niedziela, 30 grudnia 2018

Przychodzi w ciszy, czyli o potrzebie ćwiczeń duchowych

Weź mnie, jakim jestem – uczyń mnie, jakim chcesz.
św. Ignacy Loyola


A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze - trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi.  Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu - szmer łagodnego powiewu.  Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos mówiący do niego: «Co ty tu robisz, Eliaszu?» (1 Ks. Krl 19, 11-13)


Bóg przychodzi w ciszy...


  Przytoczony  fragment Księgi Królewskiej obrazowo opisuje spotkanie proroka Eliasza z Bogiem,  zarazem jednak jest niezwykle trafnym i dramatycznym opisem każdego Spotkania, ukazującym warunki i okoliczności, które muszą zaistnieć, aby do niego w ogóle doszło. Bóg  przychodzi do człowieka w ciszy. Nie oznacza to wszakże biernego milczenia człowieka, lecz jest jego postawą, otwarciem się na Boga: słuchaniem i zjednoczeniem z Nim.
   Są też inne istotne sprzyjające okoliczności, Oto zanim Eliasz uda się na gorę Horeb, cierpi prześladowania, chroni na pustynię i nawet pragnie tu umrzeć. Bóg jednakże zsyła swojego  anioła, aby nakarmił proroka, zanim ten uda się w daleką podróż – „przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb” (1 Ks. Krl 19, 8).
Oto następna okoliczność: zwykle podążamy do Boga, gdy świat nas mocno zrani,  wówczas  też okazuje się, że On na nas czeka i podtrzymuje na duchu, gdy udajemy się na pustynię. Musi bowiem umrzeć stary człowiek w nas, aby mógł narodzić się nowy. Zostawiamy więc wszystko, czym dotąd żyliśmy i co wydawało nam się ważne i ... podążamy na Spotkanie. Ku naszej górze Horeb.  Kiedy wreszcie do niej dotrzemy, Bóg zapyta nas – jak Eliasza:

Co ty tu robisz? 


Rzecz w tym bowiem, że nasze spotkanie nie może być ucieczką „od”, ale trzeba sobie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Toteż należy także wyciszyć negatywne emocje: strach, złość, poczucie krzywdy, może  gniew... To są nasze burze i trzęsienia ziemi, po których – oczyszczeni ogniem Ducha św. – możemy wejść w kontakt z Bogiem. Stanąć w pokornym i pełnym tęsknoty oczekiwaniu, by  usłyszeć: „Czy to ty, Eliaszu (Barbaro, Janie...)?”


Centrum Duchowości oo. Jezuitów w Częstochowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek


                 Wszystkie góry świata są tą jedną...

Moją górą Horeb jest Jasna Góra i przycupnięte u jej podnóża Centrum Duchowości, które prowadzą ojcowie jezuici.
Jest to miejsce niezwykłe nie tylko ze względu na położenie: gościnny dom rekolekcyjny otwiera swoje podwoje wszystkim, którzy tu pielgrzymują. Poczucie, że opodal, na Jasnej Górze, czuwa nad nami Matka, że można wieczorem przyjść do sanktuarium i usłyszeć starą pieśń „Bogurodzicę”, przyłączyć się do chóru głosów śpiewających  Apel Jasnogórski  - to wszystko daje człowiekowi pewność, że  „Bóg jest z nami”. 
Sam dom rekolekcyjny ojców jezuitów wprawdzie nie jest aż tak wiekowy i obrosły tradycją jak jasnogórski klasztor, ale będąc tam, gdzie jest, staje się tego szczególnego miejsca częścią.  Został założony w 1936 r. (otwarcia dokonał bp Teodor Kubina w Uroczystość Chrystusa Króla, a więc 70 lat temu). Sama jednak idea rekolekcji ignacjańskich jest o wiele starsza, ma bowiem prawie 500 lat. Zanim powstało Towarzystwo Jezusowe, a „Ćwiczenia Duchowne” otrzymały imprimatur, św. Ignacy – ich natchniony autor – „pomagał duszom” (jak to sam często określał) odnaleźć drogę do Boga.


Park wokół  Centrum Duchowości oo. Jezuitów w Częstochowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

   „Ćwiczenia duchowne” św. Ignacego, czyli porządkowanie życia




We wstępie do „Ćwiczeń duchownych” św. Ignacy pisze:

„... jak przechadzka marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak podobnie ćwiczeniami duchownymi nazywa się wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu – do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy.” 

Niewielka, ale niezwykle cenna książeczka, którą dziś nazwalibyśmy „Ćwiczeniami duchowymi”, powstała w swojej zasadniczej postaci w Manresie, gdzie jej autor w latach 1522-1523 doświadczył  głębokiego nawrócenia. W konsekwencji owych przeżyć wyłoniła się metoda nazwana później Ćwiczeniami Duchownymi. 
Jeśli przyjrzeć się życiorysowi świętego, można zaryzykować twierdzenie, że gdyby nie choroba i kalectwo (kula armatnia roztrzaskała mu nogę, a „chirurdzy” jeszcze bardziej mu ją popsuli), Ignacy nie poszedłby do  Manresy. To właśnie była jego góra Horeb, poprzedzona pustynią – pustką, która się wytworzyła wokół kalekiego rycerza. Po objawieniach  Ignacy nie miał już wątpliwości, ku czemu powinien zmierzać, jakie jest jego powołanie. Dokonywał odtąd rzeczy po ludzku niemożliwych: pielgrzymował po całej Europie pieszo i bez grosza, a mimo biedy i choroby udał się nawet do Jerozolimy... Należy dodać, że  ów niedostatek był efektem świadomego wyboru. Poza tym – będąc po trzydziestce! – udał się na studia do Paryża i ukończył filozofię na Sorbonie stopniem magistra, co nie jest znów takie oczywiste, jeśli się wie, jak skromne wykształcenie otrzymał Ignacy (wówczas jeszcze Iñigo) w młodości.. Studiując czy wędrując ciągle się kimś opiekował, wreszcie założył zakon i został jego przełożonym... Był człowiekiem niezwykle aktywnym i wielkiej dobroci. Uporządkowawszy własne życie, pomagał innym uczynić to samo. Nie był  jakimś „sterylnym” świętym, znał życie i rozumiał człowieka. Jego Ćwiczenia przywodzą na myśl metody psychoanalizy, tylko że Ignacy był  głęboko wierzący  i „pomagał duszom” odnaleźć drogę do Boga. To właśnie je uzdrawiało, nie zaś egocentryczne dłubanie w przeszłości, aby się od niej „uwolnić”.
  
  

Miejsce spotkania – miejsce medytacji


Park wokół  Centrum Duchowości oo. Jezuitów w Częstochowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
   Centrum Duchowości w Częstochowie to obszerny trzykondygnacyjny budynek, otoczony niedużym parkiem, który przypomina  (zwłaszcza latem) rajski ogród. W stawie, pośród subtelnych  lilii wodnych pluskają ryby, słychać ptasie trele, cieszą oko kolorowe kwiaty. Stare brzozy wokół niedużego sanktuarium maryjnego (na wzór Fatimy) w  centrum parku bieleją wśród intensywnej zieleni wiosną i latem, harmonizują ze śniegiem zimą i kontrastują z brunatną ziemią, którą wypłukuje spod liści późna jesień.  Kamienne kolumny wokół maryjnego sanktuarium tworzą sakralny krąg, w którym można przystanąć i polecić opiece Maryi, jak to czynił św. Ignacy, nazywając Ją z wielką atencją Naszą Panią. 

    Do drzew przy głównej alei przytwierdzono płaskorzeźby przedstawiające Drogę Krzyżową, którą można tu również odbyć. Można też posiedzieć na uciętym pniu drzewa i mając za oparcie pień brzozowy, podziwiać kunszt ogrodnika i chłonąć panującą tu ciszę i harmonię.



Kaplica w Centrum Duchowości, fot. B. Lekarczyk-Cisek

   Miejscem medytacji jest przede wszystkim piękna kaplica, której centralnym punktem jest krzyż z podobizną Jezusa Miłosiernego z wizji św. Faustyny.  Niektórym łatwiej się skupić w odosobnieniu, we własnym pokoju i w dogodnej dla siebie pozycji, aby – jak to zaleca św. Ignacy – „wejść [w rekolekcje] wielkodusznie i z hojnością względem swego Stwórcy”.

„... znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, dopóki się tu nie nasycę...” –  o metodzie ćwiczeń ignacjańskich.

   Chociaż św. Ignacy Loyola precyzyjnie opisuje metodę ćwiczeń duchowych, to jednak najważniejsza jest dla niego postawa serca. Przeczytamy zatem precyzyjne uwagi co do miejsca i czasu medytacji czy rachunku sumienia, aby na koniec, trafić na taką uwagę: „... nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (ĆD 2). Czyż nie odnosi się to także do każdej innej dziedziny życia? 

Dla natchnionego autora nawet tzw. Tydzień jest sprawą subiektywną:
„Nie trzeba tego tak rozumieć, jakoby każdy tydzień musiał koniecznie trwać 7 lub 8 dni” – powiada rozumiejąc doskonale, że praca wewnętrzna ma swój indywidualny rytm. Każe jednak zamknąć rekolekcje w 30 dniach, jak również  zachować konsekwencję co do wyboru miejsca i pozycji do modlitwy.
Stały rytm dnia oraz szczególnie sprzyjające warunki zewnętrzne sprawiają, że ucichają również nasze wewnętrzne „wichry” i coraz lepiej zaczynamy słyszeć, co Bóg ma nam do powiedzenia.



Droga Krzyżowa w parku CD

Medytację lub kontemplację ewangeliczną zawsze poprzedza przygotowanie – z pomocą ojców prowadzących rekolekcje. Każdego dnia mamy także wyznaczony czas na rozmowę indywidualną ze swoim kierownikiem duchowym. Mówimy mu o problemach, które się pojawiają w trakcie odprawiania rekolekcji, o tym, co może być przeszkodą w Spotkaniu. „Kierownik duchowy”  to nazwa, która może się niewłaściwie kojarzyć. Tymczasem jest on w istocie  lustrem, w którym przyglądamy się sobie, nie po to jednak, aby -  jak w Liście św. Jakuba Apostoła: „odejść i zaraz zapomnieć, jakim się było”, ale żeby zobaczyć siebie w Prawdzie, to znaczy pozbyć się „masek”, barier, szminek... I tak dyskretnie prowadzeni, kroczymy na Spotkanie. Poprzedza je zazwyczaj Sakrament Pojednania, bywa nierzadko, że staje się on spowiedzią z całego życia. 

Towarzyszą mi w czasie rekolekcji zawsze wielkie emocje: żal, wzruszenie, radość, nawet euforia. Zapisuję strona po stronie gruby zeszyt, który jest świadkiem moich olśnień, dramatycznych powrotów do przeszłości i w głąb siebie samej, wreszcie – kojącej refleksji, a nawet twórczości, kiedy to nieudolnie próbuję naśladować Dawida i piszę swój psalm pochwalny.

Koniec rekolekcji wygląda trochę tak, jak scena z filmu Agnieszki Holland o Beethovenie („Kopia mistrza”). Na zakończenie koncertu głuchy kompozytor i dyrygent zostaje przez czyjeś dobre ręce odwrócony w stronę publiczności i dopiero wtedy zaczyna słyszeć przejmujący aplauz poruszonych pięknem muzyki  słuchaczy. Nam również nagle zostaje przywrócony taki wewnętrzny słuch i otwarte serce...



drzewa w parku, zima 2013 r., fot. B. Lekarczyk-Cisek

Powrót 


   Z góry wracam już odmieniona: bardziej kochająca, życzliwa, cierpliwa, a także wyciszona i skoncentrowana na sprawach istotnych. Kontynuuję Ćwiczenia w codzienności. Kiedy jednak po upływie jakiegoś czasu czuję, że wewnętrzna radość przygasa, że „głuchnę”, jest to znak, że znowu powinnam się udać „na pustynię”.
Mamy skłonność dostrzegania przede wszystkim tego, co wielkie i co imponuje swoją potęgą. Tymczasem powinniśmy uczyć się od Eliasza rozpoznawać Boga w „głosie delikatnej ciszy” Aby jednak usłyszeć tę ciszę w zgiełku dnia, trzeba  nie lada słuchu.
I przede wszystkim łaski, która nas odwróci, byśmy znowu słyszeli.


park CD, fot. B. Lekarczyk-Cisek

Artykuł ukazał się pierwotnie w "Gościu Niedzielnym".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty