czwartek, 7 grudnia 2017

Wioletta Grzegorzewska: „Guguły”. Pamiętnik z okresu dojrzewania /recenzja książki/

Opowiadania Wioletty Grzegorzewskiej wprowadzają czytelnika w zmysłowy, tajemniczy świat wrażliwej, pełnej wyobraźni narratorki.

Wydawnictwo Czarne
Proza Wioletty Grzegorzewskiej, zatytułowana ”Guguły”, wydana przez Czarne, nie jest właściwie debiutem autorki. Ten bowiem przypada na rok 1998, kiedy to ukazał się pierwszy tom poezji, zatytułowany ”Wyobraźnia kontrolowana”. Jednakże i poezja, i proza są mocno osadzone w biografii pisarki.

Przestrzenią dzieciństwa i dorastania jest wieś Hektary, osadzona w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ale wieś ta jest zarazem przestrzenią polskiej prowincji czasów PRL-u.  To świat osadzony na dwóch filarach: chrześcijańskiej tradycji i folkloru z jednej oraz socjalistycznej ideologii i jej siermiężnej praktyki z drugiej strony.
Każde z dwudziestu czterech opowiadań, składających się na całość ”Gugułów”, zawiera swój własny mikroświat i odrębną narrację. Pierwsze – ”Odpustnica” jest historią początku – narodzin i wczesnego dzieciństwa. Ostatnie – ”Neon nad Jowiszem” -  ukazuje historię ucieczki ze wsi i powrót do niej dojrzałej już bohaterki.

Na początku jest matka pracująca ponad siły w brygadzie realizującej socjalistyczny plan w nieludzkich warunkach, mimo zaawansowanej ciąży. Ojciec znajduje się w tym czasie w więzieniu za uchylanie się od służby wojskowej. Są też dziadkowie, którzy współtworzą rodzinę i wspierają ją w tych trudnych czasach. Pamięć dziecka przywołuje także doroczny odpust z piękną procesją w bazylice św. Antoniego, kolorowy i wesoły, podczas którego ojciec tuli ukochaną córeczkę i podrzuca ją w górę. Jest w bohaterce niczym nieskrępowana wyobraźnia dziecka, które dopiero poznaje świat:

Słońce ponakłuwało osy, które zmniejszyły się do normalnego rozmiaru i odleciały przez fioletowe i czerwone kręgi. Światło łaskotało mnie jak woda podczas kąpieli w bali na podwórku.

Świat ten składa się z obrazów i zapachów, a także różnych dźwięków. Ukochany kot pachnie sianem i mlekiem. Jest także tym, który pokazuje inną geometrię świata, gdzie granice wytyczały nie miedze porośnięte ostem i lebiodą, kamienne drogi, płoty, ścieżki wykoszone lub wydeptane przez człowieka, ale światło, dźwięki i żywioły. Kot to także bolesne doświadczenie utraty.

Szczególnie ważną postacią staje się w życiu bohaterki (i narratorki w jednej osobie) ojciec. Jej dzieciństwo kończy się właściwie wraz z jego śmiercią. Ojciec to niespokojny duch, podobno z domieszką cygańskiej krwi, który pasjami preparuje ptaki, dając im niejako drugie życie. Dzięki jego umiejętnościom, martwy niedawno jastrząb z nienaturalnie rozpostartymi skrzydłami wzbijał się do lotu.
Kiedy ojciec przedwcześnie umiera, Wiolka widzi w nim ośmioletniego chłopca, który znowu nie poszedł do szkoły. (…) Podniósł głowę, popatrzył prosto w słońce, a potem zacisnął powieki z całej siły, a w migających plamkach pojawiła się twarz mamusi, która niedawno umarła.

Tak oto córka staje się dorosła i postrzega w ojcu nieszczęśliwego, pozbawionego matki małego chłopca.
W opowiadaniach Wioletty Grzegorzewskiej jest nie tylko zaduma i poezja, ale również sporo humoru. Do takich zabawnych, a zarazem pouczających  historii należy ”Dziewczynka z farbami”. Bohaterka wygrywa mianowicie szkolny konkurs pod hasłem ”Zagrożenia w twoim gospodarstwie” rysunkiem przedstawiającym stonkę wychodzącą z butelki coca-coli. Nikt jej nie wierzy, że nie miała na myśli żadnych ukrytych treści i że pomysł zaczerpnęła z życia: jej dziadek zbierał stonkę do takiej właśnie butelki. Nagrodą był tygodniowy plener malarski. Zachęcona sukcesem, wzięła udział w kolejnym konkursie, tym razem była to ”Moskwa twoimi oczami”. Jednakże wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności rysunek wypadł „zbyt pesymistycznie”, jak oceniła komisja. Wtedy w szkole pojawił się tajemniczy pan z teczką, który rozpytywał dziewczynkę, kto podsunął jej ten katastroficzny pomysł. Próbował ją nawet przekupić czekoladą. Ostatecznie przygoda malarska zakończyła się mdłościami i likwidacją kółka plastycznego. Takie to były czasy.

Tytułowe guguły oznaczają niedojrzałe owoce, a w kontekście całego utworu stają się synonimem niedojrzałości głównej bohaterki, jej ”pamiętnikiem okresu dojrzewania”. Oczywista, nie ma ono nic wspólnego z prozą Gombrowicza, poza tytułem. Inne są postaci, realia, inny język. Warto przy okazji zwrócić uwagę na oryginalny język opowiadań, któremu urody dodają użyte w tekście narracji  wyrażenia gwarowe: czubajki, dziady, beboki, smolinoski, psioki...

Podczas spotkania w Kawiarni Hiszpańskiej we Wrocławiu we wrześniu 2014 roku pisarka, pytana o wpływy literackie, zgodziła się ze zdaniem prowadzącej rozmowę Anny Marchewki, że w jakimś sensie jej opowieść jest pochodną lektur, m.in. G. Marqueza, B. Schulza, B. Hrabala, Z. Haupta. Jednakże – jak odpowiadała żartobliwie pisarka – zadebiutowała na placu zabaw, gdzie jako dziecko opowiadała różne historie. I tak snuje ciągle swoją własną opowieść, która jest dla niej rodzajem ballady, ponieważ miesza się w niej żywioł liryczny, epicki i dramatyczny.

”Guguły” wprowadzają czytelnika w zmysłowy, tajemniczy świat wrażliwej, pełnej wyobraźni narratorki, znajomy, a jednak odległy. Z pewnością warto do niego zajrzeć.

"Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej ukazały się w Wydawnictwie Czarne 11 lutego 2014 roku.

Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline w październiku 2014 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty