wtorek, 31 października 2017

„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Muzycznym Capitol - próba recenzji „śpiewającej”

Najnowsza adaptacja „Mistrza i Małgorzaty” w Teatrze Muzycznym CAPITOL sprawia, że zamiast tradycyjnej recenzji, chciałoby się spektakl ten odtańczyć albo odśpiewać. Takiego widowiska nie powstydziłby się Bob Fosse!

plakat przedstawienia


"Gdy emocje stają się zbyt silne, by je wypowiedzieć, zaśpiewaj; kiedy są zbyt silne, by je wyśpiewać, zatańcz" – mówi podstawowa zasada musicalu fabularnego. W autorskiej inscenizacji Wojciecha Kościelniaka sprawdza się ona znakomicie. Kto chce poczuć, przeżyć i pojąć, czym jest „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa, powinien koniecznie zobaczyć tę sztukę w Capitolu.


Preludium, czyli rozmowa Michaiła Berlioza i poety Bezdomnego z Wolandem


Spotkanie Michaiła Berlioza i poety Bezdomnego z Wolandem jest sceną, w której nie tylko następuje zawiązanie akcji scenicznej, ale – co najważniejsze – wyprowadza ona z utartego schematu myślowego (jakże dobrze nam wszystkim znanego), że świat wokół nas jest realny, logiczny i że panujemy nad własnym życiem, snując plany na najbliższy oraz dalszy czas. Tymczasem w powietrzu wisi „coś”, co temu zaprzecza: ciepły napój nie tylko nie gasi pragnienia, ale wzbudza niepokój, niepozorna, szara kobiecina przechodząca obok (Annuszka) znacząco wpłynie na los bohaterów, a przyłączający się do rozmowy tajemniczy jegomość wcale nie mówi od rzeczy… Jest nim Woland – oficjalnie profesor magii, de facto przedstawiciel sił nadprzyrodzonych, który – choć uchodzi za uosobienie Złego - zaprowadza jednak moralny ład w świecie ludzi, rządzącym się  sprzecznymi z etyką i rozumem zasadami.


Mistrz i Małgorzata, scena ze spektaklu

Recytatyw, czyli narracja sceniczna


W adaptacji Wojciecha Kościelniaka pojawia się postać Kobiety – narratorki, która nie tylko opowiada o mających nastąpić wydarzeniach, ale również jawi się w pewnym momencie jako Małgorzata, która dzieli się ze słuchaczami swoimi przemyśleniami i emocjami. W postaci tej, mówiącej o rękopisie, o Mistrzu, o chorym Mężu możemy też dopatrzyć się rysów trzeciej żony Michaiła Bułhakowa - Heleny Siergiejewnej Szyłowskiej, którą uważa się za pierwowzór powieściowej Małgorzaty. Jej to właśnie pisarz dyktował poprawki i uzupełnienia do „Mistrza i Małgorzaty”, kiedy był już przykuty do łóżka śmiertelną chorobą.
Otóż pomysł ten, aby narrację prowadziła kobieta, wydaje się tyleż odkrywczy, co logiczny i mądry, dzięki temu zyskujemy bowiem nową perspektywę w odczytaniu historii Mistrza i Małgorzaty. Dodajmy, że w roli tej znakomicie zaprezentowała się Justyna Szafran, której recytatywy, często w połączeniu z muzyką, prowadziły widzów niczym Ariadna po zawiłym labiryncie szalonego świata.

Bezdomny, Justyna Szafran - Kobieta. Foto Lukasz Giza

Leitmotiv, czyli wątek biblijny: Jeszua i Poncjusz Piłat


W przeciwieństwie do pierwowzoru, motyw biblijny tworzy rodzaj klamry przedstawienia. Najpierw poznajemy okoliczności aresztowania i przesłuchania Jeszui (Cezary Studniak) w obecności Poncjusza Piłata (Konrad Imiela), któremu również – podobnie jak Berliozowi – wydaje się, że ma wpływ na swoje życie i postępowanie, że ma władzę i panuje nad sytuacją. Obaj jednak są w błędzie. Przy tym Piłat okaże się konformistą i tchórzem, który w sytuacji zagrożenia i możliwości utraty stanowiska, wycofa się jednak z obrony niewinnego skazańca, choć później zrobi wszystko, by pomścić jego śmierć. Ale to nie wystarczy, aby spokojnie zasnąć… Sceny biblijne (o ile można to tak określić, ponieważ Bułhakow dość dowolnie traktuje ten wątek) są rozbudowane o taniec i śpiew tzw. tłumu, dzięki czemu realizatorom udało się wprowadzić klimat i egzotykę wschodniej, żydowskiej kultury. Koniec spektaklu inteligentnie łączy „dawne” z „aktualnym”, pokazując, że „wszystko to już było” i że trwać będzie do końca świata.


scena zbiorowa

Główny temat muzyczny: miłość 


Miłość, dodajmy, trudna, późna, będąca dla obojga zaskoczeniem, sprawia jednak, że świat powraca do pierwotnego ładu. Znowu jest w nim miejsce na duchowość, wiarę, miłosierdzie i współczucie dla ludzkiej nędzy, a także przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą determinacji Małgorzaty (bardzo dobra Justyna Antoniak), bo Mistrz (refleksyjny i stonowany Rafał Dziwisz, jednocześnie świetny autor piosenek) dawno już utracił wiarę, spalił rękopis i ukrył się w szpitalu dla umysłowo chorych…
To kobiety wprawiają świat w ruch, gotowe zaprząc do tego nawet siły nieczyste. Jednak ich intencje i cele są szlachetne, próbują bowiem „zbawić świat” swoją miłością i wiernością, podczas gdy mężczyźni są sławi lub niewierni…
Przy całej swojej brawurowej lekkości i dowcipie, są w przedstawieniu „Mistrza i Małgorzaty” momenty służące wzruszeniu i refleksji.


Justyna Antoniak - Malgorzata, Blazej Wojcik - Korowiow. Foto Lukasz Giza

Chóry i arie, taniec i czarna magia  – Dom Gribojedowa, Teatr Varieté, Bal u Szatana


We wrocławskiej inscenizacji „Mistrza i Małgorzaty”, której tłumaczem, reżyserem i autorem adaptacji w jednej osobie jest Wojciech Kościelniak, nie czuje się upływu czasu, mimo że przedstawienie trwa ponad trzy godziny. Począwszy od scen w Domu Gribojedowa rozwija się tak  dynamicznie, że nie zauważamy upływu czasu. Jak w klasycznym musicalu fabularnym, najbardziej dramatyczne momenty wyraża się poprzez śpiew. Funkcjonuje zasada: "gdy emocje stają się zbyt silne, by je wypowiedzieć, zaśpiewaj; kiedy są zbyt silne, by je wyśpiewać, zatańcz".


Błażej Wojcik - Korowiow. Foto Łukasz Giza

Aktorzy są w tym przedstawieniu naprawdę uniwersalni: grają role, śpiewają, tańczą… Niektóre fragmenty inscenizacji są prawdziwymi perełkami. Niejednorodny muzycznie spektakl imponuje świetnymi wykonaniami zarówno w scenach zbiorowych (m.in. Dom Gribojedowa), jak i indywidualnymi popisami wokalno-tanecznymi (Mikołaj Woubishet jako Behemot, Emose Uhunmwangho jako Jazz-Murzynka, Justyna Antoniak jako Małgorzata i wielu innych).

O sukcesie całości zadecydował nie tylko śpiew,  taniec i znakomita narracja, ale również scenografia, wykorzystująca możliwości techniczne nowej sceny Capitolu oraz potencjał, jaki tkwi w scenografii (wielkie brawa dla Damiana Styrny!). Otóż na naszych oczach tworzone są przestrzenie także za pomocą światła i wizualizacji.  Ulica, Bal u Szatana zostały wykreowane w dużej mierze w taki właśnie sposób. Kiedy rozgrywają się sceny w Varieté, aktorzy nie tylko popisują się magicznymi sztuczkami, ale fałszywe pieniądze naprawdę sypią się z sufitu wprost na widzów. I tak, niepostrzeżenie, stajemy się częścią tego świata, a nie tylko jego biernymi obserwatorami.

Na początek sezonu w nowo otwartym Capitolu, którego przestrzeń imponuje i zachwyca swoją urodą i funkcjonalnością, udała się artystom nie tyle magiczna sztuczka, co prawdziwa Sztuka przez duże „S”. Takiego widowiska nie powstydziłby się Bob Fosse. Szczerze podziwiając i gratulując, pozostaje nam oczekiwać na kolejne, równie wspaniałe musicale.


Premiera: 28 września 2013 roku, na otwarcie teatru po przebudowie.
Recenzja ukazała się tuż po premierze na portalu PIK Wrocław.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

59. Międzynarodowy Festiwal Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju

Już w czerwcu kolejna (pięćdziesiąta dziewiąta!) odsłona Międzynarodowego Festiwalu Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju! Festiwal hołdu...

Popularne posty