Rozmawiam z autorką biografii znanych
artystów i pisarzy, m.in. Anny German, Zbigniewa Cybulskiego i – wydanej
ostatnio – ”Haśki”, poświęconej Halinie Poświatowskiej.
Mariola Pryzwan z rzeźbą przedstawiającą Halinę Poświatowską, fot. pisarki |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Jakie były
okoliczności, które przyczyniły się do powstania książki o Halinie
Poświatowskiej, której poszerzone wznowienie ukazało się właśnie w Wydawnictwie
Marginesy?
Mariola Pryzwan: Trzeba by się cofnąć o dwadzieścia kilka lat, kiedy zaczynałam dopiero moją przygodę z
biografistyką. Halina Poświatowska była moją pierwszą bohaterką. Tamta książka,
którą debiutowałam w 1994 roku nosiła tytuł ”Ja minę, ty miniesz…”. Miała dwa
kolejne wydania – zawsze poszerzone i poprawione. A teraz, po latach, z okazji
osiemdziesiątej rocznicy urodzin poetki ukazało się to najnowsze. Uznałam, że
tamten tytuł mógłby już niewiele powiedzieć współczesnemu czytelnikowi i nie
każdy skojarzyłby, że jest fragmentem wiersza ”Koniugacja”. Tymczasem imię
Haśka mówi wszystko, ponieważ poetka była tak nazywana w kręgu rodziny i
znajomych. Halina Poświatowska jest najbliższa memu sercu. Od niej wszystko się zaczęło.
Czy dowiedziałaś się o niej czegoś
nowego?
O
Poświatowskiej wiedziałam już tak dużo, że nic mnie nie było w stanie
zaskoczyć. Dla mnie nie nic nowego, ale dla czytelnika jest tych nowości dużo.
Przede wszystkim po raz pierwszy ukazuje się w tym tomie wspomnienie Ireneusza
Morawskiego – adresata ”Opowieści dla przyjaciela”, zmarłego cztery lata temu.
To zupełnie inny portret Haliny, inaczej ukazujący jej podejście do mężczyzn.
Po raz
pierwszy też prezentuję wspomnienia koleżanki Poświatowskiej ze studiów w
Stanach Zjednoczonych – Yasuko Nogami-Suzuki. Poza tym w tomie znalazł się
dowcipny list Magdaleny Samozwaniec, nawiązujący do jej siostry Marii
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, do której bohaterka mojej książki była często
porównywana. Ponadto czytelnik znajdzie tu wiele niepublikowanych dotąd
dokumentów i fotografii.
Kiedy przed laty zaczęłaś
przygotowywać pierwszą biografię Haliny Poświatowskiej, miałaś jednak zapewne zupełnie inne jej wyobrażenie,
ukształtowane pod wpływem jej poezji, a także legendy, która ją otaczała. Jednakże
dzięki temu, że zajęłaś się jej życiem już jako biograf, zobaczyłaś także
człowieka z krwi i kości… Czy coś Cię szczególnie urzekło w tym bardziej
skomplikowanym portrecie poetki?
Rzeczywiście,
na początku znałam Poświatowską głównie z jej wierszy, ale przecież nie o
wszystkim pisała, np. niezbyt wiele o lęku przed śmiercią. W listach odkrywa
się bardziej. Jednak najbliżej i najpełniej poznałam ją z biografii Małgorzaty
Szułczyńskiej: ”Nie popełniłam zdrady”. Była jeszcze co prawda owiana legendą i o
wielu sprawach nie można było mówić, ale to i tak był pełniejszy obraz poetki,
który mógł fascynować. Przez lata był powielany przez rodzinę i kolegów
literatów oraz przez dziennikarzy. Małgorzata Szułczyńska po raz pierwszy podała,
że adresatem ”Opowieści dla przyjaciela” jest Ireneusz Morawski – człowiek z
krwi i kości, a nie – jak przypuszczano – postać wyimaginowana.
Halinę
porównywano do ważki, bo była delikatna i ulotna. Ona sama jednak pisała:
z kwiatów jestem // z ptasiego skrzydła
ale zaraz
dodawała:
z pierza i z mięsa
Istotnie,
była wrażliwa, delikatna, subtelna, ale też twarda, stanowcza, uparta,
kapryśna, ironiczna i nie zawsze łatwa we współżyciu. Taki jej portret pokazują
wspomnienia i listy zawarte w mojej książce.
Obraz Haliny
we wspomnieniach jest bardzo zróżnicowany, choć wszyscy powtarzali zgodnie, że
była piękną dziewczyną: wiotką, szczupłą, zgrabną, o wielkich, oczach w
kształcie migdałów. Gdy zaczynała mówić, śmiać się, stawała się jeszcze
bardziej pociągająca. Jest też inna Poświatowska
uwodząca młodych mężów – zadowolona z tego, że się powiodło, że budzi
zainteresowanie mężczyzn i zazdrość kobiet. Lubiła flirtować. Była przy tym
szalenie inteligentna, oczytana i po prostu mądra. Lubiła także bawić się
językiem, słowami i jeśli nie znajdowała zrozumienia u drugiego człowieka, często
zrywała znajomość. Przyjaciół i znajomych dobierała sobie starannie.
Może zechcesz uchylić rąbka tajemnicy
i opowiedzieć, jak wygląda praca biografa…
Jestem – jak
twierdzą niektórzy – biografistką swoich ulubieńców. I rzeczywiście tak jest.
Bohaterowie
moich książek stali się z czasem częścią mojego życia. Zajmując się nimi,
poświęciłam im cząstkę siebie.
Zaczęło się
od Haliny Poświatowskiej, która była moją ulubioną poetką. Jej biografię
utkałam ze słów innych – znajomych, rodziny,
przyjaciół. Kiedy okazało się, że książka spotkała się z zainteresowaniem i
zaczęto namawiać mnie do napisania kolejnych, dałam się przekonać i tak zaczęła
się moja, trwająca do dziś, przygoda z biografistyką. Na początku nie miałam wydawcy ani pewności, że książka ujrzy światło dzienne,
ale wierzyłam, że kiedyś to nastąpi.
Kiedy
zaczynam pracę nad książką, znam dobrze twórczość mojego bohatera. Przygotowuję
listę osób, z którymi chciałabym porozmawiać i którzy muszą w książce
zaistnieć. Docieram do nich, co w dobie Internetu stało się prostsze,
ale ma też swoje minusy. Kiedyś otrzymywałam teksty napisane odręcznie, co było
wartością samą w sobie. Dziś rozmówcy wysyłają mi wspomnienia w postaci plików
tekstowych, co ma charakter nieco bezosobowy.
Najważniejsze
jest jednak to, że dzięki moim bohaterom poznaję wielu ludzi, z którymi zapewne
nie miałabym szansy spotkać się w innych okolicznościach. Stykam się także z nowymi środowiskami: aktorów,
piosenkarzy, literatów, muzyków, a nawet filozofów – to dla mnie szalenie ważne
i rozwijające.
Kiedy
książka powędruje już do wydawnictwa, ogromnie ważną staje się rola redaktora.
prowadzącego. Mam wielkie szczęście pracować z fantastyczną redaktorką Dorotą
Koman, która dzięki książkom stała się również moją przyjaciółką. Cieszę się,
gdy książka jest złożona do druku i mogę zobaczyć jej okładkę – najpierw w
formie elektronicznej. Potem przeżywam moment wielkiego szczęścia, kiedy trafia
do mnie pierwszy egzemplarz. Pamiętam do dziś chwilę, kie gdy otrzymałam
pachnący jeszcze farbą drukarską pierwszy egzemplarz mojej książki o Halinie Poświatowskiej.
Pojechałam z nim do Krakowa, aby wręczyć go matce poetki. Chciałam, by już się
cieszyła, bo długo na tę książkę czekała. Jej radość, kiedy oglądała książkę i
odkrywała w niej zdjęcia, których nawet ona nie znała – była dla mnie
największą nagrodą za wielomiesięczną pracę. Dla takich chwil warto zajmować
się biografistyką.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w grudniu 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz