sobota, 9 grudnia 2017

Patryk Rębisz: Pomiędzy ludźmi i obrazami /wywiad/

Rozmawiam z Patrykiem Rębiszem, jednym z gości festiwalu Millenium Against Docs Film Festival, o jego drodze do filmu oraz o pełnometrażowym debiucie, który zaprezentowano we Wrocławiu.

Patryk Rębisz, fot. z archiwum reżysera
Barbara Lekarczyk-Cisek: Film "Na barkach lwa", który zaprezentowano na tegorocznym Against Docs Film Festival, jest Twoim pełnometrażowym debiutem. Opowiedz najpierw, jak to się stało, że zostałeś amerykańskim filmowcem.

Patryk Rębisz: Pochodzę z Lubina, a we Wrocławiu uczyłem się w Liceum Plastycznym, ale szkoły nie ukończyłem, bo wraz z rodziną wyemigrowaliśmy do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Kontynuowałem tam edukację artystyczną - studiowałem malarstwo na Cooper Union School of Art w Nowym Jorku i będąc na IV roku zainteresowałem się filmem. W rezultacie zrobiłem projekt, który był remake`iem "Dekalogu V" Krzysztofa Kieślowskiego. Film był wprawdzie odtwórczy, ale już wówczas eksperymentowałem z obrazem. Aktor grający rolę taksówkarza zaproponował mi później rolę oświetleniowca w jakiejś kolejnej produkcji. Podjąłem tę próbę, choć o oświetleniu miałem raczej blade pojęcie. I tak, biorąc udział w następnych projektach, zacząłem poznawać ludzi i zasmakowałem w robieniu filmów.

Czy w Stanach łatwo jest zadebiutować? 

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. W moim przypadku był to trochę łut szczęścia, zbieg okoliczności. Z drugiej strony nie bardzo wiedziałem, co chcę robić w życiu i praca w filmie okazała się dla mnie fascynująca. Ciągle coś się działo: poznawałem nowych ludzi, coś wspólnie tworzyliśmy. Po jakimś czasie stało się to moją profesją. Jednocześnie ciągle terminowałem w zawodzie, uczyłem się go. Z czasem stałem się wziętym operatorem.

W końcu jednak zadebiutowałeś własnym filmem:  "Between you and me", za który zebrałeś sporo nagród...

Fabuła jest właściwie pretekstem do tego, aby opowiedzieć historię w niebanalny sposób. Cały film jest skomponowany z dziesięciosekundowych ujęć - właściwie ze zdjęć, tworzących rodzaj stacato. Tworzy się coś realnego, ale ruch ludzi i przedmiotów bardziej przypomina animację. Film powstał w trudnym dla mnie momencie i za niewielkie pieniądze, a aktorzy grali za darmo. Tymczasem jego sukces przeszedł moje oczekiwania i utwierdził mnie w przekonaniu, że podążam właściwą drogą.

A jakie były okoliczności powstania pełnometrażowego filmu "Na barkach lwa"? Skąd pojawił się temat, dlaczego takie właśnie niezwykłe ludzkie historie?

Impuls przyszedł od żony, która jest montażystką i która zapragnęła, abyśmy zrobili coś istotnego, ważnego dla nas samych. Ja również czułem, że potrzebujemy zrobić coś, co doda nam skrzydeł, co nie będzie tylko dobrym rzemiosłem. Interesowało nas, jak ludzie reagują na poważne życiowe problemy, dlaczego jedni popełniają samobójstwa, a inni walczą i próbują żyć po utracie. Tylu artystów jej doświadczało, żeby wspomnieć Degasa czy Beethovena. Kiedy zdecydowaliśmy się na ten konkretny projekt, długo nie mogliśmy znaleźć dla niego odpowiedniej formy. 

Jak dotarliście do swoich bohaterów? To ludzie wyjątkowi pod wieloma względami.

Najpierw przygotowaliśmy zwiastun filmu, a dopiero potem zaczęliśmy poszukiwać ludzi, którzy chcieliby w nim wziąć udział. Początkowo zgodziła się na to tylko Alicja - niewidoma fotografka. Pozostali bohaterowie przez nas wybrani z różnych powodów odmówili. W końcu jednak udało się nam trafić do kolejnych bohaterów: malarki i muzyka. 

Czy długo trwało, zanim bohaterowie otworzyli się przed kamerą? Odniosłam wrażenie, że malarka była raczej osobą nieskłonną do zwierzeń, a jednak opowiedziała swoją historię w sposób absolutnie szczery. Była też najbardziej pogodzona ze swoją opresją. 

Od początku zależało nam, aby pokazać nie tylko bohaterów, którzy coś przeżyli, ale by jednocześnie umieli o tym opowiedzieć, a przy tym tworzyli interesującą sztukę, z prawdziwą pasją. Co więcej - to, co tworzą, zyskuje głębię dzięki traumatycznym przeżyciom. Ich otwarcie zawdzięczam głównie mojej żonie  Erinnisse - osobie niezwykle pogodnej i serdecznej, która posiada łatwość nawiązywania kontaktów. 

Katherine rzeczywiście nie była na początku zbyt ufna, dopiero kiedy moja żona poprosiła mnie, by filmować z bliska - gdy siedzi blisko bohaterki, wtedy wszystko się zmieniło. Bo musi być bliskość - czasami tez po prostu fizyczna, aby było otwarcie.

Niezwykle ważną rolę odgrywa w Twoim filmie obraz. Nie pokazujesz "gadających głów", ale dodajesz swoim bohaterom odpowiedni kontekst - realistyczny, niekiedy symboliczny. Kreowana przez Ciebie rzeczywistość jest zawsze bogatsza o dodatkowe znaczenia. Dzięki temu każdy widz może się w Twoim filmie "przejrzeć". 

Pomiędzy historią bohatera a obrazem oraz pomiędzy samymi obrazami tworzy się to, co najistotniejsze. Długo poszukiwałem sposobu, aby to oddać. Próbowaliśmy wyobrazić sobie, jakim językiem obrazowo-dźwiękowym powinniśmy oddać przeżycia bohaterów, ale też jak skonstruować dwie historie: jedną, która pochodzi od naszych bohaterów i drugą, którą widz będzie budował na swych własnych doświadczeniach. Poszukiwania były trudne i dla nas bolesne, bo film miał być wszystkim tym, czego zazwyczaj nie doświadczamy filmując  albo montując filmy dla innych. Człowiek myśli ze jest mądrzejszy i bardziej utalentowany, niż naprawdę jest i film miał być odzwierciedleniem jego talentu albo jego braku.
Podobnie było z montażem - był trudny, bo na początku nie rozumieliśmy, że musimy zbudować prostą historię, by widz mógł czuć się bezpiecznie, sięgając do własnych doświadczeń, tworząc niejako ”swoją wersję” filmu. Mieliśmy dużo poetyckich obrazów i dźwięków i wydawało nam się, że historia też taka powinna być.
Bardzo nas to wszystko męczyło i w pewnym momencie postanowiliśmy wyjechać do prymitywnej chatki w górach, gdzie tylko patrzyliśmy w gwiazdy i czytali książki. I kiedy wróciliśmy, nastąpiło w nas nowe otwarcie i już wiedzieliśmy, jak to ma wyglądać. Zrozumieliśmy, że musimy zakotwiczyć widza w pozornie prostej historii, by odważył się na spekulacje dotyczące znaczenia naszych poetyckich interpretacji. Wtedy obrazy nabrały autentyzmu, bo historia nie pochodziła tak naprawdę od nas, ale była budowana w umyśle i sercu każdego widza.. To było fascynujące doświadczenie, które zmieniło nasze patrzenie na film. 

Czy masz jakieś plany na kolejne filmy?

Nawet kilka. Jeden z filmów jest w trakcie montażu, ale mam także nowe projekty, które mają charakter fabularyzowanego dokumentu. Nadal szukamy oryginalnych form wypowiedzi artystycznej. Eksperymentujemy ze sposobami oraz  czasem narracji. 

Bardzo to interesujące. Dziękuję za rozmowę.

Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline w maju 2016 roku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty