się także koty. Próbowaliśmy je dokarmiać suchą karmą i trochę za dużo się Misiowi (wówczas ok. 10 lat) sypnęło. Koty nie dały rady, za to Orzech zrobił śledztwo w sprawie marnowania jedzenia. Wszyscy trochę się bali, a Michał mi potem opowiadał, że "całe życie przebiegło mu przed oczami" :-) Na szczęście, Orzech domyślił się, że to on i widząc przerażenie w jego oczach, zaprzestał zadawania surowych pytań, pouczył tylko, że nie należy marnować jedzenia.


Módl się, pracuj i … nie bądź smutny


W orędziu do opata Monte Cassino z dnia 21 marca 1980 roku papież Jan Paweł II podkreślił potrzebę nawiązania do tradycji wyzwalania człowieka, jaką była w świecie starożytnym Reguła św. Benedykta. Zadał wówczas znamienne pytanie:

Dlaczego to benedyktyńskie hasło (ora et labora – módl się i pracuj) nie jest obecnie w naszym świecie orędziem nawołującym do wyzwolenia siebie z niewoli konsumizmu, z niewoli przyzwyczajeń w myśleniu i sądzeniu, przy ustalaniu programów i stylów życia wyłącznie pod kątem ekonomii.

I dodał:

Módl się, pracuj i … nie bądź smutny.



Wypowiedź ks. Stanisława Orzechowskiego:

Ważnym zagadnieniem dla ludzi świeckich jest przygotowanie do pracy. Od gospodarza  związanego kiedyś z DA  otrzymaliśmy stajnię do adaptacji i kawał pola do zagospodarowania. Na początku przyjechało około 150 osób, które po bohatersku – w zimnie, błocie, w skromnych warunkach bytowych – budowały zręby gospodarstwa. Odkrywaliśmy przy tym wspólnie radość, jaka płynie z dotknięcia rzeczy prostych: ognia, wody, błota, błogosławieństwa słońca. Wielu po raz pierwszy doświadczyło, jak wspólna praca zbliża ludzi. Pełna postawa chrześcijanina to „czyn, słowo i modlitwa”. Umiejętność zbiorowej pracy i czerpania z niej radości jest przydatna zarówno w małżeństwie, jak i w życiu publicznym. Powiedziałbym nawet, że bez niej, przy największej pobożności, zarówno małżeństwo, jak i działalność publiczna człowieka musi być jakaś kulawa. Pierwsze rekolekcje w Morzęcinie były zorganizowane wokół książki kardynała Stefana Wyszyńskiego „Duch pracy ludzkiej”. Okazała się rewelacyjna! Wyszyński pisał np. o radości pracy. Zdumiał mnie, kiedy przeczytałem I rozdział zatytułowany „Pracujący Bóg”. Pokazał pracującego Boga...Uczenie chrześcijańskiej pracy prawie nie istnieje. Bardzo rzadko ludzie pojmują pracę jako współpracę z Bogiem. Niewiele osób pamięta o modlitwie na początku dnia. Mało jest tych, którzy za pracę dziękują, cieszą się nią. Morzęcin ma ambicje być miejscem przetrenowania pracy w normalnych warunkach.Obecnie w Morzęcinie odbywają się wakacyjne kursy przedmałżeńskie, przyjeżdżają rodziny z Mołdawii. Miałem pomysł, aby brać tam także bezdomnych, pogubionych – żeby oni się jakoś przez pracę i opiekę nad zwierzętami podnieśli. Niektórym się to udało.Istnieje gotowy projekt rozbudowy domu rekolekcyjnego. Wówczas będzie tam można organizować różne ważne i pożyteczne działania. Na razie brakuje na to pieniędzy, ale ufam, że jest to przejściowa przeszkoda.

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Nowym Życiu"/lipiec 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty