Główny bohater – Książę Albert był drugim synem księcia Yorku, a od 1910 r. króla Jerzego V. Biografowie podają, że był dzieckiem nieśmiałym i słabego zdrowia. Leczono go osobliwymi metodami: prostowano nogi za pomocą szyn, zmuszano do pisania prawą ręką. Książę był mańkutem i do końca życia miał trudności z pisaniem; jego dziennik roi się od błędów. Przeznaczony do kariery w Królewskiej Marynarce Wojennej, uczył się w Royal Naval College, ale uczniem był słabym. Wprawdzie kiedy podczas I wojny brał udział w bitwie jutlandzkiej, służąc na okręcie Collingwood, dał dowody odwagi, jednakże problemy ze zdrowiem stały się przeszkodą dla dalszej wojskowej kariery księcia. Ale największą zmorą księcia Alberta, która posłużyła twórcom filmu za oś dramatyczną scenariusza, była wada wymowy, a ściślej – jąkanie się.
Kiedy król zostaje aktorem…
W ekspozycji filmu jesteśmy świadkami sceny, w której główny bohater – książę Albert (znakomity Colin Firth) – ma wygłosić przemówienie podczas trwającej wówczas wystawy Imperium Brytyjskiego (1925 r.). Widzimy zgromadzony tłum z punktu widzenia mającego wygłosić mowę księcia, dzięki czemu empatycznie czujemy jego paniczny strach i nietrudną do przewidzenia klęskę. Można by zapytać, co wobec tego skłania księcia mimo tego do wystąpień. Odpowiedź znajdziemy w scenie, w której król Jerzy V (Michael Gambon) tłumaczy synowi: „Dawniej król musiał jedynie wyglądać dobrze w mundurze i trzymać się prosto w siodle. Dziś wchodzimy ludziom do domów i spoufalamy się z nimi. Nasza rodzina została sprowadzona do najpodlejszej profesji świata. Zostaliśmy aktorami!”
Artysta, nie rzemieślnik
Kolejne sceny ilustrują tyleż zabawne, co bezskuteczne próby „leczenia” księcia przez wziętych logopedów. Kiedy klęska zdaje się być nieodwracalna, żona księcia – Elżbieta (zagrana przez Helenę Bonham Carter) trafia na Australijczyka Leonarda Louge (Geoffrey Rush) - człowieka niekonwencjonalnego: logopedę z powołania, z umiłowania aktora – amatora, który swoją pasją szekspirowską zdołał zarazić całą rodzinę.
Colin Firth i Helena Bonham Carter w filmie Jak zostać królem |
Można bez żadnej przesady powiedzieć, że film Hoopera jest przede wszystkim – mimo wielu wspaniale nakreślonych epizodów – wspaniałą partyturą na dwóch aktorów – wirtuozów. Scenerią zaś jest wnętrze mieszkania Louge`a – „inny świat”, do którego prowadzi staroświecka winda ukryta za ruchomą kratą. W tym entourage`u poznajemy prawdziwego artystę w swoim zawodzie, który za nic sobie ma sztywny gorset konwenansu i od pierwszego spotkania z księciem usiłuje ów gorset poluzować. Nie ma gotowego schematu, aby to osiągnąć. Każdy człowiek bowiem jest dla niego niepowtarzalnym wyzwaniem, domagającym się indywidualnego podejścia.
Rzecz niebywała w tamtych czasach i środowisku: bez najmniejszych oporów proponuje przyszłemu królowi mówienie sobie po imieniu. Doskonale rozumie, że nie można leczyć pacjenta „na klęczkach”. Swoim zachowaniem i metodami (każe księciu recytować monolog Hamleta przy akompaniamencie głośnej muzyki) doprowadza Alberta do szewskiej pasji i wszystko wskazuje na to, że ich pierwsze spotkanie będzie zarazem ostatnim. A jednak tak się nie dzieje. Odsłuchawszy nagrany na płytę monolog „Być albo nie być” (na pewno tekst ten został nieprzypadkowo wybrany, bo dla księcia płynna mowa jest takim właśnie dylematem), książę ze zdumieniem odkrywa, że wypowiedział tekst bez najmniejszego trudu, nie jąkając się. Wraca zatem do swego „lekarza”, ale stawia swoje warunki – żadnej głębszej terapii, tylko ćwiczenia mechaniczne. Jak w komedii slapstickowej, obserwujemy ciąg scen, w których obaj aktorzy przekomicznie ćwiczą oddech, postawę, pracę mięśni… Oczywiście, daje to efekty, lecz powierzchowne.
Geoffrey Rush |
Dopiero wstrząs po śmierci ojca sprawia, że zamknięty w sobie następca tronu zwierza się swemu nauczycielowi wymowy ze swoich przeżyć z dzieciństwa, lęków, z których nie umiał się nigdy wyzwolić ten wrażliwy i ciepły pod maską konwenansu człowiek. To wszystko sprawia, że zmniejsza się dystans między nim a jego logopedą – staje się on odtąd kimś więcej: przyjacielem i powiernikiem. Myli się jednak, kto sądzi, że nastąpi teraz etap harmonijnej współpracy (czytaj: zależności), do której przyzwyczaiło nas psychologiczne kino amerykańskie. Relacje między bohaterami są bowiem jak burza z wyładowaniami. Abdykacja starszego brata - Edwarda VIII - na rzecz księcia Alberta przyprawiła tego ostatniego o prawdziwy zamęt. Dzień przed abdykacją brata książę odwiedził matkę. Zapisał później w dzienniku: Kiedy powiedziałem jej, co się stało, załamałem się i rozpłakałem jak dziecko.
Być albo nie być … królem
Koronacja księcia Alberta, który przybrał imię Jerzego VI, odbyła się 12 maja 1937. Tak oto „nieudacznik” stał się władcą potężnego imperium brytyjskiego. Przed koronacją powraca do swego mistrza i przywraca go do łask. Ten znakomicie przygotowuje go do ceremonii i wszystko przebiega bez zakłóceń. Największa próba, a zarazem punkt kulminacyjny filmu, następuje wówczas, gdy król Jerzy VI ma wygłosić do narodu mowę w związku z wypowiedzeniem przez Anglię wojny III Rzeszy w 1939 r. Poprzedza ją scena, w której wraz z królewską rodziną obserwujemy sfilmowane wystąpienie Hitlera. Wszyscy są poruszeni, a córka pyta króla Jerzego, o czym mówił führer. Ten odpowiada, że nie jest ważne, co mówił, ale jak to robił. I tak jest w istocie. Są porywający mówcy, ale są i tacy, którzy tego daru nie mają. Oto wyzwanie, przed którym staje również nasz bohater.
Colin Firth |
Kulminacyjna scena filmu (jego oryginalny tytuł brzmi „The King's Speech”) rozgrywa się w pomieszczeniu pałacowym zaaranżowanym na studio radiowe. Leonard Louge czuwa nad całością, od wystroju wnętrza poczynając, a kończąc na stworzeniu sprzyjającego klimatu. Proponuje królowi, aby nastroił się tak, jakby wygłaszał orędzie do niego – człowieka życzliwego i przyjaciela. Następuje długa sekwencja, w której równolegle zmontowano ujęcia przemawiającego króla z panoramą różnych środowisk – od rodziny i otoczenia pałacowego, na żołnierzach kończąc. Sukces ma podwójną wartość – dla króla i jego bliskich oznacza, że pokonał on dręczącą go zmorę jąkania i może odtąd mówić pełnym głosem. Dla poddanych spokojny, poważny ton orędzia daje poczucie, że w trudnych chwilach ich król jest z nimi. Skądinąd wiemy, że na słowach się nie skończyło. Mimo sugestii, rodzina królewska pozostała w pałacu Buckingham, gdzie żyli podobnie jak inni Brytyjczycy. Racjonowano ogrzewanie i elektryczność, a król nakazał namalować w wannie linię na wysokości 12 cm od dna, powyżej której nie można nalewać wody. Często pojawiali się publicznie, odwiedzali szpitale, jednostki wojskowe i fabryki.
Każdy chciałby być królem
Poza tym, że film niesie dyskretne przesłanie o tym, że z pomocą drugiego człowieka można przekroczyć własne ograniczenia, jest on także znakomity warsztatowo. Brawurowo opowiedziana została historia władcy, który uratował imperium dzięki pokonaniu własnych słabości.
Oryginalny, błyskotliwie napisany scenariusz Davida Seidlera, świetnie wyreżyserowany przez Toma Hoopera, znakomicie zagrany – przede wszystkim przez aktorów pierwszoplanowych: Colina Firtha i Geoffrey`a Rusha, ale smakowite są również role drugoplanowe czy epizody. Jeśli dodamy do tego piękne zdjęcia pieczołowicie odtworzonych wnętrz i kostiumów z epoki, dobrą muzykę, to właściwie nie dziwi nas, że film podoba się wszystkim. Zarówno publiczności, jak i krytykom. Któż bowiem nie chciałby być królem samego siebie…
Artykuł został opublikowany w materiałach edukacyjnych Wydawnictwa Nowa Era.
bardzo podobał mi się film
OdpowiedzUsuń