To wielkie, wstrząsające kino, które opowiada o kondycji moralnej
współczesnego świata - o tym, że ”dzieje się już”…
plakat filmu |
Najnowszy - i
tak niecierpliwie oczekiwany - film Wojciecha Smarzowskiego: ”Wołyń” jest opowieścią o zbrodni, która miała miejsce
na Kresach południowo-wschodnich, w latach 1939-1947, ale jest to zarazem kino wielkich, chciałoby się rzec:
fundamentalnych tematów. Przypominając historyczne wydarzenia, pokazuje,
jak rodzi się zło, nienawiść, przybierając monstrualne rozmiary, a zarazem
przywraca pamięć i godność tym, którzy padli jego ofiarą,. Opowiada także o
miłości w nieludzkich czasach i czyni to pięknie i wiarygodnie.
Przywołanie świata, który okrutnie unicestwiono
kadr z filmu Wołyń |
Film otwiera
go monumentalna scena wiejskiego wesela – rodzaj prologu mającej nadejść
tragedii, a zarazem symbol dobrych relacji pomiędzy sąsiadami. Ślub biorą
ukraiński chłopiec i polską dziewczyna. Inna para – główna bohaterka filmu
Zosia (Michalina Łabacz) i młody Ukrainiec Petro (Wasyl Wasylik) również mają
się ku sobie, ale ojciec nie zezwoli na ten związek i wyda dziewczynę za
bogatego wdowca. Jak w soczewce widzimy
społeczność żyjących obok siebie – i ze sobą – Polaków, Ukraińców,
Żydów. Jednak od początku tym pozornie stabilnym, zrozumiałym światem zaczynają wstrząsać nadchodzące wydarzenia,
które ostatecznie doprowadzą do jego zagłady. Ksiądz podczas ceremonii ślubnej
ostrzega przed nadciągającym pogromem – zbrojącymi się i napadającymi członkami
UON, a i samo zło w postaci komunistycznego podżegacza pojawia się na weselu,
aby jątrzyć przeciw Polakom i przekonywać dla złej sprawy.
Wojciech
Smarzowski z wielkim pietyzmem rekonstruuje tamten, nieistniejący już, świat –
wielojęzyczny, a zarazem bez językowych barier, z jego obyczajowością i
obrzędami, a także z mentalnością ludzi, którzy kierują się w postępowaniu
wartościami zachodniej cywilizacji, gdzie liczy się ”Bóg honor i Ojczyzna”.
Rozwija się nieśpiesznie na naszych oczach, abyśmy go mogli na chwilę zobaczyć.
I zapamiętać. Nadchodzi jednak zmierzch tego świata i wkrótce zostaje zmieciony
przez obydwa totalitaryzmy oraz przez ukraiński nacjonalizm. Moje pokolenie zna
go już tylko z opowiadań dziadków i rodziców, współczesne - nie zna wcale. Ale nie jest to jedyna wartość
tego filmu, choć z pewnością istotna z wielu powodów i nie sposób jej pominąć.
Otóż film ten, tak mocno osadzony w tamtych realiach, jest zarazem głosem, który usiłuje się przebić przez
siedemdziesiąt lat milczenia o zbrodni wołyńskiej. To, co było oczywiste w
czasach komunizmu, kiedy o wielu sprawach mówić nie było wolno, jest kompletnie
niezrozumiałe w wolnej ojczyźnie, czyli od niemal trzydziestu lat.
Film o pamięci
kadr z filmu |
Mottem filmu
”Wołyń” są słowa Jana Zaleskiego, ojca ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego: ”Kresowian zabito dwukrotnie. Raz przez
ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie”. Otóż film ten pokazuje,
podobnie jak wcześniejsza „Róża”, że istnieją
obszary historii kompletnie wymazane z pamięci narodu. A cóż to za naród
bez pamięci? Jest to więc także film o
pamięci – o jej przywracaniu. Jednak nie po to, aby jątrzyć i rozdrapywać
stare rany. Pamięć ta należy się ludziom okrutnie i bestialsko zamordowanym
tylko dlatego, że byli Polakami. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się ich
szczątki i nie uczczono ich dotychczas nawet pomnikiem. Smarzowski, przywołując
pamięć o nich, ukazuje zarazem stan współczesnej cywilizacji – jej
odhumanizowanie. Bo ten film, mówiąc o tym, co się zdarzyło przed laty, mówi
także o nas, żyjących współcześnie ludziach – o kryzysie współczesnej cywilizacji, o rozpadzie wartości, który
pociąga za sobą destrukcję. Widzimy to wyraźnie nie tylko obserwując wojnę w
Syrii, choć jest to przykład najbardziej jaskrawy.
Tragedia człowieka uwikłanego w historię
”Wołyń” to także wielka tragedia
człowieka uwikłanego w historię. Jeśli tak na to spojrzymy – to dostrzeżemy
w nim także dramat współczesnego człowieka. Zbrodnie ludobójstwa nie należą
bynajmniej do przeszłości – one wciąż mają miejsce we współczesnym świecie. Okrucieństwo
niebywałe, wstrząsające, które widzimy na ekranie, nie pochodzi od kogoś
obcego, nieznanego. Tym, który się znęca i czyni to z satysfakcją, jest sąsiad,
tym, który błogosławi morderców jest pop…
Świat filmu Smarzowskiego ma cechy dychotomiczne: jedni
wierzą jeszcze w wartości takie jak honor, wierność, miłość i uczciwość, ale
nadchodzi cywilizacja śmierci – jej zwiastunami są hitlerowcy, komuniści,
ukraińscy nacjonaliści. Rozpętuje się prawdziwe pandemonium. Najpierw mordowani
są powracający z przegranej kampanii wrześniowej żołnierze, potem także cywile.
Dla stworzenia państwa ukraińskiego większość jego obywateli kolaboruje to z
komunistami, to z hitlerowcami, a ich żądza mordu i okrucieństwo, z jakim
znęcają się nad niewinnymi, w tym nad dziećmi, może być porównywalna jedynie z
wydarzeniami, które w 1994 roku rozegrały się w Rwandzie. Nieliczni przyzwoici Ukraińcy,
którzy odmawiają udziału w zbrodni, jak szwagier Zosi, także giną.
Miłość nieludzkich w czasach
Michalina Łabacz jako Zosia i Vasili Vasylyk jako Petro |
Paradoksalnie,
jest to także film o tym, że miłość jest silniejsza od strachu i od śmierci.
Petro ratuje życie Zosi i ich dziecka, przypłaca to własnym życiem, podobnie
szwagier głównej bohaterki. A i ona sama, narażając życie własne i rodziny,
ukrywa żydowskich sąsiadów, na których też się poluje. Pokonuje też strach,
ból, wreszcie fizyczną słabość, aby ocalić z tej hekatomby własne dziecko –
owoc jej miłości do Petro. Bo ten film – jak powiedział w jednym z wywiadów
reżyser – mówi także ”o miłości w
czasach nieludzkich”. To są promyki światła w tym strasznym świecie, które
nie pozwalają, mimo wszystko, utracić wiary w człowieka.
Wojciech Smarzowski i
jego kino
Chociaż scenariusz filmu powstał w oparciu o relacje świadków i
opowiadania Stanisława Srokowskiego (który pamięta tamte wydarzenia z
autopsji), zatytułowane ”Nienawiść”,
nie jest jednak ani filmem dokumentalnym, ani historycznym, choć w historii mocno
zanurzonym. To wielkie,
wstrząsające kino, które opowiada o
kondycji moralnej współczesnego świata i o tym, że ”dzieje się już”. Nie ulega
wątpliwości, iż jest to film wybitny pod każdym względem.
Wielki
również dlatego, że zrobiony z rozmachem, choć z wielkim trudem i częściowo za
społeczne pieniądze.
Skala produkcji olbrzymia – opowiadał podczas spotkania po
wrocławskiej prapremierze w Dolnośląskim Centrum Filmowym jeden producentów. Kręciliśmy w Lublinie, woj. lubelskim, na Podkarpaciu, woj.
mazowieckim, łódzkim, na Podlasiu… To było 80 dni zdjęciowych, 130 ról
nazwanych 30 aktorów, ok. 3 tysięcy statystów, zwierzęta, małe dzieci. Zdjęcia
zaczęto 14 września 2014 roku, a zakończono główną partię zdjęć 21 sierpnia
2015 roku. Przed zdjęciami trzeba było postawić dużą dekorację plenerową i
utrzymać ją w gotowości przez ponad 11 miesięcy. Zdjęcia były kręcone w czterech
porach roku, bo takie było założenie, aby można było zauważyć upływ czasu.
Trzeba by podkreślić, że wszystkie te okoliczności nie tylko
nie zaszkodziły filmowi, ale wyszły mu na dobre. Był produkcją w części
niezależną i tworzoną bez politycznych nacisków, w artystycznej wolności.
Wykonawczyni głównej roli Zosi Głowackiej – Michalina Łabacz, krucha i delikatna, w dodatku debiutantka,
udźwignęła swoją postać i uczyniła prawdziwą, co – jak aktorka podkreślała na
spotkaniu – było w dużej mierze efektem wielogodzinnych rozmów i prowadzenia
przez reżysera. Podobnie – pozostali aktorzy, w tym Ukraińcy, o których
wspominał Smarzowski, że po projekcji zmontowanego już filmu ”byli wstrząśnięci i obejrzeli go z pękniętym
sercem”. Autorem znakomitych zdjęć jest Piotr
Sobociński Jr - syn i wnuk
operatorów (Piotra i Witolda), młody, ale mający już za sobą takie filmy, jak
”Dom zły” i ”Róża” W. Smarzowskiego czy ”Plac Zbawiciela” K. Krauzego.
Sam Wojciech Smarzowski jest w polskim kinie zjawiskiem
osobnym i niepowtarzalnym. Wszystkie jego dotychczasowe filmy, jak choćby
”Wesele” czy ”Róża”, były istotnym głosem na temat kondycji moralnej Polaków
oraz ich uwikłania w trudną historię, ale ten zdaje się być ukoronowaniem
twórczej drogi tego nieprzeciętnego i bezkompromisowego artysty.
zwiastun
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz