Anna Herbich, której babcia jest
jedną z owych bohaterek, spisała owe „prawdziwe historie” (jak podaje podtytuł)
w sposób godny najwyższego uznania. I oto ”Dziewczyny z Powstania” przemówiły
po latach własnym głosem.
W sierpniu 2014 roku mija 70. rocznica Powstania Warszawskiego. Pisano o nim różnie, na ogół krytycznie. Ostatnio jednak nie tylko zmienił się ton wypowiedzi, ale zaczęto wydarzenie to przybliżać młodym pokoleniom, realizując rekonstrukcje oraz wydając liczne nowe źródła. Wśród tych ostatnich znalazła się książka szczególna, bo zawierająca wspomnienia kobiet – uczestniczek Powstania. Anna Herbich, której babcia jest jedną z owych bohaterek, spisała owe „prawdziwe historie” (jak podaje podtytuł) w sposób godny najwyższego uznania. I oto ”Dziewczyny z Powstania” przemówiły po latach własnym głosem.
Nie jest to
może pierwsza książka o udziale kobiet w Powstaniu Warszawskim. Przypomnę, że
ukazały się m.in. ”Pielęgniarki i sanitariuszki w Powstaniu Warszawskim 1944
r."(1997) Bożeny Urbanek czy ”Uliczka powstańców” - wspomnienia
sanitariuszki Marii Zatryb - Baranowskej (2014). Jednakże zebranie w jednym
tomie wspomnień tak bogatych i różnorodnych, napisanych żywym językiem, pełne
dramatycznych faktów, wyróżnia książkę Anny Herbich spośród innych.
Powstanie
widziane z perspektywy kobiet różni się
od tego, do czego przywykliśmy sięgając po tego rodzaju źródła. Kobiety
bowiem nie tylko służyły jako sanitariuszki czy łączniczki, ale także walczyły
razem z mężczyznami oraz dbały o swoich podopiecznych, zmagając się z
własnymi słabościami i ograniczeniami. Rodziły dzieci i z poświęceniem
opiekowały się nimi, mimo że czasy były apokaliptyczne.
Kim były?
Pochodziły z różnych środowisk: są wśród nich ziemianki, arystokratki, córki
zawodowych żołnierzy i dziewczyny z mieszczańskich domów. Wszystkie odebrały
patriotyczne wychowanie. Ze starych fotografii spoglądają twarze młode i
urodziwe. Jedna z bohaterek była podczas Powstania ośmioletnim dzieckiem, a
mimo to jej wspomnienia są niezwykle poruszające i mocne.
Opowiadają
swoje historie w taki sposób, że nie można się od nich oderwać. Zazwyczaj każdą
z nich rozpoczyna, jak u Hitchcocka, ”trzęsienie ziemi”, a potem jest coraz
bardziej interesująco. Śledząc ich wojenne losy, możemy obserwować, jak z
naiwnych i niedoświadczonych podlotków stawały się pełnymi determinacji
dojrzałymi kobietami. Nie wstydzą się mówić także o swoich emocjach.
”Sławka” - sanitariuszka z Ochoty - opowiada np. jak
zmusiła cywilów do niesienia rannego, grożąc im rewolwerem i sama dziwi się
własnej determinacji i temu, że okazała się do tego zdolna. Wszystkie, z
wyjątkiem małej Jadwigi, działały w konspiracji, były zaprzysiężone i przeszły
szkolenia. Brały udział w różnych akcjach, wielokrotnie narażając życie.
„”Rena” – Halina Hołownia z d. Wołłowicz -
do jednej zgłosiła się na ochotnika, bo żaden z mężczyzn się na to nie
odważył. Za tę akcję otrzymała Krzyż Walecznych. Codziennie stałam twarzą w twarz ze śmiercią – opowiada. Po wojnie
została lekarzem. Powstanie przez wiele lat powracało w snach tak intensywnie,
że bała się zasypiać…
”Marzenka” –
Krystyna Sierpińska z d. Mieszkowska straciła
rodziców i rodzinne dobra już na
początku wojny. Taki był los wielu ziemiańskich i arystokratycznych rodzin. Mimo
to zarówno ona, jak i jej bracia zaczęli działalność konspiracyjną. Wiedzieli,
że walka z okupantem jest ich powinnością. Opowiada, jak, mimo głodu, jako
sanitariuszka rezygnowała z posiłków, aby za zaoszczędzone pieniądze zakupić
materiały opatrunkowe. Przytacza także zupełnie niezwykłe zdarzenie, którego
doświadczyła, będąc w obozie jenieckim, dokąd została przewieziona po upadku
Powstania. Otóż dokarmiała tam ze swoich racji żywnościowych kobietę w połogu i
opiekowała się jej dzieckiem. I oto 30 lat po wojnie spotkała tego, dorosłego
już wówczas, chłopca oraz jego matkę. Takie niezwykłe zdarzenia również
pojawiają się na kartach tej książki.
Szczególnie
dramatyczne są wspomnienia Jadwigi Łukasik, która mając osiem lat omal nie
została wraz z matką rozstrzelana i która przeżyła prawdziwe piekło.
Wtedy zobaczyłam po raz pierwszy
ciała pomordowanych. Przed szpitalem leżały ich całe zwały, były starte na
miazgę gąsienicami czołgu. Byłyśmy przekonane, że wśród nich jest nasz ojciec.
Płonące ciało kobiety z niemowlęciem
przy piersi, w ostatniej chwili odwołana egzekucja, a potem zbiorowe gwałty na
kobietach i dzieciach – oto traumatyczne wspomnienia małej wówczas dziewczynki.
Mimo to jednak deklaruje:
Minęło
siedemdziesiąt lat, a ja żyję. To jest moje zwycięstwo.
Równie
dramatyczne są wspomnienia ”Teresy” – Teresy Łatyńskiej z d. Potulickiej.
Opisuje ona m.in. jeden z najbardziej tragicznych epizodów Powstania. Otóż 13
sierpnia 1944 roku Niemcy porzucili
czołg z materiałami wybuchowymi, który Polacy potraktowali jako zdobycz. Jego
eksplozja zabiła kilkaset osób. Kiedy opadł pył, ulica pokryta była lepką mazią
– mieszaniną ludzkiej krwi z kurzem, a na gzymsach, rynnach i balkonach wisiały
strzępy ludzkich ciał… Teresa opowiada także o tym, jak dramatycznym przeżyciem
były wędrówki kanałami.
Bohaterki przeżyły
dramat klęski Powstania, a później obozy i prześladowania z rąk aparatu bezpieczeństwa.
II wojna światowa była skończona – opowiada
Jadwiga Bałabuszko – Sławińska ps. Blizna. Wygrał
ją Stalin, a Polacy przegrali. Trzeba było sobie jakoś radzić w nowej, ponurej rzeczywistości.
I radziły
sobie jak umiały. Zostały lekarzami, psychologami, zakładały rodziny,
wychowywały dzieci. Gdy byłam mała,
babcia powtarzała mi – kończy swą opowieść Jadwiga Bałabuszko – Sławińska –
że kobieta ze Wschodnich Ziem musi
urodzić dużo dzieci. Bo jedno zginie podczas powstania, drugie zostanie
rozstrzelane, a trzecie wywiezione na Sybir. Dopiero kolejne być może będzie
miało więcej szczęścia i przetrwa. Jako dorosła kobieta przekonałam się, że
babcia miała rację.
Anna Herbich, ”Dziewczyny z
Powstania”, 2014. Książka ukazała się nakładem
Wydawnictwa Znak.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w sierpniu 2014 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz