środa, 20 września 2017

Biruté Mar: Najważniejsze jest być twórcą /wywiad/

Moją rozmówczynią jest litewska aktorka, reżyserka, poetka, pisarka, tancerka i muzyk. Wykonawczyni oklaskiwanych na całym świecie monodramów. Wywiad został przeprowadzony w 2014 roku, podczas festiwalu monodramów WROSTJA.


Birute Mar, fot. z archiwum aktorki

Barbara Lekarczyk-Cisek: ”Słowa na piasku” to szczególny monodram, od którego zaczęła się Pani kariera i który, z przerwami, grała przez wiele lat. W poświęconej Pani „Książeczce z Hamletem”, która ukazała się w 2011 roku, przeczytałam wypowiedź, z której wynika, że nie chciałaby już Pani grać ją ponownie. Tymczasem na tegorocznych WROSTJA zaprezentowała Pani właśnie tę sztukę… Skąd taka decyzja?

Biruté Mar: Spektakle mają tę właściwość, że dopóty są grane, dopóki nie nadejdzie potrzeba zagrania czegoś nowego. Kiedy spektakl zostanie już niemal wszędzie pokazany, wówczas wytwarza się rodzaj pustki, świadczący o tym, że zakończył on swoje życie. ”Słowa na piasku” grałam chyba dziesięć lat i przyszedł dla niego właśnie taki moment. W dodatku cała scenografia, czyli suknia, którą miałam na sobie, także się rozpadła, a później nawet zaginęła. Wprawdzie ją odzyskałam, ale była już nie do użytku. Tak się jednak złożyło, że mój ostatni spektakl zobaczył w Toruniu Wiesław Geras i tak się nim zachwycił, że zaprosił mnie z tym monodramem do Polski ponownie.

Cóż więc było robić? Postanowiłam, że skrzyknę całą ekipę, że scenografka i kostiumolog w jednej osobie wykona nową suknię, że trochę zmienimy II akt i muzykę… W ten sposób powstał ten sam, a jednak inny spektakl. W dodatku upłynęło tyle lat! A z dramatem Becketta jest tak, że kiedy się jest młodszym, to przyjmuje się go inaczej, niż wówczas, kiedy ma się już życiowe doświadczenie, trochę mniej sił, a więcej przeżyć. Toteż przeczytałam ten tekst po latach inaczej i inaczej go gram.

Birute Mar w spektaklu "Słowa na piasku", WROSTJA

Po raz pierwszy zagrałam zmieniony monodram w Warszawie i wówczas okazało się, że jest to tekst bardzo ważny dla mnie dla mnie i aktualny dla wielu ludzi. Monodram Becketta gram już szesnaście lat i dochodzę do wniosku, że można go grać przez całe życie. Widzę też, że z biegiem lat coraz mniej potrzebuję środków teatralnych, coraz mniej ekspresji. Szesnaście lat temu musiałam grać starą kobietę. Obecnie prawie nie muszę grać. W przyszłości może nawet suknia nie będzie mi potrzebna, aby przedstawić znikanie i samotność starej kobiety… Suknia przecież jest bardzo ciężka i coraz trudniej mi ją utrzymać.

Jak wspomina Pani swoje poprzednie pobyty w Polsce?  Czy coś szczególnie utkwiło w pamięci?

W Polsce zagrałam wszystkie swoje najważniejsze monodramy. Przyjeżdżam tutaj od ponad pięciu lat. Najbardziej zapadł mi natomiast w pamięć pobyt we Wrocławiu, kiedy to Wiesław Geras wymyślił pewien eksperyment, którego się z ciekawości podjęłam. Otóż poprosił, żeby w ciągu trzech dni zagrać trzy spektakle, każdy w innym języku. ”Kochanka” więc zagrałam w języku angielskim, ”Słowa na piasku” – w  rosyjskim, a ”Antygonę” po litewsku. Ta językowa i sceniczna ekwilibrystyka sprawiła, że Polskę pamiętałam jeszcze długo, czułam się bowiem jak wydrążona…

Dlaczego wybrała Pani właśnie monodram jako formę wypowiedzi scenicznej?

Był to wprawdzie wybór intuicyjny, ale wielokrotnie sama zadawałam sobie to pytanie. Przez jedenaście lat uczyłam się w szkole muzycznej gry na fortepianie, zrobię więc porównanie do sytuacji muzyka. Otóż każdy muzyk pozostaje w zasadzie sam ze swoim instrumentem. Tworzy utwór niejako z własnej energii i umiejętności, ponosi także odpowiedzialność za to, jak zabrzmi utwór w jego wykonaniu. Podobnie jest w przypadku monodramu. Kiedy grałam, będąc jeszcze w szkole teatralnej, czułam, iż mam tyle energii, tyle pomysłów, że mogę nimi wypełnić całą scenę.
Poza tym od dzieciństwa piszę wiersze i to także jest bardzo istotne. Być może dlatego wybrałam monodram. Aktor jest w jakimś sensie marionetką w rękach innych. Pisarz czy muzyk natomiast są niezależni w swojej twórczości. Chciałam być na scenie takim właśnie twórcą, bo bycie twórcą dla mnie jest w ogóle najważniejsze.

Czy zdarzyło się Pani grać własne teksty?

Tak. I czuję, że coraz częściej chcę mówić własnymi słowami. Dramat Becketta musiałam zaadaptować do swojej natury, więc w niektórych miejscach trochę go skróciłam, a w innych zmieniłam sceny.

Birute Mar w spektaklu "Słowa na piasku", fot. WROSTJA

Kiedy uczyłam się w Japonii w różnych tradycyjnych szkołach teatru japońskiego, zapoznano mnie ze średniowiecznym traktatem o grze aktorskiej. Było w nim napisane, że aktor, który gra bez doświadczenia dramaturgicznego, tzn. jeśli nie pisze dla siebie tekstów, przypomina żołnierza, który idzie na wojnę bez broni.

W jaki sposób pracuje Pani nad rolą?

Przede wszystkim gromadzę dużo materiałów, które następnie opracowuję. A więc zgłębiam całość intelektualnie. Później natomiast przetwarzam materiał emocjonalnie, czyli filtruję go przez własne emocje. Kolejny etap - to praca na scenie. Potrzebuję do niej niewielkiego zespołu: scenografa, kompozytora, reżysera świateł, asystenta. Dzielą się ze mną swoimi pomysłami odnośnie całej sztuki, a nie tylko w dziedzinie, w której są specjalistami. Dopiero później wybieram z tego to, co do mnie pasuje. Przez pewien czas poddaję się ich opiniom, ponieważ w pewnym momencie tracę do siebie dystans. Ostatecznie wysłuchuję ich, staram się uwzględnić wszystkie ich pomysły i uwagi, ale w końcu i tak wszystko robię po swojemu (śmiech).

Czy przygotowuje Pani jakiś nowy monodram?

Pracuję nad spektaklem bardzo dla mnie ważnym, którego temat jest szczególnie dramatyczny i bolesny. Są to bowiem wspomnienia mojej mamy, taty i tych wszystkich, którzy przez okupacyjne władze sowieckie zostali wywiezieni z Litwy na Syberię w czasie pierwszej i drugiej okupacji sowieckiej. Spektakl będzie miał tytuł ”Dzieci lodu”, a jego premiera w Teatrze Narodowym w Wilnie jest planowana na początek stycznia 2015 roku.

Tekst monodramu pisałam około dwa lata. Jest dla mnie szczególnie ważny, ponieważ wiem, jak wielu ludzi, którzy przeżyli zsyłkę, milczało o swoich dramatycznych, strasznych przeżyciach. W pewnym sensie chcę tym spektaklem powiedzieć wszystko to, co nie zostało powiedziane i zapisane, co zamarzło w gardłach na lód i może dopiero teraz przeleje się na oczyszczające łzy.

Dziękując za rozmowę, pozostaję z nadzieją, że zawita Pani z tym monodramem do Polski.


Składam także podziękowanie Pani Rasie Rimickaite - attaché kulturalnej Republiki Litewskiej w Polsce, która wystąpiła w roli niezastąpionej tłumaczki.

Wywiad ukazał się 14 listopada 2014 roku na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto otrzyma Nos Chopina podczas Millennium Docs Against Gravity Film Festival?

 12 wspaniałych filmów dokumentalnych o ludziach całkowicie oddanych sztuce, która zmienia nie tylko ich życie, ale fascynuje i porusza takż...

Popularne posty