Rozmawiam z Patrykiem Rębiszem, jednym
z gości festiwalu Millenium Against Docs Film Festival, o jego drodze do filmu oraz o pełnometrażowym debiucie, który
zaprezentowano we Wrocławiu.
Patryk Rębisz, fot. z archiwum reżysera |
Barbara
Lekarczyk-Cisek: Film "Na barkach lwa", który zaprezentowano na
tegorocznym Against Docs Film Festival, jest Twoim pełnometrażowym debiutem.
Opowiedz najpierw, jak to się stało, że zostałeś amerykańskim filmowcem.
Patryk
Rębisz: Pochodzę z Lubina, a we Wrocławiu uczyłem się w Liceum Plastycznym, ale
szkoły nie ukończyłem, bo wraz z rodziną wyemigrowaliśmy do Stanów
Zjednoczonych Ameryki. Kontynuowałem tam edukację artystyczną - studiowałem
malarstwo na Cooper Union School of Art w Nowym Jorku i będąc na IV roku
zainteresowałem się filmem. W rezultacie zrobiłem projekt, który był remake`iem
"Dekalogu V" Krzysztofa Kieślowskiego. Film był wprawdzie odtwórczy,
ale już wówczas eksperymentowałem z obrazem. Aktor grający rolę taksówkarza
zaproponował mi później rolę oświetleniowca w jakiejś kolejnej produkcji.
Podjąłem tę próbę, choć o oświetleniu miałem raczej blade pojęcie. I tak,
biorąc udział w następnych projektach, zacząłem poznawać ludzi i zasmakowałem w
robieniu filmów.
Czy w
Stanach łatwo jest zadebiutować?
Trudno
jednoznacznie odpowiedzieć. W moim przypadku był to trochę łut szczęścia, zbieg
okoliczności. Z drugiej strony nie bardzo wiedziałem, co chcę robić w życiu i
praca w filmie okazała się dla mnie fascynująca. Ciągle coś się działo:
poznawałem nowych ludzi, coś wspólnie tworzyliśmy. Po jakimś czasie stało się
to moją profesją. Jednocześnie ciągle terminowałem w zawodzie, uczyłem się go.
Z czasem stałem się wziętym operatorem.
W końcu
jednak zadebiutowałeś własnym filmem: "Between you and me",
za który zebrałeś sporo nagród...
Fabuła
jest właściwie pretekstem do tego, aby opowiedzieć historię w niebanalny
sposób. Cały film jest skomponowany z dziesięciosekundowych ujęć - właściwie ze
zdjęć, tworzących rodzaj stacato.
Tworzy się coś realnego, ale ruch ludzi i przedmiotów bardziej przypomina
animację. Film powstał w trudnym dla mnie momencie i za niewielkie pieniądze, a
aktorzy grali za darmo. Tymczasem jego sukces przeszedł moje oczekiwania i
utwierdził mnie w przekonaniu, że podążam właściwą drogą.
A jakie
były okoliczności powstania pełnometrażowego filmu "Na barkach lwa"?
Skąd pojawił się temat, dlaczego takie właśnie niezwykłe ludzkie historie?
Impuls
przyszedł od żony, która jest montażystką i która zapragnęła, abyśmy zrobili coś
istotnego, ważnego dla nas samych. Ja również czułem, że potrzebujemy zrobić
coś, co doda nam skrzydeł, co nie będzie tylko dobrym rzemiosłem. Interesowało
nas, jak ludzie reagują na poważne życiowe problemy, dlaczego jedni popełniają
samobójstwa, a inni walczą i próbują żyć po utracie. Tylu artystów jej
doświadczało, żeby wspomnieć Degasa czy Beethovena. Kiedy zdecydowaliśmy się na
ten konkretny projekt, długo nie mogliśmy znaleźć dla niego odpowiedniej
formy.
Jak
dotarliście do swoich bohaterów? To ludzie wyjątkowi pod wieloma względami.
Najpierw
przygotowaliśmy zwiastun filmu, a dopiero potem zaczęliśmy poszukiwać ludzi,
którzy chcieliby w nim wziąć udział. Początkowo zgodziła się na to tylko Alicja
- niewidoma fotografka. Pozostali bohaterowie przez nas wybrani z różnych
powodów odmówili. W końcu jednak udało się nam trafić do kolejnych bohaterów:
malarki i muzyka.
Czy długo
trwało, zanim bohaterowie otworzyli się przed kamerą? Odniosłam wrażenie, że
malarka była raczej osobą nieskłonną do zwierzeń, a jednak opowiedziała swoją
historię w sposób absolutnie szczery. Była też najbardziej pogodzona ze swoją
opresją.
Od
początku zależało nam, aby pokazać nie tylko bohaterów, którzy coś przeżyli,
ale by jednocześnie umieli o tym opowiedzieć, a przy tym tworzyli interesującą
sztukę, z prawdziwą pasją. Co więcej - to, co tworzą, zyskuje głębię dzięki
traumatycznym przeżyciom. Ich otwarcie zawdzięczam głównie mojej
żonie Erinnisse - osobie niezwykle pogodnej i serdecznej, która
posiada łatwość nawiązywania kontaktów.
Katherine
rzeczywiście nie była na początku zbyt ufna, dopiero kiedy moja żona poprosiła
mnie, by filmować z bliska - gdy siedzi blisko bohaterki, wtedy wszystko się
zmieniło. Bo musi być bliskość - czasami tez po prostu fizyczna, aby było otwarcie.
Niezwykle
ważną rolę odgrywa w Twoim filmie obraz. Nie pokazujesz "gadających
głów", ale dodajesz swoim bohaterom odpowiedni kontekst - realistyczny,
niekiedy symboliczny. Kreowana przez Ciebie rzeczywistość jest zawsze bogatsza
o dodatkowe znaczenia. Dzięki temu każdy widz może się w Twoim filmie
"przejrzeć".
Pomiędzy historią bohatera a obrazem
oraz pomiędzy samymi obrazami tworzy się to, co najistotniejsze. Długo poszukiwałem sposobu,
aby to oddać. Próbowaliśmy wyobrazić sobie, jakim językiem obrazowo-dźwiękowym
powinniśmy oddać przeżycia bohaterów, ale też jak skonstruować dwie historie: jedną,
która pochodzi od naszych bohaterów i drugą, którą widz będzie budował na swych
własnych doświadczeniach. Poszukiwania były trudne i dla nas bolesne, bo film
miał być wszystkim tym, czego zazwyczaj nie doświadczamy filmując albo montując filmy dla innych. Człowiek
myśli ze jest mądrzejszy i bardziej utalentowany, niż naprawdę jest i film miał
być odzwierciedleniem jego talentu albo jego braku.
Podobnie
było z montażem - był trudny, bo na początku nie rozumieliśmy, że musimy
zbudować prostą historię, by widz mógł czuć się bezpiecznie, sięgając do
własnych doświadczeń, tworząc niejako ”swoją wersję” filmu. Mieliśmy dużo
poetyckich obrazów i dźwięków i wydawało nam się, że historia też taka powinna
być.
Bardzo
nas to wszystko męczyło i w pewnym momencie postanowiliśmy wyjechać do
prymitywnej chatki w górach, gdzie tylko patrzyliśmy w gwiazdy i czytali
książki. I kiedy wróciliśmy, nastąpiło w nas nowe otwarcie i już wiedzieliśmy,
jak to ma wyglądać. Zrozumieliśmy, że musimy zakotwiczyć widza w pozornie
prostej historii, by odważył się na spekulacje dotyczące znaczenia naszych poetyckich
interpretacji. Wtedy obrazy nabrały autentyzmu, bo historia nie pochodziła tak naprawdę od nas, ale była budowana w umyśle
i sercu każdego widza.. To było fascynujące doświadczenie, które zmieniło
nasze patrzenie na film.
Czy masz
jakieś plany na kolejne filmy?
Nawet
kilka. Jeden z filmów jest w trakcie montażu, ale mam także nowe projekty,
które mają charakter fabularyzowanego dokumentu. Nadal szukamy oryginalnych
form wypowiedzi artystycznej. Eksperymentujemy ze sposobami oraz czasem narracji.
Bardzo to
interesujące. Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz