środa, 10 stycznia 2018

"Ziarno prawdy" dla (nie)inteligentnych /recenzja filmu/

Splot kryminału z problemami polsko-żydowskimi w nowym filmie Borysa Lankosza, pełnym klisz i stereotypów.
 
plakat filmu, NEXTFILMPL
Najnowszy film Borysa Lankosza, "Ziarno prawdy", będąc adaptacją kryminalnej powieści Zygmunta Miłoszewskiego, zachowuje jednocześnie charakterystyczne tematy i poetykę poprzednich jego obrazów. Powtarza mianowicie temat relacji polsko - żydowskich ("Radegast", "Obcy VI", 2008). Natomiast jednym z głównych środków artystycznych, po który sięga chętnie reżyser, jest prowokacja. Mogliśmy się o tym przekonać, oglądając jego fabularny debiut - nagrodzony i doceniony "Rewers" (2009). Zapewne dlatego  sięgnął tym razem do powieści "Ziarno prawdy", gdyż zawiera ona podobne cechy. Dodajmy, że poetykę filmu kryminalnego "przećwiczył" Lankosz realizując serial telewizyjny "Paradoks" (2012), w którym fabuła koncentruje się wokół postaci inspektora Komendy Głównej Policji. Powtarza się nawet schemat relacji głównego bohatera i jego współpracowniczki, ewoluujący od niechęci do sympatii.

O czym jest "Ziarno prawdy"
 
kadr z filmu
Do Sandomierza, który jest w tym filmie personą dramatu, przyjeżdża "z Warszawy" prokurator Teodor Szacki, aby rozwikłać kryminalną zagadkę. Postać głównego bohatera jest w filmie wysoce schematyczna: taki trochę polski Brudny Harry, przetykany Sherlockiem Holmesem. Mężczyzna "po przejściach", brutalnie i z niechęcią traktujący kobiety, a przy tym nieufny i zamknięty w sobie. Występujący w tej roli Robert Więckiewicz ciągle patrzy spode łba i - choć to znakomity aktor - nie wyszedł chyba z poprzedniej roli bohatera "Pod Mocnym Aniołem". 

W mieście o polsko - żydowskiej historii, której pozostałości co i rusz pojawiają się niczym senne upiory, w tajemniczych okolicznościach giną kolejne osoby. Wszystko wskazuje na tzw. mord rytualny i jest mocno zakorzenione w kulturze żydowskiej. Pozostawione przez tajemniczego mściciela znaki prowadzą a to na żydowski kirkut (a właściwie to, co po nim zostało), a to do kościoła, w którym sprzątacz wygląda jak wysłannik piekieł, a za portretem  Św. Jana Pawła II wisi (ukryty)  obraz przedstawiający okrucieństwa i śmierć. Okazuje się bowiem, że mimo iż żydowski Sandomierz już nie istnieje, upiory mają się dobrze. Oczywiście, upiory antysemityzmu. 
Główna intryga, która zostaje zasygnalizowana już w animowanej czołówce filmu, jest ściśle powiązana z owym żydowsko - polskim podtekstem. Dodajmy, że nasz sceptyczny prokurator udaje się nawet do rabina (Zohar Strauss podobno specjalnie do tej roli opanował polski tekst), który objaśnia mu nadzwyczaj skomplikowane sprawy żydowsko - polskie w perspektywie historycznej, tzn. zarówno przed -, w trakcie, jak i tuż po II wojnie. Pozwala to ostatecznie Teo Szackiemu - jak go nazywają - rozwikłać zagadkę. 
 
kadr z filmu
Jak to się robi, czyli Lankosz - prowokator

Jako się rzekło, prowokacja jest jednym z głównych środków, po które sięga Borys Lankosz w swoich filmach. Tak było w "Rewersie", który swoją poetyką przypominał raczej thriller lub film noir,  niż mroczny dramat o czasach stalinowskiego ucisku. Tak jest i tym razem. Reżyser prowokuje na różne sposoby. Dostaje się dosłownie wszystkim. I tak kreśli postać niedouczonego księdza, który podczas nauki w seminarium, miast opanować hebrajski, uczestniczył - jak twierdzi z ironią - w pogromach Żydów. W ogóle po kościele snują się dziwne postaci "nawiedzonych", rodem z horroru, za to nie ma żadnych wiernych - to rodzaj panopticum.

Prowokacją jest także zasłonięcie portretem Jana Pawła II pełnej okrucieństwa sceny na obrazie wiszącym w kościele "od zawsze", a sugerującym polską ciemnotę i antysemityzm, którego kościół zdaje się być ostoją. Prowokacje odnajdziemy również w krytyce polskiej prawicy (postać Schillera), którą utożsamia się i dziś z intuicyjną niechęcią do Żydów. Dostaje się też "żołnierzom wyklętym", którzy - uwaga! - donieśli na SB na żydowskiego lekarza, przyczyniając się do zguby jego i ciężarnej żony. Lekarz pod wpływem przesłuchań i w z niepokoju o zdrowie małżonki także donosi, ale fałszywie, żeby nikomu nie zaszkodzić, więc jest z gruntu szlachetniejszy od "wyklętych". Kpi się też z "naturalnej" u Polaków zawiści "o wszystko" oraz wyssanego z mlekiem matki żydożerstwa, połączonego z ciemnotą i zabobonem (powtarzany do znudzenia motyw przesądu, że Żydzi porywają dzieci, aby z ich krwi sporządzić mace). Pod wpływem zbrodni budzą się upiory i mieszkańcy miasteczka powtarzają te i temu podobne bzdury.
Słowem, film okpiwa wszystko i to bez użycia aluzji, lecz wprost, "łopatologicznie", najwyraźniej wątpiąc w inteligencję widzów. Po błyskotliwym "Rewersie" takie walenie pałką po głowie jednak trochę rozczarowuje.
 
kadr z filmu Ziarno Prawdy, na pierwszym planie Jerzy Trela
Podobnie jak aktorstwo. Jedynie Jerzy Trela tka swoją rolę z półtonów i niedopowiedzeń, podczas gdy pozostali... Najsłabsza, bo kompletnie niewiarygodna, jest postać grana przez Aleksandrę Hamkało. Kompletnie nie rozumiemy nie tylko, o co jej chodzi (bo marną ma dykcję), ale ponadto, dlaczego taka ładna dziewczyna zadaje się z takim chamem jak Szacki. O pozostałych aktorach nie wspomnę, bo są po prostu schematyczni do bólu.

Jeśli porównamy film Borysa Lankosza z "Fotografem" Waldemara Krzystka, w którym historia równie mocno splata się z intrygą kryminalną, to "Ziarno prawdy" jednak mocno rozczarowuje. Przede wszystkim schematyzmem i brakiem oryginalności. Tytułowe "ziarno prawdy", które ma prowokować do zaniechania schematycznego myślenia (że niby w każdej legendzie jest owo ziarno prawdy) staje się - m.in. za sprawą ostatniej sceny - irytującym mentorstwem "lepiej poinformowanych". Na inteligencję widza nikt tutaj nie liczy. A szkoda. 


oficjalny trailer filmu

Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline, 2 lutego 2015 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty