poniedziałek, 18 czerwca 2018

"Orfeusz i Eurydyka" Ch. W. Glucka w Operze Wrocławskiej /recenzja/

We wrocławskiej inscenizacji "Orfeusza i Eurydyki" Ch. W. Glucka Mariusz Treliński osadza swoich bohaterów we współczesnych realiach, rozgrywa na naszych oczach kameralny dramat i zmienia pierwotne zakończenie. Jego opowieść brzmi na wskroś współcześnie.




Orfeusz i Eurydyka - siła muzyki i miłości

Wedle "Metamorfoz" Owidiusza, Orfeusz (syn Apollina i muzy Kaliope), pochodził z Tracji i był największym śpiewakiem i poetą. Miał talent tak niezwykły, że oddziaływał nie tylko na ludzi, ale także na dzikie zwierzęta i świat nieożywiony. Pod wpływem jego pieśni drzewa i skały poruszały się, by być bliżej niego, a wilk leżał obok baranka, zasłuchany i łagodny. Innymi słowy, przywracał światu jego utraconą harmonię. I oto pewnego dnia żona Orfeusza została ukąszona przed węża i zmarła. Kiedy nadbiegł poeta, była już martwa. Zrozpaczony, długo opłakiwał ukochaną, nie mógł jednak pogodzić się z jej utratą i postanowił zejść do Hadesu, aby ją odzyskać. Swoją muzyką oczarował Charona, obłaskawił Cerbera, aż stanął przed Hadesem i jego żoną, aby oznajmić im, że jego miłość silniejsza jest od śmierci. Zaczął błagać o zwrócenie mu ukochanej i gotów był umrzeć wraz z nią, jeśli miałby żyć bez niej. Jego pieśń była tak przejmująca, że - jak opowiada Owidiusz - "płakały cienie", Tantal zastygł w bezruchu, a sępy przestały wydziobywać jego wątrobę, zaś Syzyf usiał na swym głazie. Nawet okrutne Eumenidy zapłakały wzruszone pieśnią. W rezultacie Prozerpina i władca podziemia ulegli prośbom nieszczęśnika - oddali mu Eurydykę, z tym wszakże zastrzeżeniem, że Orfeusz nie może się odwrócić i spojrzeć na nią, zanim nie przejdą przez bramy Avernu. Jednak stało się: Orfeusz, zlękniony, że może ją utracić i spragniony jej widoku, odwrócił wzrok. I tak stracił ją na wieki. Owidiusz opowiada, że odtąd towarzyszyły mu płacz i cierpienie, aż wreszcie, narzekając na okrucieństwo Hadesu, powrócił do siebie. Inne wersje mitu dopowiadają, że zginął z rąk trackich kobiet, złych na niego, że ich unika. Podczas uroczystości ku czci Dionizosa najpierw bezskutecznie usiłowały go ukamienować (ale kamienie, czułe na jego śpiew, zatrzymywały się w locie), a wreszcie rzuciły się na niego z wściekłością, rozszarpały, a jego głowę i lirę wrzuciły do Hebros. Podobno fale zaniosły głowę i lirę na Lesbos, gdzie uroczyście je pochowano i odtąd wyspa ta uchodzi  za ojczyznę poezji lirycznej.

A. Rodin, Orfeusz i Eurydyka

Mit opowiadający o sile muzyki, która przywraca pierwotną harmonię, a także o miłości silniejszej od śmierci, stał się inspiracją dla artystów - począwszy od starożytności  (liczne malowidła wazowe) aż po współczesność, także w dziedzinie opery. Interpretacji mitu jest zresztą znacznie więcej. Jedna z nich zmierza w kierunku refleksji nad postacią poety i siłą jego wyobraźni. Mit Orfeusza w kulturze Zachodu przez wiele wieków utwierdzał w przekonaniu, że sztuka posiada szczególną moc, dzięki której artysta dotyka Absolutu. Mówił także o sztuce wyrażającej miłość, piękno i harmonię wszechświata oraz o "skażeniu" śmiercią, wyrażając w ten sposób tragizm ludzkiej egzystencji, rozdartej między wiecznością a przemijaniem, a także między miłością (życiem) a śmiercią.

Po temat ten sięgnął Claudio Monteverdi. Jego  Orfeusz (1607) pokonuje śmierć dzięki głęboko emocjonalnej pieśni. Oprócz Monteverdiego i Glucka po mit ten sięgali także inni kompozytorzy: Franciszek Liszt skomponował poemat symfoniczny "Orfeusz" (1854), J. Offenbach "Orfeusza w zaświatach" (1858), D. Milhaud operę "Cierpienie Orfeusza" (1931), zaś I. Strawiński - balet "Orfeusz" (1947). Z kompozytorów polskich warto wspomnieć operobalet "Orfeusz w lesie" (1977), skomponowany przez Tadeusza Paciorkiewicza. do słów poezji K.K. Baczyńskiego.

"Orfeusz i Eurydyka" Christopha Willibalda Glucka 

Wydaje się, że opera stanowi doskonałe medium pozwalające unieść ponadczasowe treści mitu za pomocą słowa i muzyki. Doświadczenie jednostkowe zyskuje w niej uniwersalny wymiar, w którym odnaleźć się może każdy człowiek.

Spektakl operowy "Orfeusz i Eurydyka" Christopha Willibalda Glucka powstał w szczytowym momencie kariery kompozytora, a jego prapremiera odbyła się 5 października 1762 roku na scenie wiedeńskiego Burgtheater. Pierwszym wykonawcą roli Orfeusza był wielki kastrat Gaetano Guadagni, który przyczynił się do sukcesu opery. Piotr Kamiński wspomina o istnieniu dwóch oryginalnych wersji tej opery: wiedeńskiej, śpiewanej po włosku na głos altowy oraz paryskiej - w języku francuskim, na wysoki tenor.

Akt I rozpoczyna scena nad grobem Eurydyki, w której Orfeusz i chór opłakują jej przedwczesną śmierć w pięknej i dojmująco smutnej pieśni Ah, se intorno, ah, dans ce bois:

Kathleen Ferrier, 1947 (contralto), Zoe Vlachopoulos (soprano), Ann Ayars (soprano), 
Southern Philharmonic Orchestra, Glyndebourne Festival Chorus, Fritz Stiedry

Orfeusz pragnie zostać sam (Chiami mio ben cosi - Objet de mon amour): 

Léopold Simonneau (tenor) w arii Chiami mio ben cosi - Objet de mon amour

Przybywa jednak Amor z wiadomością, że jest szansa na odzyskanie Eurydyki, pod warunkiem, że Orfeusz nie spojrzy na nią, dopóki nie znajdzie się wśród żywych. Ten nie waha się ani chwili  i schodzi do Piekieł. W akcie II wita go piekielny chór, a wokół niego krążą szalejące furie. Początkowe próby Orfeusza, mające na celu wzruszenie skargą, nie dają efektu, toteż wiedziony rozpaczą uderza mocno w struny liry i dopiero wówczas jego dramatyczny śpiew odnosi pożądany skutek (Deh, placatevi con me - Laissez vous toucher):

Anders J. Dahlin (tenor) w pieśni Deh, placatevi con me...

Udaje mu się poruszyć piekielne moce i oto znajduje się na Polach Elizejskich, otoczony baletem Szczęśliwych Cieni, a Eurydyka powraca do niego.

W akcie III oboje przemierzają mroczne otchłanie w kierunku świata żywych. Podczas tej wędrówki Eurydyka nie rozumie, dlaczego jej ukochany jest tak obojętny, że nawet nie spojrzy na nią. Skarży się, a on jej odpowiada wymijająco (Veni, appaga ilo tuo consorte).


Vieni Appaga Il Tuo Consorte - Jaime Korkos & Hae Ji Chang

Pod wpływem wyrzutów, nie mogąc dłużej znieść jej cierpienia, Orfeusz odwraca się, a wówczas Eurydyka powtórnie umiera w jego ramionach. Zrozpaczony poeta pragnie targnąć się na swoje życie, ale wtedy pojawia się Amor i zwraca mu Eurydykę żywą (tercet Trionfi Amore - L`Amour triomphe) - miłość zwycięża śmierć.



L'Amour Triomphe - C.W. Gluck - sir John Eliot Gardiner, English Baroque Soloists & Monteverdi Choir 
Derek Lee Ragin (counter-tenor), , Lyndia Sieden (soprano), Sylvia McNair (soprano)



                 "Orfeusz i Eurydyka" Ch. W. Glucka w reżyserii Mariusza Trelińskiego,
                                                      w Operze Wrocławskiej 

16 grudnia 2017 roku odbyła się wrocławska premiera opery Glucka "Orfeusz i Eurydyka" w reżyserii Mariusza Trelińskiego - wybitnego interpretatora wielu oper. Nie jest to jego pierwsza inscenizacja tej opery. W 2008 roku przygotował "Orfeusza i Eurydykę" w Słowackim Teatrze Narodowym w Bratysławie, gdzie cieszyła się wielkim powodzeniem. Kolejną wersję zaprezentował w 2009 roku w Teatrze Wielkim Operze Narodowej. "Orfeusz i Eurydyka" była także wystawiana w Operze Izraela (2012). Jest to zatem dzieło, z którym reżyser mierzy się od dawna, choć każda z tych inscenizacji jest nieco inna. Wrocławska wersja opery Glucka jest czwartą z kolei, przygotowaną we współpracy Opery Wrocławskiej z Narodowym Forum Muzyki (Orkiestrą Barokową).

Orfeusz i Eurydyka w reż. M. Trelińskiego, Opera Wrocławska
Każda z tych inscenizacji jest jednak trochę inna, choć nie zasadniczo. Tym razem chcieliśmy opowiedzieć historię współczesną, ludzką, intymną - wyjaśniał podczas konferencji prasowej Treliński. Wszyscy doświadczamy utraty, więc historia Orfeusza, rozgrywająca się we współczesnym mieszkaniu, może stać się bliską każdemu. To historia o utracie miłości, rozstaniu, po których pozostaje dojmujący smutek. Pokazujemy w tym spektaklu wszystkie fazy piekła, przez które przechodzi człowiek tak boleśnie zraniony, roztrząsający swoje winy, czujący ciągle obecność ukochanej osoby. Potem to się zmienia, kiedy wyobrażamy sobie, co by było, gdyby do rozstania nie doszło, zaczynamy rzecz całą idealizować. Ta obecność ciągle istnieje i boli.

Podkreślał także obecność inspiracji poematem "Orfeusz i Eurydyka" Czesława Miłosza, a ściślej - jego zakończeniem (przytulenie policzka do ciepłej ziemi).

Wszystkie moje realizacje mają związek ze sprawami, które wydarzają się w moim życiu bezpośrednio lub duchowo - dodał reżyser.

Orfeusz i Eurydyka w reż. M. Trelińskiego, Opera Wrocławska
Sądzę, że takie podejście do opery wiele tłumaczy. Dlatego też Mariusz Treliński osadza swoich bohaterów we współczesnych realiach, rozgrywa na naszych oczach kameralny dramat i zmienia zakończenie, co jest jednak istotne dla wymowy opery. Przyznam, że choć doceniam twórcze podejście reżysera, to jednak zabrakło mi w tym spektaklu metafizyki. Zapowiada to już widoczna na plakacie czerwona pigułka z napisem "Piekło jest we mnie", który brzmi trochę jak nawiązanie do cytatu z Sartre`a ("Piekło to inni"). Tak czy owak to dramat na wskroś współczesny, rodzaj psychodramy, którą odgrywa tytułowy bohater. Jego partnerka popełnia samobójstwo (a to jednak nie to samo, co nagła i niespodziewana śmierć), z czego możemy wnosić, że chyba nie była w tym związku szaleńczo szczęśliwa. Raczej nie czuła się kochana, skoro sięgnęła po tabletki (a wcześniej podcięła sobie żyły). Mężczyzna zjawia się za późno - ona umiera w jego ramionach. Od tej pory wszystko rozgrywa się w jego wyobraźni - piekło rzeczywiście jest w nim. Zbyt późno uświadamia sobie, jak ważna była dla niego Eurydyka - ciągle czuje jej obecność i próbuje ją odzyskać, ale smagany wyrzutami sumienia - traci ją ponownie i bezpowrotnie.

Orfeusz i Eurydyka w reż. M. Trelińskiego, Opera Wrocławska
W rolach głównych wystąpił gościnnie we wrocławskim przedstawieniu Glucka Michał Partyka (baryton), ale opera ma także w obsadzie Jacka Jaskułę i Łukasza Rosiaka. W Eurydykę wcieliła się gościnnie Bożena Bujnicka (sopran), zamiennie z Iloną Krzywicką. W roli Amora (przebranego za listonoszkę): Maria Rozynek-Banaszak i Hanna Sosnowska. Wystąpił także Chór i Balet Opery Wrocławskiej. Grała - jak zawsze pięknie - Wrocławska Orkiestra Barokowa pod dyrekcją Jarosława ThielaWykonawcy - wszyscy bez wyjątku znakomici, o czym nie trzeba nikogo przekonywać.

Strona wokalna i wizualna (świetne Eumenidy ucharakteryzowane na Eurydykę, stanowiące jej zwielokrotnienie, wyrażają obsesję bohatera) wzbogacają interpretację sztuki. Zwyczajna, a zarazem bardzo funkcjonalna scenografia Borisa Kudlički - stałego współpracownika Trelińskiego, wspomagana światłem, pełniącym w tym spektaklu istotną rolę (Marc Heinz) - tworzą kameralny obraz świata. To mogłoby się wydarzyć wszędzie, także w twoim M4, zdaje się mówić reżyser,  bo "piekło jest w tobie". Szkoda jednak, że współczesny Orfeusz (czytaj: artysta) nie wierzy w to, że miłość jest silniejsza od śmierci. A może po prostu nie umie kochać równie mocno, jak jego mitologiczny odpowiednik...

Tak czy owak niedawna propozycja Opery Wrocławskiej zasługuje na uwagę i z pewnością trzeba ją zobaczyć (ja zrobiłam to dopiero w czerwcu, bo w grudniu powaliła mnie grypa) i - przede wszystkim POSŁUCHAĆ.

Na koniec mój ulubiony Orfeusz - Franco Fagioli:

Franco Fagioli Orfeo "Che faró senza Euridice",C.W.Gluck- Palacio Versailles,
Paris 7-11-2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

4. Tydzień Warszawskich Kin Studyjnych 19-25 kwietnia

W tym roku TYDZIEŃ WARSZAWSKICH KIN STUDYJNYCH odbędzie się po raz czwarty w dniach 19 – 25 kwietnia. W wydarzeniu biorą udział wszystkie st...

Popularne posty