Film opowiada o nich w sposób szczególny, daleki od
schematów typowego dokumentu. Będąc rzetelnym przeglądem zachowanych po
Themersonach archiwów, pozostaje jednak prawdziwie autorską, osobistą opowieścią
o dwojgu niezwykłych ludziach i bezkompromisowych artystach.
On
pisał, ona malowała. On był filozofem, ona marzycielką. On stawiał pytania,
ona
była odpowiedzią
Takim pięknym, poetyckim językiem, który współtworzy
szczególny klimat filmu, opowiada o swoich
bohaterach Szymańska. Jej narracja towarzyszy obrazom własnym, jak też fragmentom
filmów Themersonów oraz wywiadom z nimi i ich przyjaciółmi. Staje się oryginalnym zaproszeniem do świata, w który widz
wchodzi z ochotą, poddając się jego klimatowi bez reszty.
Odtwarzam wizję świata Themersonów, a to wymaga dużej pracy –
powiada w jednym z wywiadów reżyserka. Zrobić film
o takich ludziach, o tak wspaniałej sztuce, to wielkie wyzwanie.
Themersonowie w Paryżu, 1938 r.
Themersonowie poznali się pod koniec lat 20. minionego
stulecia i w 1931 roku wzięli ślub. Stefan Themerson był człowiekiem, by tak
rzec, renesansowym: studiował fizykę i architekturę, będąc zarazem filozofem, prozaikiem,
fotografem, twórcą filmów awangardowych. Całe życie
eksperymentował ze słowem i obrazem.
Franciszka z domu Weinles (z artystycznej
rodziny – ojciec malarz, matka pianistka) była przede wszystkim malarką, ale
też ilustratorką książek męża i nie tylko jego. Trzeba by jednak podkreślić, że nie były to
tradycyjne ilustracje, ale efekt poszukiwań form niezwykłych, np. różnych
czcionek i ich kolorów. Franciszka dbała też o stronę artystyczną wydawnictwa
rodzinnego Gaberbocchus Press, w którym w ciągu 31 lat ukazało się 60 tytułów,
m.in. pierwsze tłumaczenie „Ubu króla” Alfreda Jarry, poemat „Europa” polskiego
futurysty Anatola Sterna, rozważania filozoficzne Bertranda Russela, a także
„Poezja semantyczna” Stefana Themersona i dwie książki z rysunkami Franciszki.
Poza tym Franciszka Themerson projektowała kostiumy i scenografię teatralną,
np. do „Króla Ubu”.
Król Ubu, kostiumy i scenografia wg projektu Stefanii Themerson
Przygoda
człowieka awangardowego
W latach 30. ubiegłego wieku Themersonowie stworzyli w
domowych warunkach filmy, które do dziś uchodzą za niezwykle oryginalne i
awangardowe. Jednym z nich jest „Przygoda człowieka poczciwego” (1937), z
muzyką Stefana Kisielewskiego, „humoreska irracjonalna według własnego
scenariusza”, która opowiada, jak to pewien urzędnik usłyszał przez telefon, że „nie będzie
dziury w niebie, jeżeli pójdzie tyłem". I bohater idzie tyłem (a nawet
unosi się w powietrzu), choć przez to wyłamuje się ze schematu „maszerowania do
przodu”, co zostaje przez tłum kategorycznie potępione.
Groteska nie tylko
obrazuje sytuację człowieka idącego „pod prąd” – a takimi byli bez wątpienia
ci artyści – pojawia się w niej także dobrze znanej nam ze studenckiej etiudy
Romana Polańskiego motyw „dwóch ludzi z szafą”.
Otóż Stefan Themerson zachował właściwy mu stoicki dystans, kiedy
dowiedział się, że jego pomysł wykorzystał ktoś inny. Powiedział: „W Polsce tak
już jest, że co 20 – 30 lat dwóch ludzi niesie szafę”…
Wpisując się w ten polski
scenariusz, Szymańska dowcipnie kontynuuje wątek – w jej filmie dwóch mężczyzn
również dźwiga szafę z lustrem. Okazuje się, że wszyscy karmimy się
wyobraźnią Themersonów, czasami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wiktoria
Szymańska w swoim filmie o Themersonach czyni to jednak świadomie, jak dojrzały
artysta kina.
„Themerson & Themerson”, czyli historia pewnej miłości
Ale film o
Themersonach nie byłby tak poruszający, gdyby nie dotykał spraw najbardziej
ludzkich, które są doświadczeniem każdego z nas. Jest to w gruncie rzeczy historia miłości, nie
tylko tych dwojga ludzi do siebie, ale także opowieść o jej promieniowaniu na innych.
Poza
okresem II wojny, kiedy to małżonkowie zostali rozdzieleni (ale i wówczas nie
przestali o sobie myśleć, o czym świadczą listy i rysunkowy pamiętnik
Franciszki), stanowili oni nierozłączną parę ludzi, którzy doskonale się
uzupełniali, rozumieli, którzy ze sobą znakomicie i twórczo współpracowali.
Szymańska zarejestrowała także wypowiedzi osób, które były z Themersonami
zżyte, począwszy od ich krewnej i wychowanicy Jasi Reichardt, znanej
brytyjskiej redaktor, kurator i krytyka sztuki (oboje Themersonowie byli
polskimi Żydami i stracili w Holokauście całą rodzinę), a skończywszy na
młodziutkiej wówczas Małgorzacie Sady, która kontynuuje obecnie prowadzenie
założonego przez Themersonów wydawnictwa Gaberbocchus.
Każda osoba odbija coś, co wyniosła dla siebie z relacji z
Themersonami – powie autorka filmu na spotkaniu z publicznością podczas
Festiwalu Era Nowe Horyzonty. Ta wybitna
para w niezwykły sposób wpłynęła na
życie ludzi, których pokazałam w swoim filmie, na ich światopogląd.
Themerson & Themerson
Wiktorii Szymańskiej „chodzenie do tyłu” za Themersonami
Wpływ
Themersonów – ich sztuki i życia - widoczny jest także w filmie Wiktorii
Szymańskiej. Jest on zapisem pewnej fascynacji. To bez wątpienia dar, bo nie
każdy dokumentalista, a także nie każdy człowiek ma to szczęście, żeby w swoim
życiu natknąć się na tak niezwykłych ludzi, na ich ślady, dzieła, pamięć o
nich… Szymańska ze swoją wrażliwością i
talentem próbuje o tej fascynacji nam opowiedzieć, a co więcej – czego
doświadczyliśmy podczas projekcji – wpłynąć na naszą wrażliwość i emocje.
Z
inspiracji sztuką Themersonów rodzi się także forma filmu: wykorzystanie
rozmaitych formatów, tak charakterystyczne dla ich twórczości. Szymańska
postępuje jak jej mistrzowie – ożywia fotografie i rysunki, zmieniając je w
ruchome obrazy, tworzy własną opowieść „o ludziach z szafą”, a także różne
abstrakcyjne kompozycje, zmiękcza obrazy, nasyca je piękną nastrojową muzyką. I przede wszystkim mówi o swoich bohaterach
ciepło, niekiedy dowcipnie, przy czym jest to właściwy dla nich rodzaj humoru.
Już na początku dowiadujemy się, że Stefan Themerson pewnego dnia stracił
pamięć, ale w jego przypadku nie był to w dramat, ponieważ całe swoje życie
chodził do tyłu….
Wiktorii
Szymańskiej należy pogratulować wspaniałego debiutu, którym tak pięknie przypomniała światu dwoje wspaniałych
ludzi i artystów, a także życzyć, aby nigdy nie uległa pokusie pójścia za
wszystkimi „do przodu”. Chodzenie do tyłu, we dwójkę, a także z szafą bywa o
wiele ciekawsze i bardziej owocne.
ocena 9/10
Artykuł ukazał się w miesięczniku "KINO" 2010/11 pod tytułem "Bezkompromisowi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz