piątek, 8 grudnia 2017

„Wołyń”: Historia pewnej apokalipsy /recenzja filmu/

To wielkie, wstrząsające  kino, które opowiada o kondycji moralnej współczesnego świata - o tym, że ”dzieje się już”…

plakat filmu
Najnowszy - i tak niecierpliwie oczekiwany - film Wojciecha Smarzowskiego: ”Wołyń” jest opowieścią o zbrodni, która miała miejsce na Kresach południowo-wschodnich, w latach 1939-1947, ale jest to zarazem kino wielkich, chciałoby się rzec: fundamentalnych tematów. Przypominając historyczne wydarzenia, pokazuje, jak rodzi się zło, nienawiść, przybierając monstrualne rozmiary, a zarazem przywraca pamięć i godność tym, którzy padli jego ofiarą,. Opowiada także o miłości w nieludzkich czasach i czyni to pięknie i wiarygodnie.

Przywołanie świata, który okrutnie unicestwiono


kadr z filmu Wołyń
Film otwiera go monumentalna scena wiejskiego wesela – rodzaj prologu mającej nadejść tragedii, a zarazem symbol dobrych relacji pomiędzy sąsiadami. Ślub biorą ukraiński chłopiec i polską dziewczyna. Inna para – główna bohaterka filmu Zosia (Michalina Łabacz) i młody Ukrainiec Petro (Wasyl Wasylik) również mają się ku sobie, ale ojciec nie zezwoli na ten związek i wyda dziewczynę za bogatego wdowca. Jak w soczewce widzimy  społeczność żyjących obok siebie – i ze sobą – Polaków, Ukraińców, Żydów. Jednak od początku tym pozornie stabilnym, zrozumiałym światem  zaczynają wstrząsać nadchodzące wydarzenia, które ostatecznie doprowadzą do jego zagłady. Ksiądz podczas ceremonii ślubnej ostrzega przed nadciągającym pogromem – zbrojącymi się i napadającymi członkami UON, a i samo zło w postaci komunistycznego podżegacza pojawia się na weselu, aby jątrzyć przeciw Polakom i przekonywać dla złej sprawy.
Wojciech Smarzowski z wielkim pietyzmem rekonstruuje tamten, nieistniejący już, świat – wielojęzyczny, a zarazem bez językowych barier, z jego obyczajowością i obrzędami, a także z mentalnością ludzi, którzy kierują się w postępowaniu wartościami zachodniej cywilizacji, gdzie liczy się ”Bóg honor i Ojczyzna”. Rozwija się nieśpiesznie na naszych oczach, abyśmy go mogli na chwilę zobaczyć. I zapamiętać. Nadchodzi jednak zmierzch tego świata i wkrótce zostaje zmieciony przez obydwa totalitaryzmy oraz przez ukraiński nacjonalizm. Moje pokolenie zna go już tylko z opowiadań dziadków i rodziców, współczesne -  nie zna wcale. Ale nie jest to jedyna wartość tego filmu, choć z pewnością istotna z wielu powodów i nie sposób jej pominąć. Otóż film ten, tak mocno osadzony w tamtych realiach, jest zarazem głosem, który usiłuje się przebić przez siedemdziesiąt lat milczenia o zbrodni wołyńskiej. To, co było oczywiste w czasach komunizmu, kiedy o wielu sprawach mówić nie było wolno, jest kompletnie niezrozumiałe w wolnej ojczyźnie, czyli od niemal trzydziestu lat.

Film o pamięci


kadr z filmu
Mottem filmu ”Wołyń” są słowa Jana Zaleskiego, ojca ks. Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego: ”Kresowian zabito dwukrotnie. Raz przez ciosy siekierą, drugi raz przez przemilczenie”. Otóż film ten pokazuje, podobnie jak wcześniejsza „Róża”, że istnieją obszary historii kompletnie wymazane z pamięci narodu. A cóż to za naród bez pamięci? Jest to więc także film o pamięci – o jej przywracaniu. Jednak nie po to, aby jątrzyć i rozdrapywać stare rany. Pamięć ta należy się ludziom okrutnie i bestialsko zamordowanym tylko dlatego, że byli Polakami. Do dziś nie wiadomo, gdzie znajdują się ich szczątki i nie uczczono ich dotychczas nawet pomnikiem. Smarzowski, przywołując pamięć o nich, ukazuje zarazem stan współczesnej cywilizacji – jej odhumanizowanie. Bo ten film, mówiąc o tym, co się zdarzyło przed laty, mówi także o nas, żyjących współcześnie ludziach – o kryzysie współczesnej cywilizacji, o rozpadzie wartości, który pociąga za sobą destrukcję. Widzimy to wyraźnie nie tylko obserwując wojnę w Syrii, choć jest to przykład najbardziej jaskrawy.

Tragedia człowieka uwikłanego w historię

”Wołyń” to także wielka tragedia człowieka uwikłanego w historię. Jeśli tak na to spojrzymy – to dostrzeżemy w nim także dramat współczesnego człowieka. Zbrodnie ludobójstwa nie należą bynajmniej do przeszłości – one wciąż mają miejsce we współczesnym świecie. Okrucieństwo niebywałe, wstrząsające, które widzimy na ekranie, nie pochodzi od kogoś obcego, nieznanego. Tym, który się znęca i czyni to z satysfakcją, jest sąsiad, tym, który błogosławi morderców jest pop…
Świat filmu Smarzowskiego ma cechy dychotomiczne: jedni wierzą jeszcze w wartości takie jak honor, wierność, miłość i uczciwość, ale nadchodzi cywilizacja śmierci – jej zwiastunami są hitlerowcy, komuniści, ukraińscy nacjonaliści. Rozpętuje się prawdziwe pandemonium. Najpierw mordowani są powracający z przegranej kampanii wrześniowej żołnierze, potem także cywile. Dla stworzenia państwa ukraińskiego większość jego obywateli kolaboruje to z komunistami, to z hitlerowcami, a ich żądza mordu i okrucieństwo, z jakim znęcają się nad niewinnymi, w tym nad dziećmi, może być porównywalna jedynie z wydarzeniami, które w 1994 roku rozegrały się w Rwandzie. Nieliczni przyzwoici Ukraińcy, którzy odmawiają udziału w zbrodni, jak szwagier Zosi, także giną.
Miłość nieludzkich w czasach

Michalina Łabacz jako Zosia i Vasili Vasylyk jako Petro
Paradoksalnie, jest to także film o tym, że miłość jest silniejsza od strachu i od śmierci. Petro ratuje życie Zosi i ich dziecka, przypłaca to własnym życiem, podobnie szwagier głównej bohaterki. A i ona sama, narażając życie własne i rodziny, ukrywa żydowskich sąsiadów, na których też się poluje. Pokonuje też strach, ból, wreszcie fizyczną słabość, aby ocalić z tej hekatomby własne dziecko – owoc jej miłości do Petro. Bo ten film – jak powiedział w jednym z wywiadów reżyser – mówi także ”o miłości w czasach nieludzkich”. To są promyki światła w tym strasznym świecie, które nie pozwalają, mimo wszystko, utracić wiary w człowieka.

Wojciech Smarzowski i jego kino

Chociaż scenariusz filmu  powstał w oparciu o relacje świadków i opowiadania Stanisława Srokowskiego (który pamięta tamte wydarzenia z autopsji), zatytułowane ”Nienawiść”, nie jest jednak ani filmem dokumentalnym, ani historycznym, choć w historii mocno zanurzonym. To wielkie, wstrząsające  kino, które opowiada o kondycji moralnej współczesnego świata i o tym, że ”dzieje się już”. Nie ulega wątpliwości, iż jest to film wybitny pod każdym względem.
Wielki również dlatego, że zrobiony z rozmachem, choć z wielkim trudem i częściowo za społeczne pieniądze.
Skala produkcji olbrzymia – opowiadał podczas spotkania po wrocławskiej prapremierze w Dolnośląskim Centrum Filmowym jeden  producentów. Kręciliśmy w Lublinie, woj. lubelskim, na Podkarpaciu, woj. mazowieckim, łódzkim, na Podlasiu… To było 80 dni zdjęciowych, 130 ról nazwanych 30 aktorów, ok. 3 tysięcy statystów, zwierzęta, małe dzieci. Zdjęcia zaczęto 14 września 2014 roku, a zakończono główną partię zdjęć 21 sierpnia 2015 roku. Przed zdjęciami trzeba było postawić dużą dekorację plenerową i utrzymać ją w gotowości przez ponad 11 miesięcy. Zdjęcia były kręcone w czterech porach roku, bo takie było założenie, aby można było zauważyć upływ czasu.
Trzeba by podkreślić, że wszystkie te okoliczności nie tylko nie zaszkodziły filmowi, ale wyszły mu na dobre. Był produkcją w części niezależną i tworzoną bez politycznych nacisków, w artystycznej wolności. Wykonawczyni głównej roli Zosi Głowackiej – Michalina Łabacz, krucha i delikatna, w dodatku debiutantka, udźwignęła swoją postać i uczyniła prawdziwą, co – jak aktorka podkreślała na spotkaniu – było w dużej mierze efektem wielogodzinnych rozmów i prowadzenia przez reżysera. Podobnie – pozostali aktorzy, w tym Ukraińcy, o których wspominał Smarzowski, że po projekcji zmontowanego już filmu  ”byli wstrząśnięci i obejrzeli go z pękniętym sercem”. Autorem znakomitych zdjęć jest Piotr Sobociński Jr  - syn i wnuk operatorów (Piotra i Witolda), młody, ale mający już za sobą takie filmy, jak ”Dom zły” i ”Róża” W. Smarzowskiego czy ”Plac Zbawiciela” K. Krauzego.

Sam Wojciech Smarzowski jest w polskim kinie zjawiskiem osobnym i niepowtarzalnym. Wszystkie jego dotychczasowe filmy, jak choćby ”Wesele” czy ”Róża”, były istotnym głosem na temat kondycji moralnej Polaków oraz ich uwikłania w trudną historię, ale ten zdaje się być ukoronowaniem twórczej drogi tego nieprzeciętnego i bezkompromisowego artysty.

zwiastun
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline.

Wywiad z Wojtkiem Smarzowski można znaleźć pod tym linkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty