niedziela, 12 sierpnia 2018

Janusz Kondratiuk: "Jak pies z kotem" /recenzja filmu/

Jak pies z kotem jest piękną opowieścią o tym, że mimo różnic, wieloletniego braku kontaktu i porozumienia, istnieje między braćmi mocna więź, wynikająca z pokrewieństwa i wspólnych przeżyć. I tylko to się liczy. Nie padają żadne wielkie słowa, a jednak wychodzimy z kina głęboko poruszeni.



Janusz Kondratiuk był dla mnie dotychczas przede wszystkim reżyserem jednego filmu: Dziewczyn do wzięcia (1972), a przecież zrealizował mnóstwo innych, a ponadto spektakle telewizyjne, seriale.. Jego ostatni film: Milion dolarów pojawił się na ekranach w 2010 roku i właściwie przeszedł bez echa. O wiele bardziej podobało mi się autorskie kino starszego brata reżysera - Andrzeja Kondratiuka: Słoneczny zegar, Wrzeciono czasu, Bar pod Młynkiem... A przecież i on był w powszechnej świadomości przede wszystkim reżyserem Hydrozagadki i Wniebowziętych (przy tym ostatnim współpracował zresztą z bratem). I oto po blisko ośmioletniej przerwie, a dwa lata po śmierci Andrzeja, Janusz Kondratiuk ponownie stanął za kamerą, by tym razem opowiedzieć historię rodzinną - swoją i brata. Film głęboko poruszający, bo opowiadający historię uniwersalną: o relacjach między rodzeństwem i o odchodzeniu.

W przypadku filmu tak osobistego istnieje niebezpieczeństwo, że emocje wezmą górę i zamiast sztuki wyjdzie z tego kicz. Januszowi Kondratiukowi nie tylko udało się tego uniknąć - stworzył dzieło skromne, a jednocześnie mądre i ważne, którego język opalizuje wieloma znaczeniami, począwszy od pierwszej sceny, a na ostatniej kończąc.

kadr z filmu Jak pies z kotem w reż. Janusza Kondratiuka
Ta pierwsza scena rozgrywa się w pamięci bohatera, granego przez Roberta Więckiewicza (porte parole reżysera): biegnie z bratem przez bezkresne pola Syberii, ale kiedy stają przed plantacją arbuzów, widzą zdechłego ptaka na metalowym ogrodzeniu (prawdopodobnie podłączonym do prądu), a uzbrojeni mężczyźni na koniach pilnują zbiorów. Rozczarowanie i strach przełamuje wtedy zabawna scena z samolotem, który ląduje nieopodal, a jeden z pasażerów kradnie arbuzy i ucieka przed ostrzałem, śmiejąc się jakby to był najlepszy żart. Chłopcy patrzą zaciekawieni, ale za chwilę muszą wracać. Starszy bierze rozczarowanego i zmęczonego malca na barana i niesie. To Andrzej i Janusz. Ten ostatni urodził się na Syberii w Ak-Bułak, gdzie wywieziono całą rodzinę Kondratiuków. W następnej scenie, rozgrywającej się we współczesności, dorosły Janusz stoi na tarasie domu i ze smakiem je arbuz, który przyniosła mu żona. Taki skrót myślowy, a ileż mówiący o relacjach między braćmi, o ich przeżyciach... Ale na tym nie koniec. Otóż ta początkowa scena została "zrymowana" z ostatnią, w której bracia (już dorośli) lecą takim samym samolotem, który widzieli na plantacji arbuzów i widać, w jak dobrej są komitywie - śmieją się, jak tamci piloci sprzed lat, jakby zrobili wspaniałego psikusa pilnującym - wymknęli się im.

Robert Więckiewicz (Janusz) i Iga (Aleksandra Konieczna), fot. prasowa
Pomiędzy tymi scenami rozgrywa się akcja filmu Jak pies z kotem, ukazująca nie tylko perypetie związane z opieką nad sparaliżowanym po wylewie starszym bratem i jego wyobcowaną żoną. Reżyser próbuje również ukazać świat chorego: jego lęki, obsesje, wizje... To sprawia, że nie jest to tylko opowieść o podjętym heroicznie trudzie opieki nad ciężko chorym, ale również próba "ufilmowienia" przeżyć, nadania im cech uniwersalnej opowieści, a także zdobycie dystansu wobec samego siebie. Kiedyś to starszy brat opiekował się młodszym, mimo że nie było to łatwe w tamtych okolicznościach, a poza tym zawsze byli tak odmienni. Teraz role się odwróciły. To starszy brat jest bezradny i zdany na młodszego, a ten robi wraz z żoną wszystko, by mu pomóc w trudnych chwilach, nie dając przy tym odczuć, że jest ciężarem. Tylko dorosłe dzieci, które przyjeżdżają na chwilę, aby się zobaczyć z rodzicami i stryjem, są zdania, że "tak się nie robi", że należałoby znaleźć stosowny ośrodek. Żegnając się z nimi na dworcu bohater grany przez Więckiewicza mówi wtedy nieco ironicznie: "No tak, teraz przynajmniej wiem, co mnie czeka".

Bożena Stachura (Beata) i Robert Więckiewicz (Janusz)
Warto jeszcze podkreślić, że zarówno sama opowieść, jak też jej strona wizualna nie byłyby tak sugestywne i znakomite, gdyby nie wspaniała obsada aktorska. Olgierd Łukaszewicz w roli Andrzeja miał niezwykle trudne zadanie aktorskie: unieruchomiony, w pampersie, z napadami lęków i agresji na przemian, z przypływami świadomości, a czasami pogrążonego bez reszty w swoim świecie - jest w interpretacji znakomitego aktora pełnowymiarowym człowiekiem, cierpiącym i zasługującym na miłość i szacunek, bez żadnej czułostkowości. Niezwykle wzruszającą postać stworzył na ekranie Robert Więckiewicz, grający Janusza - niezbyt wylewny w uczuciach, a przy tym empatyczny, wrażliwy, bardzo z bratem związany, mimo różnych zawirowań - wspaniale zagrany, budzi szacunek i wzrusza. Dzielnie wtórują mu dwie postaci kobiece: anielsko cierpliwa i dobra żona Beata (Bożena Stachura) i kompletnie zagubiona, cierpiąca na chorobę alkoholową, omotana przez siostrę - Iga (Aleksandra Konieczna). Ta ostatnia również znajduje w bracie męża oparcie.

Olgierd Łukaszewicz jako Andrzej, fot. prasowa

Jak pies z kotem jest piękną opowieścią o tym, że mimo różnic, wieloletniego braku kontaktów i porozumienia, istnieje między braćmi mocna więź, wynikająca z pokrewieństwa i wspólnych przeżyć. I tylko to się liczy. Nie padają żadne wielkie słowa, a jednak wychodzimy z kina głęboko poruszeni.

Robert Więckiewicz (Janusz) i Olgierd Łukaszewicz (Andrzej), ostatnia scena filmu
ocena: 8/10

Film będzie miał polską premierę 19 października 2018 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty