Film "Dom dobry" jest zrobiony "grubą kreską", co nie jest bynajmniej komplementem. O ile reżyser postarał się nakreślić złożony portret bohaterki, o tyle męski bohater, o wyglądzie sympatycznego misia, został uproszczony do bólu. Film to czarno-biały, o cechach reportażu interwencyjnego, pozbawiony uniwersalnego przesłania. A przy tym nieznośnie brutalny, tak w warstwie języka, jak i obrazu.
![]() |
| Kadr z filmu "Dom dobry" w reż. Wojtka Smarzowskiego |
Wojtek Smarzowski jest reżyserem, który nie robi letnich filmów i zazwyczaj podejmuje trudne tematy. Tak było w przypadku "Wesela" (2004, 2021), w którym przedstawił krytycznie obraz współczesnej Polski i Polaków, "Róży" (2011) – dramatycznej powojennej historii Polaków i Mazurów. Odważnie podjął także dramat ludobójstwa na Wołyniu ("Wołyń", 2016). Podejmował również tematy społeczne: pijaństwa ("Pod Mocnym Aniołem", 2013), skandali pedofilskich w Kościele ("Kler", 2018). Odrażający bohaterowie pojawili się w filmie "Dom zły" (2009), do którego nawiązuje tytułem najnowszy film reżysera: "Dom dobry". Podejmuje w nim Smarzowski temat przemocy domowej. Jak stwierdził podczas spotkania z publicznością w Kinie Nowe Horyzonty, zjawisko to nasiliło się ze szczególną mocą podczas pandemii, wtedy też pomyślał o tym, aby nakręcić kameralny film, którego akcja rozgrywać się będzie we wnętrzach.
Opowiedziana w filmowych obrazach historia jest równie mocna, jak całe kino Smarzowskiego, który "od zawsze" przedstawiał świat w czarnych barwach. Z jednej strony, można by – idąc tropem wypowiedzi reżysera – potraktować jego filmy jako "misyjne". W wywiadzie, który przeprowadziłam z nim przed dziesięcioma laty, powiedział:
"Robię filmy, bo coś mnie uwiera, coś mnie w naszej rzeczywistości boli. Ale zawsze próbuję zostawić nadzieję. Na tyle, na ile potrafię. Postrzegam kino jako rodzaj misji. Robienie filmów błahych kompletnie mnie nie interesuje".
Z drugiej zaś strony, łatwo w takim przypadku popaść w ton moralizatorski i pokazywać świat czarno-biały, choć w przypadku filmów Smarzowskiego bieli jest niewiele.
W "Domu dobrym" (w kontekście obejrzanego filmu tytuł wydaje się brzmieć ironicznie) reżyser przeprowadza coś w rodzaju anatomii przemocy. Najpierw widzimy bohaterkę Gośkę (znakomita Agata Turkot) w relacji z matką - alkoholiczką, która nie tylko nie obdarza jej dobrym słowem czy gestem, ale nieustająco krytykuje, nie przebierając w słowach. Nie inaczej wyglądają w tym domu święta, na których pojawia się siostra z mężem, również mająca problem alkoholowy. Główna bohaterka jest abstynentką, zachowuje pogodę ducha i zarabia na życie lekcjami angielskiego, wspomagając finansowo matkę i siostrę. W Internecie poznaje Grześka (Tomasz Schuchardt), z którym prowadzi intelektualne zabawy w odgadywanie cytatów, a później, po karczemnej awanturze, którą robi jej matka (Agata Kulesza), przeprowadza się do niego, właściwie nie znając człowieka. To raczej ucieczka od matki niż świadoma decyzja. Wpada jednak z deszczu pod rynnę, bo ów okazuje się sadystą i damskim bokserem. Taki jest mniej więcej zarys fabuły.
Smarzowski, a za nim wielu recenzentów, opowiada o tym, że bohaterkę łączy z partnerem, a potem mężem, uczucie miłości, ja jednak uważam, że to mija się z prawdą. Owszem, jest tęsknota za miłością, także za normalnym domem, poczuciem bezpieczeństwa, które jest tak silne, że bohaterka nie chce widzieć realiów. A potem jest już za późno: nie potrafi się uwolnić, zwłaszcza, że nie ma dokąd pójść i że nie może liczyć na niczyją pomoc: nie udzielą jej skutecznie ani najbliżsi, ani znajomi, ani instytucje społeczne.
Film jest zrobiony "grubą kreską", co nie jest bynajmniej komplementem. O ile reżyser postarał się nakreślić złożony portret bohaterki jako wrażliwej kobiety, a zarazem DDA (dorosłe dzieci alkoholików), co czyni ją w konsekwencji ofiarą psychopaty, o tyle główny bohater, o budzącym sympatię wyglądzie sympatycznego misia, został uproszczony do bólu. Jedyne zdanie, które pada w filmie, a którego celem jest "wyjaśnienie", dlaczego tak postępuje, brzmi: "Tak robił mój dziadek, mój ojciec i ja tak robię". No, przepraszam... Rozumiem pewne uproszczenia w reportażu interwencyjnym, ale tu... Najbardziej interesującym pomysłem formalnym tego filmu, który warto by zauważyć, jest scena, w której leżąca w szpitalu bohaterka "rozdwaja się" niejako na osobne postacie i odtąd już pojawiają się obrazy, co do których nie jesteśmy pewni, czy rozgrywają się realnie, czy tylko w wyobraźni nękanej kobiety.
Tak się złożyło, że wieczór poprzedzający kinową projekcję najnowszego filmu Wojtka Smarzowskiego spędziłam oglądając (kolejny raz) "Lewiatana" Andrieja Zwiagincewa. Otóż tam, poza dobrze opowiedzianą historią społeczno-polityczną, rozgrywa się pełen ukrytych symboli dramat, który sprawia, że kino to nabiera cech uniwersalnych, a bohater ze zwykłego pijaczka z rosyjskiej prowincji staje się bohaterem tragicznym. Tego mi właśnie w filmie Smarzowskiego brakuje. No i nie jest to film, do którego chciałoby się powrócić...
Film "Dom dobry" obejrzałam przedpremierowo w Kinie Nowe Horyzonty 5 listopada 2025.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz