Każda z
opowiedzianych w „Dzieciach Hitlera” historii nadawałaby się na osobny film.
Nie ma tu opowieści "zwyczajnych". Każda jest fascynująca,
choćby przez to, że wraz z bohaterami wnikamy w świat pełen dramatyzmu, tajemnic i niedomówień.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka |
Początkowo
ośrodki Lebensbornu tworzono na terenie Niemiec. Potem również w
Norwegii, Austrii, Belgii, Francji i Luksemburgu. Miały w nich przychodzić na
świat wysokie, jasnowłose i niebieskookie dzieci, do tego zdrowe i pozbawione
dziedzicznych obciążeń - ucieleśnienie ideału rasy. Przyszła elita rasy
"nadludzi". Jeśli nie spełniały "warunków" -
uśmiercano je. Później do ośrodków Lebensbornu zaczęły trafiać dzieci
innych narodowości, które zabierano siłą. W ten sposób porwano m.in. 200
tysięcy (!) polskich dzieci. Niektóre z nich nigdy nie dowiedziały się, kim są
naprawdę, inne - nieliczne - będąc dorosłymi, często starymi już ludźmi -
rozpoczęły poszukiwania, nie zawsze zakończone sukcesem. Wszystkie musiały zmierzyć
się z własną traumatyczną przeszłością.
Książka
"Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn" zawiera zaledwie
dwadzieścia historii. U wszystkich Lebensborn pozostawił ślady, które wryły się
głęboko. Choć zdarzyły się i takie przypadki, że nie wszystkie dzieci przeżyły
traumę. Jednym matczyna miłość wynagrodziła krzywdy, innym brak miłości
wyrządził jeszcze większe. Kiedy czytamy ich historie, przeżywamy je wraz z
nimi i niejednokrotnie w oku zakręci się łza. Większość z tych, które odkryły
swoje pochodzenie, pragnie zachować anonimowość, ponieważ boją się utraty
szacunku. Często powracają do trudnej przeszłości dzięki wsparciu
małżonków, dzieci albo wnuków, którzy pragną również poznać swoje korzenie.
Każda z
opowiedzianych historii nadawałaby się na osobny film. Nie ma tu
opowieści "zwyczajnych". Każda jest fascynująca, choćby przez to, że
wraz z bohaterami wnikamy w pełen dramatyzmu świat, w którym czasami trzeba być
detektywem, a innym razem z pokorą pogodzić się z faktem, że prawdziwy ojciec
lub matka nie żyją i nigdy nie dowiemy się prawdy. Bywa, że nagrodą staje się
odzyskane cudownie rodzeństwo, o którym nic się nie wiedziało, a oto odkrywa
się wiele podobieństw psychicznych i fizycznych. Niekiedy zaś matka odmawia
spotkania, bo stanowczo nie chce wracać do przeszłości. Spośród przeczytanych
historii zapamiętałam taką, której bohaterka, odrzucona wcześniej przez matkę, opiekowała się
nią ofiarnie, gdy ta była już przykuta do łóżka...
Książka
ma jednak jeszcze jedną istotną zaletę. Otóż w świetle przedstawionych
biografii powinniśmy dzisiaj wyciągnąć wnioski dotyczące sztucznego
zapłodnienia czy in vitro. Nie dyskutowano ani nie myślano
dotąd o tym, jak należy obchodzić się z takimi dziećmi, które mają troje lub
więcej rodziców lub zostały potajemnie oddane. Każdy ma bowiem
prawo do poznania swoich korzeni, a brak odpowiednich zasad może stać się
przyczyną wielkiego cierpienia. Losy dzieci Lebensbornu są tego najlepszym
przykładem.
Książka
"Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn" Dorothee Schmitz-Kӧster i Tristana Vankanna ukazała się w
Wydawnictwie Prószyński i S-ka, w tłumaczeniu Agnieszki Walczy.
Recenzja ukazała się na portalu WYWROTA.PL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz