Kilar jako geniusz o dwóch twarzach, pełen sprzecznych cech, a jednocześnie fascynujący - w pierwszej pełnej biografii kompozytora: "Wojciech Kilar. Geniusz o dwóch twarzach" Marii Wilczek-Krupy.
Wydawnictwo Znak |
Autorka biografii kompozytora "Krzesanego" konsekwentnie przedstawia go jako człowieka dwoistego, łączącego sprzeczności. Z jednej strony niezwykle rzetelnie opowiada o nim i jego korzeniach - począwszy od lwowskiego dzieciństwa, a kończąc na pogrzebie swego bohatera. Z drugiej zaś jest to biografia zbeletryzowana - z typową dla tego gatunku narracją i dialogami.
Już we wstępie Maria Wilczek-Krupa nie tylko odsłania przed nami kulisy powstania biografii, ale także jej zasadniczy zamysł:
Od początku chciałam się przekonać, co drzemie pod powłoką jego świętości. Bo że coś drzemie to było widać od razu.
Spotkania i rozmowy z kompozytorem trwały dwa lata. Po tym czasie autorka biografii stwierdziła "odkrywczo",
... że pod powłoką świętości kryje się ... człowiek. Barwny i nietuzinkowy, z mnóstwem zalet i wad i ze skłonnością popadania w furię, czego doświadczyłam na własnej skórze.
Trudno wprawdzie pojąć, dlaczego biograf podejrzewa swego bohatera, że "coś" skrywa "pod powłoką świętości", bo w ten sposób sugeruje jakiś rodzaj udawanej pobożności (trochę rodem z "Tartuffe`a"), ale może to tylko taka ars poetica...
Drugim pomysłem na biografię miało być nie tylko ukazanie życia Wojciecha Kilara w porządku chronologicznym, ale także drobiazgowe odtworzenie przestrzeni, w której żył - warszawskiego domu kompozytora w Brynowie. Pamiątkowe przedmioty, weranda z "jadłodajnią" dla kotów, gościnny salon oraz piętro z gabinetem i fortepianem, gdzie wstęp mieli nieliczni wybrańcy.
Jaki zatem jest Wojciech Kilar w książce Marii Wilczek-Krupy?
Lwowski łobuziak i wrażliwiec
Początki biografii Wojciecha Kilara sięgają przedwojennego Lwowa, gdzie spędził wczesne dzieciństwo i gdzie zaczął pobierać lekcje muzyki - z miernym jednak skutkiem. Wolał jeździć rowerem, bawić się z dziećmi i ... jeść, szczególnie smakołyki babci ze strony matki.
Matkę uwielbiał i miał z nią dobry kontakt przez całe życie. Gorzej było z ojcem, który wprawdzie kochał syna na swój sposób, ale relacje między nimi były cokolwiek złożone. Autorka przytacza nawet epizod, który udowadnia tezę o dwoistości bohatera, w szczególności w stosunku do ojca. Otóż kiedy za (nieświadome) użycie wulgarnego słowa dostał od matki w twarz i zapowiedziano, że ojciec sobie z nim porozmawia, Wojtek już na początku "kazania" dźgnął go nożem w rękę. Ojcu odebrało mowę i na tym się skończyło.
Ulubionym zajęciem chłopca było tzw. łazikowanie - najchętniej w pobliżu budynku dworca oraz w pasażu handlowym z salą kinową "Grażyna", gdzie chętnie oglądał filmy w Chaplinem, a także baśnie animowane Walta Disneya.
Potem były masowe deportacje, zagłada getta, okupacja sowiecka... Wszystko to sprawiło, że - jak pisze autorka "z rozwrzeszczanego dziecka stał się chłopcem odważnym i ciekawym wszystkiego, co widzi, słyszy i czuje". Najbardziej wstrząsający widok, kiedy zobaczył wymordowanych więźniów w Brygidkach w czerwcu 1941 roku. Odchorował swoją ciekawości później do końca życia zapamiętał te obrazy. Także śmiertelna cisza getta oraz mord katyński, o którym pisały gazety w czerwcu 1943 roku, sprawiły, że nocami nie mógł spać. Ostatecznie wyjechał z matką do Krosna w połowie 1944 roku. Do Lwowa nigdy po wojnie nie pojechał. Twierdził, że nie ma na to sił i że kosztowałoby go to zbyt wiele.
Zdolny leń i pracowity jak mnich
O ile autorka przytacza wiele faktów z biografii Wojciecha Kilara - szczególnie jego młodości - które dowodzą, że był tzw. zdolnym leniem. Bardzo wcześnie zaczął komponować, natomiast nienawidził wielogodzinnych ćwiczeń na fortepianie. Granie po raz pierwszy zaczęło sprawiać mu przyjemność, gdy ćwicząc Sonatę C-dur op. 53 Beethovena. Zmierzenie się z tym wirtuozowskich dziełem sprawiło, że zaczął więcej ćwiczyć.
Jego profesor gry na fortepianie - Kazimierz Mirski umiał zdopingować go do wysiłku, a z drugiej strony miał świadomość, że powołaniem młodego Kilara jest komponowanie. Jednak bodaj najwięcej zawdzięcza Kilar prof. Bolesławowi Woytowiczowi, dzięki któremu nie tylko nauczył się sztuki kompozycji, ale także studiował jego bogatą bibliotekę.
Po latach zamykał się w swojej willi na Brwinowie i bez reszty oddawał tworzeniu. Wtedy świat przestawał dla niego istnieć...
Kompozytor muzyki poważnej i romans z kinem
Chociaż jest kompozytorem wielu wspaniałych utworów należących do tzw. muzyki poważnej, głównie na chóry i orkiestrę, takich, jak: Bogurodzica na chór mieszany i orkiestrę, Missa pro pace (A. D. 2000) na głosy solowe, chór mieszany i orkiestrę, czy Magnificat na głosy solowe, chór mieszany i orkiestrę, to w powszechnej świadomości funkcjonuje także jako kompozytor muzyki filmowej.
Napisał muzykę do tak znanych obrazów, jak: "Lalka", "Sól ziemi czarnej", "Struktura kryształu", "Życie rodzinne", "Przygody Pana Michała". Współpracował także z wybitnymi twórcami kina światowego: F. F. Coppolą, Jane Champion, Romanem Polańskim...
Autorka komentuje ów fakt następująco, powołując się na słowa samego kompozytora:
O swojej muzyce w kinie mówił, że pisze ją Mr Hyde, bo dr Jekyll zajmuje się w tym czasie utworami klasycznymi.
Wiele jest tych twarzy Wojciecha Kielara w jego biografii: twarz porywcza i skupiona, duchowa i ziemska, zaangażowana i obojętna. Autorka pisze o jego fascynacjach, wielkiej miłości do żony Basi, o pokusach, rozmodleniu, chorobie...
Dla tych, którzy chcieliby się o kompozytorze dowiedzieć więcej, jest to z pewnością lektura obowiązkowa.
Książka ”Wojciech Kilar. Geniusz o
dwóch twarzach” ukazała się w Wydawnictwie Znak.
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline w listopadzie 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz