wtorek, 11 grudnia 2018

"Jak zostać królem"... samego siebie /recenzja filmowa/

Film „Jak zostać królem” w reżyserii Toma Hoopera jest urokliwą kameralną opowieścią o walce Alberta, Księcia Yorku,  z wadą wymowy, będącą efektem jego dziecięcych lęków, z których nigdy nie wyrósł. Jest to zarazem opowieść o każdym z nas,  zmagającym  się z zepchniętymi w podświadomość lękami i urazami, które rzutują na nasze dorosłe życie.



   Główny bohater – Książę Albert był drugim synem księcia Yorku, a od 1910 r. króla Jerzego V. Biografowie podają, że był dzieckiem nieśmiałym i słabego zdrowia. Leczono go osobliwymi metodami: prostowano nogi za pomocą szyn, zmuszano do pisania prawą ręką. Książę był mańkutem i do końca życia miał trudności z pisaniem; jego dziennik roi się od błędów. Przeznaczony do kariery w Królewskiej Marynarce Wojennej, uczył się w Royal Naval College, ale uczniem był słabym. Wprawdzie kiedy podczas I wojny brał udział w bitwie jutlandzkiej, służąc  na okręcie Collingwood, dał dowody odwagi, jednakże problemy ze zdrowiem stały się przeszkodą dla dalszej wojskowej kariery księcia. Ale największą zmorą księcia Alberta, która posłużyła twórcom filmu za oś dramatyczną scenariusza, była wada wymowy, a ściślej – jąkanie się.

Kiedy król zostaje aktorem…

   Opowieść filmową rozpoczyna scena utrzymana w konwencji sardonicznego angielskiego humoru. Oto spiker radiowy gotowi się do wystąpienia za pomocą specyficznego rytuału, praktykując  płukanie ust, gardła, a następnie mierzenie odległości dzielącej go od mikrofonu. W  sekwencji tej – przypominającej nieme kino – użyto celowo dużych zbliżeń, a także zniekształcono obraz, nadając mu karykaturalny charakter. W ten sposób widzowie zostali  wprowadzeni w towarzyszącą nam już do końca konwencję filmu, utrzymaną w odcieniach groteskowych, co wspiera dodatkowo błyskotliwy i dowcipny dialog. Stajemy się obserwatorami charakterystycznej dla Anglików konwencji, która tyleż więzi bohaterów, dając się im we znaki, co budzi rozbawienie współczesnego widza. To jak Gombrowiczowskie gęby, których pozbyć się nie sposób, chyba że rozbije się konwencję, by za chwilę dać się opanować następnej.
  W ekspozycji filmu  jesteśmy świadkami sceny, w której główny bohater – książę Albert (znakomity Colin Firth) – ma wygłosić przemówienie podczas trwającej wówczas wystawy Imperium Brytyjskiego (1925 r.). Widzimy zgromadzony tłum z punktu widzenia mającego wygłosić mowę księcia, dzięki czemu empatycznie czujemy jego paniczny strach i nietrudną do przewidzenia klęskę. Można by zapytać, co wobec tego skłania księcia mimo tego do wystąpień. Odpowiedź znajdziemy w scenie, w której król Jerzy V (Michael Gambon) tłumaczy synowi: „Dawniej król musiał jedynie wyglądać dobrze w mundurze i trzymać się prosto w siodle. Dziś wchodzimy ludziom do domów i spoufalamy się z nimi. Nasza rodzina została sprowadzona do najpodlejszej profesji świata. Zostaliśmy aktorami!”

Artysta, nie rzemieślnik

       Kolejne sceny ilustrują tyleż zabawne, co bezskuteczne próby „leczenia” księcia przez wziętych logopedów. Kiedy klęska zdaje się być nieodwracalna, żona księcia – Elżbieta (zagrana przez Helenę Bonham Carter) trafia na Australijczyka Leonarda  Louge (Geoffrey Rush) - człowieka niekonwencjonalnego: logopedę z powołania, z umiłowania  aktora – amatora, który swoją pasją szekspirowską zdołał zarazić całą rodzinę.

Colin Firth i Helena Bonham Carter w filmie Jak zostać królem

   Można bez żadnej przesady powiedzieć, że film Hoopera jest przede wszystkim – mimo wielu wspaniale nakreślonych epizodów – wspaniałą partyturą na dwóch aktorów – wirtuozów. Scenerią zaś jest wnętrze mieszkania Louge`a – „inny świat”, do którego prowadzi staroświecka winda ukryta za ruchomą kratą. W tym entourage`u poznajemy prawdziwego artystę w swoim zawodzie, który za nic sobie ma sztywny gorset konwenansu i  od pierwszego spotkania z księciem usiłuje ów gorset poluzować. Nie ma  gotowego schematu, aby to osiągnąć. Każdy człowiek bowiem jest dla niego niepowtarzalnym wyzwaniem, domagającym się indywidualnego podejścia.

  Rzecz niebywała w tamtych czasach i środowisku: bez najmniejszych oporów proponuje przyszłemu królowi mówienie sobie po imieniu. Doskonale rozumie, że nie można leczyć pacjenta „na klęczkach”. Swoim zachowaniem i metodami (każe księciu recytować monolog Hamleta przy akompaniamencie głośnej muzyki) doprowadza Alberta do szewskiej pasji i wszystko wskazuje na to, że ich pierwsze spotkanie będzie zarazem ostatnim. A jednak tak się nie dzieje. Odsłuchawszy nagrany na płytę monolog „Być albo nie być” (na pewno tekst ten został nieprzypadkowo wybrany, bo dla księcia płynna mowa jest takim właśnie dylematem), książę ze zdumieniem odkrywa, że wypowiedział tekst bez najmniejszego trudu, nie jąkając się. Wraca zatem do swego „lekarza”, ale stawia swoje warunki – żadnej głębszej terapii, tylko ćwiczenia mechaniczne. Jak w komedii slapstickowej, obserwujemy ciąg scen, w których obaj aktorzy przekomicznie ćwiczą oddech, postawę, pracę mięśni… Oczywiście, daje to efekty, lecz powierzchowne.

Geoffrey Rush

  Dopiero wstrząs po śmierci ojca sprawia, że zamknięty w sobie następca tronu zwierza się swemu nauczycielowi wymowy ze swoich przeżyć z dzieciństwa, lęków, z których nie umiał się nigdy wyzwolić ten wrażliwy i ciepły pod maską konwenansu człowiek.  To wszystko sprawia, że zmniejsza się dystans między nim a jego logopedą – staje się on odtąd kimś więcej: przyjacielem i powiernikiem. Myli się jednak, kto sądzi, że nastąpi teraz etap harmonijnej współpracy (czytaj: zależności), do której przyzwyczaiło nas psychologiczne kino amerykańskie. Relacje między bohaterami są bowiem jak burza z wyładowaniami. Abdykacja starszego brata - Edwarda VIII - na rzecz księcia Alberta przyprawiła tego ostatniego o prawdziwy zamęt. Dzień przed abdykacją brata książę odwiedził matkę. Zapisał później w dzienniku: Kiedy powiedziałem jej, co się stało, załamałem się i rozpłakałem jak dziecko.

Być albo nie być … królem

   Koronacja księcia Alberta, który przybrał imię  Jerzego VI, odbyła się 12 maja 1937.  Tak oto „nieudacznik” stał się  władcą potężnego imperium brytyjskiego.  Przed koronacją powraca do swego mistrza i przywraca go do łask.  Ten znakomicie przygotowuje go do ceremonii i wszystko przebiega bez zakłóceń. Największa próba, a zarazem punkt kulminacyjny filmu, następuje wówczas, gdy król Jerzy VI ma wygłosić do narodu mowę w związku z wypowiedzeniem przez Anglię wojny III Rzeszy w 1939 r.  Poprzedza ją scena, w której wraz z królewską rodziną obserwujemy sfilmowane wystąpienie Hitlera. Wszyscy są poruszeni, a córka pyta króla Jerzego, o czym mówił führer. Ten odpowiada, że nie jest ważne, co mówił, ale jak to robił. I tak jest w istocie. Są porywający mówcy, ale są i tacy, którzy tego daru nie mają. Oto wyzwanie, przed którym staje również nasz bohater.

Colin Firth

  Kulminacyjna scena filmu (jego oryginalny tytuł brzmi „The King's Speech”) rozgrywa się w pomieszczeniu pałacowym zaaranżowanym na studio radiowe. Leonard  Louge czuwa nad całością, od wystroju wnętrza poczynając, a kończąc na stworzeniu sprzyjającego klimatu. Proponuje królowi, aby nastroił się tak, jakby wygłaszał orędzie do niego  – człowieka życzliwego i przyjaciela. Następuje długa sekwencja, w której równolegle zmontowano ujęcia przemawiającego króla z panoramą różnych środowisk – od rodziny i otoczenia pałacowego, na żołnierzach kończąc. Sukces ma podwójną wartość – dla króla i jego bliskich oznacza, że pokonał on dręczącą go zmorę jąkania i może odtąd mówić pełnym głosem.  Dla poddanych spokojny, poważny ton orędzia daje poczucie, że w trudnych chwilach ich król jest z nimi. Skądinąd wiemy, że na słowach się nie skończyło.  Mimo sugestii, rodzina królewska pozostała w pałacu Buckingham, gdzie żyli podobnie jak inni Brytyjczycy. Racjonowano ogrzewanie i elektryczność, a król nakazał namalować w wannie linię na wysokości 12 cm od dna, powyżej której nie można nalewać wody. Często pojawiali się publicznie, odwiedzali szpitale, jednostki wojskowe i fabryki.

Każdy chciałby być królem

   Poza tym, że film  niesie dyskretne przesłanie o tym, że  z pomocą drugiego człowieka można przekroczyć własne ograniczenia, jest on także znakomity warsztatowo. Brawurowo opowiedziana została  historia władcy, który uratował imperium  dzięki pokonaniu własnych słabości.
  Oryginalny, błyskotliwie napisany  scenariusz Davida Seidlera, świetnie wyreżyserowany przez Toma Hoopera, znakomicie zagrany – przede wszystkim przez aktorów pierwszoplanowych: Colina Firtha i  Geoffrey`a  Rusha,  ale smakowite są również role drugoplanowe czy epizody. Jeśli dodamy do tego piękne  zdjęcia pieczołowicie odtworzonych wnętrz i kostiumów z epoki, dobrą muzykę, to właściwie nie dziwi nas, że film podoba się wszystkim. Zarówno publiczności, jak i krytykom.  Któż bowiem nie chciałby być królem samego siebie…

Artykuł został opublikowany w materiałach edukacyjnych Wydawnictwa Nowa Era.

1 komentarz:

Retransmisja wybranych koncertów Misteria Paschalia na antenie Dwójki

Festiwal muzyki dawnej Misteria Paschalia tradycyjnie gości na antenie Polskiego Radia. Dzisiaj w środę 24 kwietnia o godzinie 19.30 wysłuch...

Popularne posty