niedziela, 14 stycznia 2018

"Dzieci Hitlera": Ofiary ideologii

Każda z opowiedzianych w „Dzieciach Hitlera” historii nadawałaby się na osobny film.  Nie ma tu opowieści "zwyczajnych". Każda jest fascynująca, choćby przez to, że wraz z bohaterami wnikamy w świat pełen dramatyzmu, tajemnic i niedomówień.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Słowo "Lebensborn" oznacza  "źródło życia", ale wywołuje przede wszystkim skojarzenia z hitleryzmem. Twórcą pomysłu, polegającego na ochronie gatunku rasy panów, był Heinrich Himmler. Zaczerpnął go od amerykańskich eugeników, których idee przejęli i realizowali z okrutną konsekwencją naziści.

Początkowo ośrodki Lebensbornu tworzono na terenie Niemiec. Potem również w Norwegii, Austrii, Belgii, Francji i Luksemburgu. Miały w nich przychodzić na świat wysokie, jasnowłose i niebieskookie dzieci, do tego zdrowe i pozbawione dziedzicznych obciążeń - ucieleśnienie ideału rasy. Przyszła elita rasy "nadludzi". Jeśli nie spełniały "warunków" - uśmiercano je. Później do ośrodków Lebensbornu zaczęły trafiać dzieci innych narodowości, które zabierano siłą. W ten sposób porwano m.in. 200 tysięcy (!) polskich dzieci. Niektóre z nich nigdy nie dowiedziały się, kim są naprawdę, inne - nieliczne - będąc dorosłymi, często starymi już ludźmi - rozpoczęły poszukiwania, nie zawsze zakończone sukcesem. Wszystkie musiały zmierzyć się z własną traumatyczną przeszłością.

Książka "Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn" zawiera zaledwie dwadzieścia historii. U wszystkich Lebensborn pozostawił ślady, które wryły się głęboko. Choć zdarzyły się i takie przypadki, że nie wszystkie dzieci przeżyły traumę. Jednym matczyna miłość wynagrodziła krzywdy, innym brak miłości wyrządził jeszcze większe. Kiedy czytamy ich historie, przeżywamy je wraz z nimi i niejednokrotnie w oku zakręci się łza. Większość z tych, które odkryły swoje pochodzenie, pragnie zachować anonimowość, ponieważ boją się utraty szacunku. Często powracają do trudnej przeszłości dzięki wsparciu małżonków, dzieci albo wnuków, którzy pragną również poznać swoje korzenie.

Każda z opowiedzianych historii nadawałaby się na osobny film.  Nie ma tu opowieści "zwyczajnych". Każda jest fascynująca, choćby przez to, że wraz z bohaterami wnikamy w pełen dramatyzmu świat, w którym czasami trzeba być detektywem, a innym razem z pokorą pogodzić się z faktem, że prawdziwy ojciec lub matka nie żyją i nigdy nie dowiemy się prawdy. Bywa, że nagrodą staje się odzyskane cudownie rodzeństwo, o którym nic się nie wiedziało, a oto odkrywa się wiele podobieństw psychicznych i fizycznych. Niekiedy zaś matka odmawia spotkania, bo stanowczo nie chce wracać do przeszłości. Spośród przeczytanych historii zapamiętałam taką, której bohaterka,  odrzucona wcześniej przez matkę, opiekowała się nią ofiarnie, gdy ta była już przykuta do łóżka... 

Książka ma jednak jeszcze jedną istotną zaletę. Otóż w świetle przedstawionych biografii powinniśmy dzisiaj wyciągnąć wnioski dotyczące sztucznego zapłodnienia czy in vitro. Nie dyskutowano ani nie myślano dotąd o tym, jak należy obchodzić się z takimi dziećmi, które mają troje lub więcej rodziców lub zostały  potajemnie oddane.  Każdy ma bowiem prawo do poznania swoich korzeni, a brak odpowiednich zasad może stać się przyczyną wielkiego cierpienia. Losy dzieci Lebensbornu są tego najlepszym przykładem.


Książka "Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn" Dorothee Schmitz-Kӧster i Tristana Vankanna ukazała się w Wydawnictwie Prószyński i S-ka, w tłumaczeniu Agnieszki Walczy.

Recenzja ukazała się na portalu WYWROTA.PL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Sakura. III Wrocławskie Dni Japońskich Inspiracji

 Z przyjemnością ogłaszamy nadchodzącą III edycję festiwalu Sakura. Wrocławskie Dni Japońskich Inspiracji, która odbędzie się w dniach 9-19 ...

Popularne posty