sobota, 30 września 2017

Wojtek Smarzowski: Filmy mnie zmieniają /wywiad/

Otaczam się ludźmi kreatywnymi, którzy są lepsi ode mnie, inspirują mnie i może dzięki temu ja też staram się nie dawać ciała - mówi nam jeden z najbardziej cenionych polskich reżyserów filmowych.

Wojtek Smarzowski we wrocławskim DCF-ie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Twórca "Róży" pojawił się we Wrocławiu z okazji przeglądu swoich filmów, zorganizowanego przez Dolnośląskie Centrum Filmowe. Po seansie "Pod Mocnym Aniołem" zorganizowano specjalne spotkanie z reżyserem. Wtedy też udzielił mi wywiadu. 

Barbara Lekarczyk-Cisek: Jakie są źródła Pańskiego zainteresowania kinem? Skąd filmoznawstwo, łódzka "filmówka”..?

Wojtek Smarzowski: Ważne jest przede wszystkim, w jakim wieku to się dzieje. Poszedłem na studia dlatego, aby nie pójść do wojska, a nie po to, aby się czegoś nauczyć. Musiało upłynąć sporo lat, abym się mógł określić, co naprawdę chcę robić w swoim życiu. Zaczęło się od dwuletniego Studium Kulturalno – Oświatowego ze specjalnością filmową w Krośnie, której wprawdzie nie skończyłem, ale tam zrozumiałem, że tego właśnie chcę.  Szkoła jak szkoła, ale  ważni są ludzie, którzy tam wtedy pracowali i którzy potrafili pokazać nam film z innej strony, przeanalizować go, dzięki czemu poznawałem znaczenia, a nie jak do tej pory -wyłącznie akcję.

Pański debiut był od razu dojrzały… Skąd się wziął pomysł "Wesela” – filmu obciążonego tak licznymi znaczeniami?

Pomysł wziął się … z biedy. To był okres, kiedy powstawały takie filmy jak "Gulczas” albo "Ogniem i Mieczem”, które sporo kosztowały, a pachniały popeliną. Innego kina nie było. Zastanawiałem się wówczas, co można zrobić, kiedy nie ma się pieniędzy na zrobienie filmu. Pomyślałem, że najtaniej byłoby nakręcić wideo – wesele.  Z tego niepoważnego pomysłu powstało konkretne kino.

Film, choć debiut, został zauważony i zebrał sporo nagród. Nadal jednak nie było chyba łatwo nakręcić kolejny film, skoro ten powstał pięć lat później.

Zrobiłem "Wesele” i przestałem być anonimowy, ale wcześniej zrealizowałem dla Teatru Telewizji "Małżowinę” i "Kurację”. Ten ostatni otrzymał nagrody i dzięki temu udało się zrobić "Wesele”. Natomiast scenariusz do "Domu złego” był gotowy wcześniej, jeszcze przed "Weselem”, ale system finansowania był taki, że aby dostać pieniądze na pierwszy film, trzeba było mieć za sobą telewizję. I telewizja chciała "Wesele”,  a nie chciała "Domu złego”. Pisanie scenariusza to dla mnie ważny i najbardziej czasochłonny okres, toteż obecnie zazwyczaj jeden scenariusz piszę sam, a drugi wspólnie. Dzięki temu mogę częściej  kręcić filmy.

Tematy Pańskich filmów są zawsze istotne, a sposób ich pokazania – twórczy i mocny. Dla mnie jest to kino autorskie w pełnym tego słowa znaczeniu. Nikt tak nie robi filmów jak Pan. No, może trochę Bracia Cohen, ale ich jest dwóch.

Wierzę, że mam grupę widzów o wrażliwości podobnej do mojej i cieszę się z tego. Ale robiąc filmy nie kalkuluję, tylko staram się mówić o rzeczach istotnych. Robię filmy, bo coś mnie uwiera, coś mnie w naszej rzeczywistości boli. Ale zawsze próbuję zostawić nadzieję. Na tyle, na ile potrafię.  Na swój sposób jestem reżyserem niezależnym.

Pańskie filmy mówią o kondycji Polaków, o Polsce, ale mają też uniwersalny wymiar. A poza tym dotyka Pan takich tematów, które do tej pory nie zostały opowiedziane. Dotyczy to choćby "Róży” – filmu o mało znanym epizodzie z historii Mazurów, a jednocześnie pięknej historii o miłości.  Jak są odbierane przez widzów?

"Róża" jest filmem wyjątkowym, bo odbiór tej historii jest bardzo emocjonalny. Ten film zrobił coś dobrego dla nazwania, wyrównania, oczyszczenia. A przy tym "Róża” jest – w dobrym tego słowa znaczeniu - prostą historią. O wiele trudniejszy w odbiorze, bo pełen ukrytych znaczeń, jest "Dom zły”, podobnie jak "Pod Mocnym Aniołem”. Ten ostatni był pokazywany na festiwalu w Tokio i po projekcji zadałem widzom pytanie dotyczące ostatniej sceny: kto uważa, że główny bohater wejdzie do baru, a kto – że przestanie pić. Połowa widzów uważała, że bohater nie będzie pił. Pogratulowałem im optymizmu, bo w Polsce większość ludzi odbierała to zakończenie pesymistycznie. Zadałem też pytanie o to, kto ma problem z alkoholem lub ma kogoś takiego w rodzinie. Rękę podniosły trzy osoby. Byłem zbudowany. Po spotkaniu natomiast wielu podeszło do mnie i przeprosiło, że nie podniosło ręki, bo z różnych powodów wstydzili się swego nałogu lub nie chcieli go ujawniać ze względu na pełnione funkcje. Reasumując, jest tam podobnie jak w Polsce. Czasy są takie, że ta choroba może dotknąć jeszcze więcej ludzi.

Pracuje Pan często z tymi samymi aktorami, a muzykę do Pańskich filmów przeważnie komponuje Mikołaj Trzaska. Czy to taki styl pracy?

To dlatego, że nie znam innych (śmiech). Często grają u mnie ci sami aktorzy, dają mi poczucie bezpieczeństwa, ale cały czas wprowadzam także nowych. Otaczam się ludźmi kreatywnymi, którzy są lepsi ode mnie, inspirują mnie i może dzięki temu ja też staram się nie dawać ciała. Poza tym ja opowiadam ciągle tę samą historię…  (śmiech) Nie powiem o czym, ale to jest jeden temat. A mówiąc serio, tematy muszą we mnie zakiełkować.

Obecnie realizuje Pan kolejny film – tym razem o rzezi wołyńskiej. Kolejny po "Róży” – o trudnej polskiej historii. Jaki one mają wpływ na Pana?

Bardzo istotny. Nie potrafię np. powiedzieć, co będę robił po filmie o rzezi na Kresach, bo nie wiem, jakim będę człowiekiem, gdy zrobię ten film. Filmy mnie zmieniają. Muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcę jakoś odreagować i zrobić coś lżejszego, co – moim zdaniem – nie będzie lżejsze, bo wiem, że wyjdzie z tego jakaś kolejna trauma. Najważniejsze jest dla mnie to, co będę chciał przez film powiedzieć. Jednak będę to wiedział dopiero wtedy, gdy zamknę pewien etap filmu o ludobójstwie na Kresach. Postrzegam kino jako rodzaj misji. Robienie filmów błahych kompletnie mnie nie interesuje.

Dziękuję za rozmowę. 

Wywiad ukazał się w 2015 roku na portalu Kulturaonline.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty