Agnieszka Franków-Żelazny, Mazurkiewicz Foto |
Agnieszka Franków-Żelazny: Może to się wydawać zaskakujące, ale początek kwarantanny nie był dla mnie aż tak szokujący, pomimo że tak wiele ominęło nas jako zespół. Chór NFM-u miał jechać na pierwsze swoje azjatyckie tournée do Japonii, w maju miał wystąpić podczas Klarafestival w Brukseli z pięknym repertuarem „Dzwonów” Rachmaninowa oraz „Totus Tuus” Mikołaja Henryka Góreckiego. Przepadło wiele koncertów, także organizowanych w ramach współpracy z Filharmonią Opolską czy Zielonogórską. Nie wykonaliśmy przepięknego „Eliasza” Mendelssohna Bartholdy`ego w interpretacji Giancarlo Guerrero, w którym to koncercie, obok Orkiestry i Chóru NFM, miało wystąpić 160 chórzystów Chórów Śpiewającej Polski. Pandemia pokrzyżowała także moje osobiste plany, np. poprowadzenia kursu dyrygenckiego w Wileńskiej Akademii Muzycznej, a także pracy jurora w konkursie chórów w Tallinie. Najbardziej jednak ubolewam nad tym, że nie wykonaliśmy „Siedmiu bram Jerozolimy” Krzysztofa Pendereckiego, który miał być we Wrocławiu obecny, ale zmarł wkrótce po planowanym koncercie. Nawet jeśli koncert się w przyszłości odbędzie, to już bez udziału Profesora… Jestem pewna, że byłby przeszczęśliwy słysząc nasze wykonanie – po raz pierwszy w sali Narodowego Forum Muzyki. Wszyscyśmy się na to cieszyli…
Mimo wszystko zachowała Pani dystans do pandemicznej izolacji.
Tak, bo w przeszłości spotkało mnie coś podobnego, może nawet było to trudniejsze doświadczenie. W 2014 roku nagle dowiedziałam się, że muszę przejść operację wycięcia nowotworu serca. W rezultacie moje kilkumiesięczne plany artystyczne, dosłownie z dnia na dzień, stały się nieaktualne. Myślę, że wstrząs, jaki wtedy przeżyłam, przygotował mnie i zahartował na podobne wydarzenia. Toteż i tę sytuację potraktowałam z dystansem i pokorą – jako kompletnie ode mnie niezależną. Nie zmienia to faktu, że dla nas, artystów, była ona bardzo trudna, tym bardziej, że nie mogliśmy się w żaden sposób do niej przygotować. Z pomocą przyszedł nam Internet. Teraz jesteśmy bogatsi o to doświadczenie i jestem przekonana, że mądrze z niego korzystając, będziemy dużo lepiej radzić sobie w nowej rzeczywistości poizolacyjnej, która, jestem pewna, będzie wyglądać inaczej.
Agnieszka Franków-Żelazny, Mazurkiewicz Foto |
Czas pandemii okazał się także czasem eksperymentów…
Tak, początkowo poruszaliśmy się po omacku, usiłując wypracować nowe formy funkcjonowania, które dałyby nam namiastkę kontaktu z publicznością i minimalne poczucie sprawczości, a także szansę na wykorzystanie kreatywności wielu osób. Stąd wzięły się pomysły na wirtualne chóry oraz filmiki kręcone w domach.
Artyści po raz pierwszy wpuścili nas wówczas do swoich domów.
To jest coś, co uważam za niezwykle wartościowe. Sądzę, że wcześniej niewielu artystów pomyślałoby o tym, aby pokazać siebie od prywatnej strony. To niesamowite! Pamiętam, że gdy rozpoczynałam pracę w Filharmonii Wrocławskiej, Agnieszka Frei przygotowała kampanię reklamową, w której pokazywano naszą instytucję przez pryzmat tworzących ją artystów: z instrumentami albo i bez, w zabawnych pozach... Próbowano wówczas „zdjąć muzyków z piedestału” i zbliżyć do melomana. Obecnie jednak to poszło o wiele dalej. Bez tej przymusowej izolacji chyba byśmy się nie odważyli. Artyści zapraszający melomanów do swoich domów, do rodzin – to według mnie niezwykle wartościowe zjawisko.
Poza tym na skutek doświadczenia izolacji wszyscy artyści, przypomnieli sobie, a może niektórzy dopiero uświadomili, jak ważnym członkiem zespołu jest słuchacz, jak istotną część dzieła stanowi publiczność. Sądzę, że podobnie jest ze słuchaczami, którzy mieli okazję przekonać się, że nawet najpiękniejszego koncertu, obejrzanego przed monitorem telewizora czy komputera lub wysłuchanego dzięki transmisji online, nie da się porównać z obiorem muzyki na żywo, w gronie osób podobnie współodczuwających.
Co więcej, artyści pokazali się nam nie tylko jako muzycy. To było wzruszające i piękne, że nie bali się odsłonić. Czuło się w tym prawdę.
To jest wartość dodana tej sytuacji: artysta znany nam ze sceny czy estrady okazuje się takim samym człowiekiem jak my – z podobnymi problemami i radościami.
Chyba nie. To przecież nie zmienia jego kompetencji, a być może niektórym melomanom doda odwagi do wybrania się na takie koncerty, które dotychczas były poza jego zasięgiem. Co więcej, zauważyłam także wysyp nowych talentów. Ludzie odizolowani od innych zaczęli tworzyć albo ujawniać się z tym, że tworzą w różnych dziedzinach. To bardzo ważne, bo żyjemy w społeczeństwie zakompleksionym, zbytnio samokrytycznym. Boimy się pokazać coś, co nie jest doskonałe. Ubolewam np. nad systemem edukacji ogólnej, który rzadko daje uczniowi możliwość udoskonalenia się. To jest raczej system polegający na sprawdzaniu poziomu wiedzy. Brakuje informacji, nad czym pojedynczy uczeń powinien popracować, aby móc się rozwijać w danym zakresie wiedzy. Otrzymuje stopień ze sprawdzianu i przechodzi do następnego działu. Tymczasem podczas pandemii coś się przełamało – ludzie dali sobie prawo do bycia niedoskonałymi, do popełnianie błędów. Błąd przecież jest piękną sytuacją, w której – jeśli wiemy, na czym polega – możemy się dalej rozwijać. Błąd jest najlepszą lekcją!
Ważne okazało się także i to, że niektórzy członkowie Chóru NFM objawili swoje nieznane dotąd talenty: ktoś okazał się kompozytorem, ktoś inny sprawnie montował filmy, jeszcze inny pisał teksty. W ten sposób powstały utwory – muzyczne miniaturki. Krzyś Domański stworzył najpierw scenę domową „Ach, człeku, zostań w domu!”, a potem powstała piosenka na Dzień Dziecka, którą mogliśmy wykonać rodzinnie w naszych domach z naszymi pociechami. Okazało się, że izolację wykorzystaliśmy twórczo i nie był to czas utracony.
Agnieszka Franków-Żelazny, fot. z archiwum artystki |
Rzeczywiście, zaczyna się coś dziać, ale planujemy koncerty na tydzień – dwa. 12 czerwca Chór NFM wykonał „Magnificat” Vivaldiego z towarzyszeniem Wrocławskiej Orkiestry Barokowej i solistów. Planujemy powrót w nowym sezonie, ale trzeba będzie być ostrożnym z dużymi formami, a postawić raczej na kameralne wykonania. Poza tymi już dawno zaplanowanymi na sezon 2020/2021, chcielibyśmy powrócić do wybranych koncertów, które się nie odbyły, bo są to niezwykle wartościowe wydarzenia. Należy do nich „Siedem bram Jerozolimy” Krzysztofa Pendereckiego, nagranie kolejnej płyty z Paulem McCreeshem. „Eliasz” Mendehlssohna-Bartoldy`ego. Byliśmy bardzo ciekawi interpretacji Giancarlo Guerrero, z jego energią i temperamentem. Miejmy nadzieję, że uda nam się zaprezentować publiczności te koncerty. Filharmonia Opolska ponawia zaproszenie na wspólne nagranie IX Symfonii Ludwiga van Beethovena. Mamy też w planach koncerty a cappella Chóru NFM z wieloma dyrygentami gościnnymi.
Oby się to wszystko bez przeszkód udało. Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz