Ewa Winnicka, "Angole"/Wyd. Czarne |
Nic się nie równa dwóm milionom Polaków krążących w tę i we w tę po okolicach od 2004 roku, ozdobionym garstką Litwinów, Rosjan czy Ukraińców. (...) na ulicach tradycyjnie porządnych miast Lancashire czy Lincolnshire trudno usłyszeć język angielski. Wpadniesz do rzeki, zawołasz "help!" i nie możesz mieć pewności, że ktoś cię zrozumie. (...) Jak wygląda nasz kraj po najeździe? Co z niego zostaje?
W jednym z reportaży w "Londyńczykach" któryś z uchodźców powiedział: Wylądowaliśmy na Marsie i żeby przeżyć, musieliśmy założyć tam Polskę.
Dla wielu Polaków z obecnej emigracji Wielka Brytania nadal pozostaje obcą planetą, ale są i tacy, którym udało się zrozumieć kulturowy kod i przystosować. Pozostali radzą sobie jak mogą, ale niektórzy zupełnie nie potrafią się odnaleźć. Historie zawarte w "Anglikach" czyta się jak mieszankę dramatu i powieści obyczajowej, a wszystko "ze słuchem" do drugiego człowieka. Nie brakuje też specyficznego humoru. Paradoksalnie, najmniej interesujące są opowieści tych, którym się udało. Ale i wśród tej grupy emigrantów zdarzają się dowcipni i interesujący rozmówcy. Aby nie być gołosłowną, przywołam kilka przykładów układających się w pewien typologiczny wzór.
Najeźdźca akceptujący
Jest jednym z dyrektorów dużej firmy, ale ma do tego dystans, ponieważ wie, że najwyższe stanowiska zajmują Anglicy - absolwenci elitarnych szkół. Jako "kolonizator" w pierwszym pokoleniu wie, że głową muru nie przebije, jest więc "najeźdźcą akceptującym, aspirującym i cierpliwym". Od niego to własnie dowiemy się, jakie trzeba spełnić warunki, aby uzyskać tzw. przynależność. Pierwszym jest poznanie i przyswojenie kodu kulturowego. Do problemów należy mieć stosunek pozytywny i należy nauczyć się nowych zasad komunikacji. Na przykład na pytanie "Jak się masz?" nie należy opowiadać o swoich problemach, ale odpowiedzieć krótko:'Dobrze, dziękuję"... Trzecia tajemnica kodu to język angielski, a ściślej znajomość jego frazeologii, którą posługują się tylko Anglicy. Przynależność można uzyskać w sposób naturalny, jeśli mieszka się w dobrej dzielnicy, ma się dzieci i wolny czas spędza z ojcami kolegów tych dzieci. Ale jest to oczywiście długi proces.
Najeźdźca przegrany
Nie wszystkim jednak udaje się zachować taką pogodną akceptację stanu rzeczy. Szczególnie, jeśli w Polsce było się "kimś", a teraz jest się "nikim". Jeden z takich bohaterów był wziętym specjalistą w branży reklamowej. Kiedy stracił pracę, postanowił spróbować szczęścia za granicą. Trafił do zarządzanej przez Albańczyków fabryki, gdzie pracował przy sortowaniu śmieci. Praca ciężka, a mimo to oczekiwała na nią kolejka chętnych. Tylko nieliczni znajdują się na specjalnej liście, która daje pewność codziennego zatrudnienia. Stosunki międzyludzkie przypominają piekło. Pomaganie innym oznacza słabość. Śmieci są toksyczne, A rozmówca mocno sfrustrowany. Opowiada o swoim życiu z goryczą i nieukrywaną złością. Zarabia tyle, że nie wystarcza na powrót do Polski. A mimo to tkwi w tym i nawet uważa się za lepszego od innych ("Czytam codziennie `Guardiana`").
Najeźdźca oskarżony
Czasami kłopoty zdarzają się na skutek różnic obyczajowych i prawnych. Jeden z rozmówców, trzydziestolatek, geolog z wykształcenia, przebywał w okolicach Walii na praktykach studenckich. Wracając z pubu, w stanie nietrzeźwym, usiłował przez pomyłkę wejść do pokoju znajomej dziewczyny z Polski. Ta go spławiła, po czym na drugi dzień opowiedziała o tym wydarzeniu w formie żartu swoim znajomym Angielkom. Te uznały to za próbę gwałtu i zawiadomiły policję. Chłopak został aresztowany i osadzony w więzieniu. Tylko dzięki pomocy osiadłej w Anglii dalekiej rodziny wyszedł po czterech miesiącach odsiadki, którą odbył w celi z gwałcicielami i mordercą dziecka. Po wyjściu za kaucją uciekł do Polski. Po tych przeżyciach nie planuje już wyjazdu do Wielkiej Brytanii.
Najeźdźcy górą
Mimo tylu perypetii i problemów, Polaków na obczyźnie nie opuszcza optymizm. Pięćdziesięcioczteroletni Wojciech rozwija swoją działalność właśnie dzięki tak licznej emigracji, tworząc a to kancelarię prawną, a to zakład stolarski.
My już rządzimy. Już nie sprzątamy, już niestety nie ma tylu Polek do sprzątania. My już nie będziemy przy łopacie. Zostaniemy samymi menedżerami. Będziemy rządzić, niestety.
Drżyjcie więc, Angole!
Książka Ewy Winnickiej "Angole" ukazała się w październiku 2014 roku w Wydawnictwie Czarne.
Recenzja ukazał a się pierwotnie na portalu Kulturaonline.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz