Ludzkie losy, które przedstawia Martin
Pollack w zbiorze reportaży zatytułowanym ”Dlaczego rozstrzelali Stanisławów?”,
są jak przeglądanie starych fotografii. Pod wpływem wartkiej narracji nagle
ożywają i zaczynają coś znaczyć.
Wydawnictwo Czarne |
Pod
zagadkowym tytułem książki Martina Pollacka kryje się zbiór
reportaży z lat 1982 – 2007. Jednak nie chronologia, ale tematyka zadecydowała
o ich sąsiedztwie i kolejności. Sam autor – znany austriacki tłumacz, eseista i
publicysta – tak oto tłumaczy we wstępie
zawartość tomu:
Niniejsze teksty upamiętniają
poszczególnych ludzi, takich jak Julian Leszczyński, Stanisław Grzanka i
Stanisław Mędrek, bezimienni Żydzi w nieznanym polskim miasteczku, pewien
tłumacz z Białorusi, bośniaccy uciekinierzy, Żyd, który przeżył na Ukrainie,
przyjaciel z okresu studiów w Warszawie, ale także obersturmbannführer ss
Rudolf – Heinz Höppner czy mój ukochany dziadek z Amstetten.
Choć
pozornie wygląda to na mało spójny tematycznie tom, tak jednak nie jest. Tematem
wiodącym jest bowiem nacjonalizm, totalitaryzm i ich skutki. Interesujące jest także, w jaki sposób autor decyduje się na opisanie historii swoich bohaterów.
Na ślad dwóch Polaków, których imiona znalazły się w tytule tomu, natrafił
autor na wsi, w której zamieszkuje od dziesięciu lat. Zaintrygowało go, skąd
się wziął w tym miejscu grób Stanisława Grzanki i Stanisława Mędrka, w jakich
okolicznościach zginęli i co przywiodło ich do Bocksdorfu. Żyją jeszcze
świadkowie tamtej historii, ale – co istotne i charakterystyczne dla Martina
Pollacka – zachowały się zdjęcia obu mężczyzn. Uważne ich oglądanie, możliwe
interpretacje, to druga, obok słuchania świadków wydarzeń – ulubiona metoda
eseisty. Pamięć ludzka bywa zawodna, fotografia jest o wiele bardziej precyzyjna.
Uwielbiam spekulować na temat
fotografii i losów uchwyconych na nich ludzi. – pisze autor w ”Obrazkowej
historii”. Kim byli, w jakich stosunkach
wzajemnych pozostawali, jakie wiedli życie, co ich poruszało, czy byli
szczęśliwi, czy wręcz odwrotnie, co się z nimi dzieje?
Obaj Polacy
byli robotnikami przymusowymi, ale zżyli się z mieszkańcami wsi do tego stopnia, że
byli traktowani jak członkowie rodziny. Eleganckie garnitury, które noszą na
zdjęciach są tego widomym dowodem. Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego zostali rozstrzelani przez Rosjan w 1945 roku. Jednak ich los stał się
udziałem wielu Polaków. Miażdżeni przez dwa totalitaryzmy: niemiecki i
rosyjski, mieli niewielkie szanse na przeżycie.
Podobny los
spotkał także wielu Cyganów i Żydów. Pollack przedstawia m.in. losy dwóch
Żydów: polskiego – Juliana Leszczyńskiego oraz ukraińskiego Z Borszczowa –
Rudolfa Schwarza.
Pierwszy z
nich całe swoje życie poświęcił zgromadzeniu archiwum jednego człowieka – Rudolfa
– Heinza Höppnera, z którym Pollack spotkał się osobiście na prośbę
Leszczyńskiego. Höppner był nie tylko szefem poznańskiego SD, ale także
kierował Centralą Przesiedleńczą, która odpowiadała za deportacje Polaków i
Żydów i powołała do istnienia pierwszy obóz zagłady Kulmhof. Mało tego, z
dokumentu znajdującego się w posiadaniu Leszczyńskiego jasno wynikało, że to on
był autorem ”ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, którą uchwalono pół
roku później w Wannsee. Leszczyński uważał, że gdyby nie wynalazek Höppnera, z sześciu
milionów wymordowanych późnie Żydów przynajmniej cztery i pół miliona miałyby szansę przeżyć.
Próby ponownego postawienia Höppnera przed sądem spełzły jednak na niczym.
Podczas spotkania z Pollackiem unika tematu. Uważa, że odsiedział dostatecznie
wiele lat i nie odczuwa żadnej skruchy. Istnieniu notatki o ”ostatecznym
rozwiązaniu” zaprzecza ze złością.
Mój Boże, życiorys to życiorys, a
historia to historia. Ale przecież to było tak dawno.(…) Ale jeśli miałby dziś sobie coś do zarzucenia, to przede wszystkim
jedno: - Zawsze fałszywie ocenialiśmy Polaków, niestety, nigdy ich nie
rozumieliśmy. Nigdy nie uświadomiliśmy sobie, czego ten naród dokonał w obronie
Zachodu, przed Moskowitami, Tatarami, Turkami…
Pollack nie
tylko wysłuchuje swoich bohaterów, ale też ich dyskretnie zestawia. W ogóle
jest bystrym obserwatorem, dla którego drobne szczegóły składają się na wymowny
portret człowieka.
Widzę go przez okno [to o Höppnerze]: dobrze ubranego jegomościa, który toruje
sobie drogę wśród przechodniów. Myślę o Julianie Leszczyńskim, w spodniach od
dresu, plastikowym płaszczu, berecie baskijskim, w prowizorycznie sklejonych
okularach…
Portret
Rudolfa Schwarza jest jeszcze bardziej nasycony i intensywny, a to za sprawą
wyrazistej osobowości bohatera, który opowiada o swoim życiu nierzadko z
autoironią. Twierdzi, że imię otrzymał po cesarzu Rudolfie, który wraz z
ukochaną odebrał sobie życie, rzekomo z powodu nieszczęśliwej miłości. Jest to
okazja do przytoczenia krążących wówczas pogłosek, jakoby syn starego kajzera
nie umarł, lecz został ukarany wysłaniem do Brazylii, a do trumny włożono
woskową figurę. Ojciec bohatera był przed wojną szanowanym aptekarzem, który
udzielał rad i pomagał Żydom, Ukraińcom, Polakom – bez różnicy. Był niewierzący,
wykształcony w Wiedniu, czytywał Goethego i Schillera oraz czcił Niemców jako kulturalny naród. Schwarzowie
byli spolonizowaną rodziną. Żydzi stanowili jedną czwartą ludności miasteczka.
Rudolf chodził do polskiego gimnazjum w Borszczowie, gdzie otrzymał solidne
wykształcenie, z łaciną i niemieckim. Jeszcze dziś potrafi z pamięci wygłosić
strofy z ”Króla olch”… Podczas wojny nie tylko walczył z faszystami w szeregach Armii Czerwonej, ale później,
przez pięćdziesiąt lat, pracował w kołchozach jako naczalnik.
Opowiada o prześladowaniach Żydów, które miały miejsce także ze strony miejscowej ludności. Kiedy walczył, zginęli jego rodzice i rodzeństwo. Nie mścił się. Nie wyjechał też do Izraela, choć namawiał go do tego siostrzeniec. Uważa, że jego miejsce jest tu, gdzie jego korzenie i gdzie spoczywają najbliżsi, choć nie wiadomo, gdzie są ich mogiły. Jego opowieść człowieka, który widział i przeszedł w życiu niejedno, zaprawiona jest jednak goryczą:
Opowiada o prześladowaniach Żydów, które miały miejsce także ze strony miejscowej ludności. Kiedy walczył, zginęli jego rodzice i rodzeństwo. Nie mścił się. Nie wyjechał też do Izraela, choć namawiał go do tego siostrzeniec. Uważa, że jego miejsce jest tu, gdzie jego korzenie i gdzie spoczywają najbliżsi, choć nie wiadomo, gdzie są ich mogiły. Jego opowieść człowieka, który widział i przeszedł w życiu niejedno, zaprawiona jest jednak goryczą:
Zawsze chełpiłem się swoim
rozsądkiem, miałem się za wyjątkowo rozumnego człowieka, a kim jestem? Durniem.
Życie przetraciłem, budując komunizm. I jaki z tego pożytek?
Ludzkie
losy, które przedstawia Martin Pollack, także losy własnej rodziny, są jak
przeglądanie starych fotografii: pod wpływem wartkiej narracji nagle ożywają i
zaczynają coś znaczyć. Coś ważnego również dla nas. Trzeba się tylko nad nimi
pochylić i uważnie przyjrzeć, a odkryją przed nami niejedną tajemnicę.
Książka Martina Pollacka ”Dlaczego
rozstrzelali Stanisławów” ukazała się w Wydawnictwie Czarne, w tłumaczeniu
Andrzeja Kopackiego.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w listopadzie 2014 roku.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w listopadzie 2014 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz