„1920 Bitwa Warszawska” to przede wszystkim film historyczny, opowiadający w sposób barwny, z użyciem nowej technologii, o tym, jak młode, ledwo powstałe państwo polskie dało opór przeważającym liczebnie bolszewikom, maszerującym pod czerwonymi sztandarami na podbój Europy.
plakat filmu 1920 Bitwa Warszawska |
Henryk
Sienkiewicz znalazł w Jerzym Hoffmanie znakomitego i wiernego interpretatora.
Po Trylogii reżyser sięgnął po temat wyrastający z ducha tamtych historii, bo
ukazujący niemodny już dziś i ośmieszany na wszelkie sposoby patriotyzm i
wiarę, że nawet w sytuacjach, kiedy zwycięstwo wydaje się z racjonalnego punktu
widzenia niemożliwe, entuzjazm i solidarność czynią cuda. Tym razem film został
nakręcony w oparciu o oryginalny scenariusz autorstwa Jarosława Sokoła i
Jerzego Hoffmana.
„1920 Bitwa
Warszawska” to przede wszystkim film historyczny, opowiadający w sposób barwny,
z użyciem nowej technologii, o tym, jak młode, ledwo powstałe państwo polskie
dało opór przeważającym liczebnie bolszewikom, maszerującym pod czerwonymi
sztandarami na podbój Europy. Pojawiają się licznie postaci historyczne,
zagrane przez ulubionych aktorów Hoffmana: marszałek Józef Piłsudski w znakomitej
kreacji Daniela Olbrychskiego, jakby
żywcem wyjęty ze starych kronik, a jednak prawdziwy z tym swoim kresowym
akcentem i determinacją, geniusz strategii i główny architekt bitwy. Prócz
niego – pułkownik Bolesław Wieniawa-Długoszowski (Bogusław Linda), a także główny
ideolog bolszewickiej rewolucji – Włodzimierz Ilicz Lenin (Wiktor Bałabanow), z Feliksem Dzierżyńskim, w którego postać
wcielił się … kompozytor muzyki do filmu – Krzesimir
Dębski. W sposób szczególny zapada w pamięć postać czekisty Bykowskiego, a
to za sprawą znakomitej roli Adama
Ferency. Należy dodać, że bardzo rzetelnie odtworzono fakty historyczne:
autentyczne dialogi na podstawie zachowanej dokumentacji nadają filmowi cechy
wiarygodnej historycznie opowieści, ale wielką zaletą jest także rekonstrukcja
tamtej, nieistniejącej już, rzeczywistości, czego przykładem może być kresowe
miasteczko czy Most Kierbedzia.
Natasza Urbańska jako Ola Raniewska |
Oczywiście,
w każdym szanującym się filmie musi być także historia miłosna. W „Bitwie
Warszawskiej” to dzieje Oli – aktorki teatru rewiowego (Natasza Urbańska) i Jana – poety i kawalerzysty, w którego postać
wcielił się z wielkim powodzeniem Borys
Szyc. Dzięki dramatycznym i zmiennym kolejom jego losów, głębiej poznajemy,
czym był bolszewizm z jego ideologią, za którą ukrywało się barbarzyństwo
rosyjskich żołdaków i imperialne dążenia Lenina. I choć wątek miłosny jest
tutaj niezbyt interesująco poprowadzony i raczej drugoplanowy, a jego
zakończenie banalne, to jednak trzeba przyznać, że „1920 Bitwa Warszawska” jest
filmem pod wieloma względami znakomitym, a dla Polaków – obowiązkowym.
Na spotkaniu
z przedstawicielami mediów reżyser Jerzy Hoffman z goryczą mówił o tym, że my, Polacy, jesteśmy specjalistami od niszczenia własnych legend.
Myśmy stworzyli cud nad Wisłą, nie chcąc
docenić strategii Piłsudskiego. – powiedział. „U nas patriotyzm jest sprawą wstydliwą. Nie wstydźmy się tego, że ktoś
jest dobry, szlachetny, uczciwy. Uważam, - dodał - że w naszym kinie jest
miejsce na każdy temat, ale zagadnienia marginesu nie mogą być tematem głównym.
Otrzymał gromkie brawa.
Adam Ferency jako czekista Bykowski |
Film, będący
dziełem zaledwie dwóch lat pracy (w tym siedem miesięcy trwał montaż, a dni
zdjęciowych było raptem sześćdziesiąt), jest pierwszą polską produkcją w
technologii 3D. Takie prekursorskie wyzwanie dało jednak wspaniałe efekty. Dzięki
nowej technologii widz „1920 Bitwy
Warszawskiej” uczestniczy emocjonalnie i mentalnie w rozgrywających się na jego
oczach wydarzeniach. Kiedy toczy się pojedynek, ma wrażenie, że broń może go dosięgnąć,
kiedy pada zabity żołnierz, krew tryska w jego stronę, kiedy wreszcie
zrozpaczona bohaterka samotnie opłakuje śmierć ukochanego, czuje, że wystarczy
podnieść rękę, aby ją pogładzić pocieszająco po włosach… Jesteśmy niejako
wewnątrz wykreowanego świata, przy czym nie jest to świat baśni, ale ważny
epizod polskiej historii. Może właśnie tak należałoby o niej nauczać?
scena zbiorowa |
Podczas
spotkania z dziennikarzami reżyser z jednej strony podkreślał, że film powstał
jako efekt wielkiego entuzjazmu i fachowości młodych ludzi zatrudnionych przy jego
produkcji, z drugiej zaś wyraził pogląd, że technologia w żaden sposób nie
zminimalizowała roli reżysera:
Czy orkiestra symfoniczna składa się z
dziesięciu, czy osiemdziesięciu muzyków, dyrygent jest jeden – zauważył Jerzy
Hoffman.
Podkreślił,
że choć wizja jest jedna, a z aktorami pracuje się tak samo, to jednak w
scenach widowiskowych trzeba było dać dużą samodzielność operatorom małych
kamer. Wyposażeni w małe kamery cyfrowe, inscenizowali oni mini - sceny, które
potem pełniły w filmie funkcje istotnych epizodów, np. scena ze zdzieraniem
butów ze zmarłego żołnierza czy też strzelania do dezerterów. Bitwa w filmie
Hoffmana ma swoją dramaturgię: widzimy nacierające na siebie masy ludzi, ale
dzięki owym epizodom dostrzegamy też pojedyncze osoby i rozgrywające się ich
dramaty.
scena zbiorowa |
Uwagę zwraca
także uroda wizualna filmu – jego wysmakowane kadry, które są zasługą
scenografa Andrzeja Halińskiego i
znakomitego operatora Sławomira Idziaka.
Staranność i pietyzm w odtwarzaniu realiów
epoki dotyczy nie tylko plenerów, ale także kostiumów i rekwizytów. Można
podziwiać kobiety pięknie ubrane w stroje z lat 20., których faktura materiału,
guziki czy biżuteria, że o nakryciach głowy nie wspomnę, są pięknie
sfotografowane. Owa „malarskość” kadrów to również wart podkreślenia walor
filmu; jakby płótna Kossaka czy
Podkowińskiego nagle ożyły na naszych oczach. Ożyła również Warszawa lat 20.
ubiegłego wieku. Mogliśmy zobaczyć wojska maszerujące przez most Kierbedzia,
który pamiętają już tylko najstarsi warszawiacy. Film jednak nie tylko odtwarza
realia. Wiele scen ma charakter symboliczny. W pamięci widza pozostają takie
niezwykłe obrazy jak unoszące się w powietrzu drewniane krzyże podczas walk na
cmentarzu czy pochód bolszewickiej armii.
Właściwie
jest w tym filmie wszystko: patos i liryzm, humor i smutek, realizm i symbolizm, miłość i
śmierć, historia i codzienność, wielka polityka i cena, która płaci za nią
szary człowiek. To pewne, że tego filmu przeoczyć nie można.
Recenzja ukazała się na portalu PIK Wrocław w październiku 2011 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz