Skąd Dürer w Ossolineum?
Przedwojenne Ossolineum było nie tylko wspaniałą biblioteką. Jego integralną część stanowiło wydawnictwo oraz Muzeum Książąt Lubomirskich, które powstało w wyniku porozumienia między Józefem Maksymilianem hrabią Ossolińskim a księciem Henrykiem Lubomirskim, który wzbogacił zbiory Zakładu Narodowego o wspaniałą kolekcję dzieł sztuki. Było wśród nich m.in. 30 rysunków przypisywanych Albrechtowi Dürerowi, genialnemu artyście renesansowemu. W roku 1929 historycy sztuki Mieczysław Gębarowicz i Hans Tietze wydali katalog rysunków norymberskiego mistrza i po niezwykle rzetelnych i żmudnych kwerendach i dociekaniach nieomal detektywistycznych ocenili, że 24 z nich należy przypisać Dürerowi. Jak się później okaże, miało to daleko idące konsekwencje.
Kolekcję zaprezentowano po raz pierwszy w roku 1928 na wystawie jubileuszowej w Muzeum Lubomirskich we Lwowie oraz w Germanisches Nationalmuseum w Norymberdze. W 1936 r. III Rzesza wypożyczyła je na wystawę zorganizowaną z okazji olimpiady. Wybuchła wojna. 2 stycznia 1940 roku w miejsce Zakładu Narodowego im. Ossolińskich powołano Lwowską Filię Biblioteki Akademii Nauk USRS w Kijowie i przejęto zbiory ossolińskie, a następnie zlikwidowano Muzeum Lubomirskich. Kiedy do Lwowa wkroczyli Niemcy, w listopadzie 1941 utworzono z kolei Staatsbibliothek – II Oddział Biblioteki Państwowej. Jej komisarycznym zarządcą został profesor Gębarowicz, który jednocześnie pełnił funkcję konspiracyjnego dyrektora Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z nadania księcia Andrzeja Lubomirskiego (syna Henryka).
Jak w dobrze skonstruowanym filmie sensacyjnym, już na drugi dzień po zajęciu Lwowa, tj. 2 lipca 1941 roku, dr Kai Mühlmann, komisarz do spraw zabezpieczenia dzieł sztuki w Generalnym Gubernatorstwie, rozpoczął poszukiwania kolekcji Dürera. Ostatecznie trafił do Biblioteki Baworowskich, gdzie Gębarowicz ukrył rysunki, i zażądał ich oddania, grożąc mu śmiercią. Pozostawił tylko cztery prace, których w katalogu nie było: "Głowę brodatego starca", "Gołębia dwugłowego", "Marię ze Zwiastowania" i "Gołębia ze Zwiastowania". Dwadzieścia sześć skonfiskowanych rysunków dostarczono następnie Führerowi, który zapragnął umieścić je w specjalnym muzeum III Rzeszy, a póki co postanowił się z nimi nie rozstawać.
Albrecht Dürer, Głowa starca/Wikipedia |
Po wojnie rysunki Mistrza z Norymbergi odnaleziono, jak wiele innych zagrabionych dzieł – w kopalni soli w miejscowości Alt Aussee koło Salzburga. Zwrócono je Jerzemu Rafałowi Lubomirskiemu, który o zwrot ten wystąpił, powołując się na rzekome pełnomocnictwo udzielone mu przez ojca – księcia Andrzeja, kuratora literackiego ZNiO od 1882 roku. Jerzy Rafał zdecydował się sprzedać kolekcję i w konsekwencji dzieła uległy rozproszeniu. Zwrot dzieł sztuki osobie prywatnej był precedensem, w dodatku niezgodnym z przepisami międzynarodowymi, te bowiem stanowiły, że zagrabione dzieła zwracano państwom, a te przekazywały je właścicielom. W trudnych powojennych latach nie było możliwości upomnieć się o nie. W 1970 roku prasa polonijna USA zaalarmowała, że w Stanach znajdują się obiekty z dawnej kolekcji Lubomirskich. Jednakże dopiero po upadku komunizmu rozpoczęto na nowo starania o odzyskanie utraconych skarbów. W 2001 r. do instytucji posiadających w swych zbiorach rysunki Dürera ze zbioru Lubomirskich wysłano listy rewindykacyjne. Ponadto 17 września 2002 r. dyrektor Ossolineum Adolf Juzwenko podpisał z wnukami księcia Andrzeja Lubomirskiego umowę – „Uroczyste Postanowienie”, na mocy której postanowiono:
(…) doprowadzić do odtworzenia Muzeum Lubomirskich w ramach Ossolineum i przywrócić mu dawną świetność; (…) podjąć wszelkie możliwe działania, zmierzające do odzyskania eksponatów, które wolą Henryka Lubomirskiego i jego następców zostały przekazane do Muzeum Lubomirskich.
