niedziela, 12 listopada 2017

Juliusz Słowacki – rekonstrukcja Poety. O autorze „Kordiana” w perspektywie zachowanej ikonografii oraz wspomnień i listów

… nasza codzienna znajomość ludzi jest zwodnicza […] i niebezpieczna; jedynie to poznanie, na które pozwala owa Sztuka, wolne jest od oszustwa i ryzyka […] Uczy ona odkrywać ukryte zamiary, tajemne działania oraz nieznanych autorów znanych działań.[1]
Marin Cureau de La Chambre




    Zapewne każdy z nas tego doświadczył: odbijamy się w oczach różnych ludzi jak w wielu zwierciadłach, a nasze wizerunki bywają niekiedy zaskakujące. Człowiek to nie tylko twarz z jej charakterystyczną mimiką, rodzajem ekspresji, to także strój, sposób bycia, a nawet indywidualna historia, która odciska piętno na naszym sposobie myślenia, a także komunikowania się z innymi ludźmi. Ogromne znaczenie ma także upływ czasu, na skutek którego nasze ciało zmienia się, często nie do poznania.

    W listopadzie 1832 roku, a więc mając 23 lata, tak siebie opisuje Juliusz Słowacki w liście do matki:

Jeżeli chcecie sobie Julka wystawić, chodzi on w dnie mniej zimne w długim, aż po kostki, ciemno ceglastym surducie, krojem angielskim na jeden rząd guzików zapiętym, który mi już drugą zimę służy – w dnie zimne w granatowym płaszczu z długim kołnierzem i z bobrowym futrem, które mam od kochanej Mamy – a w dnie ciepłe w czarnym tużurku krótkim[1].

Malarz Wojciech Stattler, który widział go po raz pierwszy po powrocie z podróży na Wschód, kiedy miał ok. 28 lat, tak go postrzega:

Szczupłej postaci i nadwątlonego zdrowia, twarzy niewiele ta suknia dawała powagi. Oko zresztą żywe i młode, a w nim spojrzenie przenikliwe, więcej do orła w locie, do wichru, burzy czyniło podobnym. Czoło wysokie, we włosy blond ozdobne i wąsik mały spajały go z żyjącym światem, a broda tylko nieco naprzód wysunięta, dumą i śmiałością groziła[2].

I dodaje:

Malując jego portret dostrzegłem w jego spojrzeniu całą potęgę widzenia.

Ale były też takie  relacje:

Fanatyzm własnej próżności doszły do szaleństwa. – Cześć samemu sobie oddawana – wspomina siostra Marii Wodzińskiej, Józefa. I równie negatywna opinia powstańca z 1830 r. i tłumacza Józefa Łosia, który poznał Słowackiego na początku lat 40. XIX w.:

Mimo czci i szacunku dla niego nie była to sympatyczna osobowość. Jakaś zgryźliwość, niezadowolenie odstręczało od niego. Czuć w nim było człowieka, który oprócz cierpień pochodzących z rozdrażnionej miłości własnej, żadnych innych nie doznał[3].

Jak wyglądał Juliusz Słowacki, jakim był człowiekiem? Poszukiwanie odpowiedzi rodzi jednocześnie refleksję nad tym, jacy jesteśmy my sami, jak nas postrzegają inni i czy istnieje duży rozziew między naszym „człowiekiem zewnętrznym” a tym, co kryje nasze wnętrze. Słowacki zapewne również miał podobne dylematy, skoro przede wszystkim w sztuce poszukiwał prawdziwego poznania, także samopoznania.

               Słowacki jako Amorek


Julek jako Amor, kopia obrazu - drzeworyt sztorcowy nieznanego autora, według rysunku Franciszka Tegazzo

W grudniu 1813 roku, niespełna pięcioletni Julek został sportretowany przez Jana Rustema (1762-1835), profesora malarstwa na Uniwersytecie Wileńskim. Amor to w mitologii rzymskiej bóg miłości w postaci skrzydlatego chłopca z łukiem i strzałami.  Od czasów nowożytnych motyw przedstawiający małego nagiego chłopca był częsty w malarstwie i rzeźbie. Portret małego Julka mieści się w tej właśnie tendencji. Łuk i strzała to tradycyjne atrybuty takich przedstawień. Ale najbardziej przykuwają uwagę oczy sportretowanego – ogromne i poważne, patrzące jakby „w głąb”.

   Antoni Odyniec, pamiętnikarz i tłumacz, notuje we Wspomnieniach swoje pierwsze spotkanie z Juliuszem Słowackim:
Ujrzałem tam jakiegoś malca idącego w zapasy z młodszym bratem Ludwika ]Spitznagla], do których on i brat najmłodszy okrzykami zachęcali szermierzy. Malec ten nieznajomy zwrócił moją uwagę przez szczególniejszy jakiś wyraz fizjonomii, a zwłaszcza przez duże, czarne, pałające oczy, które utkwił we mnie, gdy wszedłem i kiedy moje wejście położyło kres zabawie Ubrany był w czarnym aksamitnym kaftaniku do stanu, przepasany lakierowanym paskiem z błyszczącymi, stalowymi klamrami. Szeroko odłożony kołnierz od koszuli odsłaniał cienką, białą szyję, na którą z tyłu i z boków spływały długie czarne, utrefione włosy. Oczy duże, czarne, pałające. ]podkreśl. moje][4]

Jak powiada Cycero, Oculus animi index, czyli Oko to serca okno. A Antoni Kępiński dodaje: Na inne części twarzy można nałożyć maskę, na oczy nie można. Ich wyraz podlega tylko w minimalnym stopniu racjonalnej kontroli.[5]

               Słowacki „teatralny” – portret Tytusa Byczkowskiego


Portret namalowany przez Tytusa Byczkowskiego 
Poeta ma na nim 22 lata

Kiedy Słowacki miał 22 lata, sportretował go w Dreźnie Tytus Byczkowski (ok. 1790 - 1844), uczeń Rustema -  działający  tamże jako nauczyciel rysunków i kopista obrazów. Portret przedstawia poetę  siedzącego na szezlongu (a może to fotel), na tle wnętrza stylizowanego na lożę teatralną (zasłona z frędzlami). Ciemny surdut, rozjaśniony przy szyi białą plamą kołnierzyka, podkreśla twarz i ręce. Okolona gęstymi ciemnymi włosami głowa – lekko zwrócona w prawo. Oczy patrzą wyżej, w jakąś odległą dal. Szlachetne wysokie czoło, ale za to niezgrabny „siodełkowaty” nos. Usta pełne, lekko wygięte w ironicznym grymasie. Niezbyt dobrze oddany cień lewego policzka sprawia, że zlewa się on z szyją, tworząc niezbyt estetyczną bryłę. W prawej zaciśniętej ręce trzyma lorgnon na łańcuszku, w lewej – laseczkę.
Trudno dziś ocenić, czy te przedmioty mają znaczenie konwencjonalne (są uzupełnieniem stroju teatralnego widza). Możemy jednak pokusić się o ich interpretację. Jeśli więc przyjmiemy, że loża teatralna nawiązuje do starego toposu „teatru świata”, to artysta jest tego świata bacznym i wnikliwym obserwatorem. Zbrojny w lupę, nie korzysta z niej, sam widząc dalej i lepiej. Laska zaś symbolizować może wędrowca, który zatrzymał się tylko na chwilę. Sam zaś wybór teatralnej konwencji nie dziwi skądinąd, bo Słowacki często teatralizował życie, a swoje stroje traktował jako rodzaj kostiumu.

           Słowacki – dandys


Portret olejny Juliusza Zubera 1910

W jednym z listów do matki tak opisuje swój strój podczas przechadzki po Jardin des Tuilleries:

… miałem białe szarawarki, kamizelkę białą kaszmirową, w ogromne różnokolorowe kwiaty, tak jak dawne suknie damskie, i kołnierz od koszuli odłożony – do tego dodajcie laseczkę z pozłacaną główką i glansowane rękawiczki[6]

Widzimy zatem Słowackiego w stroju dandysa,  komponującego swoje życie w najdrobniejszych szczegółach.  Dandyzm był wyrazem odrębności i niepowtarzalności w stuleciu uniformizacji, a dandys  -  artystą, dla  którego życie jest dziełem sztuki, rodzajem kreacji. Odrębność ta stanowiła wyzwanie wobec tłumu, choćby i wytwornego.

Dziś [rok 1839] – pisze ironicznie Chateaubriand – dandysa obowiązuje mina zdobywcza, swobodna, bezczelna; dba o swój strój, nosi wąsy albo brodę kolistą (…), na dowód dumnej niezależności nie zdejmuje z głowy kapelusza, rozwala się na kanapach i wyciąga nogi w butach tuż pod nosem pełnych podziwu ladies, (…)  dosiada konia z laską, którą trzyma jak świecę, nie zwracając najmniejszej uwagi na zwierzę, przypadkiem znajdujące się pomiędzy jego nogami.[7]

Za wynalazcę i prawodawcę tej doktryny uważa się George`a Brummella – angielskiego eleganta, zwanego też pięknym Beau. Słowacki zetknął się z dandyzmem latem 1831 roku, kiedy znalazł się w Londynie. Po powrocie do Paryża, zimą tegoż roku, zdążył  już wejść w rolę dandysa. W jednym z listów do matki donosi, że będąc z rana literatem, od godziny pół do dziesiątej staje się un Dandy, angielski petit-maitre[8] – przyznam się wam, że to lubię.[9]

Słowacki – dandys w starannie przemyślanym kostiumie udaje się latem 1834 roku z rodziną Wodzińskich i ich przyjaciółmi w podróż w Alpy. Miał wówczas dwadzieścia pięć lat, ale podobno wyglądał na piętnaście. Wędrował tzw. szlakiem napoleońskim do klasztoru św. Bernarda. Swój strój do wyprawy opisuje w liście do matki:

Miałem płócienną blousę, haftowaną zielonym jedwabiem, czy też włóczką, pas skórzany, białe szarawary, kapelusz ze słomy białej i czarnej pleciony, dosyć niski, z ogromnymi skrzydłami i opasany purpurową wstążką, do tego na grubej podeszwie trzewiki – i kij wyższy ode mnie, biały z żelaznym kolcem, jakiego zwyczajnie górale używają[10].

Strój ten był tak oryginalny, że jeszcze po latach Antoni Wodziński wściekał się na samo  jego wspomnienie.
Nie znaczy to jednak, że był skupiony wyłącznie na stroju. Opisywał towarzyszy podróży, widoki, snuł refleksje:

Żadne opisy nie odmalują wam zieloności szmaragdowej, którą widać w dolinie – tych domów białych, które po niej są rozsypane – tej góry żółtego koloru – tych gazowych chmur, które się wieszają po jej szczytach. A ja -  to wszystko – widziałem.[11]

Podróż ta stała się źródłem i inspiracją wielu przeżyć, które zaowocowały m.in. poematem W Szwajcarii, ale do alpejskiej przyrody nawiązywał i później wielokrotnie. Umiał więc patrzyć i nie był wyłącznie na sobie skoncentrowany. U Słowackiego – trzeba to podkreślić – istnieje ścisły związek między kreowaniem siebie a twórczością. W okresie, kiedy tak wielką wagę przywiązywał do stroju, powstały takie utwory, jak „Fantazy” i „Beniowski”.

Z czasem przestał przywiązywać wagę do dandyzmu.

Rozumiesz więc, droga moja – pisał do matki[12] - że świat glansowanych rękawiczek i woskowanych podłóg zupełnie zniknął z oczu moich – bo cóż z niego można wydobyć… Jest to próżny teatr dla igrających myśli, dla słów ulotnych – a mnie trzeba dziś być wewnętrznie człowiekiem, ile można doskonałym i dobrym…

         Słowacki „orientalny”     – portrety z podróży na Wschód



Innego Słowackiego ujrzymy podczas podróży na Wschód, choć pewne atrybuty pozostaną (laseczka).  Na rysunku Zenona Brzozowskiego (1806-1887), bogatego ziemianina rodem z Podola, zaprzyjaźnionego z rodziną Januszewskich, a później mecenasa artystów,  Słowacki przedstawiony został dość zaskakująco: tyłem do widza, oddala się w głąb obrazu, ubrany w płaszcz z kołnierzem, na głowie ma wysoki kapelusz, spod którego wystają się bujne loki,  w prawej ręce trzyma laseczkę. Sam opisuje siebie w szóstej pieśni 

Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu autoironicznie:
Więc ja jak krótki, mój kompan jak długi,
Obaj jak dłutem z marmuru wycięci
W niszach przeciwnych – kto by rzekł, że święci.


rysunek Zenona Brzozowskiego

Z podróży na Wschód zachował się też portret, którego autorem jest prawdopodobnie  Teofil Januszewski, zatytułowany Portret Juliusza Słowackiego w Fezie. Przedstawia Juliusza Słowackiego w orientalnej czapeczce. Znowu widzimy lewy profil poety, spojrzenie podobne jak na portrecie T. Byczkowskiego – gdzieś za horyzont. Zwracają uwagę malowniczo ufryzowane z boku czoła włosy. Pozostała widoczna część stroju – jasna plama koszuli zwieńczonej elegancką muszką oraz płaszcz tworzą tradycyjny strój eleganckiego mężczyzny. Gdybyśmy porównali ów portret z analogicznym – portretem George`a Byrona w stroju wschodnim, pędzla Thomasa Phillipsa z 1835 r. (a zatem z podobnego okresu), to widać na pierwszy rzut oka, że angielski poeta i skandalista kreuje się w sposób skończony, gdy tymczasem Słowacki – raczej dyskretnie.

Portret Juliusza Słowackiego w Fezie autorstwa Teofila Januszewskiego


           

 Słowacki popularny, czyli „kołnierzyk Słowackiego” na portrecie Jamesa Hoqwooda


Juliusz Słowacki, James Hopwood (1795-1855), Polona.pl

Poznański pamiętnikarz Marceli Motty, który widywał Słowackiego w tych latach zapamiętał go tak:
Trochę się podstarzał i piersiowe cierpienie nieco się wyraźniej w nim uwydatniło, ale była to taż sama figurka niewielka, szczupła, niepozorna, o ruchach niespokojnych, z ciemnym, jeszcze dość długim włosem, z nosem wydatnym, z okiem raz zamglonym, to znów jasno przejrzystym i błyszczącym.[13]

              Słowacki pod koniec życia


Zachowało się świadectwo lekarskie, które wystawił Słowackiemu w 1948 roku (a więc kiedy poeta miał trzydzieści dziewięć lat) poznański lekarz, doktor von Baren:

p. Słowacki, słabowitej konstytucji i obciążony skłonnością do dolegliwości astmatycznych, sprawia obecnie wrażenie do tego stopnia dotkniętego uciążliwościami dalekiej podróży, że przy częstym pokasływaniu oraz przyspieszonym, krótkim oddechu kontynuacja podróży bardzo łatwo mogłaby wywołać plwanie krwią, do którego p. Słowacki i tak ma skłonność.[14]




Bibliografia:
[1] Słowacki J., Listy do matki, oprac. Z. Krzyżanowska, Wrocław 1949, s.95
[2] Zieliński J., Szat/Anioł. Powikłane życie Juliusza Słowackiego, Warszawa 2000, s. 238
[3] Widacka H., O ikonografii Słowackiego – poety spod znaku Panny w 150 rocznicę śmierci, w: Sztuka.pl, GA (046) o1/2000
[4] Odyniec  A., Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie przez…, Warszawa 1884, s.167-168
[5] Kępiński A. Twarz i ręka, „Teksty” 1977, nr2, s.13-14
[6] Słowacki J., Listy do matki, oprac. Z. Krzyżanowska, Wrocław 1949, s.98

[7] Chateaubriand R., Pamiętniki zza grobu, wybór i przekład J. Guze, Warszawa 1991, s. 391
[8] Słowo to oznaczało w XVII w. afektowanych i pretensjonalnie ubierających się paniczyków.
[9] Słowacki J., Listy do matki, oprac. Z. Krzyżanowska, Wrocław 1949, s.50
[10] Ibidem, s. 191
[11] Ibidem, s. 193
[13] : J. Zieliński, SzatAnioł. Powikłane życie Juliusza Słowackiego, Warszawa 2000, s. 239

[14] Cytat za: J. Zieliński, SzatAnioł. Powikłane życie Juliusza Słowackiego, Warszawa 2000, s. 299


[1] Cureau de la Chambre M., w: J.J. Courtine, C. Haroche, Historia twarzy, Wyrażanie I ukrywanie emocji od XVI do początku XIX w., przekład T. Swoboda, Gdańsk 2007, s. 22

Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Deon.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty