niedziela, 1 lipca 2018

K. jako Easy Rider. „Zamek” Franza Kafki we Wrocławskim Teatrze Współczesnym /recenzja teatralna/

W interpretacji Marka Fiedora historia K. została opowiedziana z perspektywy narratora, który zna i lubi amerykańskie kino drogi. Ale nie jest to jedyny punkt odniesienia. Interpretacja, osadzona w eseistyce Milana Kundery, zdaje się być próbą odczytania egzystencjalnej sytuacji współczesnego człowieka, zawieszonego między dążeniem do wolności a tęsknotą za zakorzenieniem we wspólnocie. 


Marek Fiedor należy do tych (coraz mniej licznych) inscenizatorów, którzy opowiadają o świecie, sięgając po dobrą, uznaną literaturę, a ta – jak wiadomo – nie starzeje się nigdy. Warto jednak skonstatować, jak brzmią dziś dla nas, współczesnych,  teksty Dostojewskiego, Czechowa czy Kafki. Po tego ostatniego reżyser sięgnął po raz wtóry – zmierzył się już bowiem z Procesem w Teatrze Polskim w Poznaniu (2004). Jego bohater, Józef K., miał rysy współczesnego człowieka. Był to pewny siebie, butny, arogancki bankowiec, biznesmen z tzw. układami. Ktoś, kto nie ma czasu na sentymenty, na takie przebrzmiałe wartości jak rodzina, wiara, miłość. Co więcej, był twórcą tego nieludzkiego świata, w którym się poruszał. To nie on się bał, ale jego trzeba było się bać. Ludzi, którzy nie byli mu potrzebni, nie dostrzegał. I oto pewnego dnia Józef K. zostaje wezwany przed sąd. Nie wiedział, o co go oskarżają, ale nie zamierzał być ofiarą. Przecież wszystko można jakoś załatwić, zapłacić komu trzeba. Problem w tym, że to nie był prawdziwy i przekupny sąd, a  Józef K. musiał rozliczyć się ze swojego życia w gruncie rzeczy przed sobą samym.

Przemysław Bluszcz jako K. w spektaklu Zamek/prasowe
Marek Fiedor ponownie sięgnął po prozę Kafki dziewięć lat później – tym razem jest to trzecia część tzw. trylogii samotności: Zamek. Jego bohater nie ma już nawet imienia – został zredukowany do K. i przybywa do Zamku, ponieważ otrzymał posadę geometry. Ale czy rzeczywiście otrzymał? I czym jest w istocie tytułowy Zamek? K. w przedstawieniu Marka Fiedora (w tej roli – gościnnie Przemysław Bluszcz) przypomina nieco podstarzałego hippisa, który opuścił swój dom (ale może nigdy go nie miał?), ponieważ czuł, że życie dało mu kolejną szansę (może ostatnią), aby gdzieś zapuścić korzenie.

Zamek i postać Klamma, który – podobnie jak Godot Becketta – nie pojawia się nigdy – jest dla bohatera kimś (czymś), kto może odmienić jego życie. I chociaż Zamku również nie ma (nie było go także w powieści Kafki, gdzie stanowił raczej zespół zabudowań, zwanym tak tylko umownie), bohater z uporem do niego zdąża. W jego wysiłkach pomagają mu kobiety, gdyż świat przedstawiony w spektaklu Marka Fiedora jest w istocie światem kobiet. Stają się kochankami bohatera (Frieda), przyjaciółkami (Olga, Klezmerka), matkami wreszcie (Gardena, Oberżystka). To one objaśniają mu świat, organizują życie, pomagają osiągnąć cel. Między nimi a K. odbywa się nieustanna gra. K. w kreacji Przemysława Bluszcza nie jest jednak bohaterem zimnym czy cynicznym. Przeciwnie, wchodzi w rozmaite relacje z tymi kobietami, odpowiadając na ich i swoje własne potrzeby emocjonalne.

Początkowo Frieda podnieca go głównie dlatego, że jest kochanką Klamma, ale później gotów jest dla niej zrezygnować ze swoich ambicji i przyjmuje posadę woźnego szkolnego, czując zarazem, że w ten sposób może Friedę stracić. I tak się dzieje. Miota się coraz bardziej i widzimy jak traci powoli wszystko: domniemaną wolność, ambicje bycia kimś, marzenia o tym, by stać się członkiem tej społeczności, która traktuje go jak obcego… Spektakl kończy scena, w której K. przytula się w pozycji embrionalnej do oberżystki – Wielkiej Matki.

Przemysław Bluszcz jako K. w spektaklu Zamek/prasowe
We wrocławskiej inscenizacji wolność jest niemożliwa. Można myśleć, że się jest wolnym i dążyć do niej, ale zawsze kończy się to klęską. Podobnie jak klęską kończy się kultowy film „Easy Rider”, do którego reżyser nawiązuje w swojej inscenizacji: poprzez scenografię sugerującą, że człowiek jest nieustannie „w drodze” („On the Road”), muzyką (tęsknymi bluesami wykonywanymi pięknie na harmonijce ustnej przez Zinę Kerste, która wcieliła się w rolę Olgi), kostiumem (skóry i hippisowskie sukienki kobiet).

Przedstawienie „Zamku” w Teatrze Współczesnym jest również bardzo dobre aktorsko. Odważnym i interesującym pomysłem było obsadzenie w roli K. dojrzałego mężczyzny, bo pozwoliło na pokazanie, że jego zewnętrzność nijak się ma do dojrzałości emocjonalnej i duchowej. Przemysławowi Bluszczowi bardzo sugestywnie udało się pokazać rozwój postaci K. -  od pewnego siebie samca Alfa do oseska. Ogromnie podobała mi się Zina Kerste w roli Olgi i Klezmerki. Nie tylko znakomicie radziła sobie z instrumentami muzycznymi, ale udało się jej wydobyć dramatyzm postaci odrzuconej przez społeczność. Świetna, komiczna dla odmiany, była Beata Rakowska jako Giza, urzędniczka. Właściwie o wszystkich rolach można by powiedzieć coś ciepłego.

Dodajmy, że dobrym zwyczajem dyrektora Teatru Współczesnego we Wrocławiu Marka Fiedora stają się  spotkania z twórcami spektaklu po jego obejrzeniu. W ten sposób przedstawienie staje się płaszczyzną dyskusji i refleksji dla obu stron.
Wprawdzie Zamek miał swoją premierę na koniec sezonu, jednak spektakl rozpoczyna dopiero swój teatralny żywot i będzie go można oglądać po wakacjach, do czego gorąco zachęcam.

Recenzja ukazała się na portalu PIK Wrocław 1 lipca 2013 roku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 25-28.04.2024

 Integracyjne spotkanie w pokoju zagadek dla dzieci głuchych i słyszących oraz spacer tematyczny szlakiem polskich malarek i malarzy - to wy...

Popularne posty