W 2004 roku Zakład Narodowy im. Ossolińskich, przy wsparciu środowisk polonijnych USA, wydał anglojęzyczny katalog zawierający nie tylko historię i opis zaginionej kolekcji, ale również dokumenty objaśniające jej status prawny, w tym także poufne memoranda Jamesa Heatha, szefa komórki prawnej w biurze wojskowym Departamentu Stanu USA.
„Dürery” Książąt Lubomirskich na wystawie w Ossolineum?
Sprawa rysunków Dürera ożyła ponownie, tym razem za sprawą wrocławskiego artysty Eugeniusza Geta Stankiewicza. Otóż przed kilkoma laty, po zaprezentowanej w Ossolineum w 2003 roku wystawie zatytułowanej „Miedzioryt Towarzyski”, postanowił on przenieść rysunki Dürera na płyty miedziorytnicze. Tak powstał projekt „Dürery XX. Lubomirskich”, do którego artysta zaprosił Barbarę Idzikowską i Romana Kowalika. Nie chodziło jednak o „zwykłą” rekonstrukcję utraconej kolekcji, ale także o wypełnienie powstałej luki własną formą. Miał to być poniekąd dialog artystów z Dürerem, z odbiorcą i … sobą samym. Z inspiracji brakującej kolekcji zrodził się więc pomysł niezwykły. Oto troje wrocławskich artystów – każdy posługując się własnymi metodami, własnym tworzywem – powołało do życia „nowe Dürery”…
„Dürery” Geta
Eugeniusz Get Stankiewicz, Autoportret-ręka-poduszka; oko i fragment twarzy, Fot. Cz. Chwiszczuk. |
Get Stankiewicz – pisze w katalogu wystawy „Miedzioryt Towarzyski” Danuta Wróblewska – o płycie metalowej, rysunku na niej, ryciu, narzędziach, kresce i światłocieniu miękkich partii (…) wie wszystko. Zna praktyki historyczne i ich niuanse warsztatowe po koniec wieku XVIII. Prócz umiejętności i daru ręki ma zapamiętanie w pracy i iskrę szaleństwa skromnie nazywaną fantazją.
Warto zatem przyjrzeć się, jak „wygląda” dialogowanie Geta i kto mu partneruje, poza – co oczywiste – artystami, których do tego dialogu zaprosił. Pierwotne wobec miedziorytów i rysunków są w tym wypadku miedziorytnicze interpretacje rysunków mistrza z Norymbergi. Na wystawie można je zobaczyć obok gotowych prac (są to często kolejne wersje odbitek) również płyty miedziorytnicze, stanowiące ich matryce. Ale u Geta najważniejsze są – jak sam twierdzi – grafiki. Wystawę otwiera Głowa starca, wykonana techniką miedziorytu punktowego. Od oryginału odróżnia ją wiele elementów: rozmiar, charakterystyczne „oszmiańskie passe-partout”. Pod nią – znacznie mniejszy rozmiarami – Autoportret, okrągła główka, jakby dziecięca. Skąd to skojarzenie? Zgadnij, Koteczku, jakby powiedział Witkacy.
Tworząc własną wersję Autoportretu z ręką i poduszką, Get Stankiewicz nie tylko rozdzielił studium sześciu poduszek od autoportretu, ale wyposażył swoją „kopię” we własną grafikę przedstawiającą oko obramowane „oszmiańskim wydzierusem”, podczas gdy Sześciu poduszkom towarzyszy Głowa na czarnej poduszce – z prowokacyjnie rozdziawioną gębą, zwierzęco-lubieżna w wyrazie.
Na miedziorytach Geta znajdziemy też inne „znaki”: nadruki, stempelki, inskrypcje, np. godło topór z
napisem Ossolineum albo napis Muzeum w Oszmianie… Pierwowzór i „kopię” zdaje się łączyć skłonność do poszukiwań własnej ekspresji i autoironiczny dystans do samego siebie. Owo „dobudowywanie znaczeń” do już istniejących tworzy nie tylko rodzaj ukrytego dyskursu ze sobą samym, prowokuje także odbiorcę do poszukiwania ukrytych znaczeń i tym samym – do wzięcia udziału w dialogu.
Dyskurs z Dürerem i Getem jednocześnie podejmują pozostali artyści.
„Dürery” Barbary Idzikowskiej
Barbara Idzikowska, Madonna karmiąca Dzieciątko, Fot. Cz. Chwiszczuk. |
Tworząc „swoje Dürery”, artystka wypowiada się w zupełnie innym tworzywie – łączy rysunek ze specjalnie przygotowaną taflą szklaną (szkło sodowe, fryta szklana). Jej Głowa starca – rysunek na szkle – zawiera dodatkowo elementy łączące szklane moduły: wystające z kompozycji metalowe druciki czynią ją trójwymiarową. Obok Głowy starca artystka umieściła Dzidziusia z brodą, według Geta Stankiewicza, ewokując w ten sposób dodatkowe znaczenia. Z kolei okazała Madonna karmiąca Dzieciątko, umieszczona w oknie Refektarza Ossolineum, nawiązuje do idei witrażu. Kompozycja podzielona jest na 15 modułów-kwadratów, których centralną część wypełnia „cytat” Dürera, ale artystka rozwija aspekt kolorystyczny obrazu, gdzie czerwień symbolizuje uczucia (serce), zieleń – nadzieję (na szczęście i zwycięstwo), błękit – oznacza spokój, kontemplację, wierność. Zarówno czerwień jak i błękit są w ikonografii kolorami Matki Bożej.
Dürery” Romana Kowalika
Roman Kowalik, Chrystus jako Król Świata, rysunek piórkiem, 1507, Fot. Cz. Chwiszczuk. |
Z twórczością Dürera artysta zetknął się już wcześniej, wykonując mistrzowską kopię Czterech jeźdźców Apokalipsy według św. Jana. W ramach projektu wykonał matryce drzeworytnicze do sześciu należących ongiś do kolekcji Książąt Lubomirskich rysunków, które – obok drzeworytów – można zobaczyć na wystawie. Dla Romana Kowalika to właśnie „klocek”, a nie jego odbitka na papierze staje się oryginalnym dziełem sztuki. W Autoportrecie z prawą ręką zastosował klocki olchowe, w Świętej Rodzinie – czereśniowe, w przypadku Głowy aniołka – orzechowe, zaś w „Wypustce ornamentalnej z motywem pelikana”– użył drzewa jabłoni. Pominąwszy fakt, że już rzeźbiarsko potraktowane drzewo wzbudza w widzu doznania estetyczne, to po uważnym przyjrzeniu się im zaczynamy dostrzegać w nich „wariacje na temat Dürera”. Głowa aniołka, dla przykładu, została wyposażona w pełnoplastyczną sugestię brakującego w pierwowzorze fragmentu.
Na koniec można by żartobliwie stwierdzić, że o ile historycy sztuki: Gębarowicz i Tietze weszli w role detektywów, aby kolekcję Dürera rzetelnie opisać, o tyle artyści daleko poza nią wyszli. Obcując bowiem z kopiami rysunków z utraconej kolekcji (poza wyjątkiem, jakim jest Głowa starca), wykorzystali przede wszystkim swój talent i wyobraźnię, aby „odtworzyć” kolekcję na swój sposób. Być może jedyny możliwy...
Artykuł ukazał się pierwotnie w "Nowym Zyciu", w lipcu 2009 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz